Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.3


Tego dnia Willow wracała ze szkoły bez żadnych książek czy zeszytów spoczywających na jej ramionach. Nie musiała robić zadań domowych, ani nawet uczyć się na cokolwiek. I to przez najbliższe dwa miesiące. Teoretycznie wakacje zaczynały się dopiero jutro, ale wiadomo, że już po uroczystym apelu zakańczającym naukę jest się wolnym jak ptak. Jednak w tym roku Willow wcale nie czuła się wolna.

Pokłócona z najlepszą przyjaciółką o to, czy jakiś nieznajomy chłopak jest jej bratem, czy nie - od czegoś takiego nikt chyba nie chciałby rozpoczynać wakacji. Willow w ogóle nie widziała dzisiaj Aryi, a zaczynała powoli pojmować, że prawdopodobnie zachowała się nienajlepiej. Poza tym, czuła, że przyjaciółka miała rację co do ponownej wizyty u Ellie. To mogłoby wiele wyjaśnić.

Weszła do mieszkania bez zbędnych rozmów telefonicznych, bo teraz już wiedziała, że babcia Valeria z ciocią Abbie i chłopakami zostają u nich do końca tygodnia, bo wujek Oscar pojechał w delegację i nie chciały siedzieć same w domu.

- Cześć! - rzuciła w drzwiach, od razu ruszając przebrać się z tej niewiarygodnie niewygodnej koszuli.

- Zjesz coś, malutka? - zapytała rzeczowo babcia Valeria. - Ugotowałam brokuły.

- Jest dopiero jedenasta, zjem jak wrócę.

- Przecież już wróciłaś. - stwierdziła zaskoczona, znów śmiesznie marszcząc czoło.

Willow wywróciła oczami.

- Ale zaraz wychodzę.

- Znowu?

- Tak, znowu.

- Nie wiem, czy to tak wypada, masz gości w domu, powinnaś chociaż zająć się kuzynostwem, żeby...

- Zajmę się nimi, jak wrócę. - przerwała jej Willow, już przebrana w letnią sukienkę, chwytając telefon w dłoń. - Teraz naprawdę muszę już iść, babciu Valerio.

- Jak wrócę, jak wrócę... W końcu jej dnia zabraknie, jak wszystko będzie robiła, 'jak wróci'... - westchnęła babcia Valeria wołając Cartera, żeby wmusić w niego trochę koktajlu z brokułów.

Kiedy tylko dziewczyna wyszła na zalany słońcem chodnik, wyciągnęła z torebki telefon i szybko, zanim miałaby się rozmyślić, wybrała numer przyjaciółki.

- Halo? - usłyszała po drugiej stronie.

- Arya? Cześć, słuchaj, ja chciałam cię przeprosić, bo... - zaczęła, ale Arya przerwała jej w pół słowa.

- Poczekaj, ja też chciałam cię przeprosić. Nie powinnam tak mówić, ale po prostu martwiłam się o ciebie, a ty zaczęłaś na mnie krzyczeć...

- Wiem, przepraszam. To moja wina. Miałaś rację.

- Z czym miałam rację? - zapytała zaskoczona.

- No... Z tymi samochodami i w ogóle.

- A, no tak. - powiedziała niemalże rozczarowana, ale Willow nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. - Wiesz, ja muszę kończyć, bo... ciocia przyjechała z wizytą.

Ponieważ Willow sama była niedawno w takiej sytuacji uśmiechnęła się, i włożyła telefon z powrotem do torebki.

Doszła właśnie do parku, dlatego postanowiła usiąść na ławce i zastanowić się , po co w ogóle wyszła z domu.

Po pierwsze, nie chciała jeść brokułów, to pewne. Czuła jednak, że broniła się przed czymś nieuniknionym - musiała pójść do swojego starego domu. Chociażby po to, żeby znów stamtąd wybiec. Nie mogła już przed tym dłużej uciekać. Powinna była już w sobotę przeprowadzić z Ellą spokojną rozmowę, a wybieganie na ulicę zostawić sobie na koniec, kiedy miałaby już pewność co do pokrewieństwa między tym niepełnosprawnym. A tak to, od dwóch dni nie robiła niczego, poza nieustannym zastanawianiu się, które nie przynosiło - bo jak miało przynieść? - żadnych efektów.

Dziewczyna wstała i skierowała się w stronę starego domu. Nie mogła już tego dłużej odwlekać, bo do jutra pewnie znowu zmieniłaby zdanie i spędziła na myśleniu o właściwym ruchu kolejne dwa dni. Pewna siebie szła chodnikiem, mając przed sobą jasny i logiczny - na ten moment - cel. Kiedy nagle zadzwoniła jej komórka.

- Tak? - powiedziała zirytowana do urządzenia, bo psuło jej wszystkie szyki.

- Willow, gdzie ty jesteś? - zapytał Weston.

- W parku, właśnie idę do, eee... Aryi. Umówiłyśmy się na maraton filmowy.

Przez te dwa dni Willow nie powiedziała ani Tessie, ani Westonowi o jej przypuszczalnym nowym rodzeństwie. Dwukrotnie próbowała, ale za pierwszym razem przeszkodziła jej babcia Valeria, wołając córkę do kuchni, a za drugim po prostu stchórzyła.

- Chyba będziesz musiała wrócić do domu. - powiedział. - Babcia Valeria od dobrych dziesięciu minut ględzi coś o... nawet nie wiem o czym, ale sam nie dam sobie z nią rady.

- Nie możesz udać, że śpisz? - zapytała zirytowana.

- O jedenastej?

- To wyjdź na spacer.

- Willow, proszę cię. Przecież ona mnie nie wypuści z domu. - szepnął, prawdopodobnie udając rozpacz, ale Willow niczego nie mogła być pewna, bo Weston zawsze był dobrym aktorem. - Pójdziesz do Aryi jutro, przecież macie dwa miesiące na ten maraton, a ja mam tylko jedno życie. - dodał dramatycznie, a Willow westchnęła.

- Dobra, już idę. Ale kupujesz mi i Aryi dużą czekoladę.

- Umowa stoi.

Willow niechętnie zawróciła z powrotem w stronę domu. Przecież może pójść do Ellie jutro. A przynajmniej taką miała nadzieję. 


ZuMa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro