Rozdział 3
Mknąc między ciemnymi uliczkami Dylan myślał, tylko o tym, by jak najszybciej powiedzieć Henrykowi, co wie Speedy na temat jego sprawy oraz chciał osobiście usłyszeć, jak Henryk mówi, że ma się na chwilę obecną odczepić od organizacji.
Budynek, który niegdyś należał do firmy Rakowski & Weichert, teraz należał do znajomego Dylana, Simona Góralskiego, i w papierach jest to firma zajmująca się przewozem mrożonych towarów. Cały wieżowiec był w zadbanym stanie, ale w nie najlepszym.
- Chcę to usłyszeć od ciebie, Henryk - powiedział chłopak zatrzymując się tuż przed biurkiem swojego znajomego.
- Tak myślałem, że się zjawisz - odpowiedział lakonicznie mężczyzna. - Czego nie zrozumiałeś chłopcze w tym, co przekazał ci Daniel? Miałeś tu nie przychodzić. Twoja matka węszy.
- Och, Henryk, nie kłam mi tu. Powinieneś przewidzieć, że wypytam o wszystko moją matkę - odpowiedział Dylan. - Ona nic nie wie. Sprawa stoi w miejscu od dwóch miesięcy, więc nie gadaj, że doczepiła się ciebie, bo o tobie nie ma zielonego pojęcia.
- Ale węszy. Nie chcę, żeby odkryła naszą współpracę. Będziesz wtedy spalony - powiedział Henryk wychylając się zza biurka. - Dylan, jesteś dla mnie jak syn, którego nigdy nie miałem. Nie chcę cię stracić.
- Nie chcesz stracić mnie, czy naszej współpracy? - zapytał Dylan.
- Oczywiście, że ciebie - odpowiedział Henryk, choć z tyłu głowy powtarzał sobie, że współpraca jego z Dylanem jest tylko tymczasowa, bo potrzebuje jej do swoich interesów.
Henryk nigdy nie myślał, że wplącze chłopaka w jakieś grubsze sprawy, których nie powinien widzieć, bo od razu pobiegłby do swojej matki i powiedział o tym, co planuje zrobić. Choć czasami nie było wyjścia i musiał wplątać w inne interesy Dylana. Czasami, bo nie miał wyjścia ze względu na jego moce, które prawdę mówiąc, są przydatne w brudnych interesach, a czasami, bo musiał zaspokoić jego ciekawość. Z drugiej strony Henryk stąpa po cienkim lodzie. Jeden zły ruch i pójdzie na dno, z którego się nie podniesie.
Dylan patrząc na swojego znajomego, który widać, że oddalał go od interesów z innych powodów niż to, że jego matka węszy koło organizacji, sprawiało, że Dylan tracił powoli zaufanie do swojego przyjaciela.
- Chcę brać udział w kolejnej akcji - wypalił nagle Dylan.
- Nie ma mowy. Gdyby twoja matka odkryła twoją współpracę z nami, byłbyś skończony - powiedział Henryk.
- Mam to gdzieś! Nie rozumiesz, że zrobi to prędzej, czy później?! - wykrzyczał chłopak.
- Powiedziałem nie! Ostrzegam, nie kłóć się ze mną - powiedział Henryk.
- Idę na akcję, inaczej daje papiery mojej matce - powiedział Dylan. - Albo lepiej! Powiem jej o wszystkim. Opowiem jej o tobie i o naszej współpracy, podam nazwiska... - zaczął wyliczać.
- Dobra, dobra, koniec - rzekł Henryk. Zdawał sobie sprawę, że nawet tyle, ile wie ten chłopak może zagrozić jego planu. - Pójdziesz już na tą akcję, tylko morda w kubeł o naszej działalności.
- Czy ja kiedykolwiek cię zdradziłem? - zapytał retorycznie nastolatek. - Ja, tylko ci grożę, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Pamiętaj do czego jestem zdolny.
- Ty również pamiętaj do czego jestem zdolny, i jakie mam zasoby - rzekł ostro Henryk. - A teraz wynoś się stąd. Informacje otrzymasz tak jak zwykle.
Zadowolony Dylan wrócił do domu, gdzie czekała na nie niemiła niespodzianka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro