Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

-Z bliska jesteś jeszcze śliczniejsza. - odezwał się do mnie mały chłopiec, kiedy wręczałam mu podpisaną płytę. Jego głos lekko drgał od widocznego zestresowania, więc posłałam mu uspokajający uśmiech.

-Dziękuję za komplement. - odpowiedziałam mu radośnie machając ręką. 

Obdarzył mnie uroczym szczerbatym uśmiechem. 

-Przypomina mnie jak byłem mały. - odezwał się do mnie Michael, gdy chłopiec odszedł od stoiska. -Również nieśmiały i bezzębny.

-I chyba nigdy z tego nie wyrosłeś. - posłałam w jego stronę tą uwagę. Miałam ochotę na niezobowiązującą rozmowę, która by odsunęłam moje myśli od bałaganu w głowie. 

-Karol, nie pokazuj pazurków. - odparował szybko Michael, szczerząc się tak aby pokazać, że moje insynuacje nie mają pokrycia w rzeczywistości. 

Wybuchnęłam śmiechem, ponieważ naprawdę wyglądał bardzo komicznie, tak jakby chciał wietrzyć ząbki, albo przygotowywał się na fluoryzacje. 

-Dentystom jeszcze nie pragnę zostać. - powiedziałam wskazując na jego szeroki uśmiech. 

Michael zamknął usta i puścił mi oczko. 

-Miło widzieć, że jeszcze potrafisz wykrzesać z siebie pokłady radosnego śmiechu. 

Uśmiechnęłam się smutno na jego spostrzeżenie. Niestety było prawdziwe. Od chwili kiedy moje życie uczuciowe przepadło zachowywałam się jakbym uczestniczyła w wiecznym pogrzebie. 

Porzucając te myśli skupiłam się na pracy, czyli robiłam sobie zdjęcia z fanami i podpisywałam setki płyt. Od ich ilości już ręka bolała mnie niemiłosiernie, lecz nie było przeproś. Ten jeden wieczór jest marzeniem wielu osób, a jeśli mam je spełnić poprzez jedno machnięcie markerem to nie widzę przeszkód. W końcu cena tego wszystkiego dla mnie była bardzo niska. 

Gdy czas naszej pracy już dobiegał końca zaczęłam przekonywać się w myślach, że pomysł na jaki wpadłam wcale nie był zły. Ta idea miała pomóc, a nie niszczyć, więc westchnęłam głęboko przygotowując się do wywołania lawiny spod której może nie uda mi się wydostać.

-Rugge.. - powiedziałam cicho w jego stronę, rzucając przy tym poważne spojrzenie. - Nie uciekaj od razu po podpisywaniu, chciałabym pogadać. - dodałam bacznie przypatrując się jego twarzy. Najbardziej moją uwagę jak zwykle przykuła śliwa na jego oku. Bolał mnie ten widok. Moje serce nie pragnęło mimo wszystkich złych uczuć jego w takim opłakanym stanie. Nadal potrafiłam wykrzesać z siebie współczucie i to nie tylko skierowane wobec mojej osoby.

-Karol..- zaczął patrząc prosto w moje oczy. Gdy tak na mnie spoglądał czas zatrzymywał się w miejscu, a inne osoby zaczynały tracić na znaczeniu. Byliśmy tylko ja i on. - .. Nie uważam tego za dobry pomysł.. - dokończył odwracając swoje ciepłe brązowe oczy, tym czynem zerwał nić porozumienia, która się pomiędzy nami wytworzyła.

-Nie przejmuj mojej taktyki sprzed kilku dni. - odparłam szybko, głośniejszym głosem, aby dać mu znak, że jeszcze nie odpuściłam. - Nie jest ona dla nikogo dobra. 

Ruggero westchnął cicho i przeczesał dłonią po włosach burząc swoją idealną fryzurę. 

-Dobrze. - wypowiedział to jedno słowo, wyraz, który sprawił, że nadzieja na nowo zagościła w moim sercu. Prędko ją zdusiłam w zarodku przypominając sobie dlaczego tak naprawdę pragnę z nim rozmowy. Chciałam się upewnić, że z nim wszystko dobrze oraz czy moje podejrzenia, co do tego, kto go tak nieprzyjemnie załatwił były prawdziwe.

***

-Tutaj chyba możemy na spokojnie porozmawiać. -powiedziałam wskazując na część parkingu podziemnego pod galerią handlową, który był najmniej uczęszczany. Weszliśmy w jakiś ciasny zaułek przy windzie towarowej. Chciałam, aby ta rozmowa potoczyła się jak najlepiej, więc sceneria miała duże znaczenie. Najważniejsze było to, aby była neutralna. 

Spojrzałam na niego, starając się nie unikać jego bystrych oczu. Już wiedział, że miałam coś ważnego do przekazania, lecz jak na razie na szczęście nie uciekł, aby trzymać się ode mnie z daleka, tak jak sobie poprzysiągł.

-Więc.. - zaczęłam wzdychając głęboko, aby dodać sobie odwagi. Chciałam jak najlepiej przeprowadzić tą rozmowę, bez zbędnych katastrof. -... Mam wiele pytań, Rugge. - wypowiedziałam w końcu. Skrzywiłam się w duchu, źle to zabrzmiało. 

-Słucham, słońce. - odparł szybko jakby nie zwrócił uwagę na moje wahania. Przegryzłam mocno wargę, gdy wypowiedział moje zdrobnienie. Musiałam się powstrzymywać od łez, które znowu chciały się rozgościć na moich rzęsach. Modląc się w duchu, aby udało mi się wstrzymać emocje do czasu, aż skończymy tą rozmowę policzyłam do dziesięciu, aby się uspokoić. 

-Chodzi mi przede wszystkim o to...- nie mogąc określić stanu jego twarzy, zbliżyłam się do niego i delikatnie położyłam dłoń na jego policzku. Będąc tak blisko niego czułam bijące ciepło oraz jego unikalny zapach. Miętowa woń ogarnęła moje zmysły, które zaczynały topić moją kruchą samokontrolę. Jedyne co pragnęłam w tej chwili to przycisnąć swoje ciało do jego i poddać się tym szaleńczym uczuciom, które mnie prześladowały w jego obecności. 

Trzymając nadal dłoń na jego policzku uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy. Jego wzrok wyrażał tyle emocji, że nie potrafiłam ich rozszyfrować. Westchnęłam cicho, gdy jego oddech owiał moją dłoń. Ten delikatny przebłysk jego tchnienia spowodował, że całą moją rękę ogarnęła gęsia skórka. Również poczułam przyjemny dreszczyk podniecenia. 

-Karol. - wyszeptał cicho moje imię, jakby chciał mnie ostrzec. - Nie możemy...

Gdy dodał te dwa ostatnie słowa odsunęłam się gwałtownie i złajałam w duchu za swoją nierozwagę. Jak mogłam tak łatwo utonąć w jego spojrzeniu i stać się podatna na jego dotyk?

-Zamyśliłam się. - odparłam szybko, lecz moja wymówka została spalona przez ton jakim ją wypowiedziałam. Mój głos był bardzo zmieniony od tłumienia emocji. - Chodzi mi o to jak to się stało? - zapytałam na jednym wydechu, żeby jak najszybciej odzyskać panowanie nad sobą. 

Rugge przymknął oczy jakby w geście rezygnacji. 

-Jak już mówiłem zasługiwałem na to. - wypowiedział te same słowa co kilka godzin temu. 

-Wiesz, że mnie to nie przekonuje? - zaoponowałam szybko, przybierając srogą minę i zakładając dłonie na piersiach. Swoją postawą chciałam przekazać, że mi kitu tak łatwo nie wciśnie. Choć dzięki temu łatwiej było mi trzymać ręce przy sobie. Ciągle pragnęłam dotknąć go, moje zdradzieckie serce jeszcze nie nadążało za tokiem myślenia głowy. 

-Jedna osoba w końcu otworzyła mi oczy. - odparł w końcu. Widząc moja nieusatysfakcjonowaną minę pokręcił powoli głową i sięgnął do kieszeni spodni. Wyjął paczkę, z której wyciągnął jednego papierosa. Przystawiając go sobie do ust zaśmiał się bez radości. 

-Zapomniałem o zapalniczce. - powiedział beznamiętnie. 

Byłam zaskoczona jego zachowaniem, lecz starałam nie dać po sobie znać. 

-Widzisz, Karol. - zaczął nadal trzymając między zębami niezapalonego papierosa. - Od czasów szkoły średniej mam tak, że jak coś mnie bardzo zdenerwuje, czy zasmuci to wypalam całą paczkę papierosów. Głupi nawyk, ale pomaga. - skwitował podchodząc bliżej mnie. 

Teraz stał tak blisko, że czubki naszych butów się stykały. Zdawałam sobie z tego sprawy, ponieważ jak zawsze jak zwykły tchórz nie patrzyłam mu prosto w oczy. 

-Od kiedy jesteśmy w trasie wypaliłem z dziesięć paczek. - wypowiedział te słowa, takim zmęczonym głosem jakby miał już kompletnie wszystkiego dosyć. - Tak, słońce dobrze myślisz jeśli bierzesz pod uwagę, że najczęściej paliłem po spotkaniach z tobą. Na początku nawet po zwykłym pocałunku przed publicznością. Byłem zły na emocje, które mnie ogarniały w tamtym momencie. Na to pożądanie, które z trudem ukrywałem...

Ogromnie zaskoczona jego słowami podniosłam gwałtownie głowę, moje zielone tęczówki spotkały się z jego brązowymi źrenicami, które wyrażały złość, zmieszanie, zranienie, ból, uczucie... Wszystko na raz. W głębi serca wiedziałam, że te negatywne emocje nie były wymierzone w moją osobę, lecz w jego samego. Karmił się auto destruktywnymi uczuciami. 

-Rugge.. - wyszeptałam cicho, chcąc zakończyć jego cierpienie. Nie mogłam patrzeć na niego w takim stanie. Nie wiedziałam gdzie się podział mój dawny przyjaciel, który zawsze tryskał energią i dobrym humorem. Teraz patrząc w jego brązowe oczy nie mogłam odnaleźć tej radości. - Nie musimy rozmawiać. 

Jego ramiona zatrzęsły się od prychnięcia, które wydał. 

-Słońce, już się wycofujesz. - odparł głosem wyrażającym rozczarowanie. -Chciałaś rozmowy, a teraz rezygnujesz....

Zawiesił głos przy tych słowach i zamrugał kilkakrotnie jakby chciał odgonić jakąś złą myśl. 

-..i dobrze czynisz. - dokończył stanowczym głosem. - Powinnaś się trzymać ode mnie z daleka. Tak ci poradziłem i chciałem, żebyś się tego trzymała. Bolało mnie, gdy patrzyłem na ciebie i nie mogłem ci pomóc nawet w najbanalniejszych sytuacjach. Na przykład wtedy jak rozwiązał ci się but, a ty byłaś tego nieświadoma. Od razu przez myśl mi przeszło, aby schylić się i żartobliwie nawiązać do kopciuszka, wiążąc ci sznurowadło. Na szczęście w porę się otrząsnąłem...

Gdy znowu zamilkł z całego serca pragnęłam, żeby nadal mówił. Potrzebowałam słyszeć jego głos, aby upewnić się, że wszystko jest we względnym porządku.

-A dalej co? - zapytałam, ryzykując sporo, że znowu zamknie się przede mną, lecz w tym momencie pragnęłam z całego serca słyszeć przyjemny baryton jego głosu. Uspokajało mnie to doznanie. 

Ruggero spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek, jakby nużyło go odkrywanie jego uczuć. 

-Później nie mogąc być blisko ciebie, choć pragnąłem tego najbardziej na świecie poprosiłem mojego przyjaciela, aby pomógł ci w tych ciężkich chwilach. - wyjaśnił zwięźle motywy, którymi w ostatnim czasie kierował się Agustin. -Wiesz co jest najgorsze w tym wszystkim? 

Zdało to pytanie z taką śmiertelną powagą, że nie śmiałam mu przerwać tego wywodu. 

-Najgorsze w tym wszystkim jest to, że czułem zazdrość. Chorobliwą zazdrość kiedy widziałem jak mój przyjaciel cię pociesza. - wyjaśnił dobitnie. - Miałem ochotę zrobić scenę zazdrość wtedy, gdy przytulił cię podczas lądowania. Nie powiesz mi chyba, że to jest normalne, Karol?

Zadał pytanie retoryczne, tak głęboko przeżywając swoje emocje, że nawet nie czekał na moją odpowiedź. 

-To jest chore. - sam sobie odpowiedział, bawiąc się papierosem tkwiącym nadal między jego zębami. - Chore i nieludzkie. Mam dziewczynę, a pragnę robić sceny zazdrości innej. Nie zwykłej innej, tylko tobie słońce. Ty jesteś najważniejsza w tym wszystkim. Poprzysiągłem sobie, że już nigdy cię nie zranię, lecz swoimi wyborami przeczę swoim słowom. 

Zadrżałam na jego słowa. Nie chciałam żeby kolejny raz przechodził przez to obwinianie siebie.

-Rugge, nie możesz mnie trzymać z dala. - wyszeptałam cicho zachrypniętym głosem od napięcia, które odczuwałam wysłuchując jego wyjaśnień. 

Zaśmiał się bez radości i przygwoździł mnie spojrzeniem swoich brązowych oczu. Wyrażały taką wielką żałość, że miałam ochotę odwrócić wzrok i uciec jak najdalej od tych emocji, lecz choć raz poczułam siłę na to, aby postąpić właściwie i pozostać z  nim. 

-Widzisz to tutaj ? - zapytał zdławionym głosem, wskazując dłonią na swoje podbite oko. - To nawet nie jest karą. Zrobił to Agus i w pełni go popieram za ten czyn. Choć wolałbym, aby to odebrało mój wewnętrzny ból z którym się zmagam. Ale nie ma łatwej drogi. Słońce, czuję, że przede mną długa droga aby odbudować naszą relacje. 

Westchnęłam cicho na jego słowa. Kompletnie mnie zaskoczyły. 

-Muszę to odbudować, lecz nie mam złudzeń, że będzie to ciężka praca, Karol. - zaczął szybko, tak jakby spieszył się z wypowiedzeniem tych słów. - Nie śmiem twierdzić, że kiedykolwiek mi wybaczysz, ale dla naszego dobra musimy znaleźć jakieś wyjście, bo ja na przykład nie potrafię bez ciebie żyć...

Zakończył ten wywód łamiącym się głosem. Dopiero teraz dostrzegłam jak wiele musiał wycierpieć, aby wypowiedzieć te słowa. Cały ten czas myślałam, że tylko ja posiadałam blizny na sercu, lecz dzisiejsza sytuacja otworzyła mi oczy. Jak ciężka sprawa była dla mnie tak samo dotyczyła Ruggera. W końcu ja przez cały ten czas od kiedy coś nas połączyło unikałam rozmowy na poważnie jak ognia. Nie mając przy tym oporów by  korzystać z okazji kiedy mogliśmy się do siebie zbliżyć. 

-Ja też nie potrafię.. - wyszeptałam przez łzy, które ściekały mi po policzkach. Zadrżałam od szlochu, który mnie ogarnął i objęłam się mocniej ramionami jakby tym gestem mogłabym odebrać od siebie emocje, które zagościły w moim sercu. 

-Nie płacz słońce, proszę. - powiedział cicho zbliżając się do mnie i kładąc mi dłonie na ramionach. Zadrżałam na jego dotyk. Pragnęłam, aby objął mnie swoimi ramionami i zaczął szeptać pocieszające frazesy, lecz wiedziałam, że w takiej sytuacji nie było to możliwe. Zdawałam sobie z tego sprawę i musiałam się nauczyć z tym żyć. 

--Zawsze będziesz tutaj. - powiedział zdławionym głosem, dotykając swojej klatki piersiowej na wysokości serca. - Stąd nigdy nie znikniesz. - zapewnił mnie szybko patrząc w moje zapłakane oczy. 

Pokiwałam powoli głową zdając sobie sprawę co tak naprawdę oznaczały jego słowa. Dla innych mogło to być zwiastunem pięknego początku, lecz dla naszej dwójki oznaczało tylko to, że prawdziwe emocje zostaną ukryte i nigdy nie ujrzą światła dziennego. 

Chyba zrobiłam jakiś niezaplanowany maraton. No cóż kolejny rozdział i mamy nasze ulubione RUGGAROL <3 Dziękuję mega za przeczytanie i zachęcam do komentowania :)

Stwierdzam, że piszę chyba za dramatyczne rozdziały...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro