TOM II Część 12
Gdy się obudziłem, znów byłem w domu Bachusa. Jakub z dziwną, nieprzeniknioną miną siedział we fotelu. Chris spał po drugiej stronie wtulony w moje okryte kołdrą stopy.
– Nie udało mi się? – wychrypiałem, spoglądając na zaciśnięte w wąską linie usta wampira.
– Nie, nie udało ci się – głos Jakuba był zimny jak lód. –Czemu to zrobiłeś?
– Bo nie chciałem, żeby oni wszyscy zaczęli mnie nienawidzić. –Ujrzałem zdziwienie na jego twarzy.
– Czemu mieliby zacząć? –Pogłaskał z czułością moją dłoń.
– Bo zawadzałem. Mark chyba czuł się winny. –Obróciłem twarz w drugą stronę, chciałem ukryć łzy.
– Ale to twoje życie, nie ich.
– Ja umarłem, gdy on zepchnął mnie ze schodów –wydukałem z trudem.
– Ktoś cię zepchnął? –Obrócił moją twarz w swoim kierunku, jak gdyby w moich oczach chciał znaleźć potwierdzenie.
– Chciałem powiedzieć, że spadłem, przejęzyczenie. –Szybko się poprawiłem, ale Jakub najwyraźniej mi nie uwierzył.
– Kto cię zepchnął ze schodów? To nie był wypadek? –Zauważywszy, że Chris się obudził, nie odpowiedziałem.
Jakub wyleciał z pokoju jak z procy. Po chwili wrócił z Bachusem. Ten kazał wyjść Chrisowi, a mnie zaczął zadawać pytania. Gdy zacząłem go ignorować, uderzył mnie w twarz. Mimo tortur zarówno fizycznych jak i psychicznych, jakie mi zafundował, nie powiedziałem mu, kto mi to zrobił. Czemu tego nie uczyniłem? Nie, nie bałem się Kamila, ale w pewnym sensie czułem się odpowiedzialny za to, co się stało. Gdyby Bachus nie zabronił Kamilowi kontaktów ze mną, nic by się nie stało. Zresztą nie chciałem, aby ktokolwiek umierał z mojego powodu.
Bachus głodził mnie, delikatnie torturował, bylebym tylko wyjawił mu prawdę. Trwało to kilka dni, podczas których nikogo do nie mnie dopuszczano, nawet Chrisa, który kilkakrotnie próbował się do mnie dostać.
Siedziałem cicho aż do momentu, w którym usłyszałem:
– Znalazłem wiedźmę, która może cię wyleczyć! –Bachus uśmiechnął się do mnie szeroko.
– Naprawdę? – byłem sceptyczny, ale miałem nadzieję.
– Tak. Ale... –tu jego uśmiech zrobił się bardziej nieludzki.
– Ale co? –chciałem , żeby wezwali ją jak najszybciej, żebym znów mógł stanąć na nogach, na moich własnych.
– Ale musisz mi wyjawić, kto sprzeciwił się moim rozkazom i skrzywdził jedną z prostytutek Marka. – Zawahałem się. Byłem przerażony, ale w końcu nadzieja wzięła górę nad strachem.
– Powiem, jeśli obiecasz mi, panie, że nie spotka go śmierć. –Dotknął mojego ramienia.
– Czemu ci na tym tak zależy? Skrzywdził cię, a ty go bronisz. Czy to Amadeo zrobił przez przypadek? –Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Jak mógł pomyśleć, że to Amadeo? Przecież mój wampir nigdy by mnie nie skrzywdził.
– Nie, to nie Amadeo. Po prostu nie jestem tyle wart, co wampir. –Zacząłem chlipać próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
– Niech będzie... Przyrzekam ci. –Wampir przyłożył dłoń na piersi.
–To...To...To... –Zacząłem się jąkać, nie mogąc wydusić z siebie imienia mego oprawcy.
– Kto to zrobił?! –zniecierpliwił się Bachus.
– Kamil –wyszeptałem z rezygnacją tak cicho, że nie byłem pewny, czy mnie usłyszał.
– Kamil zepchnął cię ze schodów?– spytał zaskoczony.
Nie odpowiedziałem, tylko obróciłem głowę w drugą stronę.
Wiedźma przyjechała po tygodniu. Wyglądała nie starzej niż ja. Mogła być nawet młodsza. Niczym nie przypominała wiedźm, które można było znaleźć na kartach książek czy w filmach.
Miała na sobie powycierane bojówki i podkoszulek z moja ulubioną kapelą rockową, a na to zarzuconą spraną, za dużą, męską, brązową bluzę. Siadła sobie w fotelu, który zazwyczaj zajmował Jakub.
Kiedy ona bacznie mi się przyglądała, Amadeo z Bachusem mnie rozbierali. Leżałem nagi na brzuchu, a ona jeździła dłońmi po moim kręgosłupie. Gdzieś w dole moich pleców zatrzymała rękę:
– Tu jest.
– Dasz rade to wyleczyć? –spytał Bachus.
– Nie wiem. –Zawahała się na dłuższą chwilę. –Wiesz, że normalnie nie zajmuję się takimi przypadkami, ale spróbuję, – po czym zwróciła się do mnie. – Jest sposób, ale będzie to dla ciebie strasznie bolesne.
– Zniosę wszystko byleby wyzdrowieć –szepnąłem, obracając twarz w jej stronę.
– Zatem dobrze. Jak wiesz, wszystkie wampirze rany goją się natychmiast. Ja uzdrowię cię dzięki wampirzej mocy. –Pogładziła wierzchem dłoni mój policzek.–Przepraszam.
Zostałem bardzo mocno przywiązany do łóżka. Unieruchomiono mnie. Dziewczyna zaczęła coś melodeklamować. Gdy złapała dłoń Bachusa, aż się skrzywiła.
Powietrze w pokoju zrobiło się jakieś dziwne, aż szczypała mnie od niego skóra. Ładny głos dziewczyny wyśpiewywał dziwne słowa.
Z początku nawet nie poczułem jej dłoni na swoich plecach, uświadomił mi to dopiero przerażający ból. Wrzeszczałem wniebogłosy, chciałem się szarpać, ale pasy skutecznie mi to uniemożliwiały. Tak okropnie bolało. To było gorsze niż to wszystko, co do tej pory przeżyłem. W końcu przestała melodeklamować i w jednym momencie odsunęła dłoń od mich pleców i puściła rękę Bachusa.
Gdyby nie Amadeo, z pewnością dziewczyna upadłaby na ziemie, ale wampir złapał ją i od razu ułożył na fotelu. Była nieprzytomna. Bachus szybko wybiegł z pokoju, zanim jednak to zrobił, zauważyłem, ze jego tęczówki mają błyszczący, czerwony kolor.
Mimo, że dziewczyna leżała od dłuższego czasu, moim ciałem nadal targały fale bólu.
– Jak się czujesz, Gabrielu?– zapytał z troską Amadeo.
– Jeszcze nie wiem! –wypłakałem.
Pokiwał głową i zaczął rozpinać pasy. W tym samym momencie do pokoju wpadł Jakub z Xelem.
– Ponoć się udało? – spytał z podnieceniem lekarz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro