Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.2

Willow ocknęła się gwałtownie i usiadła na łóżku, zrzucając kołdrę na podłogę. Wymacała telefon na szafce nocnej i wyłączyła irytujący budzik, który do tej pory dzwonił jej uporczywie nad głową. Następnie znów się położyła, wypatrując czegoś nieistniejącego na suficie.

Ten sen nie śnił jej się po raz pierwszy - przeciwnie, powtarzał się prawie co noc, zmieniając tylko w detalach, lub nie zmieniając się wcale. Ta sama szosa, ale czasami w otoczeniu lasu, opuszczonych domów, albo pól, jak tej nocy. Ten sam samochód - stary, psujący się, zielony golf, który Willow dostała od jakiejś bogatszej ciotki. Prezent urodzinowy, jak powiedziała. Szkoda tylko, że nie prezent dla Willow, a dla synalka ciotuni, który po kilku latach używania doprowadził biedne autko do tak opłakanego stanu, że nie chciał się już w nim pokazywać na mieście. Wtedy to cioteczka podarowała zniszczonego golfa Willow, a synusiowi zakupiła świeżutki, piękniutki samochodzik prosto z salonu. Mimo wszystko, lepszy podniszczony golf, niż komunikacja miejska.

Willow wstała, a po porannej toalecie zbiegła na parter, aby zjeść szybkie śniadanie. Mimo, że wakacje zbliżały się wielkimi krokami, szkoła wciąż brała czynny udział w jej życiu, pochłaniając dziennie jakieś osiem godzin cennego czasu.

Liceum im. Stephena Langa znajdowało się na tyle blisko, że Willow nie musiała tłuc się autobusami ani wyciągać z garażu tego zielonego próchna. Spory, kiedyś biały budynek mieścił zdecydowanie za małą ilość sal i zdecydowanie za dużą ilość uczniów, przez co w środku zawsze panował nieprzyjemny tłok i ścisk. Szkolny dziedziniec otaczały lekko przywiędłe kwiatki, których nikt nie podlał, chociaż ostatni deszcz spadł dwa dni temu i zdecydowanie nie była to ulewa. Woźnej jak zwykle nie było w dyżurce, bo zgodnie z jej harmonogramem, po siódmej był czas na papieroska, dlatego Willow przemknęła się szybko do szkolnej szatni wziąć z szafki odpowiednie książki i zeszyty. Arya przychodziła zawsze trochę później, dlatego bezsensu byłoby na nią czekać w ten upał przed szkołą, szczególnie, że Willow wyrobiła się dzisiaj wyjątkowo wcześnie.

- Tak, mam wszystko pod kontrolą, przysięgam. - cichy głos przebił się do uszu Willow pośród szczęku zamykanych i otwieranych metalowych drzwiczek szafek szkolnych i gwaru uczniowskich rozmów. Zaskoczona dziewczyna rozejrzała się wokół, aż w końcu zauważyła drobną blondynkę w rogu jednego z boksów szatni. Podeszła do niej zaraz potem, uśmiechając się i machając przyjaźnie.

Dziewczyna rzuciła Willow przerażone spojrzenie i czym prędzej skończyła rozmowę, chowając telefon do kieszeni.

- A co ty dzisiaj tak wcześnie? - zapytała Willow, przyglądając się badawczo przyjaciółce. - Stało się coś? Nie wyglądasz najlepiej.

- Wszystko w porządku, po prostu... Moi rodzice się posprzeczali, a ja jestem teraz ich pośrednikiem. - wyjaśniła Arya, rozglądając się nerwowo dookoła. - To trochę kłopotliwe. I trochę żenujące, tak przy okazji. Wczoraj wieczorem przeprowadzali z moją pomocą rozmowę na temat kupna jakiegoś krzaka. Arya, przekaż ojcu, że nie zgadzam się na tą paskudną roślinę pod moim kuchennym oknem... - powiedziała, naśladując głos pani Foreman.

- Ciekawe. - odpowiedziała Willow, ruszając wraz z blondynką w stronę pracowni fizycznej. Wcale jej jednak nie wierzyła. Całe to zdenerwowanie, plątanie się... Poza tym, ojciec Aryi z tego co Willow słyszała od przyjaciółki kilka dni temu, wyjechał na dwutygodniową zagraniczną delegację. Na dodatek pod jej kuchennym oknem był chodnik. Publiczny. Willow nie podejrzewała pana Foremana o dewastowanie mienia miasta, a inna sposobność na posadzenie tam krzaka raczej nie wchodziła w rachubę. Pozostawało więc pytanie: dlaczego Arya ją okłamała?

- Nauczyłaś się na ten sprawdzian? - zapytała po chwili Arya, znów całkowicie normalnym głosem, zupełnie bez jąkania.

- Jaki sprawdzian?

- Z fizyki przecież.

Willow przeklęła cicho, przypominając sobie teraz, że faktycznie dzisiaj ma być ten sprawdzian, podsumowujący cały rok szkolny, o czym całkiem zapomniała. To wszystko przez ten porąbany sen. Ileż jeszcze razy los ma zamiar dręczyć ją tym widokiem?

- Willow? Spokojnie, zawsze możesz to poprawić, ale przecież z fizyki jesteś dobra, nie musisz się tak denerwować. - pocieszyła ją Arya, zauważając, że przyjaciółka zaciska dłonie w pięści.

- Tu nie chodzi o ten przeklęty sprawdzian. - mruknęła dziewczyna przerzucając torbę na drugie ramię.

- A o co? - zapytała blondynka, nagle uważnie przypatrując się Willow. Jej jasnoniebieskie oczy próbowały wyłapać każdą najmniejszą zmarszczkę, jaka pojawiała się na twarzy przyjaciółki. Przygnieciona spojrzeniem Willow odwróciła wzrok.

- O sen. - poddała się w końcu, zatrzymując się na środku szkolnego korytarza. Do tej pory nikomu o tym nie mówiła, ale nie mogła się już dłużej powstrzymać. Musiała się komuś wygadać, a Arya była przecież jej najlepszą przyjaciółką. - Od jakiegoś czasu ciągle śni mi się ten sam sen.

Arya w dalszym ciągu uważnie się jej przypatrywała, pytając:

- Jaki sen?

- O mojej matce.


ZuMa 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro