Rozdział XXVIII
Nigdy nie będziesz lepsza...
Okropna myśl natrętnie wracała do mojej głowy. Ciągle słyszałam ten wredny głosik szepczący, że szczęście jakie odnalazłam nie należy mi się. Nie zasługuję na nie. Jest tylko bańką mydlaną, która koniec końców sama pęknie. Pozostawiając ogromną dziurę w moim sercu. Pustkę nie do zapełnienia.
Opierałam się teraz o barierkę balkonową, swym wzrokiem pełnym bólu przypatrywałam się życiu toczącemu się na dole. Ulica tętniła ruchem, podkreślając, że moje osobiste tragedie przeżywam samotnie. Przyszłam tutaj, aby na spokojnie pomyśleć. Uspokoić swoje rozszalałe serce i nie palnąć jakiś głupot. Musiałam jak najszybciej dojść do siebie, aby świat nie dowiedział się o negatywnych emocjach, jakie targają moje słabe serce. Serce zbyt skore do bólu, smutku i żalu.
Odgarnęłam wolnym ruchem włosy, które ciągle zwiewane były przez wiatr na moją udręczoną twarz. Moje oblicze było pełne cierpienia, które sama sobie zadałam. Swymi wątpliwościami i brakiem wiary w siebie sprawiam tylko, że moje życie jest trudniejsze. Wiedziałam, że tutaj istniał problem, lecz nie potrafiłam go kompletnie rozwiązać. Byłam słabym człowiekiem, który zamiast stanąć do walki wolał użalać się nad swoim losem.
Jedna, samotna łza spłynęła po moim bladym policzku. Nie starłam jej chcąc czuć na swojej skórze jej gorąco, przypominała mi o mojej niepewności. Niszczącemu uczuciu, które powinnam jak najszybciej zwalczyć jeśli pragnęłam przeznaczonego szczęścia. Choć od zawsze czułam, że szczęśliwe zakończenie nie jest mi pisane. Już i tak świat dał mi wiele ulg, sprezentował mi spełnienie największych marzeń, więc odebranie takiego uczucia jakim jest miłość drugiej osoby nie powinno być wielkim wyrzeczeniem. Po prostu każdy ma swój limit szczęścia.
Schyliłam powoli głowę, dotykając czołem metalową barierkę. Jej zimno przyjemnie chłodziło moje rozpalone czoło. Mocno zamknęłam oczy, aby żadne zdradzieckie łzy już z nich nie wypłynęły. Pragnęłam jak najszybciej uciszyć głosy w mojej głowie, które nakazywały mi popaść w największą rozpacz. Szeptały z pewnością , że nie powinnam już żyć złudzeniami. Moja relacja z nim była tylko mrzonkami, znikającymi po pierwszych przeszkodach.
-Karol? - usłyszałam za sobą niepewny męski głos. Niestety wiedziałam do kogo należał i wcale nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy, nie potrzebowałam świadków mojej słabej walki z natrętnym przeczuciem. Beznadziejną wiarą, że szczęście jakie uzyskałam rozpadnie się jak dmuchawiec pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru.
-Nawet nie podchodź. - powiedziałam cichym głosem, w którym bez problemu dało się wyczuć, że byłam targana negatywnymi, spychającymi w dół uczuciami. Emocjami sprawiającymi, że senne koszmary miały możliwość stania się rzeczywistością.
-Chcę ci tylko pomóc.
Zaśmiałam się bez cienia radości na jego słowa, były jednym wielkim kłamstwem. On nie posiadał mocy naprawienia moich pełnych lęków uczuć. Mógł tylko sprawić, że w mojej głowie nastanie większy zamęt.
-Nie potrzebuję pomocy, a szczególnie twojej. - wysyczałam nadal nie odejmując głowy od barierki, nie miałam siły patrzeć na osobę, która potrafiła w dość prosty sposób wyprowadzić mnie z równowagi. Sprawić, że moja cała kontrola legła w gruzach.
-Nie możesz zamykać się na wszystkich, nic dobrego ci nie przyjdzie z dopuszczania do siebie tylko jednej osoby. - ciągnął niewzruszony moją pasywną postawą. Jakby moje wredne słowa kompletnie do niego nie docierały. Poczułam, że się zbliżył do mnie kiedy dotknął moich pochylonych pleców. Położył dłoń na nich i począł delikatnie mnie gładzić, jakby wierzył, że tym sposobem sprawi, że znajdzie drogę do zrozumienia mnie. Niestety, grubo się mylił.
-Nie dotykaj mnie. - powiedziałam gwałtownie, kiedy jego dotyk sprawił, że w moim gardle powstała wielka gula. Uniosłam szybko głowę i odsunęłam się od niego o kilka kroków. Zmierzyłam wzrokiem postać Agustina, jego spojrzenie nic nie wyrażało, jak zwykle było dla mnie zagadką nie do rozszyfrowania.
-Czy on jest powodem twojego cierpienia? - kiedy zadał to pytanie już wiedziałam, co siedzi w jego głowie. Żył przede wszystkim w przekonaniu, że Ruggero swoim zachowaniem sprawił, że odczuwałam taką udrękę. Mylił się. Wszystkie złe emocje pojawiły się przeze mnie, to ja nie potrafię pozwolić sobie na szczęście, tworząc w głowie scenariusze niezgodne z prawdą. Niestety bardzo trudno jest przekonać swoje serce do racjonalnych myśli.
-On sprawia, że budzę się codziennie z uśmiechem na twarzy, dzięki niemu doświadczam tylu emocji, które mogła bym przegapić gdyby nie jego obecność... - zamilkłam gwałtownie, zaskoczona tym, że słowa jakie wypowiedziałam płynęły prosto z serca.Na szczęście nie skończyłam swojej myśli, gdybym to uczyniła Agustin odnalazł by szczelinę w moim szczęściu. Wykorzystał by ją i sprawił by, że jedno przeczucie, które nie dawało mi spokoju ujrzało by światło dzienne.
-Mówisz tak, bo opętały cię uczucia do niego. Przez to nie możesz jasno spojrzeć na beznadziejną sprawę, Karol. - dokończył swoje okrutne słowa dobitnie, jakby wierząc, że otworzy mi oczy.
-Sugerujesz, że jestem jak te wszystkie dziewczyny, które zakochują się bez pamięci i nie dociera do nich, że ich obiekt westchnień jest potworem? - zaczęłam szybko, przepełniona długo tłumioną złością. - Że Ruggero jest zdolny mnie zdradzić, albo przez niego tracę całe swoje życie? A może powiesz mi, że już zniszczył mnie, choć tak naprawdę sprawił, że moje serce znowu jest zdolne do szczęścia. Zrozum, Agustin dzięki niemu wszystko jest lepsze, a nie gorsze... - zakończyłam swoją farsę już ściszonym głosem, opanowując rytm rozszalałego serca.
Agustin spojrzał na mnie ze słabo ukrywanym rozczarowaniem, jakby spodziewał się tego, że będę bronić racji bytu mojego związku.
-Jest wam razem tak cudownie, że teraz w samotności wypłakujesz sobie oczy?
Kiedy zadał te pytanie, coś we mnie drgnęło. Pragnęłam tylko zamknąć mu te usta, wypowiadał przez nie tyle słów podburzających moją chwiejącą się pewność.
-Każdy ma gorszy dzień. - wyjaśniłam szybko, odwracając wzrok od jego górującej sylwetki. Nie mogłam na niego patrzeć, sprawiał, że zaczynałam się zastanawiać nad jego oskarżeniami.
-Gdybyś pozwoliła sobie pomóc, już nigdy byś nie czuła takiego smutku. - powiedział przełykając głośno ślinę, jakby zdenerwowany przez wydźwięk swoich słów.
-Wiesz co? Wytłumacz mi raz i dobrze, dlaczego mam ciebie słuchać w tej kwestii. Jak dla mnie na razie sprawiasz tylko, że denerwuję się bardziej, a chyba o taką pomoc ci nie chodziło. - kiedy wypowiedziałam te słowa, zobaczyłam błysk w jego oczach, jakby dokładnie analizował, co powinien wyjawić.
-Chcę chronić przyjaciółkę przed największym błędem w życiu, nie mogę patrzeć w milczeniu na to jak marnuje swoją przyszłość dla niego... - ostatnie słowo wypowiedział ze słabo ukrywanym jadem.
-Błędem było by nie podejmowanie własnych decyzji. - odparłam szybko, chcąc mu jak najskuteczniej przekazać, że to jest moje życie. Nikt nie ma prawa mi dyktować jak mam je przeżyć. /Już nikt... nie pozwolę na to aby historia się powtórzyła.../
-Decyzji, które stoczą cię w dół. - zaczął szybko, podchodząc bliżej do mnie i uważnie przypatrując się moim szeroko otwartym oczom. - Już teraz masz wątpliwości, uwierz, że one nie są bezpodstawne...
-Co masz na myśli? - zapytałam szybko, czując nagle w sercu wielki niepokój.
-Ruggero nie jest takim złotym chłopcem za jakiego go uważasz. Jak każdy popełnia błędy, choć jego kłamstwa nie sprawiają wcale, że można go usprawiedliwić...
Zaskoczona jego słowami nie opanowałam pytania, które mimowolnie opuściło moje usta.
-Jakie kłamstwa?
Błysk w oku Agustina nie zaalarmował mnie na początku, że moja wiara w jego słowa sprawia mu satysfakcję. Nie wyczułam tego od razu.
-Wiele, Karol. Przykładem może być jego utrzymywanie w dalszym ciągu relacji z Cande. Śmiem nawet podejrzewać, że nie zerwał z nią.
-Dlaczego mi to robisz? - wyszeptałam drżącym głosem od słabo wstrzymywanych łez, które już znaczyły moją twarz. Oblicze wyrażające niechęć do poznania prawdy, chwiejącą się w posadach wiarę w jego prawdomówność.
-Nie po to, aby cię zranić. - odparł szybko kładąc dłoń na moim ramieniu. Gwałtownie się odsunęłam od niego strząsając przy tym wrażenie jego dotyku na mojej gołej skórze. Nie mogłam znieść jego złego wydźwięku.
-Już mnie ranisz...
Jakby coś pękło w jego spojrzeniu, kiedy doszło do niego znaczenie moich pełnych bólu słów. Pokręcił szybko głową i spojrzał na mnie z nową mocą.
-Nigdy to nie było moim zamiarem, Karol. - zaczął szybko podchodząc do mnie bliżej. - Chce tylko sprawić, że twoje błędy zminimalizują listę strat. Chcę ci tylko pomóc...
-Dlaczego? - zapytałam szybko niezdolna do zadania innego pytania. Kwestia dlaczego Agus nagle tak bardzo przejmował się moim życiem nadal pozostawała nie zamknięta.
-Chcesz wiedzieć dlaczego? Naprawdę chcesz? - znakami zapytania wyrażał tyle sprzecznych emocji, że nie wiedziałam już, co myśleć. Miałam wiele podejrzeń, lecz czułam, że żadne z nich się nie sprawdzą. Sprawa z Agustinem była jedną wielką niewiadomą, bombą, która miała wybuchnąć w najmniej oczekiwanym momencie.
Pokiwałam szybko głową niezdolna do wypowiedzenia jakichkolwiek przydatnych słów.
-Podziałałaś na mnie, Karol. Tak mocno, że kiedy nasze usta złączyły się w tamtym pocałunku poczułem, że pragnę tego wszystkiego... - zawiesił głos, uważnie przypatrując się uczuciom malującym się na moim obliczu. - ... Pragnę ciebie, twojego kojącego dotyku, twojego śmiechu i radości w oczach, chcę już zawsze widzieć cię pełną szczęścia... Szczęścia dedykowanego dla mojej osoby...
-Niemożliwe, Agus... niemożliwe... - szeptałam pomiędzy jego palącymi słowami, zapewnieniami, które nigdy by mi nie przyszły na myśl.
-Jak najbardziej możliwe, Karol. - ponowił odkrywanie swego serca przede mną, osobą która była najmniej przygotowana na taki obrót sytuacji. - Początkowo myślałem, że to tylko pociąg fizyczny, lecz kiedy patrzyłem na ciebie z każdym dniem zrozumiałem... Zrozumiałem, że tych emocji jakich doświadczyłem przy tobie już nigdy nie zapomnę, już nigdy ich nie wyrzucę z umysłu, na zawsze wyryją mi się w pamięci, niczym zapewnienie, że jestem zdolny do wyższych uczuć, nie tylko do chwilowych zauroczeń zakrapianych samą przyjemnością. Przy tobie poczułem, że najważniejszą podstawą do miłości jest przyjaźń, czyste, niezmącone zrozumienie...
Pokręciłam gwałtownie głową i wbiłam w niego swoje pełne przerażenia spojrzenie.
-Oszalałeś, po prostu oszalałeś...
Swoim wyznaniem sprawił, że miałam ochotę uciec, uciec od konieczności roztrzaskania czyjegoś pełnego nadziei serca. Nie miałam siły na sprawienie, że jego marzenia się nie ziszczą.
-Odmieniłaś mnie, Karol. - dodał na koniec, przybliżając się i łapiąc mnie za ręce, próbowałam wyrwać dłonie z jego mocnego uścisku, lecz nie udało mi się. Trzymał je za mocno nie bacząc na moje protesty.
-Czuję tak wiele, a ty to odrzucasz... - powiedział nachylając swoją głowę tak, że dzieliły nas tylko milimetry. Owiał mnie jego oddech, kiedy z trudem wypowiedział te słowa. - Nawet nie jesteś gotowa na to, aby spróbować, dać mi szansę... Jesteś zamknięta, zamknięta na nowe możliwości, a wszystko poświęcasz dla osoby przez którą stracisz najwięcej...
-Nieprawda.. - wyszeptałam niezdolna do wypowiedzenia moich racji głośniej.
Zamrugałam gwałtownie odganiając od siebie łzy i spojrzałam na niego wyzywająco, odszukałam w sobie w końcu śladowe pokłady siły, która miałam zamiar wykorzystać do wyplątania się z tej trudnej sytuacji.
-Moje serce już wybrało. - powiedziałam dobitnie, wypatrując zmiany w jego oczach, widoczna była namiastka bólu. - Nic nie sprawi, że zmienię zdanie.
Zaśmiał się cicho, bez radości na moje ostatnie słowa. Przygwoździł mnie swoim pełnym drapieżności spojrzeniem i wyszeptał trzymając usta blisko moich mocno zacieśnionych warg:
-Zmienisz zdanie, kiedy przypomnę ci o jednym rażącym błędzie jaki zawsze popełniacie...
Drgnęłam mimowolnie na jego słowa, przeczuwałam do czego zmierzał i już wiedziałam, że moje wcześniejsze zapewnienie napotka wiele trudności.
Agustin z cieniem uśmiechu na twarzy odsunął się ode mnie powoli, wcześniej pozostawiając na moich zapłakanym policzku wolny pocałunek, jakby tym gestem chciał pokazać, że to on ma przewagę. To on trzyma zwycięskie karty w tym rozdaniu. Nieprędko puścił moje dłonie, uwalniając je i odwrócił się kierując się w stronę wyjścia z balkonu. Na odchodne rzucił tylko z błąkającym się pełnym samozadowolenia uśmieszkiem:
"Jesteś mądrą dziewczynką, wiesz co masz robić."
***
Czując kompletne zagubienie i przerażenie przeszłam przez dzień jak duch, niezdolna do wymyślenia jakiegoś cudownego lekarstwa.
Błądząc po macku przez życie na pewno daleko nie zajdę, kiedyś nastąpi moment katastrofy.
-Słoneczko? - odwróciłam się na dźwięk jego głosu zabarwionego przede wszystkim smutkiem. Ujrzałam go stojącego w otwartych drzwiach mojej garderoby. Gestem dłoni nakazałam mu wejść i poczekałam, aż podejdzie do mnie pełen magicznych zdolności naprawiania wszelkiego zła.
-Chodź tutaj. - powiedział obejmując mnie mocno, od razu doskonale odczytał emocje malujące się na mojej twarzy. Obliczu pełnym smutku i zagubienia.
Zatopiłam głowę w jego ramieniu i poczęłam czerpać przyjemność z cudownego dotyku i zapachu jaki od razu mnie spowił. Tylko on sprawiał, że moje wątpliwości ulatywały jak papierowe samolociki, tylko w jego obecności mogłam sobie pozwolić na luksus nie rozważania trudnych kwestii. Swym magicznym dotykiem sprawiał, że choć na moment moje problemy znikały. Byliśmy tylko my.
-Przepraszam, że sytuacja przy śniadaniu tak bardzo cię zasmuciła. - wyszeptał do mojego ucha, całując skórę obok niego.Uczynił to tak delikatnym ruchem, że cała się rozpływałam. Zamieniałam się w obłoczek tylko wtedy kiedy znajdowałam się w tych cudownych ramionach. W mojej oazie szczęścia.
-Po prostu to wszystko jest takie trudne. - wyszeptałam nadal nie odrywając głowy od jego ciała, nie potrafiłam nie słuchać miarowego bicia jego serca, ten dźwięk sprawiał, że moje pełne obaw serce przeistaczało się w miejsce spokoju. Nie zmąconego przez żadne problemy.
-Rozumiem, że słuchanie o mnie i Cande jest bolesne, ale słońce jej temat jeszcze będzie powracał przez kilka miesięcy, wszystko jest zbyt świeże, aby już zniknęło. - powiedział cicho gładząc moją głowę.
-Chcę o tym zapomnieć. - wyznałam cicho, nadal chowając się w jego ramionach, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy nie wylewając smutku i obaw drzemiących w moim sercu.
-Ja chcę sprawić, aby wszystko było jak najlepiej...
Drgnęłam lekko na jego słowa i oderwałam głowę, spojrzałam na niego ze słabo ukrywanym wzruszeniem. Natomiast jego oczy wyrażały zalążek szczęścia, jakby czerpał najwięcej radości z naszej dwójki razem.
Spojrzałam na niego przekazując mu wzrokiem, że w tej chwili najbardziej potrzebuję jego oszołamiającej bliskości. Zapewnienia przez cudowny dotyk, że nasza relacja ma rację bytu. Sprawienia, że zapomnę o wszelkich troskach, obawach i groźbach.
Ruggero jak zwykle doskonale odczytał emocje drzemiące w moich zielonych źrenicach i z obietnicą wyraźnie widniejącą w jego brązowych tęczówkach przybliżył się powoli. Kiedy nasze oddech się mieszały, a oczy uwiezione zostały przez spojrzenie drugiej osoby poczułam jak z uśmiechem na twarzy dotyka moich rozchylonych warg. Na początku pocałował każdy kącik, aby sprawić, że uśmiech na mojej twarzy zagości na nowo. Następnie przeniósł swoje rozgorączkowane usta na moje poznaczone łzami rozpalone policzki. Scałowywał każdą z należytą dokładnością, jakby wierząc, że samym dotykiem może sprawić, że mrok z mojej duszy uleci w siną dal.
Niewiele się mylił, kiedy byłam przy nim ciemność chowała się w głębi, wychodziła tylko na świat wtedy, kiedy moje serce było targane wątpliwościami. Obawami, że szczęście odwróci się ode mnie, a moje przeznaczenie wcale nie należy do przyjemnych...
Kochani... sama nie wiem jak ocenić ten rozdział. Dziękuję za przeczytanie :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro