Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część I Część 25

Gdy przekroczyłem próg biblioteki, ujrzałem dwie postacie na obitym bordowym aksamitem fotelu. Raphael siedział bokiem na kolanach około 30–letniego mężczyzny i całował go z wielką namiętnością. Gdy przerwali, mężczyzna zwrócił na mnie uwagę.

– A to kto? -skupił swe spojrzenie na powrót na Raphaelu, który wpatrywał się w niego maślanym wzrokiem.

- To Gabriel, mój podopieczny -rzucił jakby od niechcenia, wtulając swoją twarz w szyję swojego klienta.

- Witam -skinąłem głową na przywitanie, gdy na mnie spojrzał.

- Witaj Gabrielu w moich skromnych progach, czuj się jak u siebie w domu. Raphaelu... -przeniósł swoją uwagę na chłopaka, który, półleżąc na jego kolanach, tulił się do niego niczym mały kociak złakniony czułości. -Idźcie się rozpakować, a potem zejdźcie na dół Martha poda wam kolację. Potem ty... -zwrócił się do mnie -możesz iść się pobawić nad morzem. A ciebie mój drogi chłopcze... -pogłaskał mojego opiekuna po włosach. -chcę widzieć w mojej sypialni jeszcze przed zachodem słońca.

- Jasne -Raphael uśmiechnął się z czułością do swojego klienta.

Dostaliśmy pokoje obok siebie. Mój wyglądał nieziemsko. Olbrzymie łóżko na środku pokoju. Wielka szafa i komoda stały pod ścianą koło drzwi. Ściany miały przyjemny błękitny kolor z żółto -czerwonym wzorkiem tuż pod sufitem. Jedna z nich była w całości oszklona. Kolacja też była inna niż ta, którą dostawaliśmy w domu. Tu nikt nie przejmował się kaloriami. Dostałem taką porcję, że mógłby najeść się i cały pułk wojska. Nie wcisnąłem w siebie nawet połowy, ale Raphael wsunął wszystko ze swojego talerza i to, co ja zostawiłem. Gdy zmierzaliśmy na górę się przebrać w kąpielówki, a Raphael w ciuchy godne swojego klienta, spotkaliśmy w holu młodego chłopaka. Nim się obejrzałem, mój opiekun tulił się do dziewiętnastolatka, wykrzykując jego imię: „Amadeo" (I kto tu się zachowuje jak dziecko?). Kiwnąłem głową na przywitanie, a chłopak powtórzył gest, próbując uwolnić się z chciwych ramion Raphaela.

- Co tu robisz? -spytał mój opiekun, całując go w policzek.

- Przyjechałem w odwiedziny do Vladimira. A ty? -mówiąc te słowa, wcale nie patrzył na Raphaela, wysłał mi długie ciekawe spojrzenie, taksując mnie od góry do dołu.

- A co ja tu mogę robić? -uśmiechnął się lubieżnie, wystawiając język w jego kierunku.

- A chłopak? -obaj na mnie spojrzeli.

- Urządzam mu wyjątkowe wakacje -uśmiechnęli się do siebie jakoś podejrzanie porozumiewawczo, ale cóż ja mogę na to poradzić.
Zresztą, nawet niczego nie podejrzewałem, bo nie miałem żadnych podstaw. Przynajmniej jeszcze nie, choć miało się to zmienić w najbliższym czasie.

Był wieczór, a właściwie już prawie noc, a ja od ponad godziny spacerowałem brzegiem plaży. Moje nogi obmywała ciepła fala. Pachniało solą, morską wodą. Piasek przyjemnie chrzęścił pod stopami. Byłem odprężony i spokojny, całe napięcie wywołane tempem życia gdzieś uleciało, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Świat nagle zwolnił i pozwolił mi się cieszyć drobnostkami. Śliczną muszlą wyrzucona na brzeg przez fale, kolorowymi kamyczkami, które zbierałem do mokrej już podkoszulki, mewą leniwie sunącą po niebie, resztkami zachodzącego słońca. W tej jednej, krótkiej chwili byłem szczęśliwy.

Przypomniałem sobie wyjazd z rodzicami, kiedy byłem jeszcze mały. Robiłem babki z pisaku, biegałem w te i z powrotem, starając się poznać wszystko, co nowe, a oni leżeli na leżakach i się do mnie uśmiechali. Pamiętam ich spokojne twarze. W moich oczach zaszkliły się łzy, ale były one dobre, więc pozwoliłem im płynąć. Jednocześnie byłem szczęśliwy i płakałem. Tęskniłem, ale chyba miałem do tego prawo. Piasek był jeszcze ciepły, nagrzany słońcem. Usiadłem tak, by fale nie mogły mnie dosięgnąć. Wspominałem dobre chwile, ale już nie płakałem. Cieszyłem się z nich.

Wróciłem do posiadłości, wziąłem prysznic i po raz pierwszy, od bardzo dawna, spokojny i szczęśliwy położyłem się spać. Śniło mi się, że wtulam się w zimne ciało chłopaka, którego widziałem dziś w holu. Jego skóra była równie nieprzyjemna i chłodna, co ciało tamtego mężczyzny, który nastraszył mnie w klubie. Czułem jak jego dłonie badają moją rozgrzaną pieszczotami skórę. Cóż to był za realny sen. Widziałem jak jego zimne usta całują moje ciało, było to tak przyjemne, tak podniecające, tak zniewalające, że ledwie łapałem oddech. W końcu zacząłem oddawać przyjemność, pieściłem jego ciało, tak jak on dotykał moje. Rano obudziłem się ze sztywnymi od zaschniętej spermy bokserkami. Troszkę roztrzęsiony umyłem się i zaprałem skutki erotycznego snu, który zresztą był pierwszym takim w moim życiu.

Dzień spędziłem kąpiąc się i opalając na plaży. Raphaela spotykałem tylko na posiłkach. Z każdym, kolejnym razem był coraz bledszy i jakby taki powolniejszy. Wieczorem we czterech zasiedliśmy w bibliotece. Raphael na kolanach Vladimira, wtulony w niego powoli zasypiał, albo raczej za wszelką cenę starał się nie przenieść do krainy Morfeusza. Ja zaś siedziałem na kanapie, a tuż obok mnie Amadeo. Rozmawialiśmy na neutralne tematy i popijaliśmy dobre czerwone wino. Po dłuższym czasie, Vladimir zapytał mnie:

– Gabrielu, wiem, że jesteś tu na wakacjach, ale czy nie zechciałbyś dziś w nocy dotrzymać towarzystwa mojemu przyjacielowi? –spojrzał na chłopaka siedzącego tuż przy mnie.
Gdy Raphael to usłyszał, poderwał się gwałtownie z kolan swojego klienta.

– On nie! To za wcześnie! On nie jest gotowy! –złapał za poły marynarki i wykrzykiwał te słowa wprost w twarz mężczyzny.

– Spokojnie, Raphaelu. –Jego elektryzujący głos przywróciłby spokój rozjuszonej kobrze. –Amadeo sprawi, że chłopcu będzie jak w niebie, a jednocześnie nie pozostawi żadnych śladów swojego bytowania na nim. –Spojrzałem na Amadeo, który z rozbawiona miną przyglądał się tej scenie.

Nie zrozumiałem ostatniego zdania, ale ono w jakiś sposób uspokoiło Raphaela, który na powrót usadowił się wygodnie na kolanach swojego klienta. Poczułem jak zimne ramię ogarnia moje plecy. Od razu powróciły do mnie wspomnienie ze snu. Miałem irracjonalne wrażenie, że nocna mara wcale nie była snem, ale jeszcze nie miałem dowodów.

Po kolejnej godzinie pogaduch o niczym i o wszystkim, Vladimir stwierdził, że pora iść się do swych sypialni. Wziął śpiącego już Raphaela i udał się do swojego skrzydła domu. Odprowadziłem swojego opiekuna tęsknym wzrokiem. Chłodne ramię nie pozwoliło mi się jednak zbyt długo wpatrywać w pusty już korytarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro