Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM I Część 19



Poszedłem do swojego pokoju z zamiarem natychmiastowego zaśnięcia. Przygotowali dla mnie przyjęcie, ale ja przeszedłem tylko obok jadalni i pobiegłem do siebie. Raphael wpadł zaraz za mną.
– On ci coś zrobił!! – Powiedział oskarżycielsko.
– Nic fizycznego. -Odparłem kryjąc twarz w poduszce.
– Nie rozumiem. -Siadł obok mnie na łóżku i zaczął delikatnie głaskać mnie po włosach.
– Zbyt bardzo się zaangażowałem. -Mój głos brzmiał dziwnie, w końcu stłumiony był poduszką i ukrywanymi przed Raphaelem łzami.
– Po dwóch spotkaniach? -spytał szczerze zaskoczony.
– Nie zrozumiesz. -Spojrzałem na niego.
– Co zrobisz? -przytulił mnie do siebie.
– Więcej się z nim nie spotkam.
– Ale on sobie zamówił sporo wizyt. -Delikatnie odciągnął mnie od siebie, by na powrót spojrzeć mi w oczy.
– Pewnie dziś je odmówi. -Powiedziałem znów szukając ciepła i ukojenia w jego ramionach.
– Powiedziałeś mu? -w jego głosie była dezaprobata, ale też ulga.
– Sam zrozumiał. To skomplikowane. -Nie miałem siły, by tłumaczyć mu, co połączyło mnie z Louisem.
– Tego się nie spodziewałem, a przynajmniej nie tak szybko. -Pocałował mnie w czubek głowy.
– To nie ważne, przejdzie. -Odsunąłem go od siebie, by pokazać, że jestem silniejszy niż w rzeczywistości byłem.
– Nie kryj tego w sobie. -Powiedział łapiąc mnie za podbródek i znów głęboko patrząc w moje oczy.
– To co mam zrobić? – wrzasnąłem, a łzy same popłynęły po moich policzkach. W tym samym momencie do pokoju wszedł Mark.
– Co on ci zrobił? Wiedziałem, że to świr. -Był tak samo ograniczony jak Raphael, nie mogłem zrozumieć czemu oni nie widzą w nim tego piękna, które ja zobaczyłem i pokochałem.
– Nic fizycznego. – Powtórzyłem już tak lakonicznie, jak było mnie na to stać.
– Zresztą to już nie ważne, właśnie wycofał rezerwację. -Mark podszedł do nas, bacznie mi się przyglądając.
– Wiem. -Odparłem ze spokojem, który nagle mnie ogarnął.
– Czy stało się coś, o czym powinienem wiedzieć? -Mark spojrzał najpierw na mnie, potem na Raphaela, próbując odnaleźć w naszych twarzach wyjaśnienie.
– Nie. – Wytarłem oczy, spojrzałem na nich i wyszedłem do łazienki. Przez drzwi usłyszałem szept.
– Widziałeś jego oczy? – Raphael szepnął z dziwnym przestrachem.
– Zmieniły się.
– Są puste. Wyglądają tak jak oczy większości starych dziwek. A on dopiero zaczyna. -Raphael był przerażony.
– Mam go zwolnić? -głos Marka był chłodny, wyprany z emocji.
– Nie wiem, ale boje się, że go zabijemy pozwalając mu tu zostać.
– Wiedziałem, że jest słaby, ale miałem nadzieję... – nie wytrzymałem.
– Ja zostaję, nigdzie się nie wybieram. – Wrzasnąłem, a po cichu tak, by nie usłyszeli dodałem. – Nie mam dokąd iść.
– Gabryś, to dla twojego dobra, nie każdy się do tego nadaje. – Powiedział Mark przez drzwi.
– Mam na imię Gabriel i się nadaję.
– Posłuchaj nas. – Raphael szarpnął za klamkę. – Czemu drzwi są zamknięte? -spytał zaskoczony.
– Bo ich nie otworzę, dopóki nie zmienicie zdania. -Płakałem, wrzeszczałem, chcieli mi zabrać dom, rodzinę, przecież nic więcej nie miałem, oni byli wszystkim.
– Nie wygłupiaj się. Pomożemy ci, znajdziemy inną pracę, tam będziesz szczęśliwszy. -Mark mówił do mnie jak do małego chłopca, którym nie byłem od momentu, gdy podpisałem umowę.
– To jest mój dom i mam już pracę. -odwrzasnąłem, bałem się, nie chciałem nigdzie iść, chciałem zostać tu.
Spojrzałem w lustro, chłopak, którego ujrzałem był dziwnie blady, a jego oczy były puste i bez życia. Może oni mieli rację. „Nie!" pomyślałem i uderzyłem dłonią w lustro, nie pękło, ale narobiłem hałasu.
– Otwórz te pieprzone drzwi, bo je wyważę! -nie spodziewałem się po Raphaelu takiego wzburzenia, on zawsze był taki spokojny.
– Rób co chcesz! – odwrzasnąłem.
Nie mogli mi tego zrobić. Nie mogli mi zabrać rodziny. Nie mogłem odejść. Padłem pod zlew i zacząłem płakać. Po chwili usłyszałem łomot i do łazienki wpadli Jared z Michaelem. Ten drugi natychmiast zerwał z drzwi zwisającą obecnie zasuwkę.
– Zostawcie mnie, chcę sobie popłakać.
Jared spojrzał na mnie jakoś dziwnie, tak samo wyglądał Michael. Wtedy zauważyłem, że na dłoni mam krew. Nie było tam jednak rany. Zacząłem szukać przyczyny. Szybko się podniosłem i spojrzałem w lustro. Cała twarz była nią wymazana, a z nosa ciekła jak z kranu. Umyłem twarz i przykładając papierowy ręcznik pod nos sięgnąłem do szafeczki, gdzie leżały tampony. Raphael rozpakował go za mnie i delikatnie umieścił go w dziurce.
– Jeśli każecie mi odejść, to odejdę, ale już na amen. – Powiedziałem nad wyraz poważnie, choć nie do końca byłem przekonany, czy zdobyłbym się na taki czyn. – Nie mam dokąd iść. Jestem sam. Wy jesteście moją jedyną rodziną. Do wuja nie wrócę, bo w końcu mnie i tak zabije.
– Nie pozwoliłbym ci do niego wrócić. – Wtrącił się Mark.
– Bardzo polubiłem Luisa, ale to już się nie powtórzy, wiem już czego unikać. -Mark pokiwał głową, choć jego mina wcale nie potwierdzała, że mi uwierzył.
– Nie wątpię. -Dodał po chwili.
– Poradzę sobie, ale muszę przywyknąć do pewnych rzeczy. -Mówiłem, a oni słuchali, ale chyba mi nie do końca wierzyli.
– Dam ci jeszcze szansę, choć nie powinienem. Na razie koniec ze stałymi klientami, tych dwóch, reszta tylko z doskoku. -Na koniec Mark wypuścił głośno powietrze, jakby nagle mu ulżyło.
– W pełni się zgadzam. – Powiedziałem .

Nagle dziwnym trafem okazało się, że mam kupę wolnego czasu. Klientów miałem rzadko. Zawsze byłem miły, robiłem to, co ode mnie wymagali, ale nie próbowałem się do nich zbliżyć. Nawet od Alexandra się odsunąłem. Nie był z tego powodu zadowolony, ale chyba rozumiał. W domu nie myślałem o pracy. Za to w skrzydle z sypialniami byłem inny, byłem profesjonalistą. W domu byłem wesoły i czytałem książki, wszędzie było mnie pełno. W sypialni byłem przykładną zdyscyplinowaną prostytutką. Nauczyłem się rozdzielać życie prywatne i pracę. Tak było łatwiej.
Cztery miesiące po tym Mark zaufał mi na tyle, że zacząłem przyjmować klientów, którzy mogli stać się moimi stałymi. W końcu miałem ich siedmiu. Potrafiłem przyjmować czterech klientów dziennie. Przyjmowałbym więcej, ale Mark się nie zgadzał. Imprezowałem z chłopakami, flirtowałem z dziewczynami. Życie stało się proste i piękne. Kilkakrotnie widziałem Luisa zmierzającego na spotkanie z innymi podopiecznymi. Witałem się, uśmiechałem i znikałem w sypialni. Czasem wydawało mi się, że za późno się z nim rozstałem. Mimo czasu nadal czułem do niego sentyment. Któregoś razu zaproponował mi żebym z nim odszedł, że zostanę jego utrzymankiem. Grzecznie odmówiłem i poszedłem dalej, mimo, że moje serce chciało z nim zostać. Nie mogłem, podpisałem umowę i nie chciałem, wiedziałem, że w końcu by się mną znudził, a ja zostałbym z niczym.
Tego dnia do mojej sypialni zawitał niejaki Frank Jones. Zanim dobrze wszedł do pokoju powiedział:
– Rozbieraj się suko, szybko nie mam czasu. -Sam w tym czasie rozpinał marynarkę, nie podobał mi się jego ton, ani słowa, których użył.
Pozbyłem się ubrania, a on kilkakrotnie pociągnął ręką po swoim prąciu sprawiając, że stało się ono skłonne do zabawy. Podałem mu prezerwatywę, patrzyłem jak ją zakłada. Położyłem się na brzuchu i wypiąłem pośladki. Wszedł we mnie bez niczego. Zabolało, choć już dawno nie bolało. Z każdym ruchem było coraz gorzej. Nagle poczułem, że coś jest nie tak. Bolało, piekł. On nie zwalniał. Czułem coś ciepłego i mokrego spływającego po moim udzie. Jego ruchy przyśpieszyły. Schowałem głowę w poduszkę, by nie krzyczeć. Wiedziałem, że coś mi rozerwał, ale w sumie to był normalny seks, więc nie wolno było mi tego przerwać. Na koniec wyszedł ze mnie i ochlapał moje plecy i pośladki swoją spermą. Wyszedł do łazienki a ja opadłem na łóżko. Prześcieradło szybko zmieniało kolor. Lepiłem się od krwi i jego nasienia. Mężczyzna wyszedł bez słowa. Spróbowałem się podnieść, ale nie mogłem. Owinąłem się w zakrwawione prześcieradło i na trzęsących nogach dowlokłem się do drzwi. Oparłem się o ramę i resztką sił je otworzyłem. Opadłem na podłogę, było mi tak ciężko się skupić. Siedziałem próbując nie zasnąć, czekałem, aż ktoś będzie szedł. Czułem, że prześcieradło jest coraz bardziej mokre. W końcu ujrzałem jakiegoś mężczyznę.
– Pomóż mi. – wychrypiałem. Nie zauważył mnie, zebrałem w sobie wszystkie siły. – Pomóż mi! – wtedy mnie usłyszał. Zaczął się rozglądać, gdy mnie ujrzał podbiegł do mnie z wystraszoną miną.
– Co ci jest? -był przerażony.
– Wezwij kogoś. Niech dzwonią po lekarza. – Straciłem przytomność.

Obudziłem się w białej sali, leżałem na brzuchu z głową zwróconą w bok.
Poczułem, że ktoś trzyma mnie za rękę.
– Raphael. -mój głos brzmiał obco, jakbym nagle prawie całkiem ochrypł.
– Jestem kiciu. – Ścisnął moją dłoń.
– Co on mi zrobił? -wspomnienia wróciły w jednej chwili, zalewając mnie bólem i strachem.
– Przegiął, ale już jest wszystko dobrze. -mimo że jego twarz była uśmiechnięta, to wiedziałem, że kłamie.
– Tak. – Zasnąłem , a może znów straciłem przytomność.

Obudziłem się i usłyszałem czyjąś rozmowę.
– Co z nim? -po głosie rozpoznałem Alexandra.
– Stracił sporo krwi, niepotrzebnie ruszył się z łóżka. -Odpowiedział mu Mark.
– Zabiję sukinsyna. -Chciałem otworzyć oczy, ale się powstrzymałem, chciałem wysłuchać ta rozmowę do końca, może w ten sposób dowiem się w końcu prawdy.
– Uspokój się. Nie warto, więcej go nie wpuszczę.
– Jak on w ogóle mógł? -Alex był podłamany, prawie płakał.
– Ktoś go wynajął, chciał chyba zniechęć małego do pracy. -Usłyszałem kroki, to Mark zaczął łazić w te i z powrotem .
– Kto mógł zrobić takie świństwo?
– A jak ci się wydaje? -Usłyszałem w jego głosie obrzydzenie.
– Myślisz, że on byłby do tego zdolny? -nie rozumiałem tej enigmatycznej wymiany pytań, chciałem się w końcu dowiedzieć, czemu i kto mi to zrobił, a oni mi tego nie ułatwiali.
– On mu odmówił, a wiesz, że jak on czegoś chce to, to dostaje.
– Pieprzony brzydal! -niemal wykrzyknął, ściszając głos pod koniec, chyba nie chcąc mnie obudzić.

Czy to możliwe, żeby Luis mi to zrobił? Czy byłby wstanie mnie skrzywdzić tylko po to, bym przyjął jego propozycję?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro