Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.3

Obudził się z tępym bólem w lewej ręce. Przez chwilę leżał w bezruchu z zamkniętymi oczami, potem jednak postanowił zmierzyć się z rzeczywistością i uchylił powieki.

Spodziewał się swojej obskurnej, dobrze znanej już szarej celi w lochach zamku na Tamtym Świecie - miejscu, z którego pochodził, i którego nigdy nie opuścił. Rozglądając się wokół nie zauważył żadnej znajomej rzeczy. Czy znajdował się w zamku? Oczywiście, przecież by go nie wypuścili. Pamiętał tylko tyle, że zemdlał, co niewiele mu pomagało w wywnioskowaniu obecnego miejsca przebywania. Poruszył się, ale źle wymierzył odległość i prawie spadł z kanapy, na której leżał, musiał więc złapać się stojącego nieopodal krzesła. Odratowało go przed spotkaniem z podłogą, jednak samo upadło, robiąc przy tym niemały hałas. Blake przeklął cicho, nie mogąc uwierzyć we własną głupotę - być może właśnie przekreślił swoją szansę na ucieczkę. Wbrew temu, co mogła pomyśleć księżniczka, wcale nie miał ochoty poddać się bez walki i dać się zabić.

Ów myśl spowodowała, że zaczął się zastanawiać, czy dziewczynie udało się uciec z pierścieniem, zanim strażnicy czy Mroczni pomyśleliby o tym, by ją przeszukać. A na pewno by o tym pomyśleli, i to może nawet zrobili to od razu po tym, jak on sam stracił przytomność.

Z trudem wstał i podniósł krzesło zdrową ręką. Już parę minut wcześniej ze zdziwieniem stwierdził, że lewe ramię jest usztywnione i obandażowane. Lekko się podtrzymując rozejrzał się po pokoju - spore pomieszczenie wyglądało na salon z normalnego domostwa. Czyżby po 'troskliwej opiece' Huntera potrzebował dłuższej rekonwalescencji i wysłano go do domu jakiejś przypadkowej mieszczańskiej rodziny? Tylko niepojęte było, dlaczego ktoś z zamku miałby się o niego troszczyć - przecież straszyli go śmiercią, a on bez mrugnięcia okiem w te groźby wierzył.

Nieoczekiwanie, jedyne drzwi w pokoju się otworzyły, a chłopak aż podskoczył, odruchowo wyciągając przed siebie zdrową rękę w geście obrony. Co nie bądź, wczorajszy wieczór zostawił po sobie ślady w jego psychice.

Jednak zamiast oczekiwanego zamkowego strażnika we framudze drzwi pojawiła się troszkę tęższa kobieta z fartuszkiem na biodrach. Długie blond włosy splotła w warkocz. Blake'owi zdawało się, że skądś ją kojarzy.

- O! Obudziłeś się. Jak się czujesz? Ręka za bardzo nie boli? - zapytała, ale on nie mógł się odezwać. Wciąż jeszcze był w niemałym szoku, że nikt się na niego nie rzuca z pięściami. - Na pewno jesteś głodny. Masz ochotę na zupę?

Blake popatrzył na nią dziwnie. Może chciała go otruć, grając dobrą gospodynię?

- Widzę, że nie bardzo wiesz co się stało. Zaraz zawołam Willow, to ona ci wszystko wyjaśni, a ty się połóż jeszcze na chwilkę. A zupki i tak przyniosę. - powiedziała z lekkim uśmiechem i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.

Skoro w tym domu jest także Willow, to... gdzie ja jestem?, pomyślał, siadając na kanapie i postanawiając poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.

Drzwi uchyliły się po raz kolejny, ale tym razem pojawiła się w nich Willow. Dziewczyna weszła do środka szybkim krokiem.

- Jak się czujesz? - zapytała na wstępie, siadając na krześle naprzeciwko skołowanego chłopaka. - Wszystko okej?

- Gdzie my jesteśmy? - zapytał, ignorując wcześniejsze pytania, jak to miał w zwyczaju. - Willow, proszę, powiedz, że wiesz.

- Spokojnie. - zaczęła. - Jesteśmy w moim starym domu, na Queen Street. Teraz mieszka tu Owen razem z Ellą, którą już poznałeś. Nic nam tu nie grozi.

Blake otworzył szerzej oczy.

- Na Ziemi? - szepnął.

- Nie mogłam cię tam zostawić.

- Jak to zrobiłaś? - zapytał, zaciskając palce na kancie kanapy, a potem syknął, czując ból w lewym ramieniu.

- Omyłkowo wrzucili cię do mojej celi. - wyjaśniła dziewczyna przełykając ślinę. 'Wrzucili' było idealnym odzwierciedleniem tamtej sytuacji. - Kiedy Owen przenosił mnie po raz pierwszy, była ze mną Arya, a ja ją chwyciłam za rękę i ją też wtedy przeniósł. Więc tak sobie pomyślałam, że skoro raz się udało, to może drugi raz też się uda.

Ponieważ Blake milczał, a Willow nie mogła znieść tej ciszy, dodała:

- I się udało.

Chłopak podniósł na nią swoje zielone oczy.

- Dziękuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny. Uratowałaś mi życie.

Policzki dziewczyny pokrył rumieniec.

- Czy twój brat czuje się już lepiej? - zapytał chłopak bawiąc się swoim bandażem. Wydawał się bardziej nieśmiały niż w zamku, być może dlatego, że nie był już w znanym sobie otoczeniu.

- Znacznie. I to dzięki tobie. - odparła uśmiechnięta dziewczyna. Nagle w pokoju pojawiła się Ella, kierując swoje kroki w stronę stołu. Na widok spojrzeń kierowanych w jej stronę powiedziała tylko:

- Zupkę przyniosłam. Pomidorowa, lubisz? Wszyscy lubią pomidorową. - sama sobie odpowiedziała i szybko wyszła z salonu, kierując swoje kroki ponownie w stronę kuchni.

Blake posłał w stronę stołu z miską pomidorówki tęskne spojrzenie.

- Idź jedz, to dla ciebie. - zaśmiała się. - Nie otrujesz się. - dodała, zupełnie nie wiedząc, że chłopak rozważał wcześniej taką opcję.

Przesiedli się do stołu, a Blake zajął się pochłanianiem jedzenia. Ella chyba przewidziała, że jest bardzo głodny, bo przyniosła jeden z największych głębokich talerzy, jakie miała na wyposażeniu kuchni, dodatkowo wypełniony po same brzegi.

Willow przez ten czas przyjrzała się Blake'owi, który po zabiegach pielęgnacyjnych jej byłej niani wyglądał znacznie lepiej, niż wcześniej, choć jego wygląd nadal pozostawiał sporo do życzenia.

Włosy nadal miał za długie, a jego twarz pokrywał nie pasujący do niego zarost. Miłym zaskoczeniem była zupełnie czysta twarz, przez co - tak jak dziewczyna przewidziała, blizna stała się mniej widoczna. Podarty i zakrwawiony podkoszulek zastąpiła trochę przymała bluzka Owena. Na jego nadgarstku wciąż zawiązana była czarna plecionka z rzemienia.

- Skąd to masz? - zapytała, bo to pytanie dręczyło ją, odkąd ujrzała bransoletkę po raz pierwszy. Chłopak podążył za jej spojrzeniem. - Nie widziałam tego, kiedy poszliśmy po pierścień.

- Dostałem od siostry bardzo dawno temu. - odparł.

- Od Aryi? - zdziwiła się. - Nie pomyślałabym, że...

- Nie od Aryi. - zaprzeczył, a jej imię w jego ustach zabrzmiało prawie jak przekleństwo. Odpowiedział mu pytający wzrok Willow. - Od młodszej siostry.

- Nie miałam pojęcia, że masz jeszcze jedną siostrę. Czy ona była w zamku?

- Nie żyje od trzech lat. - powiedział cicho.

- Przepraszam... - szepnęła dziewczyna ze skruchą.

- Przeze mnie. - dodał chwilę później, odkładając łyżkę do prawie pustej już miski. - Zabili ją przeze mnie. - szepnął cicho.

- O czym ty mówisz?

- Ona miała tylko dwanaście lat. Tylko dwanaście, rozumiesz? A oni ją zabili, dlatego, że powiedziałem jej, żeby z nimi porozmawiała. Wysłałem ją do stada potworów. To jest moja wina. - oparł łokcie na stole i ukrył twarz w dłoniach. Willow nie wiedziała, co zrobić.

- Ale...

- Była inna. - ciągnął. - Inna niż Arya czy ja. Taka kochana i niewinna. Kochałem ją ponad wszystko, była moją małą siostrzyczką, a ja starałem się być dobrym bratem, naprawdę się starałem. - Willow nie miała już wątpliwości, że chłopak płacze, ale nie chciała mu przerywać. - I wtedy ona zaczęła wykazywać te umiejętności. - szepnął. - Przyszła z tym do mnie, ale ja nie wiedziałem, nie wiedziałem co robić. Więc poradziłem jej, żeby poszła z tym do ojca. Myślałem, że jej pomoże, naprawdę w to wierzyłem. A oni ją zabili. Zaprowadzili do króla i pozwolili zabić na własnych oczach. Przeze mnie. Rozumiesz to? Przeze mnie zabili małą dziewczynkę. Moją siostrę.

- Przecież to nie była twoja wina. - powiedziała pewnie dziewczyna. - Hej, posłuchaj mnie. To nie była twoja wina, chciałeś jej pomóc.

- Powiedzieli, że jest Bramą. A wszystkie Bramy trzeba było zniszczyć, bo zagrażały królowi. Więc zniszczyli własną córkę. - szepnął i spojrzał prosto na Willow. - Wtedy uciekłem i włamałem się do zamku. Ciara mi pomagała, znaliśmy się już wcześniej, z dzieciństwa. Słyszałem o was z opowieści, o tobie i o twoim bracie. Postanowiłem, że dostanę się na Ziemię i wam pomogę, że pomszczę siostrę, zniszczę króla i podłych rodziców. Złapali mnie w ostatnim momencie, bo za długo się wahałem przed wejściem do portalu. Wahałem się, czy dam radę, czy uda mi się coś zrobić. Czy warto. Zamknęli mnie w lochu, a ja już po tygodniu rozwaliłem zamek w drzwiach mojej celi. Wiele razy miałem sposobność do ucieczki, ale nie mogłem. Zasługiwałem na to, żeby tam siedzieć. Zasługiwałem, bo zabiłem własną, niczemu winną siostrę. Dlatego nie uciekłem. I nadal zasługuję na karę, na więzienie. Powinnaś była mnie tam zostawić. - Willow nie mogła już tego słuchać, dlatego kierowana impulsem podeszła do chłopaka i go po prostu go przytuliła.

- Nigdy sobie nie wybaczę, że ją zabiłem. - szepnął w jej włosy.

- Nie zabiłeś. - powiedziała pewnie Willow. - To nie była twoja wina. Przestań się o to obwiniać. Ona by tego nie chciała, Blake. Nie chciałaby, żebyś obwiniał się o coś, czemu nie jesteś winien. Jak miała na imię?

- Mia. - odszepnął, tuląc do siebie dziewczynę. W końcu wyszło na to, że siedziała mu na kolanach.

- Uratowałeś życie mi i Owenowi. Przestań się obwiniać o jej śmierć.

Blake spojrzał na nią przez łzy, które zaraz potem natychmiast otarł. Chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział.

- Przepraszam. - szepnął cicho.

- Nie masz za co. - odparła równie cicho, przytulając go mocno, a on to odwzajemnił. Wbrew temu, co powiedział Owen, Blake był jej przyjacielem, mimo, że znali się tylko niecałe trzy dni. Po prostu to czuła. A i on czuł tak samo.

Przedostatni!

ZuMaa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro