Cześć 4
Jak Wam się podoba? A może dać sobie spokój?
Praca nad tym tekstem, nie jest tak łatwa, jak sądziłam. Choć staram się trochę ubogacić pewne fragmenty, to ciężko poprawić jest styl pisania, który według mnie jest koszmarny, bez napisania tego całkowicie od początku.
***
Płakałem nie zdając sobie z tego sprawy.
Mark powiedział mi później, że się przeraził, gdy wszedł do pokoju. Sądził, że coś mi się stało, bo siedziałem z kolanami podciągniętymi pod brodę miarowo kołysząc się przy tymw przód i w tył, do tego bezmyślnie patrzyłem się w ścianę, a po moich policzkach nieprzerwanie płynęły łzy.
– Zaraz się ubiorę i pójdę sobie. –Powiedziałem o dziwo beznamiętnie. – Tylko Raphael musi mi oddać moje ciuchy. –Dodałem ciszej. Chciałem by to się już skończyło, nie miałem sił.
– Co? – spytał zaskoczony Mark siadając koło mnie na łóżku.
– Teraz przecież mnie wyrzucisz. Widzisz je - wskazałem na sińce na moich nogach - to oznaka, że byłem niegrzeczny. A ty wymagasz posłuszeństwa. - W Mark odpowiedzi przejechał palcem po jednym z sinych przebarwień na udzie lekko się wzdrygając.
Wyciągnął ręce w moją stronę i naprawdę myślałem, że mnie uderzy, więc odruchowo się zasłoniłem. On zrobił jednak coś zgoła innego... Przytulił mnie mocno, choć jednocześnie delikatnie, jakby się bał, że zrobi mi krzywdę. Byłem w głębokim szoku , nie mogłem się odezwać, ruszyć, nie wiedziałem jak mam rozumieć jego zachowanie. W końcu się ode mnie odkleił, sądziłem, że teraz każe mi się wynosić, a może jeszcze mnie ukaże za kłamstwo. Przypomniałem sobie, jak bolało, gdy włożyłem tam palce. Znów się rozpłakałem, ale on przytulił mnie jeszcze mocniej i zaczął uspokajająco szeptać mi do ucha:
– Nie bój się nikt cię już nie skrzywdzi,wszystko będzie dobrze. Zaopiekujemy się tobą. Obiecuję, że nikt cię już nieuderzy. - Spojrzałem na niego niepewnie.
– Mogę zostać? – mój głos drżał, a po policzkach ciekły łzy, jednak w sercu narodziła się nowa nadzieja.
– Oczywiście głuptasie - poczochrał mi włosy.
– Ale sińce, one są… - chciałem mu wszystko wytłumaczyć, on jednak kategorycznie mi przerwał.
– Pojedziemy do lekarza, obejrzy je. - Przestraszyłem się.
– Nie! – zaoponowałem z przestrachem. – Lekarz zadzwoni na policję! – spróbowałem wyrwać się z jego objęć.
– Spokojnie, nie bój się, to nasz lekarz. Nikomu nic nie powie. – Jego głos był taki spokojny, tak opiekuńczy, troskliwy, nie potrafiłem się mu sprzeciwić.
Tak naprawdę nie bałem się, że doktor zawiadomi władzę, wątpiłem, by ktoś taki jak Mark sobie na to pozwolił. Przerażała mnie wizja tego, że zobaczą bliznę na udzie. Niechciałem by uznał mnie za szaleńca, który sam doprowadził się do takiego stanu. Nie chciałem by ktokolwiek pomyślał, że sam sobie to zrobiłem.
Raphael wpadł do pokoju trzymając w ręku jakieś ciuchy, spojrzał na nas, ale nic nie powiedział. Mark wypuścił mnie ze swoich ramion. Obróciłem się do nich tyłem i założyłem na siebie tunikę z długim rękawem i luźne spodnie. Schyliłem się, żeby założyć buty i aż zasyczałem. Znów zabolało, nie potrzebnie to ruszył, wcześniej nie było, aż tak źle. Raphael dostrzegł wyraz bólu na mojej twarzy i padł nakolana wyręczając mnie w wiązaniu butów.
Znalazłem się na tylnym siedzeniu czarnego mercedesa Marka. Przez całą drogę, jak się później okazało do prywatnej kliniki, Raphael przytulał mnie do swojego boku i głaskał po jeszcze wilgotnych włosach. Traktował mnie jak małe dziecko, zjednej strony mi się to nie podobało, bo niedługo miałem stać się dorosłym mężczyzną, a z drugiej nikt nie zajmował się mną tak czule od śmierci rodziców.
Weszliśmy do sporego budynku. Gabinet lekarski, do którego mnie zaprowadzono znajdował się wskrzydle C. Gdy tam doszliśmy lekarz czekał już na nas pod drzwiami. Niepodobało mi się, że obaj moi opiekunowie weszli ze mną do gabinetu, ale przecież nie mogłem się sprzeciwić. Doktor kazał mi się rozebrać za parawanem i ubrać w szpitalną koszulę. Przez całe plecy było rozcięcie, co mnie nie ucieszyło. Wyszedłem zza parawanu starając się zakryć swoje nagie pośladki nadmiarem materiału. Efekt był taki, że obaj moi opiekunowie zaczęli się śmiać. Posadzono mnie na wysokiej kozetce. Nogami majtałem spory kawałek nad ziemią.Lekarz w średnim wieku, był nawet przystojny, choć miał raczej urodę molaksiążkowego. Błękitne oczy ukrywał za grubymi szkłami, spod kitla wystawała mu biała koszula w zielono-żółto-fioletowe misie, do tego czerwony krawat z jakąś niewielką plamką na środku.
Kazał mi się położyć,po czym ściągnął mi z ramion koszulę i odsłonił cały tułów. Obadał wszystkiesińce. Dotykając żebra stwierdził:
– Raczej stłuczone, ale dla pewności trzeba zrobić prześwietlenie.
Potem pomógł mi założyć górę, a podwinął dół prawie pokazując światu moje klejnoty. Obejrzał pobieżnie wszystkie stłuczenia, następnie robiąc to, czego bałem się najbardziej – kazałmi rozsunąć nogi. Moje myśli wrzeszczały: „Nie rób tego! Zobaczy bliznę!”, ale wykonałem polecenie. I owszem zobaczył bliznę, ale nawet się nią nie zainteresował. Za to Mark dokładnie się przyjrzał. Widziałem, że cisną mu sięna usta pytania, ale się powstrzymał. Mark zwrócił się do lekarza:
– Może skoro już tu jesteśmy, to wykonasz te badania? - Spojrzałen na Raphaela, który mrugnał do doktora posyłając mu uśmiech, który na prawdę mi się nie spodobał.
– Znaczy TE badania? – spytał z równie głupim uśmiech wyrazem twarzy lekarz, kładąc nacisk na „te” i nie spuszczając oczu z chłopaka siedzącego koło Marka.
– Chcę wiedzieć czy dzieciak jest zdrowy. – Mina, jak i ton Marka nie wyrażały żadnych uczuć. Wiedziałem, że w tym momencie on z mojego opiekuna zmienił się w pracodawcę.
– W sumie nic nie stoi na przeszkodzie. –Lekarz obrócił się w moją stronę. – Gabrielu teraz obejrzę twoje narządy intymne, mówię ci to, żebyś się nie przestraszył.
Pokiwałem głową w odpowiedzi . A doktor podwinął jeszcze wyżej moją koszulę. Zrobiłem się purpurowyna twarzy i w tym samym momencie zachciało mi się płakać ze wstydu, ale jakimś cudem się powstrzymałem. Obejrzał dolne partie brzucha i obadał jądra, ponoć sprawdzając czy nie mam przepukliny. Potem delikatnie odwinął skórkę z mojego penisa,obrócił się do Marka jednocześnie mnie przykrywając.
– Nie ma stulejki, przepukliny, nie jest obrzezany i nie jest raczej nosicielem żadnej z chorób wenerycznych widocznych gołym okiem. Żadnych krost, ropni, przebarwień. – Potem znów wrócił do mnie –obróć się teraz i wypnij.
– Co? - zdołałem wydusić przez zaciśnięte gardło.
– To tylko badanie. Nic ci nie zrobię. - Tłumaczył spokojnie, czekając, aż wykonam polecenie.
Obróciłem się na brzuchi uniosłem pośladki do góry. Teraz nie obyło się bez kilku łez. Zobaczyłem jak mężczyzna zmienia lateksowe rękawiczki na nowe i smaruje palce jakimś żelem z tubki. Przestraszyłem się nie na żarty, przecież tam wszedł ledwo mój jeden drobny paluszek, a on chciał wsadzić dwa swoje.
– Rozluźnij się. – usłyszałem, ale te słowa miały teraz dla mnie wydźwięk żartu. Jak ja to niby miałem zrobić?
Poczułem jak coś się we mnie wślizguje, o dziwo nie bolało. Badanie nie było zbyt przyjemne, ale napewno nie bolesne. W końcu je ze mnie wyjął, a ja z ulgą opadłem na kozetkę,usłyszałem tylko za swoimi plecami:
– Jest czysty, żadnych zgrubień, guzków. – a potem znów słowa zostały skierowane do mnie – Nie uprawiałeś jeszcze seksuanalnego?
Słowo „jeszcze” uświadomiło mi, że lekarz o wszystkim wie.
– Nie, jeszcze nie. – odpowiedziałem chłodno. Chciałem już stamtąd uciec, ale to był dopiero początek męczarni.
Pobrano mi krew, zrobiono prześwietlenie, na którym nie było nic niepokojącego, prócz kilku już zrośniętych, starych złamań. Kazano mi jeszcze nasikać do pojemnika. A potem lekarz dał tabletki przeciwbólowe i maść, by siniaki szybciej zeszły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro