7.
Gdy tylko znajduję się w kuchni, wypuszczam ze świstem powietrze. Co to, do cholery było? Czy ja właśnie widziałam mojego porywacza w samej bieliźnie? Boże. Po co ja tak w ogóle wchodziłam do jego pokoju? Powinnam była od razu pójść do kuchni. Potrząsam głową, by wymazać z pamięci obraz jego ciała i podchodzę do rzędu szafek, po czym z impetem otwieram jedną z nich w zamiarze zrobienia sobie jakiejś herbaty. Chwila, czemu ja się tak denerwuję? I dlaczego jest mi tak gorąco?
Esther, przecież podoba ci się jego seksowne ciało, prawda?
Nie, stop! O czym ja myślę? Przecież ten facet mnie porwał! To chore. Biorę kilka głębokich wdechów by się uspokoić. Wygrzebuję z szafki puszkę jakiejś owocowej herbaty. Wtem słyszę ciche człapanie. Odwracam się gwałtownie. Chłopak stoi naprzeciw mnie, już ubrany i patrzy na mnie groźnie.
– Wypad stąd. – mówi grobowym głosem.
Patrzę na niego i powoli odkładam słoik na blat.
– Bo co? – odpowiadam butnie.
– Bo ja tak mówię i tak masz zrobić. Teraz. – warczy, robiąc krok w moją stronę.
Patrzę na niego spod byka, ale powoli się wycofuję. W progu jednak widzę czarną kotkę, więc zaczynam ją głaskać. Kątem oka zauważam, że chłopak stoi w miejscu i nad czymś rozmyśla. Wzruszam ramionami, po czym wracam do gładzenia miękkiego futra zwierzaka.
☆☆☆
Powoli podchodzę do Rayana. Stoi pod rzędem szarych szafek i pisze coś na telefonie. Jak zwykle wygląda idealnie i uroczo. Ma na sobie czerwone conversy, czarne skinny jeans, białą koszulkę z logo Chase Atlantic i oversizową bluzę bejsbolówkę. Te wszystkie ubrania są pewnie warte więcej niż miesięczna pensja mojej mamy. Chłopak jest śliczny. Posiada delikatną, okrągłą buzię o wystających kościach policzkowych. Jego małe, ładnie wykrojone usta są lekko rozchylone w pogodnym uśmiechu. Jego zęby są zaskakująco białe i równe. W lewym policzku utworzy mu się mały dołeczek. Nos jest mały, wąski i lekko zadarty. Jego opaloną cerę pokrywają delikatne piegi. Ma duże oczy w kolorze oceanu, które okolone są ciemnymi rzęsami i rysującymi się delikatnym łukiem jasnymi brwiami. Wystylizowane miękkie loki w kolorze miodu opadają mu na czoło. Ma atletyczną sylwetkę, jest wysoki, szczupły i wysportowany. Idealnie nadaje się na modela, takiego, który widniałby na pierwszej stronie magazynu modowego. Jest po prostu piękny. Staję kilka kroków naprzeciw niego. W końcu spogląda na mnie i pytająco unosi brwi.
– O co chodzi? – pyta miękkim, ciepłym głosem.
– Wiesz, Ry, zauważyłem, że ostatnio rzadko rozmawiamy i jakby się od siebie oddaliliśmy. – odpowiadam niepewnie.
– Oh, Chris, słońce, spójrz na siebie. Nie widzisz różnicy?
Cóż, faktycznie bardzo się różnimy. Ja mam na sobie postrzępione, przetarte jeansy, stare trampki z jakiejś wyprzedaży garażowej, nijaką koszulkę i szarą, spraną bluzę. Nie jestem zbyt ładny. Mam pulchną sylwetkę. Moja twarz jest owalna, z mocno zarysowanym podbródkiem, ostrymi rysami, wąskimi ustami, grubymi, ciemnymi brwiami i szarymi oczami. Moje czarne, przydługie włosy z rozdwojonymi końcówkami nijak nie chcą się ułożyć, są zupełnym, przeciwieństwem jego ładnych, miękkich loczków. On jest bogaty, a ja biedny. On ma wszystko, a ja nie mam nic.
– Ja jestem bogaty i popularny. Ty jesteś biedną, szarą myszką. Nie możemy więcej się zadawać. Ty i ja to zupełnie inne światy. Nie możemy pokazywać się razem. A teraz wypad stąd kochany, nie chcę, by inni pomyśleli, że coś nas łączy.
Te słowa bolą. Przyjaźniliśmy się od dziecka, jeszcze zanim mama straciła poprzednią pracę i mieliśmy więcej pieniędzy niż teraz. Ale przecież pieniądze nie powinny mieć żadnego znaczenia. Jednak dla niego mają. Chce być popularny i pragnie, by wszyscy go uwielbiali. Nie ma na mnie miejsca w jego życiu. Zwłaszcza teraz, gdy czuję do niego coś więcej, niż tylko przyjaźń.
Otwieram oczy. Znowu stoję pośrodku kuchni, a wspomnienia odpływają. Brunetka siedzi w progu i głaszcze Nanę. Prycham.
– Mówiłem ci, żebyś wyszła.
Dziewczyna przewraca oczami ale podnosi się z podłogi i idzie do sypialni. Kotka majestatycznie drepcze za nią. Właśnie zostałem zdradzony. Najwidoczniej mój własny kot woli moja ofiarę niż mnie. Wzdycham i podchodzę do otwartej szafki po czym ją zamykam. Przez chwile rozglądam się do kuchni, po czym wyciągam z jednej z szafek paczkę ciastek i idę do salonu. Siadam ciężko na kanapie i wyciągam spod poduszki pilot. Przez następne pięć minut przeskakuję po kanałach szukając czegoś ciekawego. Zatrzymuję się na przypadkowym kanale i wtedy wydaję agonalny odgłos umierającego mamuta. Tylko nie Aniołki Charliego. Nienawidzę tego filmu z całego serca.
To był ulubiony film twojego brata.
Wzdrygam się na to wspomnienie i wyłączam telewizor. Kładę się na kanapie po czym zwijam się w kłębek, starając się nie dopuszczać do siebie więcej wspomnień. W końcu zmęczony zasypiam, bo od kilku dni praktycznie nie śpię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro