Rozdział 7
Staliśmy gapiąc się na siebie. Półbogowie byli zbyt zszokowani przybyciem Zuzy by się odezwać.
- Odejdźcie. I tak macie mniejszość.
- Nie poddamy się bez walki Luke. Przecież wiesz.
- Wiem Oliwia.
Jego słodki i delikatny ton wkurzył mnie na całego. Rzuciłam się na niego z mieczem lecz on był przygotowany i odepchnął mnie klingą. Przeleciałam przez pół sali aż w końcu rozbiłam się o ścianę. Pani wychowawczyni zemdlała. Ja też byłam bliska omdleniu. Podbiegła do mnie Thalia a Percy gapił się na Luka.
- Jak możesz...- wyszeptał przez zaciśnięte zęby.
Zaczęłam się walka na śmierć i życie. Herosi obserwowali ich w skupieniu. Widziałam że Percy nieźle sobie z nim radzi. Nagle upadł. Luke zbliżył się do niego z uniesionym do góry mieczem.
- To twój koniec Jackson. W końcu.
Zamachnął się. Nie wiedziałam skąd we mnie wstąpiła ta siła ale wyskoczyłam do przodu i w ułamku sekundy byłam przy Percym. Odepchnęłam go spod miecza w tej samej chwili kiedy ten uderzył we mnie. Zrobiło mi się słabo, widziałam zamazany obraz. Czułam piekący ból w brzuchu. Ostrze przebiło mnie na wylot. Luke zaśmiał się szyderczo i rozpłynął się. Ale nie na zielono. Wiedziałam że za chwilę wróci z oddziałami. Miałam mało czasu. Bardzo mało.
- Oliwia!!!- wrzasnęli moi towarzysze.
Percy podniósł się z ziemi obok mnie. Widziałam jakby przez zamazaną szybę że na jego twarzy maluje się przerażenie. Nigdy nie widziałam go w taki stanie. Wyglądał jakby miał się rozpłakać. Nie on już płakał. Uklęknął obok mnie.
- Oliwia.- szepnął- Otrząśnij się.
- N-nie mogę. Mmam małło czasuuu.
- Nie. Masz przed sobą długą drogę.
- Na Łąkach Asfodelowych...
- Nie! Proszę cie!
- Percy, Thalia/Asia, Zuza. Jja nie mogęę.
- Możesz. Thalia co mamy zrobić?
- Nie wiem. Zuza.
- Sorki. Jja też. Nnnni....
- Percy...
- Tak.
- Ja....
- Nie nie możesz....
- Ty....
- Ja cię uratuję...tttylko nie wiem jak...
- Ty głupku! Woda. Ja...ona...mnie...
- Nie! Macie tu kran?
- Tam!
Percy puścił mnie czułam że jeszcze chwilę a będzie za późno. Za późno na wszystko. Starałam się wytrzymać. Ból był nie do zniesienia.
- Nie leci!!!!! Szlak by trafił! Teraz!!! Super!!! Nie mogę!!!!Aaaaaaaa!!!!!!- Percy zaczął się wkurzać.
Blask!!!! Nad nami rozbłysło światło.
- Luke?
- Nnie.
Wszyscy odwrócili oczy. Mi było wszystko obojętne i tak umrę. Nic się ze mną nie stało. Jeszcze żyłam. Nade mną pojawił się mój tata Posejdon.
- Tato! Zrób coś! Ona nie może!
- Czy ja wyglądam na Tantalosa, Perseuszu Jacksonie?
- Nie.
- No właśnie- uśmiechnął się do mnie- Skarbie, nie odejdziesz tak prędko.
Wyciągnął ręce i oblała mnie woda. Poczułam natychmiastową ulgę. Czułam energię i chęć do życia. Uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko umiałam. Byłam przeszczęśliwa.
- Wszystko dobrze?
- Jasne tato.
- Wstawaj-wyciągnął do mnie rękę i pociągnął mnie w górę- Nie możesz pozwolić by pan Castelan zabrał herosów do armii. Radzę nie patrzeć.
Wystrzeliła smuga światła i tata zniknął. Percy podbiegł do mnie i mnie przytulił. Jego serce biło strasznie szybko.
-Jak się cieszę że żyjesz!
- Ja też się cieszę.
- Bardzo ci dziękuję. Gdyby nie ty tata by przyszedł po mnie.
- Spoko.
Świst! Pojawił się rozbawiony Luke. Na mój widok mina mu zszedła.
- Ty?!? Ale to jest niemożliwe! Jak mogłaś to przeżyć!
- Mogłam bo jestem potężniejsza niż ty, Luku Castelanie.- odparłam i zaatakowałam ze zdwojoną siłą.
W ostatnim momencie zareagował. Walczyliśmy tak ze sobą dobre 20 minut kiedy na korytarzu rozległy się głosy kroków.
- Na stanowiska! Percy drzwi! Thali okna lewo. Zuza okna prawo!
- Jak mogłaś nazwać przyjaciółkę Thalią zdrajczynio!
- Jest równie dzielna jak ona. Może oddać życie za przyjaciół ale ma pewność że towarzysze za których zmarła za 7 lat nie staną przeciwko niej!
- Nie okarżaj mnie!
- Przecież jesteś idiotą! Zasługujesz na to by ktoś ci to wytknął! Podejmujesz same złe decyzje! Co w ciebie wstąpiło Luke? Czemu nie możesz być jak inni? Bogowie jak i śmiertelnicy popełniają błędy. Ale my wszyscy im wybaczamy. Tobie też kiedyś ktoś wybaczył!
- Nie wiesz! Jesteś głupia i naiwna!
- Wiem o tobie więcej niż ty sam Luke. -opuściłam miecz-Nie jesteś do końca pewny siebie i swoich decyzji...
- Walcz! Jak śmiesz tak o mnie mówić!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro