Prolog
»»————- ★ ————-««
𝕊́𝕞𝕚𝕖𝕣𝕔́ 𝕛𝕖𝕤𝕥 ł𝕒𝕥𝕨𝕒, 𝕡𝕣𝕠𝕤𝕥𝕒, 𝕫̇𝕪𝕔𝕚𝕖 𝕛𝕖𝕤𝕥 𝕥𝕣𝕦𝕕𝕟𝕚𝕖𝕛𝕤𝕫𝕖.
𝔹𝕠 𝕫̇𝕪𝕔́ 𝕞𝕠𝕫̇𝕖𝕤𝕫 𝕥𝕪𝕝𝕜𝕠 𝕥𝕪𝕞, 𝕫𝕒 𝕔𝕠 𝕫𝕘𝕠𝕕𝕫𝕚𝕤𝕫 𝕤𝕚𝕖̨ 𝕦𝕞𝕣𝕫𝕖𝕔́.
꧁꧂
Główne zasilanie w szpitalu Beacon Hills padło. Na korytarzach migały jedynie awaryjne światła, które słabo oświetlały korytarze. Nadawało to jeszcze bardziej złowieszczej i ponurej aury, po tym co tu się wydarzyło.
Stukot podeszw o posadzkę rozniósł się echem po skąpanym w ciszy korytarzu. Młoda kobieta o kruczoczarnych prostych włosach oraz fiołkowych oczach, w czarnym długim płaszczu, szła korytarzem. Mijała leżące na podłodze ciała szpitalnego personelu. Z gracją omijała kałuże krwi. Wydarzyła się tu istna rzeź. Ból. Cierpienie. Smutek. Agonia. Czuła wszystko naraz. Było to bardzo przytłaczające głównie, dlatego że była wrażliwa na takie emocje. Tyle niewinnych dusz musiało przedwcześnie odejść z tego świata, a ona nie mogła ich przywrócić. W budynku wciąż unosiła się aura pozostawiona po Nogitsune. Gardziła takimi istotami. Zadawały innym ból oraz cierpienie. Wywoływały chaos. A wszystko dla własnej samolubnej przyjemności i zabawy.
Pragnęła pomóc nieszczęśnikom, którzy dzisiejszego wieczoru spotkali się twarzą w twarz z śmiercią. Jednak nie mogła zrobić tego, a przynamniej nie w ten sposób który chciała. Przybyła tu w jednym konkretnym celu, o którym myślała przez całą drogę gdy jechała do Beacon Hills. Nie miała wystarczająco mocy aby zwrócić im wszystkim życie. Mogła jedynie odebrać ich negatywne uczucia aby dusze mogły przejść na drugą stronę.
Zatrzymała się pośrodku korytarza. Łzy cisnęły się do jej oczu gdy przyglądała się twarzom zmarłych. Malował się na nich czysty strach i cierpienie. Słyszała agonalne szmery dusz w całym szpitalu. Nie tylko tych którzy dzisiaj zginęli. Część z nich ubolewała nad własną tragedią, nie potrafili odejść z świata żywych. Na co dzień nikt ich nie widział, nie wyczuwał. To był przykry los. Smucili się, snuli po korytarzach albo przyglądali się swoim ciałom pokrytym krwią. Pragnęli uwolnienia, ale sami nie potrafili pójść dalej. Ich negatywne uczucia oraz przywiązanie do życia utrudniały im zaznanie wiecznego spokoju. Kobieta rozłożyła lekko ramiona na boki i poruszyła dłońmi. Przymknęła powieki aby łatwiej jej było się skupić. Na jej dłoniach pojawiły się cienkie świecące na fioletowo żyłki, które rozświetliły blaskiem korytarz. Dusze zmarłych zwróciły na nią uwagę. Niczym ćmy przyciągane przez światło, otoczyli kobietę. Czuli jak odbierała ich cierpienie. Gdy zniknęło, zaznali spokój, dzięki któremu mogli przejść na drugą stronę. Po paru chwilach wszystkie duchy zniknęły z całego szpitala.
Kobieta otworzyła oczy, a jej dłonie przestały świecić. Lekko się zachwiała. Zwykle nie pomagała tylu duszom na raz, co trochę ją osłabiło, ale na krótki moment. Ruszyła dalej.
Chłód w kostnicy przyprawił ją o nieprzyjemne dreszcze gdy weszła do pomieszczenia. Stanęła przy ścianie gdzie znajdowały się zamknięte komory chłodnicze na zwłoki. Nigdzie na drzwiczkach nie pisało czyje zwłoki i gdzie się znajdują, dlatego musiała skupić swoje zmysły. Przymknęła oczy aby odszukać odpowiednie ciało, a po chwili je otworzyła. Przesunęła się w bok, prawie do samego końca i stanęła przed stalową konstrukcją. Złapała za drugie drzwiczki od dołu i otworzyła je. Wysunęła stelaż gdzie leżało ciało przykryte białą płachtą. Na stopie denatki do palca przyczepiona była sznureczkiem mała karteczka gdzie pisało "Allison Argent".
— Słyszałam jej krzyk.— dotknęła końca materiału i przesunęła go ukazując twarz zmarłej dziewczyny.— Czułam jej cierpienie. Twojej duszy także.— przyglądała się twarzy zmarłej. Jej skóra była blada niczym śnieg, usta fioletowe, a jej ciemne brązowe włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze niż kiedykolwiek.— Nie przeszłaś na drugą stronę.— oznajmiła kobieta i spojrzała przed siebie. Po drugiej stronie stelażu pojawiła się dusza zmarłej nastolatki.
— Próbowałam.— szepnęła z smutkiem Allison patrząc w oczy kobiety, która posłała jej ciepły uśmiech.
— Wiem. Czuje twoje emocje.
— Pomożesz mi?
— Zrobię coś, ale nie wiem czy będziesz mi za to wdzięczna. Krzyk banshee ma wiele zastosowań. Przywołała mnie do Beacon Hills. Cierpienie które poczułam w momencie gdy wykrzyczała twoje imię... — spojrzała na ciało. Uniosła dłoń i pogładziła włosy dziewczyny. Oczy kobiety zaświeciły się na fioletowo.— pobudziło moją moc. Teraz dowiem się czy wystarczy jej...— położyła dłoń na policzku zmarłej, a drugą uniosła nad klatką piersiową dziewczyny. Spojrzała w oczy Allison. Tęczówki kobiety rozbłysły fioletowym blaskiem.— aby cię ożywić.
Kobieta przymknęła powieki. Na jej dłoniach pojawiły się cienkie fioletowe żyłki, które zaczęły świecić. Światła w pomieszczeniu zaczęły chaotycznie migotać. Kobieta zmarszczyła brwi gdy jej ciało przeszedł nieprzyjemny ucisk. Na całym jej ciele pojawiły się żyłki. Otworzyła oczy, gwałtownie wciągając powietrze gdy żyłki zniknęły i przeszły na ciało zmarłej. Kobieta wypuściła zmęczone westchnie. Była wykończona. Oparła się plecami o ścianę aby nie upaść.
Na ciele nastolatki świeciły się fioletowe żyłki, które po chwili wniknęły w jej ciało i zniknęły. Skóra nastolatki zaczęła przybierać żywszego koloru, usta przybrały malinowego odcienia. Gałki oczne poruszyły się pod wciąż zamkniętymi powiekami.
Kobieta poczuła się lepiej. Zbliżyła się do stelaża i lekko pochyliła nad ciałem.
— Allison. Obudź się.— szepnęła miękko.
Nagle oczy nastolatki otworzyły się.
******************************
I jak wrażenie po prologu?
Jak myślicie co może spowodować powrót Allison i kim jest kobieta, która ją ożywiła?
Uwielbiam Teen wolf, więc uznałam że napiszę jeszcze jedną książkę związaną z tym serialem.
Mam nadzieje że wam się spodoba. Nie przedłużając, zapraszam do czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro