Rozdział XX
Cierpliwość...
Mówi się, że jest to wielka cnota, której nie należy się wstydzić. Niestety w moim przypadku to pojęcie nie istnieje. Nie potrafię wyzbyć się przeczucia, że czas się ciągnie nieubłaganie, a ja nadal trwam w tym samym miejscu.
Czekając teraz na jedną osobę, która potrafiła sprawić, że zatrzymanie zegarka przeistacza się w pozytywną sprawę. W odczucie związane jak najbardziej z mocnymi, pozytywnymi emocjami.
Stukałam nerwowo palcami o oparcie drewnianej ławki mieszczącej się w jednym z mniej znanych parków w Buenos Aires. Siedziałam tutaj już od ponad godziny, lecz wcale nie zamierzałam odejść. Musiałam wierzyć w jego zapewnienia i wykrzesać z siebie jak najwięcej cierpliwości. Tylko to mogło by mi pozwolić na szczęście, które dzieliłam tylko z nim.
Nadal będąc pod wrażeniem tych wszystkich chwil zbliżenia, uśmiechnęłam się na wspomnienie jego pełnych emocji słów, te wspomnienia dawały mi nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Znaczyły, że chwile szczęścia są jak najbardziej możliwe.
Poprawiłam przeciwsłoneczne okulary, które miałam jak zwykle nałożone na nosie, aby choć trochę zmylić ludzi, że osoba siedząca samotnie na ławce to nie dość rozpoznawana aktorka. Nie pragnęłam teraz rozgłosu, chciałam się tylko móc nacieszyć iluzorycznym poczuciem anonimowości. Jak na razie dobrze mi szło, nikt jeszcze nie odwracał głowy w moją stronę, czy nie przybiegał z uśmiechem na twarzy. Wiadomo, że takie osoby sprawiały, że moja praca urastała do wysokiej rangi, lecz jak każdy normalny człowiek, chciałam spędzić samotnie czas na łonie natury. Dzięki niej, moje myśli krążyły tylko wokół jednej osoby, chłopcu, który sprawiał, że uśmiech na mojej twarzy za każdym razem się poszerzał.
Spojrzałam kolejny raz w tym kwadransie na zegarek i westchnęłam cicho. Próbowałam być spokojna, lecz fakt, że w tym momencie Ruggero rozmawia z Candelarią wcale nie pomagał. Rany na sercu starały się zasklepić, lecz głowa nie pozwalała na to. Była bardziej racjonalną częścią mojej egzystencji, nie ufała nadal do końca jemu, choć z całych sił pragnęłam zmienić ten stan rzeczy.
Walcząc z tą głupią cząstką, która kazała mi wymyślać jak najgorsze scenariusze objęłam się mocniej ramionami, aby tym sposobem odegnać czarne myśli, które ciągle mnie prześladowały. Denerwował mnie ten stan rzeczy, ale zdawałam sobie sprawę, że minie wiele czasu zanim uporam się z tym wszystkim. Poczucie niewyobrażalnego szczęścia dawało mi siły do walki.
Nagle świat został przysłonięty przez ciemność i poczułam tylko czyjeś dłonie, które zasłoniły mi delikatnym ruchem oczy. Ktoś musiał umieć się doskonale skradać, albo jak zwykle nie zwróciłam na to uwagę, mając jak zwykle głowę w chmurach.
-Żadnego zgadnij kto to? - powiedziałam szybko, chcąc pokazać, że od razu znam odpowiedź na nie zadane pytanie. Jego obecność przede wszystkim zdradziła delikatna woń mięty jak i również bardziej przyziemne wytyczne, czyli to że byliśmy umówieni w tym miejscu.
-Nawet nie dałaś mi szansy, słońce. - odparł prędko i powolnym ruchem zabrał swoje dłonie z mojej twarzy, dzięki temu mogłam już spojrzeć na krajobraz. Jego osoby nie było mi dane jak na razie zobaczyć z racji tego, że stał za mną za ławką.
-Zła ja jak zwykle. - odparowałam lekko drżącym głosem, ponieważ wiedziałam, że zaraz zaważą się nasze losy. Dzieliły mnie sekundy do usłyszenia najgorszej prawdy, lub pełnego nadziei zapewnienia. Pragnęłam tylko tego prostego rozwiązania.
-Ale za to jaka piękna. - odezwał się, choć jego ton głosu wyzbywał się wszelkiej radości. Widocznie już chciał przejść do wszystkiego na poważnie. Kiedy przysiadł się do mnie na ławce, od razu uderzyła mnie jego bliskość, która sprawiała, że pragnęłam tylko pokonać te centymetry i znaleźć się w jego cudownych, znajomych ramionach.
Nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów, aby zadać to jedno pytanie, które wisiało w powietrzu otwierałam i zamykałam na zmianę usta. Nie mogłam się zdecydować jak zacząć to wszystko, więc poszukałam natchnienia patrząc na jego oblicze. Jego oczy tak bardzo błyskały radosnymi ognikami, że chciałam już tylko wierzyć, że jego zapewnienia się dokonały. Pragnęłam, aby już był tylko mój.
-Mogę cię już pocałować. - odezwał się nagle, pewnie również nie potrafiąc zacząć tego przykrego tematu. Wspomnienie tego, że będąc ze swoją dziewczyną dopuścił się zdrady niezbyt pozytywnie wpływało na naszą relację, lecz wierzyłam, że razem pokonamy wszelkie przeszkody.
-Czyli...? - wyszeptałam, bacznie obserwując jego twarz, w poszukiwaniu potwierdzenia na moje domysły. Tak bardzo chciałam usłyszeć te cztery słowa, które sprawiły by, że ból w moim sercu zmniejszył się do jakiegoś stopnia. Wszystko powolutku, miało zmierzać do przystanku "Szczęście".
-To co oboje chcieliśmy, słońce. - powiedział z kilkusekundowym opóźnieniem, jakby nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. - Zerwałem z nią... - dodał już mniej pewnym głosem, jego wzrok był zamglony jak na nowo przeżywał tą chwilę.
Nienawidziłam siebie za tą cząstkę, która śmiała się ze mnie i kazała mi uwierzyć, że nasze szczęście się skończyło, zanim na dobre się zaczęło. Głupi głosik w mojej głowie kazał mi wierzyć, że on żałuje porzucenia swojej doskonałej dziewczyny. W końcu w zastępstwie dostał mnie. To nie mogło się dobrze skończyć.
-Rozumiem... - wyszeptałam cicho, lekko zdławionym głosem od narastającego płaczu, który chciał się wyrwać na wolność i pokazać całemu światu ból w moim sercu.
Ruggero jakby tknięty przez mój głos szybko się obrócił w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego brązowe tęczówki spotkały się z moimi zielonymi źrenicami, najpewniej wyrażającymi strach, ból, pustkę...
-Nawet nie dopuszczaj do siebie takiej myśli. - powiedział trochę głośniejszym tonem niż zwykle, aby najpewniej zwrócić na siebie moją pełną uwagę. Kiedy chciałam już odwrócić wzrok i schować się w sobie, bezbronna wobec uczuciom przepełniających moje serce Ruggero szybkim ruchem złapał mnie delikatnie za nadgarstek i mocno ścisnął. Tym gestem chciał mi chyba przekazać, aby została na miejscu i go wysłuchała. - Karol, tylko spokojnie, bo już widzę to zagubienie w twoich oczach.. - dodał ściszonym głosem, delikatnie przy tym gładząc wierzch mojej dłoni swoimi długimi palcami.
-Ale... - wyjąkałam, niestety jak zwykle niezdolna do normalnego wyartykułowania słów, które przekazały by co tak naprawdę siedzi w mojej głowie. W obecnej chwili moje uczucia zdominowane były przez strach. Czysty strach przed nieznanym.
-Posłuchaj, mnie proszę. - zaczął nadal starając się zwrócić moją uwagę, abym jak zwykle nie oddała się negatywnym uczuciom i zamknęła się w sobie. - Zerwałem z nią i nie żałuję, uważam, że to najlepsza decyzja jaką mogłem podjąć.. - powiedział całkowicie poważnie, aby zatrzymać mój narastający strach.
Odetchnęłam cicho, chcąc bezgranicznie wierzyć w jego słowa. Musiałam się wyzbyć tych głupich tendencji nakazujących jak zawsze zakładać najgorszy plan wydarzeń. Potrzebowałam trochę więcej wiary, aby uczynić swoje życie spokojniejszym.
-Nie chcę powiedzieć ale. - znowu się odezwał, kiedy spostrzegł, że jestem jako tako gotowa na kolejną dawkę rozmowy. - Ale inaczej nie potrafię sformułować tego zdania. Więc, po rozmowie z Cande, która była dość chaotyczna, ale osiągnęła taki zamiar jaki chciałem, więc nie mam prawa narzekać. Choć kiedy wykrzyczała w moją stronę, że dokonuję największy błąd w moim życiu, zastanowiłem się trochę...
Poczęłam gwałtowniej oddychać, kiedy zmierzał do konkluzji swej wypowiedzi, nadal miałam przeczucie, że źle to się skończy, ale starałam się być dzielna i nie rozkleić się kolejny raz przed nim. Musiałam pokazać siłę.
-Beznadziejnie to brzmi, ale zastanowiłem się. - wyznał dobitnie, patrząc na mnie tymi brązowymi tęczówkami, jakby chciał pokazać wzrokiem, że nic strasznego się nie dzieje. -Przemyślałem jej słowa, o tym, że tracę podstawy do założenia prawdziwej rodziny dla sześć lat młodszej koleżanki z pracy... - gdy to wypowiedział, czułam jak wredny głosik szydził ze mnie, szczycą się tym, że miał rację. Pragnęłam go zignorować, lecz wszystko wskazywało na jego słuszność. - Powiedziałem jej, że robię to, aby choć raz poczuć coś prawdziwego. Wyśmiała mnie, ale ja nadal trwam w przekonaniu, że dobrze postanowiłem. Słońce, nie mówię ci tych okropnych rzeczy, abyś poczuła się jeszcze gorzej, lecz.. -zawiesił się jakby poszukując odpowiedniego słowa. - Stawiam naszą relację jak najwyżej i uważam, że szczerość jest najważniejsza. Chyba, nawet ta bolesna, wydaje mi się, że gdybym przyszedł tutaj i powiedział, że wszystko już za mną to był skłamał. Spędziłem z nią cztery lata, które na pewno jakoś odcisnęły się na mojej duszy, będę pragnął jak najszybciej z tego wyjść, lecz nie czułbym się w porządku wobec ciebie ignorując tą część siebie... - dodał lekko drżącym głosem, taki zabieg mogło spowodować tylko mówienie prosto serca, więc wierzyłam w każde jego słowo. Może i była to ślepa wiara, ale rozumiałam w sercu słuszność jego wytłumaczenia. Nie da się tak z dnia na dzień odejść i zapomnieć o tym całkowicie. To znaczy tylko, że przed nami długi proces dążenia do szczęśliwego bycia razem.
-Staram się to zrozumieć.. - odezwałam się w końcu, wiedząc, że czekał na moje słowa jak skazaniec na ułaskawienie. - Choć świadomość ile poświęciłeś, aby być ze mną zawsze będzie sprawiała uczucie zniszczenia komuś życia..
-Słońce, nie niszczysz mojego życia. - zaczął z żarem w głosie. - Sprawiasz, że jest cudowniejsze i pełne poczucia bezgranicznego szczęścia. Chwile spędzone z tobą dokonują z moim sercem niewyobrażalnych zmian. Czuję się jakbym dopiero teraz potrafił docenić te szczere uczucia.. - dodał kładąc sobie rękę na piersi, chcąc tym gestem podkreślić swoje racje.
Uśmiechnęłam się lekko, wzruszona jego słowami. Dawały tyle wspaniałej nadziei.
-Zaraz się znowu rozkleję.. - powiedziałam mrugając gwałtownie, aby odgonić łzy osiadające na moich rzęsach.
-Przepraszam, że każde nasze rozmowy są takie pompatyczne... - odparł szybko, mrugając żartobliwie, aby zrzucić trochę napięcia, jakie się wytworzyło przy rozmowach z typu bardzo trudnych. - Chcę po prostu być z tobą we wszystkim jak najszczerszy, dzięki temu wróżę nam cudowną przyszłość. - dodał z błyskiem w oku, który również zdradzał, że nie ja jedna musiałam walczyć ze wzruszeniem.
-Znowu to robisz. - zarzuciłam mu szybko, śmiejąc się głośno, kiedy przypomniałam sobie wszystkie wielkie słowa jakie użyliśmy w tej rozmowie. Przez ten wybuch radości przestałam już walczyć ze łzami wzruszenia, więc śmiałam się równolegle płacząc.
-Znowu cię doprowadziłem do płaczu. - zaśmiał się cicho i przybliżył się aby objąć mnie swoimi cudownymi ramionami. Westchnęłam, czując się bardzo dobrze w tym znajomym uścisku.
-To łzy szczęścia. - wyjaśniłam, mrugając szybko i zatopiłam twarz w jego klatce piersiowej. Będąc tak blisko niego czułam bicie jego serca, które pokazywało mi wszystkie prawdziwe emocje. Miałam cudowny wpływ na jego osobę i to nie było kłamstwem.
-Kolejna koszula, która dozna łez mojego słoneczka. - wyszeptał prosto do mojego ucha, chcąc mi przekazać, że wcale nie przeszkadza mu ten fakt. Zaśmiałam się cicho i odsunęłam się delikatnie od niego, aby móc spotkać się z jego elektryzującym spojrzeniem.
-Daj mi jeszcze rąbek do wytarcia. - zasugerowałam, uśmiechając się kpiarsko, ciesząc się z tych chwil szczęścia zakrapianych żartami. Może i nadal nie uporaliśmy się ze swoimi problemami, lecz dzięki takim momentom wierzyłam, że idealna harmonia nadejdzie z czasem.
-Aż taki dobry nie jestem. - odparował z radosnymi ognikami w oczach, pokazując przy tym, że on również czerpie z tego cudowną przyjemność. - Ale za to wydaje mi się, że przyszedłem tutaj po nagrodę.. - dodał puszczając mi oczko, kiedy lekko się zaróżowiłam pod wpływem jego spojrzenia. Patrzył jakby poza mną świata nie widział. Może i brzmiało to banalnie, lecz inaczej nie potrafiłam określić tego cudownego odczucia.
-Jaka nagroda.. - prychnęłam lekko, drocząc się z nim. - Moje usta nie są żadnym trofeum.. - dodałam przegryzając delikatnie dolną wargę, aby jeszcze mocniej zwrócić na siebie jego uwagę.
On jakby będąc pod moim urokiem nachylił się delikatnie w stronę mojej twarzy, jego oblicze wyrażało taką chęć pokonania tej odległości, że sama się dziwiłam skąd znajdywał w sobie takie pokłady samokontroli, ja już cała drżałam z podniecenia na myśl o spotkaniu z jego cudownymi wargami. Potrzebowałam tego tak bardzo, że powinnam być przerażona tymi uczuciami.
-Kto by pomyślał, że z ciebie taka kokietka, Sevilla. - wyszeptał prosto w moje rozchylone usta, które jeszcze bardziej pragnęły jego magicznego dotyku. Kiedy w końcu pokonał tą milimetrową granicę i musnął moje wargi, miałam ochotę krzyczeć i pokazać całemu światu jak cudowny wpływ na mnie miał jego dotyk. Zamiast tym chaotycznym myślą poddałam się całkowicie uczuciom, jakie mnie ogarniały tylko wtedy kiedy on był obok mnie. To połączenie było tak elektryzujące, że pragnęłam tylko więcej, więcej i więcej...
Nie byłam osamotniona w swoim głodzie i z radością przyjęłam jego zamiar sprawienia, że te wspólne chwile będą pretendować do pierwszej czołówki.
Oddając się tym cudownym doznaniom, nie myślałam, już o strachu, jaki w ostatnim czasie mnie nawiedzał. Wierzyłam tylko w metę zakończoną bezgranicznym szczęściem.
Obiecałam, więc jest <3 Może słaby, może nie, nie mi to oceniać. Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro