Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXI

Skończ niszczyć, zacznij odbudowywać...

Moje zmysły szalały, serce nakazywało przestać ale ciemna część mojego jestestwa ciągnęła tą farsę. Ból przepełniający całą moją osobę sprawił, że z jeszcze większą mocą wbiłam się w jego wargi. Usta, których dotyk palił nieprzyjemnie i przywodził na myśl najgorsze z najgorszych emocji. Czystą złość, upór wobec trwającej rzeczywistości. 

Staczałam się w dół, a koło ratunkowe rozpadało się z każdym moim ruchem. Ruchami podyktowanymi tak wielką ekspresją, że jeszcze mocniej natarłam na jego już rozchylone wargi. Kiedy nasze języki spotkały się poczułam, że jego dotyk pali. Niszczy mnie od środka i wtapia we mnie jad pełen zła. Negatywnych odruchów sprowadzających samą ciemność. Mrok po wsze czasy. 

Nagle poczułam jak nasze połączenie zostało zerwane. Ułamek sekundy byliśmy stopieni w jedność, a teraz staliśmy w odległości trzech kroków od siebie. Mierząc się wzrokiem, głęboko oddychając, zdenerwowani z powodu zaistniałej sytuacji. 

Zamrugałam szybko, aby upewnić się, że dokonałam tego. Tak sprawiłam, że moja samokontrola poszła z dymem i  poddałam się tym nieprzemyślanym odruchom. 

-Naprawdę, Karol? - nagle usłyszałam jego głos. Spojrzałam na niego zaskoczona, że tak szybko zdobył się na słowa. Ja nadal pozostawałam pod wrażeniem wpływu tego pocałunku. Uczucia, jak daleko wbił mnie w dół. - Jesteś taka... 

Nie dokończył swojej myśli, bo zaczął się śmiać. Tak, jego ramiona całe się trzęsły, choć jego wybuch nie był radosny. Był zakrapiany przede wszystkim zaskoczeniem i niezrozumieniem.

-Jesteś... - zaczął ponownie, uspokajając się lekko, wpatrując się przy tym w moje oniemiałe oblicze. - Jesteś niereformowalna. Przychodzisz tutaj i z odrazą sugerujesz, że to ja będę chciał cię wykorzystać, a teraz nagle rzucasz się na mnie...

Przymknęłam oczy na jego słowa, urażona ich wydźwiękiem. Przede wszystkim dotykało mnie to, że były zgodne z prawdą. Naprawdę zachowałam się bardzo niedojrzale i nienormalnie. Jakby nagle mnie coś opętało. Jakbym porzuciła w całości swoją samokontrolę. Jakbym pragnęła przekroczyć granicę moralności. 

-Nie będę cię za to przepraszać. - wyszeptałam niezdolna do wypowiedzenia tych słów głośniej. Nadal zmagałam się z szaleńczym biciem serca, które rozbudziło się pod wpływem tej ciemności. Mroku siejącego zniszczenia w moim kruchym sercu. 

-Nie chcę przeprosin. - odparł szybko, zbliżając się lekko. - Chyba bym nawet na nie nie zasługiwał. W końcu mi nie przeszkadzał twój pocałunek. Wiesz, dotyk twych ust sprawił, że jeszcze bardziej uwierzyłem w swoje uczucia...

Jęknęłam głośno na jego słowa. Słowa pełne obłudy. Agustin nie był w stanie darzyć kogokolwiek tak ważnymi uczuciami. Nie nadawał się do miłości. Od kiedy go znam zawsze traktował dziewczyny jako swoje osobiste trofea. Przede wszystkim liczyła się fizyczność. Nie było miejsca na słodkie słówka.

-Przestań. - szybko zaprotestowałam, spuszczając przy tym głowę, bo niestety moje policzki zarumieniły się. Moje zmysły nie chciały ze mną w ogóle współpracować. - To nie jest prawdziwe, to jest złudne wrażenie. Nie zależy ci na mnie. 

Zobaczyłam błysk złości w jego oczach, kiedy dokończyłam swoją myśl. Popatrzył na mnie z coraz bardziej ciemniejącym obliczem i przybliżył się. Kiedy odległość między nami liczyła milimetry, zmagałam się z szybkim biciem serca. Przerażeniem, ale co dziwne również oczekiwaniem. 

-Zależy mi. - zapewnił mnie, kładąc przy tym  swoją dłoń na moim ramieniu. Odsunęłam się gwałtownie, choć nie potrafiłam pozbyć się wrażenia jakie jego dotyk pozostawił na mojej skórze. Miałam się ochotę zaśmiać na jego słowa, lecz z racji bycia nadal w szoku nie byłam w stanie tego uczynić. Po prostu wpatrywałam się w niego wzrokiem wyrażającym przede wszystkim nie do wiarę. Jego zapewnienie w ogóle nie miało pokrycia w rzeczywistości. 

-Gdyby to było prawdą, to byś nigdy tak mnie nie potraktował. - zaczęłam z nową mocą. Nagle zdenerwowana przez jego pełną sprzeczności postawę. Z jednej strony mówił, że nie chce mojej krzywdy, lecz z drugiej najbardziej mnie ranił. - Zdajesz sobie sprawę, że moja relacja z Ruggero jest tym co mnie uszczęśliwia, to jest najdroższe w moim sercu. A ty z uśmiechem na twarzy grozisz mi, wyciągasz wspomnienia sprzed pół roku. Takim zachowaniem przeczysz swoim zapewnieniom w całości. Gdyby ci zależało to pozwoliłbyś mi żyć z nim, a nie dodawać więcej trosk. Po prostu odbierasz mi szczęście...

Uniosłam powoli wzrok, speszona swoimi słowami. Były tak prawdziwe, płynęły prosto z serca. Wpatrzyłam się w jego zasnute mgłą oblicze i zrozumiałam, że moja wypowiedź nigdy do niego nie dotrze. Agustin nie potrafił zrezygnować z osoby, która mu się spodobała. Był zwycięzcą, nie potrafił dostrzec jak bardzo rani mnie swoją chorą potrzebą. Pragnieniem stworzenia choć raz związku nie opartego na chwili. Chciał stałości i szczerości. Niestety otrzyma tylko odrzucenie. 

-Chciałem ci tylko otworzyć oczy. - odezwał się nagle, głosem pełnym rezerwy. Jakby teraz wierzył, że może się wycofać. Schować swoje emocje i wymazać wszelkie zapewnienia jakimi mnie obdarzył. Był w błędzie. Teraz postanowiłam wykorzystać fakt, że działałam aż tak bardzo na niego. Musiałam go przekonać, że szantażem nic nie zdziała. 

-Sprawiłeś tylko, że zwątpiłam w siebie. - odparłam szybko, nic sobie nie robiąc z widocznego bólu w jego oczach. Dopiero teraz do niego dotarło, że tak naprawdę mi  nie pomagał. Nie miałam litości dla niego, więc ciągnęłam dalej. Musiał zrozumieć, że nie ma prawa mi grozić. Już i tak zaprzepaściłam szanse na swoje szczęście, ale nadal pozostawała iskra nadziei, że dzisiejsze wydarzenia znikną bez śladu. - Stoczyłeś mnie w dół, choć niedawno zadeklarowałeś swoją pomoc. Mówiłeś, że jesteś gotowy uczynić wszystko, aby uśmiech z mojej twarzy nie zniknął. Chciałeś mnie chronić przed złem świata, a sam sprowadziłeś na mnie mrok. 

Powolutku wbijałam kolejne szpilki słowami pełnymi emocji. Dopiero teraz odkryłam w sobie nowe pokłady siły. Byłam gotowa stawić czoła trudnością i to nie tak jak wcześniej. Teraz byłam gotowa na prawidłowe rozwiązania. 

-Szantaż. - zaczęłam głośno, delektując się wydźwiękiem tego słowa. Miało znaczenie negatywne, lecz teraz już nie odczuwałam tego strachu z nim związanego. Wierzyłam, że moja taktyka będzie owocna i już nic nie będzie groziło mojej relacji z Ruggero. - Groźby, które pewnie opierały się przede wszystkim na domysłach. Tak, Agus miałeś rację ja i Rugge już raz pozwoliliśmy sobie na chwilowe szczęście. Pewnie nawet dotarłeś do jakiś zdjęć z tamtego okresu. Dokładnie się ukrywaliśmy, lecz po twoim wyrazie twarzy śmiem twierdzić, że nie za dokładnie dla ciebie. 

Faktycznie jego oblicze było w końcu jak otwarta książka. Stał przede mną zasmucony faktem, że przejrzałam całą jego grę. Bez skrupułów wyciągałam wszystko, tylko po to, aby on poczuł się źle. Musiałam mu zadać ból za zasiewanie tych wątpliwości w moim sercu. Musiałam się odegrać. Zbyt wiele straciłam dla jego wymyślonego uczucia do mnie. 

-Zdjęcie, na pewno wywołało by burzę. - ponowiłam z widmem uśmieszku na twarzy. Ukazywanie słabości jego planu dawało mi chorą satysfakcję. - Daj mi zgadnąć, pewnie było to to przedstawiające naszą dwójkę w dość dwuznacznej sytuacji, może wtedy kiedy nie wytrzymaliśmy napięcia i wmówiłam producentom, że się źle czuję. Tylko, dlatego aby "nagrać" swój własny pocałunek z Ruggero. Pamiętam doskonale jak wtedy byliśmy nieostrożni. 

Doskonale odgadłam wszystko. Za potwierdzenie wzięłam jego milczenie. Przyzwałam mi, abym sama do tego doszła. Westchnęłam cicho, zmęczona niszczeniem marzeń drugiej osoby. Otworzyłam już usta, aby ponownie przedstawić, że jego szantaż się nie uda, lecz nagle Agustin się odezwał. 

-Wyglądaliście wtedy jakbyście nie mogli bez siebie żyć, wasze pragnienie bliskości było bez problemu było do rozszyfrowania, kiedy graliście wspólne sceny. Ten głód w oczach, ciągłe niepotrzebne dotykanie...

Zmarszczyłam czoło zaskoczona jego słowami. Jakby nagle i on zaczął dostrzegać całą prawdę. To, że Ruggero był najważniejszy w moim sercu. Ono tylko dla niego istniało. 

-Zrozum, Agus. - zaczęłam nagle odnajdując właściwe słowa. Wierzyłam, że dzięki nim dokonam znacznych zmian. - To, co łączy mnie z Ruggero jest cudowne, sprawia, że odnajduję lepszym obraz świata. Naprawdę chcesz to zniszczyć w imię wyobrażenia, które najprawdopodobniej nie ma racji bytu?

Zadrżał na moje pytanie i westchnął z rezygnacją. 

-Nie mogę patrzeć na ciebie jak jesteś z nim szczęśliwa. To boli.

Spojrzałam na niego z lekkim smutkiem. On naprawdę nie rozumiał tych uczuć. Był tylko zdatny do chwilowych przyjemności.

-To tylko zazdrość, Agus. Kiedyś minie. - odparłam szybko, aby jak najskuteczniej wykorzystać jego chwilową akceptację. Wierzyłam, że teraz bez problemu przekonam go do odpuszczenia gróźb. - Nie możesz się tylko jej poddawać. 

-Po prostu pragnę poczuć coś rzeczywistego.  - zaczął nagle, przybliżając się do mnie. Jego oczy błyszczały, usilnie starał się odnaleźć odbicie swoich emocji w moim obliczu. Niestety czekało  na niego rozczarowanie. Nigdy moje serce nie biło z zachwytu dla jego osoby. -Uwierzyłem, że dzięki tobie to uzyskam...

Kiedy zawiesił przy tym głos, postanowiłam wykorzystać jego słabość. Teraz się odsłonił i mogłam przemienić ten moment na dobrą rzecz dla siebie. Było to samolubne, lecz pragnęłam szczęścia, nawet jeśli swymi dzisiejszymi zachowaniami przeczyłam temu twierdzeniu. Odnalazłam swoją racjonalną część i postanowiłam z niej korzystać.

-Mieliśmy cudowną przyjaźń. Może nie była, aż tak silna, ale po co zaprzepaszczać tej relacji? - zaczęłam szybko, nie dając mu dojść do głosu nawet wtedy kiedy otworzył usta. - Jeśli zachowasz dla siebie moje sekrety, ja nikomu nie zdradzę to, że darzysz mnie takimi uczuciami. Może ten układ nie wydaje ci się korzystny w tej chwili, lecz kiedyś podziękujesz mi za dyskrecję. 

-To tyle, Karol? - zapytał nagle, z lekką złością w głosie. Był zburzony, a tego nie oczekiwałam. - Myślisz, że po tych wszystkich słowach zapomnę o tobie? Będę mógł sobie spokojnie żyć obok waszego szczęścia? 

-Nic innego nie możesz zrobić. - zaczęłam również gwałtownie, nagle zmęczona już całą sytuacją. - Nie masz prawa oczekiwać ode mnie odwzajemnienia. To tak nie działa, nie można przestawić serca. Chcę ci tylko przekazać, że jeśli tak naprawdę dbasz o mnie to nie zranisz mnie już więcej...

Zawiesiłam głos nie mogąc już dalej wygłaszać tych słów. Czułam się podle niszcząc jego nadzieję, lecz istniało tylko takie rozwiązanie. Nie mogliśmy być razem, przecież ja w ogóle tego nie pragnęłam. Poczułam na moich rozgrzanych policzkach łzy, tak płakałam nad utraconą nadzieją osoby, która była gotowa z uśmiechem na twarzy zniszczyć moje szczęście. Jednak świat miał przewrotną konstrukcję. 

-Obiecujesz, że już nigdy nie wrócimy do tego wszystkiego? - zapytałam, zduszonym głosem od smutku targającego moje serce. Musiałam już jak najszybciej od niego odejść i wrócić do rzeczywistości. Miałam jeszcze długą drogę przed sobą do przystanka zwanego szczęście. 

-Nie wrócimy. - zapewnił mnie cicho Agustin. 

Pokiwałam wolno głową na znak, że przyjęłam jego słowa. Kiedy zbliżył się do mnie nie odsunęłam się. Pozwoliłam mu, aby jego zimne usta musnęły moje rozgrzane poznaczone łzami policzki. Kiedy był tak blisko widziałam poczucie klęski w jego oczach. Targany był przez smutek, lecz wierzyłam, że uwolni się od niego. W końcu nic mocnego nas nie połączyło, prawda? Nasza historia nawet się nie zaczęła, więc opłakiwanie jej było bezmyślnym pomysłem.

Kiedy już się odsunął i odszedł w swoją stronę nadal nie starłam łez osiadających na moich rzęsach. Tylko tyle mogłam mu dać. Mój żal utracenia przyjaciela na zawsze, odrzucenia jego ochoczego serca. Objęłam się rękami i wpatrywałam się w jego oddalającą się postać, jego plecy były zgarbione od nacisku niespełnionych marzeń, lecz wierzyłam, że i on odnajdzie swoją równowagę. Przecież każdy zasługiwał na szczęście. 

***

-Karol! - usłyszałam jak ktoś mnie wołał. Obróciłam się szybko na wrotkach i spojrzałam na pochodzącego do mnie Ruggero. Uśmiechnęłam się promiennie na jego widok, lecz moje oblicze zostało trochę przysłonięte poczuciem winy. Usilnie starałam się przekonać siebie, że nie powinnam go martwić dzisiejszymi wydarzeniami. Nic by nie pomogła ta wiedza. W końcu obiecałam Agusowi dyskrecje, a co więcej sprawa już się wyjaśniła. 

-Gdzie się podziewałaś cały dzień, słońce? - zapytał szybko, kiedy już podjechał do mnie na wrotkach. Mieliśmy je ubrane z racji, tego że byliśmy na szybkiej próbie przed koncertem. Musieliśmy dostosować naszą choreografie do rozmiarów sceny. 

-Tu i tam. - odparłam wymijająco, zduszając w sobie poczucie winy. - Tęskniłam bardzo. - wyszeptałam do niego, jak zwykle trzymając pozory, że nasza dwójka gada tylko o sprawach związanych z występem. Byliśmy teraz bardzo na widoku, więc nie mogłam go przytulić choć bardzo pragnęłam. 

-Ja to natomiast przespałem cały dzień. - wyjaśnił mrugając radośnie i podjeżdżając jeszcze bliżej. Chciałam się gwałtownie odsunąć, lecz źle wymierzyłam swój ruch i zachwiałam się na wrotkach. Nagle  moje ramiona szybko zostały złapane przez jego pomocne ręce. Nasze twarze były tak blisko, że widziałam radosne ogniki w jego brązowych oczach. Byłam urzeczona tym widokiem. 

-Jak zawsze uciekasz. - wyszeptał prosto do mojego ucha, owiewając przy tym moją delikatną skórę. Od razu całe moje ciało pokryło się gęsią skórką. - Chciałbym, abyśmy choć jeden dzień spędzili razem bez ukrywania się. Tylko nasza dwójka...

Westchnęłam mimowolnie na jego słowa, również tego pragnęłam. Jakiegoś normalnego wyjścia bez tego męczącego ukrywania się po pokojach, czy garderobach. Niestety byliśmy dość rozpoznawani, więc normalne wyjścia par były dla nas zakazane. 

Nagle dostrzegłam w jego oczach rodzący się pomysł, roziskrzyły się jeszcze bardziej i ponownie wyszeptał do mojego ucha z błąkającym się uśmieszkiem samozadowolenia na twarzy:

-Jutro mamy wolne, więc szykuj się na cały dzień ze mną. 

Zmarszczyłam czoło zaskoczona jego słowami, przecież nie mogliśmy sobie pozwolić na coś tak normalnego jak randka. Nie jeśli się ukrywaliśmy przed światem. 

-Więcej wiary, słońce. - zapewnił mnie szybko, nadal stojąc niebezpiecznie blisko mnie. Czułam na sobie wzrok innych, lecz nie miałam siły odsunąć się do niego. Tak bardzo pragnęłam jego oszołamiającej bliskości i jego miętowego zapachu. Te wszystkie wyznaczniki sprawiały, że moje serce szalało z zachwytu.  - Mam idealny plan, abyśmy spędzili razem najcudowniejsze chwile.

Zaintrygowana jego pomysłem zdobyłam się tylko na to, aby pokiwać szybko głową. 

Już pragnęłam, aby nastał nowy dzień. Nie mogłam się doczekać, co takiego wymyślił mój cudowny chłopak. Tak, teraz tak mogłam go nazywać. W końcu zaprosił mnie na pierwszą, prawdziwą randkę.

Kochani dziękuję, że przeczytaliście. Długo rozdziału nie było, cóż jak już pisałam - wycieczka. Teraz będą najpewniej pojawiać się jak najczęściej w końcu oceny już ładne są. Szkoła też się kończy, więc idealnie. Szykujcie się na wiele emocji (haha wmawiam sobie, że moje pisanie tak działa), wiele zwrotów akcji i oczywiście najwięcej SZCZĘŚCIA! Kocham Was mocno i przepraszm jeśli rozdział nie spełnia oczekiwań haha. Całuję :* 

PS Komentarze jak najmilej widziane <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro