Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• O czuwaniu, współ-czuciu i melodiach serc •


W przekorze mojej duszy
Nadzieja skrzydła ma
Rozbrzmiewa ptasią melodią
Nic jej nie przerywa

Najsłodziej słychać ją w czasie
Wichury; sroga to byłaby burza
Co mogłaby zdusić tego ptaszka
Co tyle serc rozchmurza

Słucham jej w spokoju ziemi
I wśród wzburzonych wód
Zawsze, gdy jestem w potrzebie
Użycza mi swoich nut ~ Emily Dickinson, 'Hope is...', przekład Aleksandry Cichoń

💛

W głębi lipcowej nocy silnogranatowy mrok spowijał niebo zasnute szarawymi chmurami, zza których gdzieniegdzie wyłaniały się ciepłe iskierki gwiazd. Mimo ich unadziejniających starań w sercu duszy Harry'ego, który od kilku bitych godzin bezskutecznie próbował zasnąć, panował chłód. Myśli kłębiły mu się w głowie i boleśnie oplatały umysł sznurkami wspomnień.

Odrzucił z siebie połowę malachitowej kołdry, którą był przykryty aż po czuprynę, odsłaniając tym samym zapłakaną twarz, udręczone smutkiem oczy i dłonie oraz niemiłosiernie wymiętą białą koszulkę, ozdobioną nieco koślawym napisem: The Beatles oraz wymalowanym na niej czarnym ptaszkiem z pomarańczowym dzióbkiem.

Westchnął głucho, czując napływające mu pod powieki fale reminiscencji, które skrystalizowały się w zamglony portret kobiety z mocno zaokrąglonym brzuchem i długim kakaowym warkoczem spływającym po liliowej sukience. Patrzyła na niego uśmiechniętymi szaro-szafirowymi oczami i śpiewała jasnym i łagodnym jak wiosna głosem:

Blackbird, fly, blackbird, fly,
Into the light, of the dark, black night...

Tylko tyle pamiętał z tekstu, bo od chwili odejścia mamy słuchanie tak kojącego niegdyś utworu stało się dla chłopca nie do zniesienia. Paradoksalnie jednak, podarowana Harry'emu przez tatę koszulka z ofiarnie odmalowanym kosem dodawała mu trochę otuchy. Niesforny ptaszek miał w sobie coś z niej, może oczy, a może ten uśmiech?

Chociaż niektóre wspomnienia tak bardzo go czasem bolały i starał się je odtrącać, wiedział doskonale, że w dużej mierze to dzięki nim znajdował w sobie okruchy odwagi, by mierzyć się z życiem doczesnym, ze światem i z ludźmi, których często nie rozumiał i miewał dość.

— Weź się w garść, chłopie — powiedział w końcu do siebie, po czym usiadł na brzegu łóżka, spuszczając bose stopy na chłodną miodowo-drewnianą podłogę. Zapaliwszy nocną lampkę, wyjął spod posłania futerał z gitarą (na której grywał oprócz mandoli), wydobył z niego instrument i wsunął się z powrotem pod kołdrę, doceniając oferowane przez nią ciepło.

Przetarł rękawem wilgotne oczy i rozejrzał się po pokoju w bezwiednym poszukiwaniu natchnienia. Uśmiechnął się lekko, gdy jego wzrok natrafił na plakaty One Direction wiszące obok Beatlesów i Queen. Pomimo upływu lat, rozpadu zespołu i dojrzewającego gustu muzycznego pozostał w nim pewien sentyment do niektórych piosenek chłopców z brytyjskiego boysbandu i drażniło go, gdy ktoś ich wyśmiewał.

W chwili, gdy oczy Harry'ego spotkały się z roześmianym bursztyno-morskim spojrzeniem jego imiennika, zyskał pewność, co chce zagrać. Równocześnie jednak stwierdził, że nocne akustyczne koncertowanie w domu może zostać źle odebrane przez jego zmęczonego ojca. Ponownie więc wstał, założył przygotowane na poranek błękitne skarpetki, a następnie zdjął postawioną na półce nad biurkiem latarenkę. Przez moment mocował się bezskutecznie z oporną zapałką, zanim w końcu udało mu się skrzesać płomyk i rozpalić chłodną świecę.

Trzymając w jednej dłoni uchwyt lampionu, a w drugiej kawową gitarę, przedostał się na palcach do przedpokoju. Tam odetchnął głębiej, wdział czarny płaszcz, wsunął stopy w trzewiki i prawie bezszelestnie zanurzył się w mrok.

💛

Tymczasem w posiadłości Morganów Rosalie przebudziła się nagle. Przez chwilę rozglądała się nieprzytomnie dookoła, zanim uzmysłowiła sobie, gdzie i kiedy się znajduje. Z rozbawieniem odkryła, że okrutnie chce jej się sikać i pić. Najpierw więc załatwiła niezbędne sprawy toaletowe, a później poszła do kuchni, by ugasić pragnienie.

Sącząc z błogością aksamitną wodę ze szklanki, dziewczyna wyjrzała przez kuchenne okno wychodzące w stronę farmy Bashów. O mały włos nie udławiła się, ujrzawszy dziwny blask na dachu stodoły sąsiadów. Pierwsze przyszło jej do głowy podejrzenie, że może to pożar, że może z nieba spadł meteoryt i rozpalił suche siano... Przestraszona nie na żarty, pobiegła do wyjścia, łapiąc w biegu pierwszą lepszą kurtkę i wiadro z wodą.

Gdy oczy Ro przyzwyczaiły się do ciemności, okazało się, że gwiazdy wystarczająco oświetlą jej drogę. Zdyszana dopadła do bramy sąsiadów i trzęsącymi rękami spróbowała ją otworzyć, ale była solidnie zaryglowana. W uszach jej szumiało, a serce łomotało. Odetchnęła kilka razy głęboko i odrobinę uspokojona, zaczęła wspinać się po pofałdowanym ogrodzeniu.

Właśnie w chwili, kiedy rozczochrana głowa Rozalii wychyliła się na drugą stronę, w nocnej ciszy rozbrzmiała czyjaś pieśń, otulona łagodnie-mocnymi falami melodii. Było to tak niespodziewane, że dziewczyna wypuściła naczynie i tylko cudem nie grzmotnęła o ziemię. Klnąc na czym świat stoi i sycząc z bólu obtartych kłykci, Ro zsunęła się na trawę. Wówczas dopiero rozpoznała głos nocnego śpiewaka i z mieszaniną ulgi i wściekłości podążyła ku niemu.

Just stop your crying, it's a sign of the times
Welcome to the final show
Hope you're wearing your best clothes
You can bribe the door on your way to the sky
You look pretty good down here
But you ain't really good...

— Czy to Harry Styles sfrunął z nieba na stodołę naszych sąsiadów? — zapytała kpiąco-czule Rozalia, wdrapując się ostatkiem sił po drabinie na i siadając na słomie obok grajka.

— O matko, Ro, co ty tu robisz? — Harry z wrażenia prawie zrzucił swój lampionik.

— Obudziłam się, jakoś tak i zobaczyłam światło u was, bałam się, że to pożar i wolałam sprawdzić, czy wszystko gra.

— No wszystko to nie, tylko ja. I nie jestem Styles, tylko Bash. Cholera, Ro, strasznie cię przepraszam. — Chłopak pokręcił głową z zażenowaniem.

— Luz, przeżyłam. — Jego towarzyszka machnęła obolałą ręką, uśmiechnęła się dzielnie, po czym zapytała poważnie:

— Co się dzieje, Harry?

Ten odparł po chwili milczenia, patrząc na nią ze smutkiem:

— Chyba po prostu znów przytłoczyło mnie to wszystko. Pomyślałem, że może to mi pomoże, chciałem przewietrzyć myśli... Boże, jakie to żałosne. Dlaczego jestem taki beznadziejny?

Po tym przepełnionym żalem pytaniu retorycznym Rozalia przez chwilę się wahała, lecz po chwili objęła chłodne palce szatyna swoją poranioną igiełkami drewna ręką.

— Weź się nie wygłupiaj. Nie jesteś — szepnęła, patrząc uśmiechniętymi troskliwie agrestowymi oczami w jego szafirkowe. Zanuciła lekko zachrypniętym głosem, który jej samej wydał się okropny — dla Harry'ego jednakże brzmiał on jak skroplone gwiazdy:

Remember, everything will be alright
We can meet again somewhere
Somewhere far away from here...

Odkaszlnęła i zaśmiała się nerwowo, przymykając z zawstydzeniem powieki. Podniosła je dopiero ze zdumieniem, gdy w jakiś nieodgadniony, surrealistyczny sposób znalazła się w drżących objęciach Harry'ego.

— Dziękuję, Ro. — Usłyszała tuż przy swoim uchu wzruszony szept przyjaciela i uśmiechnęła się.

💛

Dzień dobry, dobrze, zobaczyć Was chociaż raz, na jakiś czas!

Kochani Moi, nawet sobie nie wyobrażacie, jak ja się stęskniłam za Wami, za naszymi Bohaterami i tą preriową opowieścią. Nareszcie jednak, tj. w tym tygodniu oddałam moją pracę na olimpiadę z polskiego
o średniowieczu i mogłam w końcu powrócić na łono Stanów Zjednoczonych, w czym dużą zasługę ma Kamila philokalia-. Dziękuję, że jesteś, Kochana!

Chciałabym ten rozdział zadedykować Esterze Esther_Civis, w podziękowaniu za Twoją serdeczność, Obecność i wsparcie. Jesteś niesamowitą Osobą i ogromnie się cieszę, że mogę Cię poznawać! ;)

Oprócz tego rozdział ten jest także hołdem dla chłopców z 1D, a przede wszystkim dla niezrównanego
Harry'ego Stylesa (*fanfary*).

Dziękuję Wam, że pomimo tragicznego braku regularności publikacji wciąż tutaj powracacie!

Pięknej niedzieli i następnego tygodnia, trzymajcie się!

Ola

11.12.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro