Rozdział 1.5
Siedział w swoim fotelu w salonie, jak co dzień. Ella już jakiś czas temu odłożyła książkę na półkę; nie miał głowy do czytania. Był zdenerwowany, zdecydowanie bardziej zdenerwowany niż zazwyczaj. Powiedział jej. Przekazał informację, więc teraz pozostało mu tylko czekać. Nic więcej nie mógł zrobić.
Od zawsze jej nienawidził. Nawet w myślach mówił o niej - 'ona', bynajmniej nie dlatego, że nie wiedział jak miała na imię. Prawdą było jednak też, że nie wiedział. A może po prostu nie chciał się dowiedzieć.
Była lepsza. Od początku była lepsza, a przecież on nie miał na to żadnego wpływu. Miała wszystko, a on nie miał nic, bo to, co miał, było przekleństwem, o którym nie chciał myśleć. Przyjaciele - mógł sobie pomarzyć. Zdrowie - już zapomniał, jak to jest czuć się dobrze, tak, jak każdy człowiek powinien się czuć. Rodzina - raz na jakiś czas. Miał więcej obowiązków niż praw, nieproporcjonalnie więcej, odkąd pamiętał. Śniadanie, nauka, nauka. Obiad, przerwa. Nauka, nauka. Kolacja, nauka. Sen. Z czasem pojawiało się mniej praktyki, bo nie był w stanie biegać. Później chodzić. Na końcu nawet ustać na nogach. A mógł być normalny, mieć to wszystko, czego tak pragnął.
Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
Przegrał.
Został wyizolowany dla własnego bezpieczeństwa, i dla jej bezpieczeństwa. A potem przegrał jeszcze raz, z taką samą mocą. W jego życiu były same porażki - przez niego zamordowano dwie osoby. Dwie osoby. Za pierwszym razem miał roczek, a za drugim siedem lat. A teraz? Próbował zniszczyć życie kolejnej osoby, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Chciał ją poznać. Zobaczyć na własne oczy tę, która dostała wszystko, swoje i jego. Tę, której od siedemnastu lat nienawidził. Którą gardził. Zapraszał do siebie i czekał cierpliwie, z otwartymi ramionami, żeby móc jej wreszcie to powiedzieć, z jadem, patrząc w oczy. Że zniszczyła mu życie. Może nawet doprowadzić do łez. I chciał tego. Za te siedemnaście lat męczarni, mówił sobie. Za kalectwo. Za to, że wygrała. Że tak niesprawiedliwe wygrała.
Ella była w kuchni, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Spiął się, bo doskonale wiedział, kto za nimi stoi. Przez uchylone okno słyszał dwa damskie głosy - nie wiedział, który jest tym, którego nie powinien potrafić słuchać. Były zupełnie odmienne, jeden głębszy, a drugi znacznie wyższy. W zasadzie, ten wyższy działał mu na nerwy. To na pewno ona.
Kobieta z warkoczem zajrzała do pokoju. Przewiązana fartuszkiem ubrudzonym mąką wyglądała niegroźnie, ale on wiedział, że potrafiłaby wykończyć niejednego, gdyby ćwiczyła. A przez niego nie mogła. Kolejne zmarnowane życie z jego winy. W jej oczach czaił się smutek, ale on zdawał się go nie dostrzegać.
Otwierane drzwi. Wytężył słuch, jeden ze zmysłów, który jeszcze go nie zawodził. Jeszcze to dobre słowo w jego przypadku. Przecież już jutro mógł być głuchy, i żaden lekarz nic na to nie poradzi.
Szkoda.
Zapadła cisza. Czyli pamięć jej nie szwankuje. Nie mógł stwierdzić, czy to lepiej, czy gorzej.
Kroki. Delikatne, ledwie dosłyszalne, tak przyjemne dla ucha. Potem znajome szuranie butów Elli, poganiane huczącym marszem tej drugiej. Tylko która była która?
Kierowały się prosto tutaj, prosto do niego, do salonu. Gdyby mógł, ścisnąłby dłońmi podłokietniki fotela. Jaki niefart, że akurat nie mógł.
Pierwsze, co zwróciło jego uwagę, to burza ciemnokasztanowych włosów spływająca po ramionach pierwszej dziewczyny. To ona? Potem pojawiła się blondynka, krótkie włosy sięgające ramion, prosta grzywka. Może to ta? Na końcu do pokoju wkroczyła Ella, i to właśnie jej spojrzenie powiedziało mu wszystko.
Szczupła, w miarę wysoka, ale niższa od niego. Ubrana z gustem, czyli zupełnie inaczej jak towarzyszka. Omiatająca wzrokiem całe pomieszczenie, ze zrozumieniem oglądająca każdy najmniejszy szczegół. Przecież wiele się tu nie zmieniło. Zastanawiał się, jak to jest znaleźć się w miejscu, które było wspomnieniem zmarłej matki.
On tego nie czuł. Wprowadził się tutaj bez najmniejszego entuzjazmu, ot, po prostu inne mieszkanie. Nigdy wcześniej tu nie był. To było jej królestwo. Jej i ich matki. Nie jego, nawet teraz się do tego nie poczuwał.
Gdyby spojrzenie Elli nie uświadomiło mu, że to ona jest 'tą', zrobiłyby to jej oczy. Brązowe, z nutką melancholii. Takie same jak jego i takie same jak mamy. To nie mógłby być przypadek.
W końcu jej spojrzenie zatrzymało się na nim. Zaskoczenie, a chwilę potem zrozumienie pojawiło się kolejno na jej twarzy. Czyli jednak wiedziała?
Nie spuszczał z niej wzroku ani na moment, za to ona nie wytrzymała jego spojrzenia. Zaczęła przyglądać się czemuś za jego plecami, po prawej, a on przeszukiwał obrazy w swojej głowie, żeby przypomnieć sobie dokładnie co się tam znajduje.
Jest! Dokładnie w punkt. Teraz mógł z satysfakcją przyglądać się, jak do jej świadomości dociera rzeczywistość. Ale im dłużej na nią patrzył, tym mniej owej satysfakcji odczuwał.
Było zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał. Już nie był zadowolony z tego, co zrobił. Mógł jej tu nie przyprowadzać. Mógł zostawić w spokoju. Dlaczego niszczył życie kolejnego człowieka?
Dopiero teraz dotarło do niego, że kierował się tylko pragnieniem zemsty. I dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to niczego nie zmieni. A ona - dlaczego nadal nie znał jej imienia? - przeżyje kolejny wstrząs w swoim życiu.
Ella rzuciła mu spojrzenie, a on spuścił wzrok. Nie był w stanie jej teraz niczego powiedzieć, a co dopiero potwierdzać jej myśli, a wiedział, że tego właśnie oczekiwała od niego opiekunka.
- Willow... T-to jest twój brat. - szepnęła kobieta, a dziewczyna ze szklanymi, pełnymi niedowierzania oczami pokręciła tylko głową i wybiegła z pokoju, omal nie zabijając się o meble.
Krzyknął za nią, prosił, żeby zaczekała, ale już jej tu nie było. Jedynie blondynka spojrzała na niego zaciekawiona, a dopiero chwilę później wybiegła za przyjaciółką.
Patrząc w przestrzeń pomyślał, że pasuje jej to imię. Willow. Było zdecydowanie najlepsze ze wszystkich imion, które do niej przypasowywał, poczynając od Genevive, a kończąc na Sybilli.
Przepraszam za to opóźnienie - żegnałam przyjaciół zza granicy na lotnisku i nie miałam głowy dodawać rozdziału. Kocham projekty międzynarodowe! :)
ZuMa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro