Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cześć 3

Moje rozważania przerwało pukanie do drzwi.

 – Mogę wejść? –zapytał raczej chłopięcy niż męski głos.

 – Kąpię się. –odkrzyknąłem niezadowolony, że ktoś przerwy mi tak przyjemny relaks.

 – Pewnie w pianie po same uszy? – spostrzegł rozbawiony.

 – Tak. – dodałem ciszej odrobinę zawstydzony, że tak łatwo przejrzał moje zachowanie.

 – To wchodzę! -drzwi zaczęły się uchylać, a ja złapałem się ostatniej deski ratunku.

 – Nie! Jestem nagi! - zanurzyłem się w wannie  tak, że widać było tylko moją głowę.

Chłopakowi oczywiście nie przeszkodziła moja protestująca wypowiedź.Wszedł jak do siebie i usiadł sobie na taboreciku koło wanny.

 – Jestem Raphael i będę twoim opiekunem.

Wynurzyłem się troszeczkę, by mu odpowiedzieć.

 – Gabryś… znaczy Gabriel. – uśmiechnął się w odpowiedzi.

 – Jak się wykąpiesz,to pójdziemy na obiad.

 – Obiad? – na to odpowiedział mój brzuch głośnym burczeniem.

Raphael zachichotał i podnosząc się zostawił mi rzeczy na taborecie. Szybko się umyłem i wytarłem. Wciągnąłem na siebie bardzo przylegające bokserki. Nie byłem przyzwyczajony do takich, więc trochę mnie gniotły. Złapałem za spodnie, ale te już nie chciały wejść. Postanowiłem, iż włożę na siebie bluzkę i pójdę do pokoju obok. Miałem nadzieję, że będzie tam Raphael i poszuka mi innych spodni. Bluzeczka była czerwona i strasznie przylegała do ciała, do tego kończyła się przed pępkiem. Spojrzałem na siebie w lustrze. Bokserki uwydatniały moje jeszcze niezbyt duże przyrodzenie, jednak że miałem nadzieję, iż znacznie urośnie w przeciągu najbliższych lat. Natomiast bluzka podkreślała mięśnie klatki piersiowej, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy, chociaż niestety nie zasłaniała ramion, ani dolnej części pleców,gdzie wciąż znajdowały się powoli blednące sińce. Dopiero teraz zauważyłem, że te na udach też nie zniknęły, więc nie mogę tak wyjść do Raphaela. Postanowiłem krzyknąć przez drzwi, ale po głębszym przemyśleniu uznałem, że mogłoby to zostać odebrane jako niekulturalne, dlatego je uchyliłem, a przez szparę wystawiłem głowę.

 – Raphael?!

 – Jestem. – wstał z mojego łóżka i podszedł do mnie – Co się stało Kruszyniaczku?

 – Spodnie są za ciasne i bluzka za krótka. – odpowiedziałem zmieszany i wystraszony.

 – Nie możliwe. –powiedział i pociągnął drzwi.

Chciałem się schować, ale było już za późno. Zobaczył mnie oraz fioletowo-żółte ślady na moim ciele.

 – Są za małe, nie mogę ich założyć. – rozpaczliwie próbowałem odwrócić jego uwagę od siniaków, ale nie podziałało.

Podszedł do mnie i obejrzał ramię. Przejechał palcem po sińcu, który miał kształt dłoni, ten był najciemniejszy, bo ostatni.

 – Kto? Kto ci to zrobił? - jego mina jasno mówiła, że jest przerażony tym co widzi.

 – Ja upadłem, to tylko siniaki. - Kłamałem rozpaczliwie, mając nadzieję, że chłopak straci zainteresowanie tym co mnie spotkało.

 – Od upadku nie ma się odciśniętych palców na ramieniu. – Powiedział przerażony. Złapał za dół mojej podkoszulki i ściągnął ją ze mnie bardzo ostrożnie. Przejechał delikatnie dłońmi po moim tułowiu, gdzie ślady, choć liczne, były o wiele jaśniejsze.Jednak, gdy dojechał do jednego z dolnych żeber, aż się skuliłem z bólu.Dotknął tego miejsca jeszcze raz, ale już delikatniej, mimo to znów zasyczałem i aż mi się słabo zrobiło. – Jedziemy do lekarza! Natychmiast!

 – Nie trzeba to przejdzie – i już ciszej dodałem – zawsze przechodzi.

 – Ile to trwało? –głos mu drżał.

 – Co? – spytałem z głupią miną.

 – Ile czasu ten ktoś cię tłukł? - poczułem się, jakby teraz on wymierzył mi policzek. Co miałem mi odpowiedzieć?

 – Nie… on się czasem zdenerwował, jak coś zepsułem, albo byłem nieposłuszny. - Tłumaczyłem się cicho spuszczając głowę. W końcu uważałem, że to moja wina, że to przez moje zachowanie wuj wpadał w furię.

 – Czy to ten twój wujek ci to zrobił? – był wzburzony, by się uspokoić zaciskał i rozluźniał rytmicznie pięści.

 – On nie jest zły, jest po prostu chory. – znów podświadomie zacząłem go bronić – Czasem obrywałem, gdy był pijany. – powiedziałem ciszej, jakbym się tego wstydził... jakbym to ja po pijaku tłuk swojego jedynego siostrzeńca.

 – Zostań tu. Poszukam ci innych ciuchów i zawiadomię Marka. – mówił tak jakby nie usłyszał tego, co do niego powiedziałem.

Złapałem go za rękę nie pozwalając mu wyjść.

 – Nie mów Markowi.Since zejdą za tydzień lub dwa. Wystarczy, że poszukasz ciuchów, które je zakryją. – dodałem konspiracyjnym szeptem.

 – Że co? – teraz on miał głupią, wyrażającą totalne niezrozumienie minę.

 – Nie mów mu. Gdy on je zobaczy uzna, iż jestem nieposłuszny i mnie wyrzuci. A ja sobie tam nie poradzę. Proszę nie rób tego. - Błagałem, poczułem się w tym domu na prawdę bezpieczny, a teraz miałem go stracić.

Dziewiętnastolatek podniósł mnie z ziemi, przeszedł do pokoju, po czym ułożył mnie na łóżku i okrył kołdrą. Następnie wyszedł bez słowa. Nie wiedziałem, co teraz będzie. Czy mnie posłuchał i nie powie nic Markowi? A może poszedł mnie wydać i zaraz Mark wpadnie każąc mi sobie iść? Dotknąłem jednego ze śladów na wewnętrznej stronie uda. Tego Raphael nie mógł zauważyć. Blizny tam tworzyły przerywany okrąg. Była to pozostałość po wbitej potłuczonej butelce, o której nikt nie wiedział, a wuj udawał, że nic takiego nie miało miejsca, albo naprawdę był zbyt pijany, by cokolwiek pamiętać. Ja zaś doskonale potrafię sobie przypomnieć ból i strach oraz tą dziwną radość, gdy sądziłem, że rana jest na tyle poważna, aby mnie zabić. Nie trafił jednak w tętnicę. Szkoda, bo było tak blisko, a spotkałbym się z rodzicami. Płakałem nie zdając sobie z tego sprawy. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro