Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I Część 7

Wypuścili mnie z tego piekła dopiero przed kolacją. Byłem tak głodny, że zjadłbym konia z kopytami. Dokładnie w momencie, kiedy to mój żołądek dopomniał się głośnym burczeniem o pożywienie przypomniałem sobie męczarnie ze śniadaniem. Dzięki bogom Raphael widząc, jaki jestem zmęczony sam nałożył mi wszystko na talerz, po czym wepchnął w moją dłoń odpowiedni widelec. Zjadłem ze smakiem i nagle zrobiłem się bardzo senny. Gdy już odeszliśmy od stołu Raphael zabrał mnie pod jeden z salonów, gdzie zebrała się spora liczba osób.

– Po kolacji mamy czas wolny, oczywiście jeśli nie mamy klientów. – Uśmiechnął się do mnie. – Co chcesz teraz robić?

– Spać – zachichotał w odpowiedzi i roztrzepał mi dłonią fioletowe włosy.

– Dobra idź się umyj, a ja niedługo przyjdę posmarować ci siniaki. -Spławił mnie kiwnięciem reki samemu chcąc się już spotkać ze znajomymi. 

– Dobrzeee. – odpowiedziałem przeciągle ziewając, pamiętałem jednak o tym by zakryć usta.

Tego wieczora postanowiłem nie korzystać z wanny, gdyż obawiałem się zaśnięcia w niej. Szybki prysznic i do łóżeczka. Dopiero wchodząc do sypialni ubrany jedynie w szlafrok zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnej piżamy. Bokserki, które nosiłem nie nadawały się do spania, bo były ciasne i niewygodne. Postanowiłem poszukać czegoś w komodzie, ale tam były tylko rzeczy bardzo podobne do tych, w których chodziłem w ciągu dnia. Usiadłem na łóżku i zachciało mi się płakać. Czyżby z piżamą miało być tak, jak z kąpielówkami na basenie? Właściwie nic nie stało na przeszkodzie bym spał nago, w pokoju było ciepło, a kołdra przyjemna w dotyku, jednak czułem się niezręcznie. Chciałem podczas snu mieć na sobie choćby milimetr ubrania. Nawet nie wiem, kiedy podczas tych moich głupich rozmyślań rozpłakałem się.

Gdy Raphael wszedł do pokoju zauważył mój stan, więc spytał z troską:

– Co się dzieje młody? -natychmiast przysiadł koło mnie na łóżku.

– Nie mam pi... dża... my...– wyryczałem, dzieląc słowa na sylaby i ocierając sobie twarz o przedramię.

– I to cię tak martwi? – spytał zaskoczony. – Tu nie potrzebna ci piżama.

– Ale ja chce! – wiedziałem,że zachowuję się jak rozkapryszone dziecko, ale w tym momencie nie umiałem inaczej. Byłem na granicy załamania nerwowego. Cała sytuacja po prostu mnie przerastała. 

– Skoro lepiej się od tego poczujesz... – uległ mi.

Wstał z mojego łóżka i podszedł do komody, wyciągnął najniższą szufladę, a z jej dna wydobył różowy komplecik. Znów miałem nosić dziewczęce ciuchy, ale jakoś mi to wtedy nie przeszkadzało. Raphael najpierw posmarował moje sińce, a potem bardzo dokładnie wtarł w każdy milimetr mojego ciała krem na noc. Nie obyło się bez rumieńców, kiedy kremował intymne rejony. Potem wskoczyłem w różowy satynowy komplecik, składający się z bluzeczki na ramiączkach i skąpych, za to luźnych spodenek. Poszedłem spać. Taki był mój pierwszy dzień w domu Marka, który miał się stać i moim domem na najbliższe trzy lata.

Ranek wyglądał tak jak poprzedni. Zaczęło się od molestowania mnie, co Raphael skwitował obleśnym chichotem i krótkim zdaniem... Cytuję:„Musisz do tego przywyknąć!".

Potem było śniadanie, na którym jak zwykle dostało mi się za etykietę.

Następnie wykłady, siłownia, obiad, znów lekcje, kolacja i czas wolny.

Kolejne dni były dość do siebie podobne. Po kolacji siedziałem w "sali zbiorczej" oglądając telewizję albo grając w karty, co zawsze kończyło się tym, że zostawałem goły i musiałem przebyć drogę do swojego pokoju bez ubrania. Raz na takiej przechadzce przyłapał mnie Mark, gdy zmierzał schodami do swojego gabinetu wraz z jakimś mężczyzną.

– Mogę spytać, czemu świecisz tym swoim słodkim, nagim tyłeczkiem po korytarzach? – uśmiechnął się karcąco. 

– Przegrałem w karty. -Mężczyzna stał za mną, więc nie widziałem jego miny, jednak Mark cały czas na niego spoglądał.

– Jared cię ograł? -skwitował rozbawiony.

– Zawsze to robi – powiedziałem płaczliwie.

Towarzysz Marka skwitował naszą krótką wymianę zdań tubalnym śmiechem. A ja zarumieniłem się próbując bezskutecznie zasłonić dłońmi intymne części ciała.

– No już zmykaj do pokoju. – popędził mnie Mark.

Uciekając usłyszałem jeszcze:

– A to co, nowy? -Mężczyzna miał przyjemny dla ucha głęboki głos.

– Nie gotowy, nie napalaj się, jeszcze pół roku. -Ostudził go właściciel przybytku.

– Szkoda. -Faktycznie usłyszałem w jego głosie, że żałuje.

Następnego dnia Mark przyszedł do mnie, gdy odpoczywałem po kolacji w swoim pokoju.

– Przyszły wyniki twoich badań. Jesteś zdrowy. – Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.

– Raphael mówi, że powinieneś już rozpocząć właściwie szkolenie w sferze seksualnej. -Przysiadł w nogach mojego łóżka.

– Znaczy się... – otworzyłem szerzej oczy przerażony, bo to wszystko działo się za szybko, jak dla mnie.

– Tak, dlatego proszę, byś do końca tygodnia zdecydował, kto ma cię pozbawić dziewictwa.Przygotujemy wszystko tak, by było ci jak najprzyjemniej. -Nie lubiłem, gdy używał autorytatywnego głosu szefa, bo wiedziałem, że nie mogę się sprzeciwić. 

– Ale niby z kim ja mam to zrobić? – spytałem płaczliwie ukrywając twarz w dłoniach, przerastała mnie ta sytuacja.

– No nie wiem. – Przysunął się bliżej, po czym przygarnął mnie do swego boku. Od razu poczułem się lepiej.– Raphael jest tobą oczarowany, zresztą znasz go, nie muszę ci mówić, jaki jest. Jared, mimo że zazwyczaj złośliwy, to w tych sprawach, też jest bardzo delikatny. Michael...

– To ten wysoki blondyn? – spytałem ocierając twarz w garnitur Marka.

– Tak. Jest jeszcze kilku miłych i delikatnych chłopców, którzy z pewnością się zgodzą. – Uśmiechnął się do mnie pocieszająco roztrzepując przy okazji moje włosy.

– A dziewczyna nie może być? – spojrzałem na niego z nadzieją.

– Wolałbym, żebyś wybrał chłopaka, bo przecież wiesz, na czym ma polegać twoja praca. Raczej kobiet nie będziesz zaspokajał, jesteś na to zbyt... drobny. -Stwierdził, a ja musiałem przyznać u rację.

– Rozumiem. – odpowiedziałem zdołowany.

– Mogę ci zaproponować jeszcze jedno wyjście. – Pogłaskał mnie po ramieniu, tuląc mnie mocniej.

– Tak? – spytałem zaciekawiony alternatywą, bo może była szansa, że wywalczę trochę czasu na oswojenie się  bardziej z tą myślą.

– Wiem, że obiecałem, że pierwszego klienta otrzymasz dopiero po pół roku, ale wpadłeś mu w oko. To mój przyjaciel, pomógł mi zbudować to miejsce. Wie, że nie jesteś jeszcze gotowy, ale bardzo chciałby być twoim pierwszym -cóż tego się nie spodziewałem.

– Ale... -ta wizja przerażała mnie chyba bardziej niż poprzednie, po Raphaelu przynajmniej wiedziałem, czego się spodziewać, a on był obcy.

– Wysłuchaj mnie do końca proszę. – Przerwał mi próbę oporu. – Od tej transakcji nie wezmę centa. Potem dostaniesz dwa dni wolnego, jeden na wypoczęcie, a drugi byś mógł poszaleć po mieście z Raphaelem. To, co zazwyczaj biorę sam wypłacę ci na rękę. Pójdziecie do kina, kupisz sobie jakąś grę czy coś w tym stylu. Przemyśl moją propozycje. Nie poganiam cię, nie namawiam, to twoja decyzja.

– Mam pytanie. -Westchnąłem.

– Tak? – spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Czy jak się zgodzę,to on będzie delikatny i nie zrobi mi krzywdy? – naprawdę się bałem, a mój głos drżał.

– Nie musisz się martwić, ręczę za niego. Zadba o każdy szczegół, byle byś się czuł jak najbardziej komfortowo. Zresztą to bardzo wpływowy mężczyzna. Jeśli mu się przypodobasz, będziesz miał życie jak w Madrycie. Zasypie cię prezentami i będzie odwiedzał tak często, iż nie starczy ci czasu na innych klientów. – Opowiadał rzeczowo patrząc przy tym nie w moją stronę, lecz gdzieś na ścianę.

– Czy mogę zostać teraz sam? -W mojej głowie było tak wiele myśli i strachu.

– Oczywiście. – uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco wstając z mojego łóżka.

– A właściwie nie. – zatrzymałem go, gdy wychodził. – Czy możesz poprosić do mnie Raphaela? Chcę z nim porozmawiać.

– Nie ma sprawy. – wyszedł.

Propozycja Marka wydawała się porządku. Prawdę mówiąc od początku swego pobytu w tym domu nigdzie nie wychodziłem. A mężczyzna na schodach wydawał się miły i był dość przystojny. Nie chciałem jednak sam podejmować decyzji, Raphael musiał mi w tym pomóc. Nim zdążyłem pomyśleć ostatnie zdanie „wilk" wpadł do pokoju i wrzasnął:

– Ale ci się trafiło, jak ślepej kurze złote ziarno. Ten facet to chodząca góra kasy. Powiedziałeś Markowi, że się zgadzasz? – spytał podejrzliwie.

– Czyli uważasz, że powinienem się zgodzić? – oparł się o szafeczkę przy moim łóżku.

– Czy powinieneś? – powiedział to takim tonem, jakby nie wierzył w to, co usłyszał. – Jak ci się uda wcisnąć na miejsce jego byłego kochanka, to jesteś ustawiony do końca życia.

– Czyli teraz powinienem iść do Marka i powiedzieć mu, ze się zgadzam? – spytałem dla upewnienia.

– Jasne! – przybrał jeszcze bardziej nonszalancką pozę.

– A ja myślałem, że ty będziesz chciał. – Zarumieniłem się i od razu obróciłem głowę w drugą stronę.

– Eee... – zrobił mało inteligentną minę i usiadł na łóżku obok mnie. Złapał moją dłoń.

– Bardzo chciałbym być twoim pierwszym, ale ja nie zapewnię ci tego, co możesz dostać od Alexandra. Ja będę cię miał wiele razy potem. A ta transakcja może ci zapewnić dostatek do końca życia. -Trochę przerażał mnie tok jego myślenia, jednak musiałem wziąć to za pewnik. 

– To się zgodzę, ale... -przerwał mi.

– Tu nie ma się, nad czym zastanawiać. Uwierz mi to dla ciebie najlepsze wyjście. -Pokiwałem głową w odpowiedzi i wstałem z łóżka kierując swe kroki do gabinetu Marka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro