Rozdział 15
Kiedy wszyscy zostali przydzieleni do swoich domków zrodziło się wielkie zamieszanie. Nowi przenosili rzeczy z domku Hermesa. Kiedy Ula i Nathaniel już skończyli oprowadziłam ich po obozie. Większość miejsc znali ale nie wszystkie. Kiedy przyszliśmy nad brzeg oceanu Ula rzuciła się do wody. Zaczęła pływać w tych samych rzeczach co była ale dzieci Posejdona nie są mokre kiedy są w wodzie. Siedziałam z Nathanielem nad brzegiem kiedy usłyszałam za sobą głos:
- Oliwia!
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego do mnie jakiegoś chłopaka którego nie znałam
- Co?
- Yyy...jest tu Percy?
- Nie. Jest w naszym domku.
Chłopak zaklął pod nosem. Nagle spojrzał na morze i stanął jak wryty. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam kulę ognia lecącą w naszą stronę.
- ULA!!! SZYBKO!
Dziewczyna wybiegła z morza.
- Bariera wytrzyma...-powtarzałam sobie
- Nie...już nie.-odezwał się nieznajomy
- Co?!?
- Uciekajcie!!!- Nathaniel rzucił się do ucieczki i chwycił mnie za rękaw. Pobiegłam za nim a za nami Ula i "ktoś". Biegliśmy tak ale kula była szybsza.
- Padnij!-zakomenderowałam
Wszyscy rzuciliśmy się na ziemię w ostatniej chwili. Płonący pocisk poleciał w stronę obozu i rozbił się o coś dając ogromne światło. Szybko wstaliśmy i pobiegliśmy dalej. Wokół nas szalały pociski.
- Gdzie jest Percy?!?-krzyknęłam do chłopaka
- Zniknął! Nikt nie może go znaleźć!
Nim dokończył zobaczyła jak na skraju lasu dwie osoby wciągają jedną szamoczącą się. Nie było wątpliwości że to Percy.
- Biegnijcie dalej! Ja idę do brata!-zniknęłam w lesie
Biegłam z prędkością światła i mijałam drzewa jakby były to pachołki. Kiedy w końcu zauważyłam Perciego był przy obozowisku. Zatrzymałam się w pół kroku. Siedział obok kilku innych osób i bez trosko sobie rozmawiał.
Co on sobie myśli?-pomyślałam-Gada z wrogami.
Postąpiłam krok do przodu i bezszelestnie skryłam się za drzewem. Zamierzałam podsłuchać ich rozmowę.
- Jak tam u was?-odezwał się mój brat
- Wszystko w porządku ale nie przedłużaj czasu Percy...
- Ale ona musi!!!
- JA muszę cię stąd zabrać. Muszę to zrobić teraz.
- Wiem to Gilanie!
Wzdrygnęłam się na to imię. Nie znałam żadnego obozowicza o imieniu Gilan ani żadnego potwora.
- Percy...proszę cię.
- Ja się stąd bez niej nie ruszam.
- Ale ona nawet nie wie o naszym istnieniu... Nie przyjdzie tu!
- No wiem...
- Nie pozwól bym zabrał cię siłą.
- Chejron musi najpierw wiedzieć!
- On wie. Percy...jest tu niebezpiecznie...
- Wiem. Widzę. Nie jestem ślepy. Ale ONA musi iść z nami.
- Zgadzam się ale nie przyjdzie.
- Oliwia Night!!!-zawołał Percy i wstrzymałam oddech. On woła MNIE.
- Ona nie...-Gilan zamilkł w połowie zdania kiedy wyszłam zza drzewa.
- Hejka Percy.
- Jej! A nie mówiłem???
Rzucił mi się w ramiona.
- Od kiedy tu tak stoisz?-spytał mi się Gilan. Był wysokim blondynem. Bardzo ładny.
- Od dosyć dawna. Przyszłam za wami.
- Nieźle. Potrafisz się dobrze chować...
- Sama nie wiem... chyba to wy jesteście ślepi i głusi
- JA napewno nie jestem-Gilan uśmiechnął się od ucha do ucha
- Ja chyba tak.-Percy mu wtórował- Tylko ty nie znasz Gilana, prawda?
- Jesteś potworem?
- Nie!-Gilan wyszczerzył zęby- Jestem królewskim zwiadowcą.
Zamurowało mnie. Kim??? Królewski zwiadowca. Gdzie tu jest król?
- Kim???
- Zwiadowcą.
- A kto to zwiadowcy?
- To są tacy ludzie którzy służą królowi i ogólnie tropią różnych dziwnych ludzi i...prowadzą wojska. Zwiadowcy muszą mieć dobry słuch, wzrok, rewleks i muszą być silni. Umieją strzelać z łuku i jeździć konno. Dobrze się chowają, wtapiają w tło, rzucają nożem i mają peleryny z kapturem.
- Wow. Właśnie oprócz noży, łuku i peleryny opisałeś mnie.
- Serio? To może się do nas przyłączysz?
- Ale zwiadowcy podobno posługują się łukiem i nożami a ty masz miecz-zauważyłam
- Faktycznie ponieważ ja jestem jedynym zwiadowcą który opanował także sztuki walki. Innym na to nie pozwalają.
- Fajnie. A Percy? Skąd go znasz?
- Jestem uczniem Szkoły Rycerskiej i Gilan po prostu mnie raz spotkał mnie.
- Ty jesteś rycerzem!!??
- No...tak.
- Fajnie.
- Dobra. Koniec tej pogadanki-przerwał nam Gilan- Musimy już jechać.
- Aha. No to ja już sobie pójdę-powiedziałam
- W życiu! Jedziesz z nami!-krzyknął zwiadowca
- Tak???
- Tak. Zabiorę cię do Halta. Sądzę że zostaniesz dobrym zwiadowcą...
- Dziękuję Gilanie!-uścisnęłam go
- No dobra. Jedźmy już.
- Ale jak...?
- Oliwia, idź do stajni pegazów i zabierz stamtąd Mrocznego.
- Tego pegaza?
- Nie. Tego konia. Tego drugiego Mrocznego.
- Okey.
Pobiegłam równie szybko jak biegłam tutaj. Kiedy dotarłam do stajni osiodłałam i dosiadłam Mrocznego. Wybiegłam ze stajni ale zatrzymał mnie Chejron.
- Gdzie ty biegniesz? Pomóż nam!
Rozejrzałam się i zobaczyłam że cały obóz płonie. Ale jednak Gilan się spieszy i nie mogę go zawieźć.
- Gilan mnie potrzebuje. Żegnaj Chejronie.
Zmusiłam Mrocznego do galopu i pomknęłam do zwiadowcy i rycerza. Kiedy znalazłam się przy nich ruszyliśmy cwałem. Czułam wiatr we włosach. Kocham tak pędzić. Za nami zostawiliśmy obóz z moimi przyjaciółmi. Łzy naleciały mi do oczu ponieważ przypomniałam sobie te wszystkie fajne chwile z nimi. Cwałowaliśmy tak aż Gilan zwolnił do galopu. Mroczny był strasznie zmęczony a tamte konie wyglądały na wogóle nie zmęczone.
- Mam taką mini radę do ciebie Oliwia ok?- powiedział Gilan
- No. Dawaj.
- W obecności Halta zachowuj się raczej... neutralnie.
- Spoko. Czyli bez pytań?
- Raczej tak. Jestem jednak przekonany że od razu jak go zobaczysz pytania same wypłyną.
- Zawsze tak mam.
Teraz jechaliśmy przez długi czas kłusem by mój konik trochę odpoczął. Koń Perciego również był zmęczony. Wywnioskowałam z tego że tylko konie zwiadowców są przystosowane do takiej długiej i ciężkiej jazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro