Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°˖✧ Rozdział 2 ✧˖°

Czwarta nad ranem. Właśnie przepychałem się przez tłum ludzi, zastanawiając się co jest grane. Na moje pytanie ukazała mi się odpowiedź. Kiedy przecisnęłem się przez innych, stanąłem wryty tym co ujrzałem. Przed moimi oczami leżała owinięta w koc kobieta, nad którą stała jedna ze stacjonarnych.

- Co z nią..!? - szybko podszedłem na przeciwko tej osoby, patrząc na ciało. Byłem przerażony sytuacją.

- Zamordowana kobieta, około lat 25... siniaki, w tym rany głębokie... bardziej w okolicy szyi... - zabrała się za drugą kartkę, kontynuując. - Umarła z utraty krwi... posiadała trzyletnią córkę, ale umarła na nieznaną chorobę...

- Znajduje się chociaż jeden świadek, który widział to zdarzenie?

- Tak... rozmawialiśmy, ale nic z tego nie wyszło... a zatem...

Dalej jej nie słuchałem. Martwiłem się tylko kto mógł to zrobić. Skrzyżowałem ręce ciasno, myśląc intensywnie nad sprawą nietypowego morderstwa.

"Czemu ta osoba zabiła niewinnego człowieka? Morderca? Psychopata? Alkoholik? Zabił dla zemsty? Dla zabawy? Co się za tym kryje?"

Z moich myśli wyrwał mnie skierowany wzrok odchodzącego Ackermana. Chciałem już biec, lecz zniknął w tłumie. Jeszcze raz zastanawiając się nad swoimi myślami, lekko zacisnąłem dłoń. Rozglądałem się za dowódcą. Yhym. Znalazł mnie, niż ja jego.

- Mogę porozmawiać ze
świadkiem? - patrzyłem intensywnie w jego oczy z dziwnym uśmiechem.
Jego oczy jakoś wyjątkowo dzisiaj wyglądały, ale po chwili wyrzuciłem tą dziwną myśl.

- Dobrze Eren... Wiesz gdzie jest gabinet...- kiwnęłem głową z wdzięcznością. Pełen pewności siebie, postanowiłem przepytać osobę zdarzenia.

*

Siedziałem przy biurku, czując się trochę nieswojo. Wyrzuciłem ręce na biurko, też kładąc głowę. Patrzyłem w bok, leniwie mrużąc oczy. Nie wiedziałem ile tu siedzę. Nikt nie raczył zapukać. Czy to trudne by odpowiedzieć na kilka pytań? Mruknąłem pod nosem. Było dosyć ciepło, co gorzej się poczułem.

- Czuje się tak wyjątkowo... jeszcze by brakowało jakby przybył
Kapitan...- po tych słowach, ktoś walił w drzwi. Szybko się ogarnąłem, równocześnie poprawiając swe ciemno brąz włosy. Miałem jedną osobę na myśli.

- Wejść? - przełknąłem ślinę, szukając wzrokiem punktu, by przez dłuższy czas nie patrzeć na osobę.

- Wchodzę w złym momencie?

- Hm? N-Nie, nie! Właśnie czekałem, siadaj! - moje oczy przekierowały mnie w kierunku nawet młodej dziewczyny. Była raczej zwyczajna. Sukienka z jasną barwą czerwieni, lecz to nie przekuło mojej uwagi, ale jej fiołkowe duże oczy. Jeszcze takich nie widziałem. "Eren, nie patrz się na nią bo jeszcze coś sobie pomyśli" Tak po mej myśli, kieruje wzrok w biurko.

- Nic ci nie jest?

- Nie...

- Ale przecież wi..

- NIC MI NIE JEST!!!

Przegryzłem wargę, delikatnie zawstydzony swoim zachowaniem.
Gdy spojrzałem ponownie na nią, zbladła ze zdziwienia. "Pewnie ją tym przestraszyłem" Sam siebie zdołowałem, przymykając oczy.
Poczułem na swoich policzkach kobiece dłonie, bo oczywiście kto inny? Otworzyłem oczy, a nasze twarze były blisko. Zbyt blisko.

- Co jest? - nie mając wyboru, miałem wzrok w kierunku jej. Trochę się zmartwiłem sytuacją jaka tu zapanowała miedzy nami.

- Jeśli chodzi o sprawcę.. mogę tylko powiedzieć..- zniżyła się do mego ucha, co przeszedł mnie
dreszcz.- Jesteś młody, pewnie masz dużo wielbicielek nawet w śród korpusu.. czemu chcesz pogorszyć swoją sytuację na którą chcesz
wkroczyć?

- Co chcesz mi przez to
powiedzieć? - usłyszałem od niej mały chichot, co byłem zmieszany.

- Bądź czujny, tym bardziej zbadaj swój własny korpus..- poczułem ciepły język na swoim płatku ucha.

Kobieta mnie puściła równocześnie wstając. "Skąd możesz..."

- Wkrótce się zobaczymy... Madoka...

Wyszła. Miałem dziwne, ale niezrozumiałe uczucie. Dziewczyna pewnie nie widziała sprawcy, ale czemu myśli, że jest wśród naszego korpusu? Najprawdopodobniej sobie mogła wymyślić. Ale jesli się nad tym zastanowić. Wybiegłem od razu, otwierając drzwi.

- Czekaj, ja..! - totalna cisza. Nie zdązyłem, a miałem tylko jedno
pytanie.- Madoka, czy osoba miała coś znaczącego przy sobie..?

*

Leże wygodnie w łóżku. Myśl która mnie wciąż męczyła będąca korpusem zwiadowczym.

- A jeśli ktoś z korpusu? Kurde.. kogo by tu podejrzewać? Heh, jedynie mi przychodzi do głowy ten dziwak, Jean. Nawet, to nie w jego
stylu..- uśmiechnęłem się kpiąco, przymykając oczy. - Czy kapitan wie chociaż o tym? Może już kogoś podejrzewa? Może to głupie stwierdzenie, ale..

- ...Jaeger!

"O Nie! To mój koniec! Jezu, opanuj się!" złapałem się za głowę, mrużąc oczy ze swojego już irytującego zachowania. Wciąż byłem na łóżku, lecz siedziałem po turecku. Ułozyłem na odwal włosy, wraz swą koszulkę.
Drzwi pokoju otworzyły się, a w nich widziałem czarnowłosego. Tak, miałem na myśli małego, kabaltowego o podniecającym wygladzie, kapitana.

- W-Wszystko dobrze? - trzasnął drzwiami, co podskoczyłem ze zdziwienia. "Co z nim? Pewnie mu słońce zaszkodziło" zaśmiałem się w myśli. Niespodziewanie gdy mogłem tylko sobie pomażyć.

- Heichou? - och tak, gdy twoje erotyczne fantazje biorą w góre i stają się rzeczywistością. Moje ręce były zaklinowane jego dłońmi, a miedzy moje nogi on. Brakowało, by nasze wargi stały się jednością. Zaczęłem wystawiać delikatnie dziubek z ust.

- Jaeger, co ty odpieprzasz?

- Jak to ja!? Myślałem, że trochę kapitanowi chciało się...
ze mną...- miałem szeroko oczy, patrząc na jego kabaltowe oczy.

- Jaeger, zboczeńcu.. O czym ty myślałeś w swojej chorej głowie?

Puściłem buraka przy nim, po czym zaczęłem się szarpać.

- Z jakim świadkiem rozmawiałeś? I jak to się odbywało? - przygwoździł mnie bardziej do łóżka.

- Żeby prościej powiedzieć to przyszła taka nawet w moim wieku lub wyższym dziewczyna, a imię.. jeśli dobrze kojarze to Madoka.

- Madoka? I o czym się dowiedziałeś?

- Mówiła, że sprawca znajduje się w naszym korpusie.. tylko tyle mi powiedziała.

- Masz się do niej nie zbliżać.. zrozumiano?

- Czemu? Znacie się?

- Masz się od niej nie zbliżać! To rozkaz!

Po dłuższym czasie kiwnęłem głową, od razu zrzucając Ackermana plecami na łóżko. Będąc nad nim, przybliżyłem go bardziej do siebie.
Teraz ja przytrzymywałem jego nadgarstki. Spogladałem na niego, a moje końcówki włosów opadały mi delikatnie na oczy.

- Pozwolisz, jeśli się tobą
zajmę? - musnęłem jego usta, co w zamian ugryzł mnie w dolną wargę.
Wydałem głośny jęk. Nieświadomy, że rozlużniłem mu nadgarstki zostałem wykopany z własnego łóżka.

- Levi, czemu tak brutalnie mnie potraktowałeś? - dotykając wargę, miałem na opuszkach palców krew.

- Nie masz mówić mi po imieniu.. Gówniarzu..

Miedzy nami nastała krępująca cisza.
Oparłem się łokciami z tyłu, rozkładając luźno nogi. Nasze spojrzenia się krzyżowały. Ssałem krew z warg.

- Eren..

- Hm?

- Czy mi się wydaje czy ci stanął...

Spojrzałem na swój namiocik, co się lekko zaśmiałem. Tym bardziej miną Ackermana.

"Ach, ty to robisz specjalnie~"

- Interesujące...

Zamknąłem oczy, czekając co zrobi ze mną. Poczułem na swoim kroczu jego nogę, która po chwili o mnie się ocierała. Zacisnąłem zęby, patrząc trochę zły na niego.

- Więc cię podniecają chłopcy... ciekawe...- po tym zaczęłem jękać przez zęby, odwracając wzrok. Byłem prawie ku dojściu, lecz po chwili przerwał.

- Dalej sam sobie dopomóż..

Nie odzywałem się. Popatrzyłem na niego ponownie zły. Nawet nie spojrzał, tylko przystanął przy delikatnie uchylonych drzwiach.

- Jutro cię widzę na treningu, Jaeger!

Można było usłyszeć huk zamykanych się drzwi przez czarnowłosego. Mruknąłem, wstając z podłogi.
"Dopomóż.. bardzo zabawne, ale chciałem, żebyś ty to dokończył..."

"Levi, pożałujesz tego..."

"Że mnie upokorzyłeś"

-----------
Śmieszy mnie ten rozdział 😂
Jeśli się znajdą małe błędy to tylko wina mojej klawiatury :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro