Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.2

Było ciemno i cicho. Tak strasznie, przerażająco cicho, że Willow przeszywały ciarki. Nigdzie nie było widać drogi, ani niczego, co mogłoby zdawać się jakąś przestrzenią. Dziewczyna czuła się, jak uwięziona w czerni. Otchłań i ona. Nie widziała nawet, na czym stoi. A może się unosiła?

A potem nagle wszystko się rozświetliło i już wiedziała, gdzie jest. Rozpoznała stary fotel, chociaż teraz stał w innym miejscu. Tak jak kiedyś. A kiedy spojrzała na kalendarz, wiedziała już, że teraz jest właśnie to kiedyś. Usiadła za stołem i chwyciła do ręki gruby notes. Nie pamiętała go, ale przecież takie szczegóły zapomnieć nietrudno. Otworzyła go na pierwszej stronie, która w pierwszej chwili była zupełnie pusta. Później zaczęły zalewać ją słowa.

Chciałaś ze mną porozmawiać.

Napis pojawił się na kartce, a Willow przyjrzała mu się uważnie.

- Z kim chciałam porozmawiać? - mruknęła, pocierając słowa palcem, a one zniknęły nagle, zastępując się innymi.

Ella nie wspominała, że kontroluję sny? Nie wyśniłaś sobie mojego adresu przypadkiem. Chciałem cię spotkać, więc trochę sobie pomogłem, podsyłając ci odpowiedni sen z przemyconą informacją. Teraz, kiedy już wiesz, nie muszę się w to bawić.

- Dlaczego nie możesz się tu pojawić? - zapytała cicho, wpatrując się w notes, będący pośrednikiem pomiędzy nią, a jej bratem.

Nie mam na to energii. Samo wysyłanie ci informacji w ten sposób trochę kosztuje, a po tym skoku dużo mi jej nie zostało.

- Jak to zrobiłeś?

Co takiego?

- W jaki sposób przeniosłeś siebie i Ellę, skoro już wtedy... - zająknęła się. - Już wtedy nie byłeś w dobrej formie.

W dobrej formie to ja już bardzo dawno nie byłem. Ale adrenalina robi swoje. Mam tylko nadzieję, że więcej nie przyjdą, bo drugi raz nie dam rady.

Willow przełknęła ślinę.

- To moja wina. Oni mnie śledzili.

To ja podesłałem ci ten sen, więc jeśli już, to moja. Jeśli masz jakieś pytania, to zadaj je szybko, bo utrzymywanie tego snu jest teraz dla mnie strasznie męczące.

Willow szybko przekalkulowała w głowie, które z pytań jakie chciała mu zadać jest najistotniejsze.

- Gdzie jest sygnet taty? Jak można go odzyskać?

Nie można.

- Gdzie jest? - powtórzyła dziewczyna.

Tym razem odpowiedź pojawiła się dużo później, co znaczyło, że Owen naprawdę tracił energię.

Na Tamtym Świecie, gdzieś w zamku, tak myślę.

Willow przypomniała sobie słowa Elli. Nie przenosi innych, bo nie ma takiej potrzeby, ale nie jest to niemożliwe.

- Byłbyś w stanie mnie tam przenieść? - zapytała z nadzieją.

Dlaczego?

- Byłbyś, Owen?

Chyba tak.

- W dwie strony? - dopytywała się dalej, a odpowiedzi przychodziły w coraz większych odstępach czasowych.

O ile nie byłabyś tam dłużej niż jedną dobę, tak.

- Jutro mnie tam teleportujesz.

Co? Nie, nie zrobię tego.

­- Nie będę tam dłużej niż dobę.

Nie będziesz ryzykować, nie sama.

- Wezmę przyjaciółkę.

Nie masz przyjaciółki, która mogłaby ci pomóc. Ona jest z Ziemi.

- Czyli wolisz umrzeć? - zapytała Willow ze złością.

Tak, wolę umrzeć, niż ryzykować twoim życiem.

- Przecież nie będę się z nikim bić! Nikt mnie tam nawet nie zna! Proszę cię, Owen. Chcę ci pomóc, chociaż spróbować. Inaczej będę obwiniać się za twoją śmierć do końca mojego życia.

Kiedy przyszła odpowiedź, Willow mogłaby przysiąc, że niemal słyszy westchnięcie, które towarzyszyło pojawianiu się napisu na karcie księgi.

Tylko na jedną dobę. I weź tą dziewczynę, o ile uda ci się ją przekonać. Pewnie i tak już jej wszystko wygadałaś, a ja będę bardziej spokojny.

Willow nie odezwała się już ani słowem, chociaż cisnęło jej się na język pytanie, czy może się martwić, będąc nieprzytomnym. Poczuła się też troszkę urażona - dlaczego Owen miał ją za taką, która zaraz po zdobyciu informacji biegnie z tym do innych? Przecież długo się przed wyjawieniem prawdy Aryi powstrzymywała.

Uznała także, że zdecydowanie łatwiej rozmawia jej się z bratem bez konieczności patrzenia na niego - mimo wszystko w dalszym ciągu czuła pewną odrazę do ludzi niepełnosprawnych, nawet, jeśli była to jej rodzina. Czuła się z tym fatalnie. 


ZuMa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro