Rozdział II
pół roku wcześniej
-Nikt się o tym nie może dowiedzieć, Karol... - wyszeptał do mojego ucha, gdy wtuliłam się w jego ramiona, aby odgonić czarne myśli, które mnie prześladowały.
Nie spodziewałam się tych słów. Były niczym otwarty cios w policzek. Kto stwierdził, że zdania mogą bardziej ranić niż fizyczne rany miał całkowitą rację.
Zesztywniałam w ramionach chłopaka dla którego byłam gotowa tak wiele zaryzykować. Gdy wyczuł mój dyskomfort zaczął szukać mojego spojrzenia swoimi brązowymi oczami. Nadal nie podnosiłam głowy, którą miałam wtuloną w jego ramię. Jego uścisk, który zawsze traktowałam jako oazę spokoju i moje prywatne miejsce do odczuwania niewyobrażalnego szczęścia.
Poczułam jak przytula mnie mocniej i zaczyna uspokajająco gładzić mnie po czubku głowy. Nadal nie odezwałam się na jego rewelację. Nie byłam w stanie. Te osiem słów, które do mnie wyszeptał zniszczyły moje szczęście, które dopiero co zaczynało rozkwitać w mojej piersi. Czułam się przegrana, ale nie mogłam wiecznie milczeć. Wiedziałam, że on chciał znać moje stanowisko wobec tej sprawy. Choć moje obecne zachowanie można już traktować jak odpowiedź. Nie potrafiłam żyć w kłamstwie i nawet dla niego nie byłam gotowa tego uczynić.
**
-Karooooool! - okropny krzyk mojego producenta wyrwał mnie z okropnego koszmaru. Niestety moje sny się nie zmieniły, ciągle myślami wracałam do tamtych przykrych chwil.
Westchnęłam głęboko i otworzyłam oczy. Nad moim łóżkiem stał mój producent, który nie miał zbyt radosnej miny. Pewnie nie uśmiechało mu się budzić siedemnastoletnią dziewczynę.
-Raz cię mama zostawiła Karol i już nie potrafisz nawet normalnie wstać. - skwitował niezbyt miło.
Spojrzałam na niego z rezygnacją. Nie chciało mi się brać udział w tej rozmowie. Na pewno nie po takim śnie. Byłam nadal zbyt rozchwiana emocjonalnie, żeby jeszcze brać na siebie głupie komentarze pod swoim adresem na temat tego jak bardzo jestem nieodpowiedzialna.
-Nicolas...- zaczęłam podnosząc się z łóżka – daj mi dziesięć minut i będę gotowa do życia – zakomunikowałam szybko. -ale mógłbyś dać mi trochę prywatności – dodałam gdy zobaczyłam, że nadal nie ruszał się ze swojego miejsca.
-Za półtorej godziny mamy lot. - odparł rzeczowo zamykając za sobą drzwi od mojego pokoju hotelowego.
Pobiegłam szybko do łazienki żeby zmyć z siebie ten cały koszmar, który ciągle w moich snach powracał. Gdy poczułam pierwsze krople gorącej wody na moich ramionach nie wytrzymałam. Zaczęłam się zanosić szlochem. Łzy spływały po moich policzkach równomiernie z wodą z prysznica. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Myślałam, że już poradziłam sobie z tymi uczuciami, które pochłonęły mnie pół roku temu. Niestety nie zawsze ze wszystkiego się śmieje tak jak jestem kreowana w mediach. Jestem postrzegana jako osoba, która nie myśli o przykrych sprawach tylko bierze wszystko co najlepsze z życia. Ostatnim czasem niestety nie potrafię już czuć tego bezgranicznego szczęścia. Po prostu coś we mnie pękło i nadal rany się nie wyleczyły. Obecna sytuacja również na pewno wcale mi nie pomagała, lecz byłam osobą publiczną i musiałam pokazać światu jaka jestem dzielna i silna.
**
Gdy zeszłam do hotelowej restauracji na śniadanie krótko po tym gdy przeżywałam małą słabostkę dostrzegłam, że wszyscy już tylko na mnie czekali. Dosiadłam się do najbliższego stolika i pokiwałam delikatnie głową na powitanie do dziewczyn. Wybrałam miejsce przy Caro i Anie. Wiedziałam, że nie będą mnie zajmować rozmową. Miały cudowny dar odkrywania tego kiedy ktoś ma ochotę na konwersację, a kiedy nie. Sięgnęłam przez całą długość stołu po dżem truskawkowy, aby rozsmarować go na toście francuskim. Ucieszyłam się w duchu. Całe koncertowanie może i było męczące ale bardzo nas rozpieszczali, wybierając same ekskluzywne hotele i oczywiście najlepsze wyżywienie. Gdy zaspokoiłam już trochę głód zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie Valu z Aną. Debatowały na temat tego czy Agus da radę dzisiaj zejść na śniadanie.
-Widziałam już go dzisiaj rano – odparła szybko Carolina – nie wyglądał, aż tak źle...
Dziewczyny się roześmiały. Myślałam, żeby do nich dołączyć ale byłam chyba już zbyt zmęczona na śmianie się bez potrzeby. Wolałam zostawić pokłady siły, których miałam mało na fanów czekających pod hotelem.
Gdy spokojnie przeżuwałam swój iście idealny posiłek zwróciła się do mnie Valu.
-I jak ci kochana podobał wczorajszy wieczór? - zapytała z uśmiechem błąkającym się na jej ustach – jednak nasze towarzystwo to twoje klimaty?
Spojrzałam na nią uważnie. Zastanawiałam się czy taki dobór słów miał mnie urazić czy coś innego. Nigdy nie potrafiłam rozgryźć Valentiny. Na ekranie grałyśmy najzagorzalsze przeciwniczki, lecz w życiu chyba było inaczej. Choć ostatnim czasie zaczynałam dostrzegać przytyki jakie kieruje w moją stronę. Nadal nie odkryłam czym jest to spowodowane.
-Było dobrze. - odparłam po chyba zbyt długim zastanowieniu. - choć tak naprawdę widziałam się tam tylko z Rugge i Katją.
Ana roześmiała się na dźwięk imienia swojej koleżanki.
-Ach nasza mała Katja, dzisiaj przed Nicolasem udawała migrenę - wyjaśniła z błyskiem w oku - kto by pomyślał, że aż tak bardzo potrzebowała dobrej rozrywki.
-Przyganiał kocioł garnkowi. - zareagowała szybko Caro - na własne oczy widziałam jak ty zinterpretowałaś imprezę na rozluźnienie. Takiego po tobie i Jorge się nie spodziewałam.
Szybko spojrzałam na Anę żeby odczytać jej reakcję na insynuację Caro. Zamiast się złościć na przyjaciółkę dziewczyna wybuchła niekontrolowanym śmiechem do którego dołączyłyśmy wszystkie. Było coś upajającego w tej chwili. Czułam się wtedy jakbym naprawdę do nich przynależała, a nie była wiecznie z boku.
***
-Prosimy o zajęcie miejsc i zapięcie pasów bezpieczeństwa. Przygotowujemy się do startu. - zakomunikowała znudzonym głosem stewardessa - Obsługa będzie do państwa dyspozycji po wykonaniu manewru.
Spojrzałam w okno samolotu. Widok jeszcze nie był nieziemski ponieważ nadal staliśmy na lotnisku. Nie mogłam się doczekać, aż wbijemy się w powietrze. Co dziwo bardzo polubiłam samo latanie. Gorzej już z lądowaniem ale mogłam o tym jeszcze nie myśleć przez całe 4 godziny i 26 minut. Oparłam głowę o zagłówek fotela i przygotowałam się na dyskomfort, który zawsze towarzyszył przy gwałtownym starcie. Spojrzałam na fotel obok mnie gdzie usadowił się Rugge. Stwierdził, że jeśli nie ma ze mną mojej mamy to ktoś musi mi zapewnić dobre towarzystwo w podróży. Oczywiście uważał się za najlepszą opcję. Szkoda, że ja nie podzielałam jego zdania. Kilka miesięcy temu bardzo się cieszyłam, że tamten incydent między nami poszedł w niepamięć, lecz ostatniego czasu ta sprawa zaczęła nie dawać mi spokoju. Od kiedy jesteśmy w trasie koncertowej i spędzam z nim dużo więcej czasu moje emocje nie wiedzą co z sobą robić. Na pewno w tym wszystkim nie pomagał fakt, że całowaliśmy się średnio trzy razy w tygodniu. Ale jakie to były pocałunki. Jednego byłam pewna zawsze na scenie czekałam na ten moment z niecierpliwością. Chciałam poczuć jego bliskość. Może i było to głupie, w końcu on nic do mnie nie czuł, a takie moment nie pomagały mi zapomnieć o tych uczuciach i emocjach jakie we mnie drzemią gdy jest obok mnie. Sama nie wiedziałam co jest właściwie. Co raz częściej stwierdzałam, że to wszystko jest spowodowane tym, że w serialu bardzo szybko wpasowaliśmy się w granie zakochanej pary. Przychodziło nam to bez najmniejszego kłopotu. Dopiero po kilku miesiącach wspólnej pracy nad pierwszym sezonem zaczęłam się zastanawiać co tak naprawdę do niego czułam. Na początku myślałam, że to tylko bliska przyjaźń, taka niczym dwie bratnie dusze się spotykają, lecz po czasie sama się pogubiłam w moich emocjach.
Oderwałam się od rozmyślania ponieważ nigdzie nie mogło mnie to zaprowadzić. Jakie było moje zdziwienie gdy spostrzegłam, że już było po starcie. Naprawdę potrafiłam nieźle się odłączyć od rzeczywistości. Spojrzałam na kontrolkę oznaczającą czy mogę rozpiąć pasy. Na szczęście już było po gorszych turbulencjach i mogłam chwilę odetchnąć. Nachyliłam się w poszukiwaniu plecaka, aby założyć słuchawki na uszy.
-Widzę, że jednak nie śpisz, słońce - usłyszałam nad sobą głos Ruggera
Podniosłam szybko głowę tak gwałtownie że omiotłam bliskie otoczenie swoimi długimi włosami.
-Masz również truskawkowy szampon? - zaśmiał się łapiąc kilka moich kosmyków. - zabawna ta twoja obsesja, ale przynajmniej ładnie pachnie.
-Wiesz to wszystko z racji tego, że truskawka kojarzy mi się z takim zarozumiałym chłopakiem, którego chyba odgrywasz w takiej znanej produkcji. - zaczęłam ze śmiechem - ten zapach nie pozwala mi o tobie zapomnieć.
Rugge spojrzał na mnie ze słabo udawaną powagą.
-Aż tak tęsknisz za moim serialowym wcieleniem, słońce? - zapytał przybliżając się do mnie - bo wiesz ja mogę na to coś poradzić. Odgrywać go nawet w tej chwili. - dodał szybko puszczając przy tym oczko.
Roześmiałam się serdecznie. On zawsze wiedział jak sobie pożartować.
-Dobre, Ruggerito - odparłam radośnie - wierzę, że spełnisz ten mój głęboko skrywany sekret.
-Karol, ja zawsze - odparł z przekonaniem. Teraz sama już nie wiedziałam czy przekroczyliśmy granicę wygłupiania się czy nie. Wolałam nie rozmyślać nad tym na jego oczach, więc przeprosiłam go zdawkowo i sięgnęłam po odtwarzacz muzyczny. Wybrałam piosenkę i ustawiłam na dość wysoką głośność, aby zagłuszyć swoje głupie myśli.
***
-Zamówienie dla panienki Sevilla - usłyszałam nad sobą głos mojego kompana podróży - udało mi się znaleźć smakową herbatę, aby poprawić ci humorek, słońce - dodał siadając na fotelu obok mnie i wręczył mi parujący kubek.
-Dziękuję. - odparłam zdawkowo i powąchałam zawartość. Rugge jest cudowny, odnalazł truskawkową herbatę na pokładzie samolotu.
-To jak słoneczko powiesz mi o co chodzi? - zapytał szybko patrząc na mnie tymi uroczymi brązowymi oczami. Od razu poznałam, że szykuje się poważna rozmowa, bo zaczął prosto z mostu. Żadnych wymijających gadek, czy żartów. Postanowiłam się jakoś od tego wymigać. Naprawdę nie miałam ochoty na wałkowanie trudnych tematów wtedy gdy spałam w nocy tylko trzy godziny.
Posłałam mu wymuszony uśmiech.
-Jestem tylko zmęczona, Rugge - odparłam powoli - wiesz jak to jest całe dnie wywiady, a wieczorem koncertowanie. Nie jest to takie, aż przyjemne gdy się jest takim śpiochem jak ja. -dodałam lekko ziewając.
Nie wyglądał na przekonanego. Zmarszczył brwi i westchnął przeczesując dłonią swoje brązowe włosy.
- Gdy będziesz gotowa słońce to zawsze wiesz gdzie się zgłosić - przy tych słowach wskazał na siebie - jako twój przyjaciel jestem zawsze zobowiązany do pomocy. - dodał z niewyraźnym uśmiechem.
Pokiwałam głową powoli na znak, że zrozumiałam. Chociaż wiedziałam, że nigdy mu się nie zwierzę z tych spraw. Nie miało by to najmniejszego sensu.
***
- Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych, zapraszamy ponownie.... - głos stewardessy odprowadzał mnie gdy kierowałam się w stronę wyjścia. Szłam koło Katji, która całą podróż przespała. Naciągnęła kaptur na głowę i włożyła ciemne okulary. Stwierdziła, że okropnie wygląda i nie może się tak pokazać ludziom. Gdy ją wyśmiałam i pokazałam jak ja się prezentuje, czyli wygodne spodnie i bluza przez głowę i moje nieśmiertelne różowe okulary założone na niepomalowaną twarz powiedziała, że ja wyglądam uroczo taka niechlujna, ale jej to nie przystoi. Przestałam w to wnikać gdy sznurkami od kaptura ściągnęła go bardziej, żeby była mniej widoczna.
Wyjęłam szybko telefon z torby gdy zaczął dzwonić. Wiedziałam, że to moja mama, która chciała się ze mną zgadać gdzie spotkamy się na lotnisku, żebyśmy wróciły prosto do domu.
Po szybkiej rozmowie i ustaleniu, że czeka na mnie przy kiosku w hali przylotów ruszyłam żwawo po odbiór swojego bagażu. Miałam nadzieję, że moja niebiesko-różowa walizka prędko do mnie zwita, byłam tak zmęczona i osowiała, że miałam tylko ochotę na sen.
Po szybkim pożegnaniu się z częścią znajomych z trasy i odebraniu bagażu ruszyłam szybko w stronę hali przylotów. Schodząc ze schodów za Rugge i Agusem dostrzegłam moją mamę czekającą na mnie. Ucieszyłam się w duchu, że się nie spóźniła. Nie zdołałabym chyba jeszcze na nią czekać. Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie okrzyk radości.
-Rugeeee..! Tutaj jestem mój kochany ! - krzyczała dziewczyna stojąca przy schodach gdy przyjrzałam się bliżej zobaczyłam, że to Candelaria. Dziewczyna mojego serialowego chłopaka. Osobą, która w dziecinnie prosty sposób potrafiła mi zepsuć humor.
Gdy Rugge zeszedł ze schodów jego brązowowłosa dziewczyna rzuciła mu się w ramiona całując go namiętnie.
Poczułam się jakbym oberwała z liścia. Ten widok otrzeźwił mnie. Mogłam sobie wyobrażać nie wiadomo co z Rugge, gdy byliśmy w trasie, lecz gdy wracaliśmy do Buenos Aires moje serce zawsze pękało na pół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro