Rozdział 3.2
Leżał, na przemian z otwartymi i zamkniętymi oczami. Była to jedyna czynność, jaką potrafił jeszcze wykonywać. Czuł się tragicznie, bo o ile wcześniej, przez te parę lat, zdołał przyzwyczaić się do paraliżu nóg, a potem rąk i pozostałych części ciała, teraz nie potrafił. Nie mógł robić kompletnie nic - nie mógł jeść, nie mógł czytać, nie mógł nawet rozmawiać - a przecież dla człowieka całkowicie normalnego na umyśle bycie w takim stanie, w niepełnosprawnym ciele, jest naprawdę wielką, bardzo ciężką katorgą.
Leżał więc, bo nic innego nie mógł robić - no, może oprócz spania, ale tylko ludzie z nadmierną ilością wolnego czasu wiedzą, że nie da się spać całymi dniami. W którymś momencie po prostu budzisz się, i chociaż z całych sił chciałbyś zasnąć, po prostu nie możesz. Owen przekroczył ten próg już jakiś czas temu.
Nie czuł mijającego czasu - dla niego zatrzymał się on i stał w miejscu odkąd Ella wyszła z pokoju przygotować kroplówkę z jego obiadem. Równie dobrze od tego momentu mogło minąć pięć minut, a równie dobrze - pięć lat. Nagle usłyszał kroki zbliżające się ku niemu - a były to tak delikatne kroki, że był pewny, że to idzie po niego śmierć. Wewnętrznie przygotował się na jej powitanie już dawno - w końcu czyhała na niego za każdym rogiem, obserwując jego zmagania, a jednak teraz poczuł strach. Nie był dobrym człowiekiem, więc jeśli wierzyć w Boga, nie będzie z nim dobrze.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a Owen przeklinał łóżko, które stało tyłem do nich, nie mógł więc spojrzeć śmierci w oczy.
Potem koło niego stanęła dziewczyna z ciemnokasztanowymi włosami, w ładnej, przykuwającej wzrok łososiowej bluzce. Znał ją, i doskonale wiedział, kim jest - ale nie mógł uwierzyć w to, że stała tu obok.
'Może więc nie byłem takim złym człowiekiem, skoro jestem w niebie.', pomyślał, przypatrując się Willow. 'Jednak czy będąc u Boga nie powinien móc z powrotem mówić?'
Wtedy uświadomił sobie, że ten cud stał się na Ziemi, a jego rodzona siostra bliźniaczka faktycznie stała przy jego łóżku. Uśmiechnęła się do niego niepewnie.
- Ja... Wiem, że nie możesz mówić, i... pisać pewnie też nie, więc może ja coś powiem. - powiedziała cicho, unikając jego wzroku. - Przykro mi, że nasze ostatnie spotkanie nie zakończyło się dobrze, może wtedy moglibyśmy zamienić parę słów. - przełknęła ślinę. - Wiesz, to dziwne uczucie dowiedzieć się po siedemnastu latach, że nie jest się jedynaczką. W sumie nigdy nie... - ugryzła się w język, a on żałował, że nie może poprosić, by dokończyła. - Chciałabym cię poznać. Odwiedzę was jutro, bo słyszałam, że zaraz macie obiad. Może wtedy trochę lepiej się poczujesz. - powiedziała z nadzieją. - Zdrowiej, Owen. - dodała, i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
Owen zamknął oczy.
Nie poczuje się jutro lepiej. Nigdy nie poczuje się lepiej. To w końcu go wykończy, prędzej czy później. Nie mógł nawet liczyć na wynalezienie nowego leku. Nie wynajdą przecież leku na coś, co nie jest chorobą.
ZuMa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro