Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚘𝚜𝚒𝚎𝚖𝚗𝚊𝚜𝚝𝚢 ⌊⌋ꓛ

»»————- ★ ————-««

ℕ𝕚𝕖𝕦𝕤ł𝕪𝕤𝕫𝕒𝕟𝕖 𝕚 𝕦𝕤ł𝕪𝕤𝕫𝕒𝕟𝕖 𝕤ł𝕠𝕨𝕒

꧁꧂

Morana wyszła z łazienki. Gdy obudziła się, Derek'a nie było już w łóżku, ale słyszała krzątanie się w kuchni. Co dowodziło że nie zniknął po ich namiętnej nocy. 

Kuchnia była połączona z salonem, więc aby przedostać się do niej, czarnowłosa musiała przejść przez salon. Widziała jak Derek robił coś przy kuchence. Stał do niej tyłem, ale słyszał jak do niego podchodziła.

— Obudziłaś się w końcu. — odezwał się i odwrócił głowę w bok. Morana stanęła przy nim. Zerknęła na patelnie gdzie smażył jajecznicę, po czym nie śpiesząc się wróciła spojrzeniem do jego twarzy. Hale zeskanował ją wzrokiem. Miała rozpuszczone włosy oraz nie nosiła makijażu, taka naturalna wersja podobała mu się bardziej. Była tylko w luźnej koszulce, która ledwo zakrywała jej pośladki ubrane w czarną bieliznę, co pobudzało jego wyobraźnię.

— Nie obudziłeś mnie. — wzruszyła lekko ramionami. Była mu za to wdzięczna. Spała niczym zabita, a dawno nie miała tak spokojnego snu. 

— Uznałem że potrzebujesz odpoczynku po wczorajszym. — wrócił do smażenia jajecznicy.

— Wygląda apetycznie. — skinęła głową na jajecznicę, po czym wyminęła Derek'a i podeszła do blatu, na którym stał czajnik elektryczny. Napełniła go wodą, po czym włączyła.

— Nie miałaś zbyt wiele w lodówce, więc... — spojrzał w bok, w tym samym czasie Morana otworzyła górną szafkę i sięgnęła po słoik z kawą. Jej koszulka podciągnęła się ukazując jej tyłek. Brunet zapatrzył się, ale po chwili odchrząknął. — znalazłem jajka i postanowiłem zrobić jajecznicę. Czemu twoja lodówka i półki świecą pustkami? Nie stać cię na jedzenie? — wrócił do smażenia jajecznicy, ale kątem oka nadal na nią zerkał. Wyglądała oszałamiająco seksownie, co utrudniało mu skupienie się. Zmartwiło go to że może nie stać jej było na podstawowe rzeczy. Jej mieszkanie było opustoszałe. Nie miała nawet telewizora, a samochód nadawał się na złom. Prawie całkowity brak produktów żywności, jeszcze mocniej go zaniepokoił. Nie wyglądała na niedożywioną, ale nie zawsze można było to zauważyć na pierwszy rzut oka.

Morana cicho roześmiała się. Spojrzała na Hale', na którego twarzy malowało się zmartwienie, a po chwili zmieszanie. Czarnowłosa przestała się śmiać. Jego opiekuńczość rozczuliła ją.

— Stać mnie na jedzenie, a nawet na kupno dobrego samochodu. — wyjaśniła po krótkiej chwili ciszy. — Ze wzglądu na ciągłe przeprowadzki, uciekanie i oglądanie się za siebie, zahartowałam się. Jem tyle ile to konieczne. Kupuje tylko całkowicie niezbędne rzeczy. Nie wyposażam mieszkania i nie kupuje duperelów. Mam tyle rzeczy by zmieściły się w dwie średnie torby oraz samochód, który nie rzuca się w oczy by go nie okradł. — nie było to najlepsze życie. Nie mogła się zbytnio przywiązywać do nowego miejsca. Starała się pozostać niezauważona. Nie mogła pozwolić sobie na rozpieszczanie się, bo nigdy nie była pewna kiedy znowu będzie musiała uciekać i być zmuszona zostawić za sobą wszystko.

Morana spuściła wzrok na kubek, który trzymała w dłoniach. Spojrzenie bruneta było intensywne. Nie potrzebowała niczyjej litości. Życie było brutalne i nic na to nie było można poradzić. Pogodziła się z swoim losem.

— I tak nigdy nie potrzebowałam zbyt wiele. — odezwała się chcąc przerwać niewygodną ciszę panującą między nimi. — Przedmioty nie są ważne.

— Ludzie są ważniejsi.

Morana uniosła wzrok. Jej fiołkowe tęczówki napotkały niebieskozielone.

— Właśnie. — kąciki jej ust drgnęły do góry. Miała wrażenie że brunet ją rozumie. Przynajmniej odczuwała od niego takie wibracje.

Morana zaparzyła sobie kawy, a w tym czasie Derek rozstawił talerze i nałożył jajecznicę. Usiedli przy małym okrągłym stoliku w salonie. Jedli w ciszy, choć Derek miał kilka pytań. Szczególnie jedno go bardzo interesowało.

— Powiedziałaś wczoraj coś... — odezwał się. Uniósł wzrok aby spojrzeć na Morane. Była wpatrzona w kubek kawy, ale to nie zatrzymało go przed kontynuowaniem. Mówienie o sobie było dla niego ciężkie, szczególnie jeśli chodziło o emocje i uczucia. Jednak zależało mu aby wyjaśnić to co między nimi było. — Powiedziałaś że mnie kochasz, po seksie. Nie odpowiedziałem, bo nie wiem czy zrobiłaś to świadomie. A ja... — zrobił pauzę czując zdenerwowanie. Nie zamierzał jednak być tchórzem i ukrywać tego co czuł. — też cię kocham. — wyznał z niemałym trudem.

Derek przyglądał się jej twarzy wyczekując odpowiedzi. Jej puls był przyspieszony, serce biło mocno oraz wyczuwał od niej zdenerwowanie, a nawet nutę strachu. Zbiło go to z tropu, ponieważ nie sądził że mogłaby aż tak zareagować na jego wyznanie.

Nagle Morana oderwała wzrok od kubka. Oddychała niespokojnie i szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Znowu miała wizję. To było bardzo niepokojące. Zwykle nie miewała ich tak dużo i to w tak krótkim odstępie czasu, w ciągu zaledwie dwóch dni. To miasto było inne, w jakiś sposób wpływało na nią. Czasami miała wrażenie że tutaj jej moc jest intensywniejsza. Uspokoiła się i spojrzała na Derek'a.

— Wybacz. Miałam wizję. Mówiłeś coś? — uśmiechnęła się przepraszająco. Nie panowała nad wizjami, więc to nie od niej zależało kiedy jej się ukazywały. Miała wrażenie że dostrzegła nutę zranienia w jego oczach, ale uśmiechnął się do niej lekko i przybrał neutralny wyraz twarzy.

— Nic ważnego. — odpowiedział po chwili ciszy. Być może nie był to najlepszy moment na rozmowę o tym co ich łączy, choć poczuł się zignorowany. — O czym miałaś wizję? — zapytał chcąc zmieć temat.

— Rzadko kiedy są jasne... Leżałam chyba na stole operacyjnym. Ktoś stał nade mną, w tle słyszałam chyba skapywanie kroplówki. Wszystko było rozmazane. Blask lampy mnie oślepiał, a głosy były zmieszane.

 — Co to oznacza?

— Nie wiem dokładnie. Wizje bywają różne. Czasami są tylko symboliczne, a czasami widzę to co może się stać.

— Znowu będą cię operować?

— Niekoniecznie muszę to być ja. Dotyczyć może to kogoś innego. Nigdy nie mam całkowitej pewności co te wizje chcą mi przekazać. — powiedziała w zamyśleniu. Niektóre aspekty jej mocy wciąż były dla niej zagadką. Nie miała władzy nad swoimi zdolnościami. Było to dla niej trudne. Wcześniej gdy próbowała w pełni poddać się mocy oraz intuicji, natłok tego co czuła, słyszała i widziała, za mocno ją przytłaczał. Był to chaos, którego nie potrafiła znieść i kontrolować, dlatego zaczęła tłumić część mocy. Może dlatego nie wszystko było jasne i zrozumiałe. Posiadała wiedzę, ale brakowało jej doświadczenia. Irytowało ją to i czasami czuła się bezradna. Mogła wykorzystywać swoją moc aby pomagać innym, ale była ograniczona przez własne słabości. Nie prosiła się o to wszystko, ale mimo to skoro już otrzymała drugą szansę, to chciała wykorzystać ją jak najlepiej mogła. Starała się pomagać. Szczególnie było to dla niej ważne, ponieważ nie chciała aby ktokolwiek cierpiał z powodu utraty najbliższych tak jak ona.

Bez dalszych rozmów dokończyli śniadanie. Oboje byli myślami gdzieś indziej, więc nie zwrócili większej uwagi na ciszę między nimi. 

Morana poszła do pokoju aby ubrać się w pełni. Miała dzisiaj wolny dzień. Działało to na jej korzyść, bo nie musiała dzwonić aby poinformować że dzisiaj nie przyjdzie do pracy. Po tym jak Deaton ją uleczył czuła się dobrze fizycznie. Co innego było z psychiką. Spotkanie ponownie byłego ukochanego, było jak rozdrapanie starych ran. 

Czarnowłosa wróciła do salonu gdzie po środku stał Derek z skrzyżowanymi ramionami na klatce piersiowej.

— Musimy porozmawiać, o tym co zrobić dalej. — oznajmił brunet.

— Wiem. — skinęła głową na kanapę aby tam usiąść. 

Temat nie był łatwy, ale musiała mu zaufać. Chciał jej pomoc za co była mu ogromnie wdzięczna. Czuła się przy nim bezpieczna, a od dawna tego nie czuła. Nawet gdy była w innych związkach. Z Derek'iem wszystko było inne.

Opowiedziała mu w skrócie o James'ie. O tym kim był dla niej, co zrobił i czemu chciał ją skrzywdzić. 

Prawdopodobnie James'owi ktoś pomógł uciec z więzienia. Morana była pewna że odpowiadają za to ludzie, którzy już wcześniej na nią polowali. Staranie ominęła konkretny powód dlaczego ją ścigają. Lepiej było aby Derek nie wiedział wszystkiego. Było pewne że James nie pracuje sam. Musieli być ostrożni. Morana szczególnie podkreśliła, że nie mogą nikogo wciągać w jej problemy. Wystarczy że zgodziła się na pomoc Derek'a. Mimo że uznała to za dużą odwagą z jego strony, to nadal było to dla niej nierozsądne. Nie chciała aby znowu ktoś został skrzywdzony z jej powodu.

Morana spuściła głowę. Objęła się ramionami. Mówienie o swojej przeszłości było dla niej bolesne. Popełniła tyle błędów, zaufała nie tym co trzeba, nie umiała ochronić tych, których powinna. Czuła się odpowiedzialna za śmierć Chole i Enzo, za to że James oszalał, również. Czarnowłosa poczuła dłoń na swoim kolanie. Zerknęła na Derek'a, który lekko się do niej uśmiechnął. Chciał ją pocieszyć. Ten drobny gest wystarczył, bo teraz wiedziała że nie jest całkowicie sama. Przysunęła się bliżej bruneta i oparła głowę o jego ramię. Derek objął ją ramieniem i lekko przyciągnął do siebie. Morana przymknęła powieki ciesząc się z tego momentu. W życiu piękne bywały tylko chwile. Radość nigdy nie trawa zbyt długo. Trzymała się wszystkich dobrych wspomnień. Starała się nie myśleć o złych doświadczeniach, to tylko wywołałoby większy ból i cierpienie. Myślenie o dobrych czasach, dawało jej otuchy i sił, bo nigdy nie wiadomo kiedy ponownie spotka nas coś dobrego.

Morana otworzyła oczy. Zerknęła w górę. Derek przyglądał się jej. Przypomniała sobie coś. To co powiedziała brunetowi po ich namiętnych chwilach. Zawstydzenie nagle zalało ją. Powoli wyswobodziła się z jego objęć. Uśmiechnęła się niezręcznie. Jego wzrok, który nie opuszczał jej osoby, potęgował jeszcze większe zakłopotanie. Moment gdy nie słuchała go gdy miała wizję, teraz pomyślała o tym inaczej niż w tamtym momencie. Ewidentnie powiedział coś ważnego, ale uznał że nie warto było tego powtarzać. Może pytał o jej wyznanie miłości. Sama o tym zapomniała, choć była świadoma gdy to mówiła.

— Derek?

— Hm?

— Możesz tak na mnie nie patrzeć. — poprosiła czarnowłosa. Miał łagodny wyraz twarzy, ale jego intensywne spojrzenie sprawiało że dostawała dreszczy, choć były one przyjemne. Nie była pewna co dokładnie oznacza jego wyraz twarzy, ani tym bardziej nie miała pojęcia o czym myślał.

— Jak mam nie patrzeć? — kąciki jego ust drgnęły lekko do góry.

— Tak jak teraz. — wskazała dłonią na jego twarz, co rozbawiło bruneta.

— Czemu miałbym przestać? — zapytał drocząc się z nią.

— Bo nie wiem co oznacza twoje spojrzenie.

— Mówiłaś że potrafisz wyczuwać emocje innych.

— Tak, ale niektórzy są dobrzy w ukrywaniu ich. I czasami jedynie dotyk pozwala mi na dokładniejsze wyczucie uczuć, nawet jeśli głęboko je w sobie chowają.

— Więc mnie dotknij. — powiedział z nutą prowokacji.

Wpatrywali się sobie w oczy. Czuli jak iskrzyło między nimi. Morana zamierzała położyć dłoń na klatce piersiowej Derek'a, ale wtedy zadzwonił telefon bruneta. Intymny moment prysnął niczym bańka mydlana.

Hale wyjął telefon z kieszeni spodni. Wstał z kanapy i odebrał połączenie.

— Oby to było pilne Scott. — imię nastolatka wypowiedział karcącym tonem, co miało dać mu do zrozumienia że nie dzwonił w dobrym momencie. Jednak to co usłyszał od McCall'a szybko zmieniło jego nastawienie. Zerknął na Morane, która nadal siedziała na kanapie. — Dobra. Zaraz tam będę. — oznajmił, po czym rozłączył się i schował telefon.

— Co się stało? — Morana wstała z kanapy, gdy Derek wyszedł na korytarz.

— W rezerwacie znaleziono klika martwych zwierząt. Ktoś ich oskórował, ułożył w okręgu. Scott mówił że to wygląda, jakby ktoś złożył ich w ofierze albo wykonał jakiś rytuał. — zdjął kurtkę z wieszaka i założył ją.

Słowa bruneta mocno zaniepokoiły czarnowłosą. 

— Jadę z tobą.

— A nie mówiłaś przypadkiem że nie chcesz aby twój sekret wyszedł na jaw? 

— Tak, ale wiem kim wy jesteście. Powiesz im że akurat jechaliśmy razem, więc aby nie tracić czasu na odwożenie mnie, zabrałeś mnie razem z sobą.

— Beznadziejne wytłumaczenie. — oznajmił bez ogródek. Morana wywróciła oczami. Zdjęła z wieszaka ciemnofioletową zamszową ramoneskę i założyła ją, co oznaczało że zamierzała jechać z Derek'em.

— To co się stało w lesie może mieć ze mną związek. — powiedziała czarnowłosa. Niekoniecznie mogła to być prawda, ale chciała trochę bliżej przyjrzeć się temu zdarzeniu oraz nastolatkom, które jak twierdził Derek już nie radzili sobie z dużymi problemami.

Hale westchnął z poczuciem klęski. 

— Skoro jednak jedziesz... — spojrzał na nią i uniósł brew. — to nie zapomnij o czymś.

Morana zmarszczyła brwi i posłała mu niezrozumiała spojrzenie.

— Twoje oczy. — wyjaśnił.

— No tak. — szybkim krokiem poszła do łazienki. Od dawna zakładała soczewki, więc ta czynność stała się dla niej rutyną, dlatego zdarzało jej się czasami zapominać zdjąć soczewki albo je założyć.

꧁꧂

Morana szła tuż obok Derek'a. Scott chciał aby Hale przyjechał jak najszybciej do rezerwatu.

Między drzewami dostrzegli zarysy postaci. Gdy byli wystarczająco blisko zobaczyli czwórkę nastolatków. Scott i Stiles stali przy krwawym okręgu gdzie zostały rozłożone oskórowane ciała saren i lisów, a w środku ułożone były w dziwne wzory cienkie długie gałązki. Trochę dalej od makabrycznego kręgu stała Allison z Lydią. Argent podtrzymywała rudowłosą pod ramię, jakby ta miała zaraz zemdleć. Obie były odwrócone tyłem do makabrycznego widoku.

Morana podeszła do dziewczyn, a Derek poszedł dalej.

— Co ona tu robi? — zapytał Stiles. Obdarzył Derek'a zdziwionym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na Morane i przymrużył oczy.

— Akurat jechała ze mną, więc aby nie marnować czasu na odwożenie jej, zabrałem ją ze sobą. I tak wie o istotach nadprzyrodzonych. — dodał drugie zdanie aby jego wyjaśnienia choć trochę zabrzmiały sensownie. Stiles zmarszczył brwi i zamierzał coś powiedzieć, ale Scott go uprzedził i zaczął tłumaczyć co się stało, przez co piwnooki nie miał już szansy na wypytania Hale'a.

— Wszystko w porządku? — zapytała z troską Morana. Lydia spojrzała na nią. Rudowłosa czuła się trochę lepiej, ale nadal pozwoliła aby przyjaciółka podtrzymywała ją pod ramię.

— Nie. Zwykły spacer jak zwykle musiał przerodzić się w coś makabrycznego.

— Byłyśmy w lesie gdy Lydia nas tu zaprowadziła. — dodała Allison.

Morana spojrzała za nastolatki. Krąg w ziemi był przesiąknięty zwierzęcą krwią.

— Nie obrzydza cię to? — zapytała Lydia. Ciała zwierząt były wyjątkowo zmasakrowane. Po twarzy czarnowłosej, Lydia nie zauważyła ani odrobiny obrzydzenia czy skrzywienia na ten nieprzyjemny widok. Wydawała się być niewzruszona.

— Jestem pielęgniarką. Widok krwi to pestka. Widywałam gorsze rzeczy niż to. — nie do końca miała na myśli swoją pracę, ale nastolatki nie musiały tego wiedzieć.

Nagle czarnowłosa poczuła się dziwnie. Wokół okręgu zaczął unosić się czarny cienisty dym, jakby coś zaczęło się formować. Poruszał się niczym palący się ogień. Pośrodku okręgu Morana dostrzegła czyjąś sylwetkę. Była cienista i ciężko było stwierdzić czy to kobieta czy mężczyzna. Jednak nikt oprócz niej nie wydawał się widzieć tą istotę. Morana poczuła ogromny smutek i cierpienie, jakby istota w środku przeżywała okropne męki. Czarnowłosa niczym zahipnotyzowana ruszyła ku okręgowi, nie zwracając uwagi że dziewczyny coś do niej mówiły. Cierpienie tej istoty przyciągnęło ją i zapragnęła pomóc jej.

— Co ty robisz? — Derek złapał Morane za ramię, gdy ta prawie weszła w krwawy okrąg. Lekko ją pociągnął do tyłu zanim jej stopa spoczęła na krwistej plamie na ziemi.

Morana nagle oprzytomniała. Spojrzała na krąg, a później na Derek'a.

— Muszę stąd iść. — szepnęła. Szybkim krokiem ruszyła w drogę powrotną. Derek od razu ruszył za nią.

— Co się dzieje? — Derek obejrzał się za siebie. Był pewny że zachowanie Morany, wzbudziło zaciekawienie nie tylko Stiles'a. Niepotrzebnie pozwolił jej tu przyjechać.

Mimo że oddalili się spory kawałek od krwawego kręgu, to Morana nie czuła się najlepiej. Słyszała jak to coś ją wzywa. W pierwszej chwili myślała że to udręczona dusza zmarłej osoby, ale to była tylko iluzja. Coś złego chciało ją przyciągnąć do siebie niczym ćmę do światła. Gdyby Derek jej nie zatrzymał, weszłaby do okręgu, a wtedy coś mogłoby się złego stać.

— To nie byle jaki okrąg. — oznajmiła krótko. W tej chwili nie miała czasu na szczegółowe wyjaśnienia. Głos nawołujący ją zaczął przeradzać się z błagającego szeptu, w skrzeczący krzyk. Zasłoniła uszy w ślepej nadziei że to pomoże. Prawie przewróciła się o wystający korzeń z ziemi, ale Derek złapał ją pod ramię. — Muszę stąd uciec. — spojrzała na Hale'a, w którego oczach dostrzegła ogromnie zmartwienie.

Niespodziewanie, coś chwyciło Morane za nogę. Kobieta przewróciła się. Coś niewidzialnego zaczęło ciągnąć ją po ziemi. Derek rzucił się jej na pomoc. Złapał ją za ręce i zaparł się nogami o ziemię. Ukazało im się widmo. Mroczna istota kobiety w ciemnych szatach, której twarz zakrywała chusta. Rozzłoszczona że Hale, nie pozwalał jej porwać czarnowłosej, wrzasnęła na niego po czym puściła Morane i rzuciła się na bruneta. Widmo pchnęło Derek'a bardzo mocno do tyłu. Hale uderzył o drzewo i upadł na ziemię.

— Derek! — Morana podniosła się z ziemi. Widmo unosiło się nad Derek'em, który leżał skulony na ziemi. — Zostaw go! 

Mroczna istota spojrzała na czarnowłosą. Ruszyła ku niej, wyciągając przed siebie długie i chude ręce. Morana była wściekła. Zapłonęła w niej moc. Jej oczy błysnęły fioletowym blaskiem. Wystawiła przed siebie dłoń, z której wydobyła się jasnofioletowa fala. Fala uderzyła prosto w widmo, które krzyknęło przeraźliwie, a po chwili fioletowy blask sprawił, że istota rozpłynęła się w powietrzu w wybuchu czarnego obłoku.

Morana podbiegła do Derek'a, który podciągnął się do siadu. Czarnowłosa uklęknęła przy nim.

— Jesteś cały? — zapytała zmartwiona. Hale jęknął cicho z bólu, gdy próbował się podnieść. Morana wzięła go pod ramię i pomogła wstać.

— Nic mi nie będzie. — mruknął. — Co to było?

— Później ci wyjaśnię. Musimy stąd iść. 

Scott i Lydia spojrzeli w bok. Oboje usłyszeli dziwny dźwięk, jakby czyjś krzyk. Rudowłosa spojrzała na przyjaciela.

— Też to słyszałeś?

McCall przytaknął głową.

Najciekawsze było to, że ten krzyk pochodził z kierunku, w który Derek poszedł razem z Moraną.

***********************

Jak podobał wam się rozdział?

Skończyłam już pisać rozdziały na zapas. Teraz tylko je dopracowuję. Dlatego postanowiła częściej publikować rozdziały. Trzy razy w tygodniu, więc spodziewajcie się rozdziałów w poniedziałki, środy oraz piątki 

:D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro