Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I Część 10

Kolejny dzień najchętniej wyrzuciłbym z pamięci. Tyłek bolał mnie niemiłosiernie. Nawet oddychanie sprawiało mi trudności. Leżałem tak długo na brzuchu, że aż cały ścierpłem. Każdy, choćby najmniejszy ruch powodował, iż miałem ochotę wyć, a najlepiej umrzeć. W końcu Raphael się nade mną zlitował i wsadził mnie do wanny z ciepłą wodą. Pomogło, lecz na krótką metę, podobnie jak tabletka przeciwbólowa i maść, którą mi zaaplikowano nie powiem gdzie. Przez cały tydzień naruszony tyłek utrudniał mi życie. Zostałem zwolniony z siłowni i basenu, a na zajęciach by móc wysiedzieć podkładałem sobie miękką poduszkę. Właściwie to się z nią nie rozstawałem, mimo iż większość kolegów się ze mnie śmiała, to ja i tak nosiłem ją pod pachą jak skarb.
W środę do swojego gabinetu wezwał mnie Mark. Nie bardzo rozumiałem czego ode mnie chce, ale wykonałem polecenie, bez szemrania, mimo że marsz po schodach nie był najprzyjemniejszy. Usiadłem w fotelu, oczywiście przed tym umieszczając na nim swój skarb i zamieniłem się w słuch.

– Gabrielu, czy naprawdę cię tak boli? – popatrzył na mnie z troską, której się u niego nie spodziewałem.

– Jest lepiej niż było w niedzielę. – odpowiedziałem wymijająco, bo sądziłem, że woli nie znać prawdy.

– Pewnie nie chcesz się skarżyć, ale czy Alexander był brutalny?

– Brutalny? – nie zrozumiałem, co miał na myśli, bo przecież Alex był dla mnie dobry i chyba powiedział mu o tym.

– No czy był popędliwy... czy cię skrzywdził? – zaakcentował ostatnie słowo, chyba próbując mi w ten sposób coś przekazać, ale ja niestety nie zrozumiałem aluzji.

– Nie... był bardzo delikatny... – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– Mi możesz powiedzieć. – złapał mnie za ramiona, jak gdyby chciał mnie przytulić.
– Ale on naprawdę był bardzo delikatny tylko, że jestem bardzo tam... malutki, a on był taki... wielki.

– Czyli twój obecny stan nie jest wywołany jego... hmm... popędliwością?

– Nie, tylko moimi rozmiarami. – zarumieniałem się spuszczając głowę.

– To dobrze, wystraszyłem się. – oderwał dłonie ode mnie i się obrócił głośno wypuszczając powietrze z płuc, a po chwili obrócił się z powrotem do mnie i spytał z troską:

– Chcesz może jechać do lekarza, żeby to obejrzał?

– Raczej nie. Raphael mówił, że wszystko jest w porządku. – wolałbym zdechnąć niż miałby mi tam znów ktoś grzebać.

– A to dobrze. Możesz już iść.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić kiedy twój tyłek ciągle piecze.

W piątek czułem się świetnie, bo wszystkie objawy zniknęły, więc w sobotę już ćwiczyłem i pływałem.
Niestety w niedzielę usłyszałem od Raphaela:

– Od jutra zaczynamy szkolenie seksualne. No chyba, że cię jeszcze boli.

– Nie boli, ale się boję. – zrobiłem płaczliwą minę.

– Czego? – popatrzył na mnie nie rozumiejąc.

– Czy to zawsze będzie tak boleć? – moje policzki znów pokryły się szkarłatem.

– Nie. W końcu przywykniesz. Zresztą nie zaczniemy od razu od seksu, najpierw cię porządnie porozciągamy.

– Jak? – spytałem szczerze zainteresowany i zarazem przerażony wizją jaka przyszła mi do głowy. Wtedy nie mogłem jeszcze wiedzieć, że moje wyobrażenia są jedynie namiastką tego, co wydarzy się naprawdę.

– Dowiesz się jutro. – uśmiechnął się złowieszczo.
-Oj jak ja bym wolał się tego nigdy nie dowiedzieć.

W poniedziałek, obudziłem się sam i zniknąłem w łazience, by Raphael nie zastał mnie zaspanego w łóżku i nie zaczął dręczyć, zanim się dokładnie przebudzę. Wyszedłem z łazienki kompletnie ubrany i ujrzałem Raphaela z bananem na ustach siedzącego na moim łóżku. Sam ten uśmiech powinien wzbudzić moją podejrzliwość, ale skąd mogłem wiedzieć jakie on ma plany.

– O, wstałeś dziś wcześniej? – zapytał retorycznie, patrząc na mnie co najmniej dziwnie.

– Jakoś tak wyszło. – uśmiechnąłem się niewinnie.

– I ubrałeś się? – pytanie było retoryczne, ale czułem też w tym namiastkę pewnego rozżalenia i nagany.

– No tak. – spuściłem głowę.

– No to się teraz rozbierz! - Rozkazał.

– Po co? – oj ja dobrze wiedziałem po co, ale starałem się odlec tę chwilę jak najdalej.

– Musimy zadbać o pewną rzecz. Ściągnij spodnie i się połóż. – Nie patrzył już na mnie tylko przeglądał jakieś rzeczy leżące obok niego na mojej pościeli.

Przecież nie mogłem się z nim kłócić. Położyłem się jednak na plecach, próbując się z nim droczyć.

– Dobra, koniec zabawy młody. Ja mogę się z tobą nie cackać i cię tu zerżnąć bez żadnych przygotowań. Więc? – jego głos stracił miłą barwę i łagodny ton. Wiedziałem, że nie żartuje.

– Przepraszam – obróciłem się.

– No mały, tyłek do góry. Jakiego zapachu chcesz żel?

– A jakie masz? - spytałem, choć tak na prawdę miałem to w dupie.

– Truskawka, czekolada, wanilia, malina albo cola. - Słyszałem w jego głosie rozbawienie.

– To ja chcę ten ostatni. - Ze stresu nawet nie zarejestrowałem, co wymienił.

Po chwili poczułem słodki zapach i palec w mojej dziurce, potem był drugi oraz trzeci, nie było najgorzej.

– Otwórz – usłyszałem, a Raphael wepchnął mi w dłoń prezerwatywę.

Przestraszyłem się znów, ale wiedziałem, że nie mogę zaprotestować. Otworzyłem i podałem mu krążek. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem jak Raphael naciąga ją na... pewien gumowy przedmiot, był grubości dwóch złączonych palców.
Poczułem jak przedmiot zagłębia się we mnie.

– Możesz się ubrać. Migiem, bo spóźnimy się na śniadanie. – Powiedział wycierając dłonie w mały ręczniczek.

– Ale ja mam z tym chodzić? – byłem przerażony tą wizją.

– Tak. – jego głos był zimny, wiedziałem że wszelkie próby przekonania go do zmiany zdania spełzną na niczym. – Wyjmiemy przed siłownią i wsadzimy z powrotem po pływaniu.

– Ale to będzie mi przeszkadzać - marudziłem.

– Pewnie tak, lecz niestety nie mamy innego wyjścia. To będzie co najwyżej nieprzyjemnie, ale nie powinno sprawiać bólu. Natomiast stosunek w obecnej sytuacji byłby bardzo bolesny. Mam nadzieję, że rozumiesz, iż to dla twojego dobra. – Dotknął placami mego policzka wpatrując mi się w oczy.

– Jasne. – rzekłem z ironią, jednak się ubrałem.

Czułem ten przedmiot w sobie przy każdym ruchu. Jak szedłem do stołówki to przyjemnie ocierał się o moją prostatę. Starałem się ograniczyć ruchy, żeby przez przypadek nie dostać wzwodu.
Tego dnia podczas śniadania zobaczyłem nowego chłopaka, ślicznego niczym cherubinek. Blond włoski, niebieskie oczy. Normalnie aniołek. Był jeszcze drobniejszy i zapewne młodszy ode mnie. Gdy to sobie uświadomiłem zacząłem mu współczuć. Nie mogłem się na tym jednak bardziej skupić, bo gdy sięgnąłem po pieczywo znów przeklęty przedmiot się poruszył sprawiając mi jednocześnie fale przyjemności jak i wstydu. Zapewne domyślacie się dlaczego...
Byłem przeszczęśliwy jak Raphael wreszcie wyciągnął ze mnie to draństwo. W życiu tak się nie cieszyłem z powodu zajęć na siłowni, jak wtedy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro