Rozdział 1
Wstał nowy dzień. Słońce zaczynało właśnie swój rutynowy bieg po niebie. Chłodne powietrze owiało nieosłoniętą szyję młodego chłopaka, który stał na Moście Sobieszewskim z rękoma schowanymi w czarną kurtkę. Jego krótkie, brązowo-zielone włosy rozwiewał północny wiatr.
- W końcu jesteś. Dlaczego tak długo? - zapytał chłopak spoglądając na mężczyznę, który ubrany w elegancki garnitur niósł teczkę.
- Lepiej ciesz się, że w ogóle przyszedłem. Henryk kazał przekazać, że to ostatnia partia i kończy współpracę - rzekł ponuro mężczyzna podając chłopaczkowi teczkę.
- Niby dlaczego? Przecież dobrze się spisywałem - odpowiedział zdumiony chłopak.
- Henryk boi się o swoje interesy. Robisz się jeszcze popularniejszy niż wcześniej. Po za tym, Henryk dostał cynk, że wasza matka śledzi jego interesy - powiedział mężczyzna. - Pamiętaj, że jesteś dla niego jak syn, którego nigdy nie miał. Chce cię zwyczajnie chronić.
- Przed czym? Przed tym, że matka sprałaby mnie od góry do dołu i zamknęła w celi na tydzień? Niech Henryk przestanie sobie ze mnie kpić - zaśmiał się Dylan.
- Jeśli się sprawa uspokoi, możesz wrócić, wcześniej nie.
Pioruny pojawiające się za Dylanem sprawiały wrażenie jakby wydobywały wprost z pleców chłopaka. Bieg to było to, co kochał robić. Mógł zrobić dosłownie wszystko. Być, gdzie chce i nikt nie mógł mu tego zabronić. Jednak wracając do domu czuł narastający niepokój. Zresztą, jak zawsze, gdy wracał po przyjęciu kolejnej partii. Nie zdarzyło się, żeby matka go przyłapała, ale zawsze było jakieś ryzyko. Starał się wychodzić i wracać bardzo wcześnie, by mama nie zauważyła jego nieobecności.
Dylan schował teczkę w dziurze pod deskami podłogi w swoim pokoju. Chłopak westchnął i przetarł dłonią oczy. Był zmęczony. Codzienne wychodzenie o wczesnej godzinie albo chodzenie na nocne akcje razem z Henrykiem i resztą przyjaciół było męczące, ale za to dawało mu poczucie szczęścia i adrenaliny. Bycie synem największej bohaterki Gdańska nie było proste. Mieszkańcy i wiele reporterów, nawet z innych miast, zwracało uwagę na twoje poczynania. Gdy zrobiłeś choćby jeden, mały i nic nieznaczący błąd, oni rugali cię tak, że nie pozostawiali na tobie suchej nitki. Nastolatek z radością powitał miękkie i ciepłe łóżko. Nagle w pokoju rozbrzmiał alarm budzika, co spotkało się z jękiem Dylana, który schował głowę pod poduszkę, by nie słyszeć tego wkurzającego dźwięku.
- Dylan, wstawaj, bo się spóźnisz do szkoły! - krzyknęła jego matka, która z pewnością przechodziła obok drzwi od jego pokoju, jak co rano, z kubkiem kawy w prawej dłoni i przygotowana na cały dzień roboty.
- Za chwilę - odpowiedział Dylan chcący jeszcze trochę poleżeć w łóżku, którego nie widział od przeszło trzech godzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro