Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.2

Dotarł do niego dawno niesłyszany dźwięk otwierania metalowego zamka w celi obok, dlatego czujnie nadstawił uszu w dalszym ciągu udając, że śpi.

- Kiedy się obudzi, macie mnie zawołać. - usłyszał znajomy głos przemawiający do jednego ze strażników stojących przy drzwiach kawałek dalej.

To dziwne, że umieszczają nowego w tej części lochów, gdzie jest najmniej straży, pomyślał. Kiedy przez następne paręnaście minut nic się nie zadziało, ponownie zasnął.

- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże!

Natychmiast się obudził, nie wiedząc, co się dzieje. Po chwili uświadomił sobie, że wołanie dobiega z celi obok. Bezszelestnie podniósł się ze starego, wyświechtanego i nie do końca czystego materaca do pozycji siedzącej. Ten niezbyt wygodny skarb dostał od jednej z kucharek, które gotowały dla więźniów. Dziewczyna w dalszym ciągu lituje się nad nim, podając przez zaprzyjaźnionego strażnika trochę lepsze jedzenie, niż innym więźniom.

Cierpliwie czekał, nie odzywając się ani słowem. Wiedział, że wystarczy szepnąć, a dziewczyna - co wnioskował po głosie - od razu go usłyszy. Ściany pomiędzy celami nie są tak grube jak te naokoło ich.

- Arya! - zawołała dziewczyna ponownie. - Arya, gdzie jesteś?!

Włoski stanęły mu na karku. Po jakie licho ona ją woła?

- Tutaj. - odpowiedział ni stąd ni zowąd ten sam głos, który wcześniej instruował strażnika. Dziewczyna zza ściany przez dobrą chwilę milczała.

- Co się z tobą stało? - zapytała szeptem.

- Nic takiego. - odparła Arya.

Nic takiego, wiesz, kupiłam sobie parę ciuszków, przemalowałam paznokcie, przefarbowałam się na niebieski - nowe włosy, nowa ja, teraz będę ratować jednorożce, pomyślał, nagle zdenerwowany obojętnością, a może nawet rozbawieniem zasłyszanym w głosie Aryi.

- Zresztą, nigdy nie lubiłam tego koloru na włosach. Blond do mnie nie pasuje.

Naprawdę? Naprawdę plotkują o włosach w więzieniu? Kobiety nie mają litości dla innych, próbujących cierpieć w samotności, zdecydowanie nie mają, ani deka.

Kolejne pytanie padło z ust więźniarki z celi obok:

- Gdzie jesteśmy?

Chłopak oparł się załamany o ścianę. To było pytanie retoryczne, czy ta dziewczyna naprawdę nie wie, że jest w lochach? Przecież musiała coś przeskrobać, żeby się tu znaleźć. Chociaż... W sumie, może jednak nie musiała.

- Tam, gdzie chciałaś się znaleźć. Na Tamtym Świecie. - odpowiedziała jej Arya z dumą w głosie.

A więc dziewczyna nie jest stąd? Jak to możliwe, że tuż po przenosinach została załapana? Musi mieć albo wielkiego pecha, albo... Albo wielkiego pecha, ot co.

- Ale dlaczego...?

Też sobie zadaję to pytanie, pomyślał, wywracając oczami. Przez przypadek wywrócił blaszaną miskę po wczorajszej kolacji, na szczęście już pustą, ale bez hałasu się nie obeszło. Skrzywił się, i najciszej i najszybciej jak mógł ustawił ją z powrotem. Na szczęście, nie zwrócił tym na siebie uwagi.

- Dlaczego tu jesteś tam, a ja tu? Och, to bardzo proste! Widzisz, moja droga, wszystko zawdzięczasz mnie. - Arya zaśmiała się, a po ciele chłopaka przebiegł dreszcz. Nienawidził, kiedy się śmiała. Jak mogła się na to zdobyć, po tym wszystkim? - Pochodzę stąd. Poinformowałam właściwych ludzi, gdzie jest twój braciszek, ale niestety zwiał razem z tą swoją opiekunką, która, prawdę mówiąc, powinna być bardziej czujna mając na oku ostatnią żywą Bramę. No, ale to poszło na moją korzyść!

Z powrotem skupił się na rozmowie. Po jego głowie zaczęły chodzić przeróżne myśli, przeganiając jedna drugą w swojej szaleńczości. Przecież to niemożliwe, żeby to była ona. Z tego, co się orientował, nie miała zielonego pojęcia o tym wymiarze, ani nawet o tym, że ma brata. Skąd miałaby się tu wziąć?

- Ty byłaś... Dlaczego mnie zamknęłaś? - drążyła tamta, a tym razem chłopak bardziej przysłuchiwał się jej głosowi. Czy to możliwe? Możliwe, że to właśnie ona? Że jest akurat w celi obok? - Przecież się przyjaźnimy, od zawsze...

Ach, czyli to dlatego ją wołała, przemknęło przez jego głowę. Miała mieć ją na oku, a w razie czego poinformować Radę. Widocznie owe 'w razie czego' właśnie nadeszło.

- Naprawdę tak myślałaś? Czyli muszę być dobrą aktorką. Ale tak naprawdę, możesz stąd w każdej chwili uciec. Wystarczy, że poprosisz swojego brata, żeby przeniósł cię z powrotem. Tylko że twoja podróż, bez sygnetu, po prostu go zabije, oszczędzając nam przy tym roboty. Ale zawsze masz wybór - jeśli ci się tu znudzi, w każdej chwili możesz wrócić do domu, do rodziny, do przyjaciół... - kolejny raz podle zarechotała. - Przepraszam, do przyjaciół nie. Przecież nie miałaś przyjaciół poza mną. Tak więc, moja droga Willow. Witam cię na Tamtym Świecie, który stoi przed tobą otworem - szkoda, że zobaczysz go tylko zza krat, z perspektywy wiecznego więźnia swoich własnych wyrzutów sumienia. Oczywiście, muszę cię ostrzec - jeśli chcesz stąd zwiewać, to musisz się pospieszyć, bo nie ustajemy w poszukiwaniach aktualnego miejsca przebywania Owena Everett. Ot, taka przyjacielska rada. Do zobaczenia! - zawołała jeszcze, a chłopak bezszelestnie położył się, zamykając oczy. Sekundy później Arya przeszła obok jego celi, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.

Arya nigdy nie była przezornie ostrożna, kiedy zdobywała pewność zwycięstwa. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że podała informacje, za których rozpowszechnianie niewłaściwym osobom groziło natychmiastowe ścięcie. A on - niepozorny więzień, ulubieniec zamkowej kucharki - zdecydowanie nie był właściwą osobą.

ZuMa 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro