Rozdział 6.3
Z nosa ciekła mu krew, odkąd Hunter w końcu spełnił swoje wcześniejsze groźby. Milczał. Znajdował się w pomieszczeniu służącym najprawdopodobniej za coś w rodzaju biura dla strażników. Siedział na prostym, drewnianym krześle. Przełożony Huntera, którego imienia Blake nie znał, podszedł do niego.
- Powiedz, Lancaster. Opłaca ci się to? - zapytał. - Pytam po raz ostatni: jak wyszedłeś z lochów?
- Powiedziałem już. - mruknął pod nosem.
- Czyli cały czas trzymasz wersję, że wszedłeś na parter głównymi schodami?
Nie odpowiedział, ale strażnik widocznie i tak wziął to za potwierdzenie.
- Gdzie jest sygnet?
- Nie wiem.
- Gdzie. Jest. Sygnet.
- Nie wiem!
- Naprawdę myślisz, że jesteśmy tak głupi!? - strażnik szarpnął go za ręce. - Co to jest!? Pytam!
- Rzemień. - odpowiedział.
- Który należy do...?
- Do mnie.
- To jest twoja wersja. Należy do twojej siostry, gówniarzu, a ty jej to ukradłeś! Co za zbieg okoliczności, prawda? Ukradłeś to tego samego dnia, w którym zaginął sygnet! Gdzie on jest!?
- Nie wiem. Ja go nie mam. Możecie mnie przeszukać. - powiedział, podnosząc związane ręce do góry.
- Och, nie musisz się o to martwić. Twoją celę też przeszukamy. Ale myślę, że w końcu się dogadamy. - warknął i popchnął go, prawie przewracając wraz z krzesłem.
- Hunter!
- Tak jest?
- Zajmij się nim. A potem odprowadź ładnie do celi.
- Tak jest!
Kilku strażników podeszło do niego. Już po chwili krzesło stało puste, a on leżał skulony na ziemi, chcąc zemdleć. Nie miał jak się bronić, poza tym nie miałoby to żadnego sensu. Upragniona ciemność nastała kilkanaście minut męczarni później. O kilkanaście minut za późno.
ZuMa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro