Rozdział 1
Jest środa. Mam dzisiaj w szkole 10 lekcji. Dwie ostatnie lekcje to polski. Na jednej sprawdzian- na drugiej omówienie sprawdzianu. Nic ciekawego. Jednak podczas sprawdzianu coś mnie rozpraszało. Czułam ogromną chęć spojrzenia w okno jednak czułam że jeśli tam spojrzę stanie się coś złego. Na drugiej lekcji już niczego nie czułam. Nie skupiałam się na tym co pan mówił. Nagle z tyłu usłyszałam wybuch. Cała klasa się odwróciła ale niektórzy odwrócili z powrotem. Czułam sie dziwnie ale jeszcze dziwniej się poczułam kiedy z tyłu sali pojawił się wysoki blondyn. Rozglądał się po sali chowając do kieszeni zielone koło. Część sali zdawała się na zwracać na niego uwagi. Jednak on ewidentnie zwracał uwagę na mnie. Byłam przerażona. Podszedł do mnie.
- Luke- szepnął do mnie
Następnie wziął mnie za kołnierz i z zadziwiającą siłą rzucił o szafę na drugiej stronie sali. Uderzyłam w mebel prawym bokiem. Jęknęłam i upadłam na ziemię. Szafa runęła na mnie przygniatając mnie do ziemi. Szklana szyba rozbiła się raniąc mnie w wielu miejscach. Słyszałam że w klasie ktoś się podrywa z krzesła.
- Stój!- Luke wrzasnął i usłyszałam kolejny trzask
Ktoś podbiegł do szafy.
- Co ty tu wyprawiasz Asia? Co robi Oliwia!
To Asia przyszła mi z pomocą.
- Chowaj się-jęknęłam-Luke już tu idzie
Odbiegła ode mnie. Wyczołgałam się spod szafy. Prawa noga utknęła mi w środku. Chwilę zajęło mi wydostanie jej. Kiedy wstałam przede mną stał Luke. Kopnął mnie nogą w klatkę piersiową. Przeleciałam przez pół klasy. Wszyscy wrzeszczeli na mnie nie zdając sobie sprawy że to Luke mną rzuca a nie ja sama latam.
- Luke!!!- krzyknęłam.
Byłam sała poobijana. Miałam śliwkę na oku, na całym ciele miałam małe rany. Zabrałam metalowy kij który leżał pod oknem. Luke zbliżał się do mnie z mieczem.
- Chować się!-wszyscy posłuchali
Zamachnął się na mnie. Jakimś cudem odparowałam cios.
- Jesteś lepsza niż się spodziewałem
- My się nie znamy. Nie wiem kim jesteś.
- Ale ja wiem. Jesteś dzieckiem z przepowiedni.
- Jakiej? Możesz mówić po ludzku?
- Nie.
Bam! Bum! Brzdęk! Walka trwała w najlepsze. W pewnym momencie uderzyłam w jego miecz i obkręciłam wokoło. Miecz wyleciał mu z ręki ale złapał go przede mną. Wytrącił mi kijek z ręki- przeleciał na drugi koniec klasy. Ciął na wysokości klatki piersiowej. Upadłam na ziemię. Uderzył w lewo odpełzłam w prawo, on w prawo ja w lewo. Walnął w nogi usiadłam oparta o ścianę. Wiedziałam że nie wytrzymam długo. Szybki ruch mieczem przeciął mi koszulkę i skórę na ramieniu. Podniósł miecz i zrobił mi szramę na twarzy. Zamachnął się i wycelował w moją szyję. Wiedziałam że chce mnie zabić. Nie miałam siły się poruszyć. Kiedy już miał opuścić miecz i mnie zabić ten wyleciał mu z ręki. Asia szybko go podniosła i upuściła stalowy kij. Ciąła w Luka ale ten zdążył rozpłynąć się w zielonym świetle. Cała klasa siedziała pod ławkami i wpatrywała się w nas. Byłam zbyt zmęczona by im to tłumaczyć wiedziałam że nie wiedzą co o tym sądzić. Osunęłam się na ziemię i zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro