Rozdział XXXIII
Czy można kochać za mocno? /Oczywiście, nasze serca są skłonne do zbyt silnych emocji, miłość nie zawsze wiążę się ze zdrowym rozsądkiem../
Usilnie utrzymywać iluzoryczne szczęście? /Nic nie jest stałe, wszystko poddaje się zmianie.../
Zażarcie walczyć z nieuniknionym utraceniem szczęścia? /Nie zawsze mamy dość siły na walkę.../
Czy jesteś gotowa wyrzec się wszystkiego w imię niedoskonałego szczęścia? /Czas pokaże.../
Pamiętajmy o jednym: nic nigdy nie jest pewne.
***
-Rugge... - wyjąkałam nagle niezdolna do wypowiedzenia jego imienia mocniejszym głosem. Moja krucha pewność siebie od razu uleciała, kiedy spojrzałam w jego pełne rozczarowania oczy. Całą swoją postawą wskazywał na to, że targają nim negatywne emocje. Stał przede mną zgarbiony, ze spuszczonym wzrokiem. Ręce trzymał w kieszeni, a usta miał zaciśnięte w wąską kreskę. Bez problemu dostrzegałam również napięcie tworzące się na jego całej twarzy.
Uderzył mnie jego widok. Było jak spoliczkowanie, obudzenie się ze snu. Ruggero był wściekły i na pewno jego zły nastrój wiązał się z moją osobą. Śmiałam twierdzić, że ja jestem odpowiedzialna za to wszystko. Coś bardzo nie grało, widmo rozmowy wisiało nad nami, lecz żadne z nas nie potrafił zacząć. Zamiast ułożenia myśli w słowa stałam przed nim z otwartą buzią, tak bardzo byłam zaskoczona jego widocznym chłodem. Było to tak obce wrażenie wiążące się z jego osobą, że od razu poczułam jak moja cudowna rzeczywistość się topi. Zamienia się w płynną wodę, przeciekającą przez palce i wsiąkającą już na wieczność w ziemię.
-Coś się stało? - ponowiłam zduszonym głosem, od złych myśli, jakie od razu mnie nawiedziły. Czułam w sercu, że stan Ruggero wskazuję na koniec naszych szczęśliwych dni. Jego mina wyrażała tak wiele złości i zagubienia, że nie miałam wątpliwości. Dotarła do niego prawda. Najgorsza z najgorszych - dowiedział się, że nie zasługuję na niego. Uświadomił sobie, że mrok z mojej duszy nigdy nie zniknie i, że zawsze będę tylko problemem. Uciążliwą osobą zatruwającą jego idealne życie.
-Usiądźmy, Karol. - nagle jego głos zaskoczył mnie, jeszcze bardziej zdumiała mnie jego prośbą. Brzmiała tak prosto, jakby wyjście z naszej sytuacji było by na wyciągnięcie ręki.
Szybko zdusiłam w sobie tą nadzieję i z głośno bijącym sercem spełniłam jego polecenie. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, tak że bez problemu nasze spojrzenia mogły się krzyżować. Co dziwo tym razem, ja nie unikałam oczu drugiej osoby. Teraz Ruggero wbił swój wzrok w drewniany stół i nawet nie myślał o tym, aby podnieść go na moje oblicze.
Bolało mnie serce od tego widoku. Od razu było widać, że to coś co się stało kilkanaście minut temu bardzo wpłynęło na jego osobę. Na pewno odmieniło jego stosunek do mnie.
-Nie rozumiem... - wyszeptałam cicho, chcąc przerwać tą denerwującą ciszę. Czułam się po raz pierwszy niezwykle niekomfortowo w jego obecności. Moje zmysły szalały od niepokoju i nakazywały mi ucieczkę. Wszystko w moim sercu mówiło mi, że zostanę dzisiaj zraniona. Dziura w mojej duszy powiększy się do niebotycznych rozmiarów...
-Ja też już nic nie rozumiem. - były to pierwsze słowa, jakie powiedział od kiedy zasiedliśmy. Zadrżałam na jego pełen bólu głos. Objęłam się ramionami, aby przyjąć choć trochę postawę obronną.
-Chodzi o ten telefon? - zapytałam niezbyt przekonana do tego, aby prowadzić tą rozmowę. Naprawdę, nic dobrego z niej nie wyniknie.
Ruggero zamiast od razu odpowiedzieć na moje pytanie, prychnął smutnym śmiechem.
-Gdyby to wszystko było by takie proste to by chodziło tylko o telefon. - zaczął, wzdychając lekko i przeczesując zdenerwowanym ruchem swoje już i tak rozwichrzone włosy. Kilka godzin temu to ja przyczyniłam się do tego, aby jego fryzura uległa zniszczeniu... -Niestety, nic już nie jest proste.
Zaniepokoiłam się co raz bardziej na jego słowa. Kompletnie nie wiedziałam do czego dążył. Nic mi nie przychodziło na myśl. Może oprócz tego, że odkrył mój sekret z Agustinem, ale wątpiłam w to, że właśnie taka wiedza sprowadziła by go do takiego stanu. W końcu on zawsze racjonalnie podchodził do wszystkiego.
-Wytłumacz mi. - poprosiłam go cichym głosem, spuszczając wzrok na jego położone na blacie dłonie. W innym momencie najpewniej chwyciłabym je z uśmiechem na twarzy i poczęłabym bawić się naszymi splecionymi dłońmi. Niestety obecnie takie zachowanie nie było by na miejscu.
-Bardziej ja potrzebuję twojego wytłumaczenia. - powiedział sobie pod nosem, zaciskając przy tym nerwowo pięści. Skrzywiłam się na ton jego głosu, pełnego smutku i delikatnej domieszki jadu. Czuł złość, ale nadal ją poskramiał. -Powiedz mi jedno Karol, dlaczego nie potrafisz być ze mną szczera? Dlaczego zawsze unikasz prawdy? Dlaczego nie potrafisz otwarcie mówić o swoich wątpliwościach, czy obawach?
Wzdrygnęłam się pod wpływem natłoku jego pytań. Zapytań pełnym tłumionej złości i niezrozumienia. Ruggero był na mnie wściekły, bo nie potrafił przeniknąć do mojej głowy.
-Nie jestem odpowiednią osobą do tego typu spraw?
Poczułam jak jedna, samotna łza spływa po moim bladym policzku. Nie starłam jej, pod wpływem jego słów poczułam jak wszelkie siły mnie opuszczają. Mogłam się już tylko poddać zamknięciu na wszystko, musiałam ponownie zbudować wokół siebie skorupę, aby już nikt do niej nie potrafił przeniknąć. Tylko dzięki takiemu zabiegowi zdołam przetrwać. Przetrwać w częściach, lecz z czasem stary ból zamieni się na nowy...
-Jesteś... - zapewniłam go cichym głosem, tak cichym, że nie usłyszał mnie. Kiedy chciałam ponowić swoje słowa nie dałam rady. Nie potrafiłam już walczyć. Byłam tylko zdolna do tego, aby słuchać jego stanowiska.
-Nawet teraz nie potrafisz ubrać w słowa swoje obawy, czy złość. - zaczął lekko zagniewanym głosem, jego wzrok wyrażał tak wielką żałość, że miałam tylko ochotę go przytulić. Tulić do siebie, tak mocno, że stopilibyśmy się już na zawsze w jedność. Jedność, której nie da się rozdzielić.
-Karol, po prostu to boli. - ponowił, kiedy zauważył, że jego wcześniejsze słowa nie przyniosły żadnej reakcji z mojej strony. Zamrugał szybko, aby odgonić wskazówkę jego prawdziwego uczucia. - Cholernie mnie niszczy. Z każdym dniem widzę jak od najszczęśliwszych chwil przechodzisz w zupełną ciemność. W okres, kiedy nie potrafisz się cieszyć życiem. Zamykasz się w sobie, przed światem, a nawet przede mną. Nigdy nie chciałem, abyś była w takiej sytuacji. Nigdy nie pragnąłem tak bardzo ściągnąć cię w dół...
Zawiesił się przy tych słowach, oddychając głęboko. Potrząsnął powoli głową, aby najpewniej oderwać się od jakiegoś wspomnienia, które tworzyło tylko w jego myślach zły obraz.
-Dowiedziałem się jednego. - ponowił, walcząc z napływającymi emocjami, które nakazywały mu podnieść głos. - Dowiedziałem się, że poszłaś do niego, Karol.
Kiedy dotarło znaczenie jego słów, poczułam się jeszcze gorzej. Zaprzepaściłam swoje szczęście przez jedną głupią, nieprzemyślaną decyzję. Decyzję, z której pragnęłam się wycofać.
-Zanim zaczniesz się tłumaczyć, wyjaśnię ci jedno. - zadrżałam pod wpływem jego pełnego bólu głosu. Był tak bardzo przepełniony rozczarowaniem. - Nie dbam o twoją relację z Agusem, naprawdę. Nawet bym wolał, abyś mnie z nim zdradziła. Tak, Karol uważam to za lepsze wyjście. Może i jest to chore, ale jak najbardziej prawdziwe. Bez mrugnięcia okiem wybaczyłbym ci gdybyś poszła do niego, aby skorzystać na relacji z nim. Potrafiłbym zrozumieć, że zaimponował ci, a ty choć na chwilę chciałaś się poddać jego urokowi. Może teraz mi łatwo mówić, ale wybaczył bym ci to. Ba, sam bym nawet się obwinił, że za mało czasu ci poświęcam, że cię zaniedbuje...
Ponownie urwał przepełniony nagromadzonymi emocjami, które nie mogły znaleźć żadnego ujścia. Natomiast ja czułam się pusta. Pusta w środku, bez niczego. Nie odczuwałam nic. Rozmowa toczyła się jakby bez mojej obecności. Całkowicie się wycofałam.
-Wolałbym o wiele bardziej wersję ze zdradą niż to, co naprawdę się wydarzyło. - kontynuował przeczesując już milionowy raz włosy. Jakby ten ruch pozwalał mu chociaż trochę zapanować nad emocjami. - Bo prawda jest taka Karol, że poszłaś do niego... Poszłaś do niego, aby popełnić najgorszy błąd w swoim życiu. Chciałaś się mu oddać, tylko po to aby wieść ze mną szczęśliwe życie! Byłaś gotowa się upodlić, zszargać swoje poczucie godności w imię nas! To jest tak samo okropne jak brzmi...
Zadrżałam na jego wykrzyknienia. Były tak bardzo przepełnione złością. Czystym gniewem wymierzonym w moją osobę. Ruggero okropnie się zawiódł na mojej osobie.
-Chciałam tylko... - zaczęłam słabym głosem, niezbyt silnie walcząc ze łzami, które zalewały moją twarz. - Chciałam tylko ciebie...
Kiedy usłyszał ostatnie słowo mojej wypowiedzi wypuścił głośno powietrze. Nosiło go od zdenerwowania, a moje pełne rozpaczy słowa tylko go rozjuszyły. Nie było słów, które by zmazały moją winę.
-Nie ma nic złego w miłości, ale jeśli poświęca się w imię jej wszystko, to nie jest dobrze. - powiedział delikatniejszym tonem, jakby obawiał się mojej reakcji na jego słowa. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami. Czy, on właśnie zasugerował, że nasza dwójka razem nie powinna istnieć?
-Karol, proszę posłuchaj mnie uważnie. - ponowił patrząc na mnie badawczo, najpewniej zaskoczony, że nic nie mówię. Oddaję się tylko bierności, która wyciska bezszelestne łzy z moich pełnych pustki oczu. - Jesteś dla mnie najważniejsza i dlatego to mówię. Chcę ci wyjaśnić jak bardzo twój wybór wpłynął na moją decyzję...
Zadrżałam na jego ostatnie słowo. Czułam, że byłam blisko przekroczenia granicy. Zdolna byłam tylko do ucieczki...
-Po prostu czuję, że cię niszczę. - ponowił z nową mocą, ostrym tonem, jakby złością wymierzoną w swoją osobę. - Sprawiam, że nie odnajdujesz już radości z życia, wszystko podporządkujesz mojej osobie. Przede wszystkim najbardziej boli mnie fakt, że byłaś gotowa poświęcić wszystko dla naszej dwójki. Tak nie powinno być. Twoje spotkanie z Agusem otworzyło mi oczy. Zniszczyłem osobę najdroższą mi w sercu. Sprawiłem, że uśmiechnięta dziewczyna przemieniła się w widmo pełne wątpliwości od dźwigania ciężaru sekretów..
Skrzywiłam się pod wpływem, jego pełnego współczucia wzroku. Śmiał mi współczuć.
-Wszystko co robiłam, robiłam dla naszej dwójki. Chciałam tylko naszego szczęścia...
Zawiesiłam głos, nie mogąc dokończyć tego zdania. Nie miałam siły się z nim sprzeczać. Może i miał rację? Nie nadawałam się do niczego, byłam bezwartościową osobą, która uwierzyła w mrzonki o szczęściu...
-Nasze szczęście jest przekłamane. - powiedział cicho, marszcząc czoło pod wpływem złości jaka się w nim tliła. Był zły na siebie, że musiał wypowiadać te słowa. Słowa raniące naszą dwójkę. - Jest iluzoryczne, niepełne. Jesteśmy razem, ale oddzielnie. Nasz związek przede wszystkim opiera się na ukrywaniu prawdy przed innymi, jakie ma to znaczenie? Takie, że nawet wstydzisz się powiedzieć mamie, swojej mamie, osobie którą darzysz wielkim zaufaniem, że spotykasz się ze mną. Wolisz się ukrywać i zagłuszać swoje obawy w sercu...
Błysk bólu w jego oczach powinien mnie otrzeźwić, lecz nadal byłam oszołomiona. Co najgorsze powoli godziłam się z sytuacją. Z nieuchronnym bólem jaki miał mnie spowić w całości...
-Nie potrafię inaczej.. - wyszeptałam, zła na siebie za te słowa. Nie wyrażały nawet w ułamku moich prawdziwych uczuć. Niestety byłam już tak bardzo zmęczona tą sytuacją, że nie miałam siły na nic innego. Mogłam się tylko zamknąć i w milczeniu słuchać jego zarzutów. Nie zarzutów, tylko racjonalnego spojrzenia na całą sprawę...
-Karol, po prostu muszę to zrobić. - zaczął lekko drżącym głosem od napływu emocji. Jego wzrok wyrażał tak bezgraniczny smutek, że od razu chłód objął całe moje ciało. - Nie mogę patrzeć i nie dostrzegać twojego smutku. Co się stało z tą radosną dziewczyną, gotową się dzielić wszystkimi szczęśliwymi chwilami z otoczeniem? Dziewczyną pragnącą akceptacji? Patrzę na ciebie i widzę tylko tłumione emocje, walkę z własną ciemnością, która zatruwa ci życie. Pozwól sobie pomóc, wtedy razem znajdziemy rozwiązanie...
Zamrugałam gwałtownie na jego słowa i z moich oczu wypłynęło jeszcze więcej palących łez. Łez znaczących moje tchórzliwe oblicze.
-Chcę zostać sama. - wyszeptałam swoją prośbę głosem pełnym bezgranicznej rezygnacji. Tak zamykałam się przed nim i rezygnowałam z naszego szczęścia. Byłam niezmiernie głupia czyniąc to, lecz jego słowa nadal mi dźwięczały w głowie. Były takie prawdziwe, doskonale określające moją sytuację. Nie mogłam mu zatruwać życia swoimi okropnymi problemami.
-Znowu uciekasz. - westchnął cicho, niezaskoczony moją reakcją. - Kochasz mnie za mocno, Karol. Za mocno angażujesz się w tą relację, nie zważając na konsekwencję. Nie mogę ci tego czynić, nie mogę cię tak niszczyć...
Kolejny raz zadrżałam pod wpływem jego spojrzenia pełnego smutku. Pojawiła się również nutka chęci działania. Załatwienia tej sprawy, tak aby uspokoił swoje sumienie. Pragnął mnie ratować, lecz nie wiedział, że dla mnie już żadne koło ratunkowe nie istniało.
-Pragnę tylko twojego szczęścia. - zaczął wstając i łapiąc mnie przy tym za dłoń. Nie podniosłam się z miejsca, nagle ogarnięta przez wrażenie jego dotyku. Serce mi się krajało na ten zabieg. Wiedziałam, że już nigdy nie doświadczę tego cudownego przebłysku zaspokojenia...
-Wierzę, że szczęście cię nawiedzi. Pozwolę ci na to z uśmiechem na twarzy. - obiecał przyciszonym głosem, unosząc delikatnie kąciki ust do góry. Był to tak smutny wyraz twarzy, że miałam ochotę popaść tylko w niekontrolowaną rozpacz. - Zakończę tą toksyczną znajomość, tylko po to abyś odnalazła swoje szczęście...
Kiedy zakończył swoją myśl, miałam ochotę zaprzeczyć. Wykrzyczeć mu prosto w twarz, że plecie bzdury. Słowa, które nie mają racji bytu. Niestety jak zwykle poddałam się w całości smutkowi, rozpaczy. Czułam się tak bardzo opuszczona...
Spojrzał na mnie ze wzruszeniem w oczach i delikatnie ścisnął moją dłoń. Ostatni raz. Ostatni raz dotykał mnie w tak poufny sposób. Łzy wypływały ciurkiem z moich oczu, znacząc moją strachliwą twarz. Nic nie mogłam zrobić. Mogłam tylko patrzeć jak odchodzi.
On jakby czekał na moje słowa. Słowa, które by zatrzymały go w miejscu. Moje zapewnienia, że wierzę w naszą dwójkę. Niestety nic nie wyrzekłam. Patrzyłam na jego twarz jak zahipnotyzowana i rozkoszowałam się bólem wykwitającym w moim pustym sercu. Pojawiła się ogromna dziura, która nigdy nie zostanie zapełniona.
Minęło kilka minut kiedy spuściłam wzrok. Nie mogłam już znieść jego wyrazu twarzy. Kusiła mnie do wielu rzeczy, lecz ja pozostawałam zamknięta na wszelkie możliwości. Wycofana z życia.
Kiedy zniknęła jego dłoń oplatująca moją drobną rękę miałam ochotę jęknąć. Zamiast tego łzy popłynęły szybciej, ściekając mi po brodzie. Nie otarłam ich, siedziałam nieruchomo, wpatrując się w jego oddalające się plecy. Odchodząc wypowiedział cztery słowa, które sprawiły mi jeszcze większy ból.
Rozpamiętując brzmienie jego głosu poddawałam się większej rozpaczy. Wrażenie jego dotyku zniknęło z mojej gołej skóry. Było zbyt ulotne. Zbyt szybko mnie opuszczało. Pozostawiało samą swoim myślą. Samą ze swoimi błędami.
Zaszlochałam jeszcze bardziej, kiedy uzmysłowiłam sobie, że już nigdy nie będzie mi dane usłyszeć tych cudownych, pełnych emocji słów z jego ust. Już nigdy mnie nie obdarzy takim zapewnieniem. Już nigdy nie poczuję takiego szczęścia...
"Pamiętaj, słońce - kocham Cię"
Kochani proszę mnie nie zamordować, chcę sobie jeszcze pożyć :D. Cóż królowa dramatu wróciła. Jeśli czujecie, że te ff robi się okropne śmiało piszcie haha. Chciałam taki rozdział i napisałam, cóż. Sama się denerwuję na siebie, że zrobiłam z Karolci takiego słabeusza, ale kochana z czasem nauczy się walczyć o swoje. O wszystko musi zapracować. Cóż idealny Rugge wyznaje zasadę "jak kochasz, to pozwól odejść" haha Kolejne rozdziały będą rewolucją, tyle mogę rzec :* Kocham Was za to, że czytacie moje wypociny <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro