Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DODATEK NR 4

"Kochana Karol,

a może powinienem napisać moje słoneczko? Uwielbiałaś, kiedy tak Cię nazywałem. Zawsze Twoja twarz rozjaśniała się jakby promyki nawet w najpochmurniejszy dzień były na Twoje zawołanie. 

Pozostanę przy Twoim imieniu. Ostatnio zabroniłaś, żebym zwracał się do Ciebie pieszczotliwie. Nie mam pojęcia dlaczego. W ogóle od tamten czasu nic nie rozumiem. Nie wiem, dlaczego mnie zostawiłaś. Miałem nadzieję, że zamknęliśmy etap naszej relacji, kiedy jesteśmy ze sobą nieszczerzy. Myślałem, że zdobyłaś się już na to. Na odwagę. Na skok na główkę. 

Ten dzień, kiedy mogłem obudzić się koło Ciebie na plaży... Spokój wymalowany na Twoim śpiącym obliczu. Delikatne piegi na Twym nosie, które pojawiły się od letniego słońca. To wszystko, co mi pozostało. Wspomnienia, które wraz z czasem blakną. Pragnę z całego serca pamiętać wszystkie szczegóły z okresu jaki z Tobą dzieliłem. Jest to niestety niewykonalne. 

Kocham Cię. Może odrzuciłaś mnie tego wieczoru na plaży z powodu zamieszania jakie spowodował nasz związek? Może obwiniasz mnie za utratę pracy? Jeśli tego nie robisz powinnaś. To moja wina. Chciałem wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to, lecz niestety nie dałaś mi szansy.

Pragnę Twojej bliskości słońce. Bez niej czuję się tak bardzo pusty.

Nie dałaś mi szansy na spotkanie. Myślę, że nie wymagam zbyt wiele. Chcę Cię ujrzeć jeszcze raz. Uważam, że i tak już minęło zbyt dużo czasu. Czy jesteś gotowa jeszcze raz zaryzykować i spojrzeć mi w oczy ? Prosto w oczy mówiąc, że nic do mnie nie czujesz? Muszę to usłyszeć jeszcze raz. Jeszcze raz, by móc całkowicie przekonać swoje serce, że nasza wzajemna miłość nie istnieje. 

Będę czekał na Ciebie. 

Twój Ruggero"

Tusz na kartce znaczony był moimi łzami. Skapywały one z lekkim odgłosem prosto na sztywny arkusz papieru, którą dzierżyłam w dłoniach z taką mocą, że kostki mi pobielały. W klatce piersiowej czułam ból, moje serce biło z zawrotną prędkością. Całe moje ciało było rozdygotane przez emocje, które uwolniły się we mnie po przeczytaniu tych kilku akapitów. 

Zamknęłam oczy, z których leciały łzy bezsilności. Od razu ujrzałam jego twarz. Jego brązowe, iskrzące oczy, które zawsze zmieniały się na mój widok. Kiedy byliśmy razem widać w nich było więcej wigoru i chęci do  życia. Czy to wszystko było grą? Jak można było udawać takie reakcje?

Otworzyłam oczy i spojrzałam na kartki leżące przede mną. Tusz był rozmazany, lecz słowa nadal czytelne. Przesunęłam palcem po jego podpisie marząc o jego dotyku. Tak  bardzo go pragnęłam. Tęskniłam za nim, lecz w głowie tłukła mi się tylko jedna myśl.

Zdradził mnie. 

Szybko mnie to otrzeźwiło. Wzięłam kartki w ręce i gwałtownym ruchem przedarłam je na pół, a potem znowu na pół. Na drobne kawałki, tak aby zniszczyć bytność tego listu. Chciałam o nim zapomnieć. 

Kiedy już leżały przede mną  same ścinki papieru, zebrałam je i wyrzuciłam do kosza pod biurkiem. Pozbyłam się dowodu na to, że Ruggero jest wyrachowanym dupkiem, który buduje związki na kłamstwach. On wciąż nie wiedział, że zerwałam z nim z powodu jego schadzki z Cande. Jego niewiedza niczego nie zmieniała. Pokazywała tylko go w jeszcze gorszym świetle, jako człowieka, który nie potrafi się przyznać do zdrady. Chciał to wszystko taić przede mną do końca. 

Pokręciłam głową chcąc przegonić myśli, które bardzo mnie raniły. Nie mogłam całe  życie się nad sobą użalać. Zaczęłam już nowy rozdział i należało się trzymać tej myśli. Moja codzienność została zmieniona o 180 stopni, lecz teraz muszę się nauczyć żyć w nowej rzeczywistości.

Muszę się dostosować do zmian. 

***

-Przyjedziesz? - od razu dałam swoją propozycję, kiedy odebrał telefon. Nie byłam do końca przekonana do swojego pomysłu, lecz działałam szybko, aby nie było czasu na rozmyślanie. Koniec z ostrożnością, koniec z wiecznym mazaniem się. 

Usłyszałam jego oddech po drugiej stronie słuchawki. Był przyspieszony, jakby na pewno nie spał o godzinie 3 w nocy. 

-Będę za 15 minut. - odparł po paru sekundach ciszy.

Rozłączyłam się. Byłam zaskoczona taką beznamiętną reakcją. Ale może to i lepiej. Będzie łatwiej to wszystko zakończyć. Skonfrontować się. 

Wyszłam spod kołdry i podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej polarową bluzę. Była jesień, noce bywały chłodne w Buenos Aires. Narzuciłam ubranie na swoje ramiona i zeszłam po cichutku ze schodów, omijając stopnie, które skrzypiały. Nie chciałam budzić swojej mamy. 

Wyszłam tylnymi drzwiami na taras i usiadłam na drewnianej, bujanej huśtawce. Noc była cicha i rześka. Z dala słychać było hałas uliczny, lecz tłumiły go zarośla okalające mój dom. Spojrzałam w górę na księżyc, który był w nowiu. Noc była gwieździsta, więc zaczęłam mimochodem szukać znanych konstelacji. 

Niestety nie znałam żadnej prawidłowej. Otrzymałam w swoim życiu tylko jedną lekcję  o gwiazdozbiorach i tak naprawdę była ona żartem. Osoba na którą czekałam kompletnie się nie znała na konstelacjach, więc wymyślała własne, zabawne nazwy. 

Uśmiechnęłam się smutno na to wspomnienie i wyjęłam telefon z kieszeni, aby napisać szybkiego sms'a z informacją, gdzie czekam. Z umówionych 15 minut minęło już 10, więc tylko 5 minut dzieliło mnie od trudnego spotkania. 

Czułam ścisk żołądka, który zawiadamiał mnie o stresie. Bałam się bardzo. Nie wiedziałam, co wyniknie z tej konfrontacji, lecz coś dzisiaj sobie postanowiłam. Mianowicie to, że nie chcę być wiecznie małą, przestraszoną dziewczynką. Czas na dorosłość, co za tym idzie rozwiązywanie spraw w dojrzały sposób.

Odepchnęłam się nogami od desek tarasu, żeby wprawić w ruch huśtawkę. Bujała się delikatnie uspokajając mnie. Kiedy zobaczyłam światła samochodu przy tyle działki wiedziałam, że jest już blisko. Zaraz się przekonam, czy potrafię być silna. 

Światła i silnik zostały wyłączone. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi od samochodu, a następnie ciche kroki kierujące się ku tylnej bramce obrośniętej bluszczem. Furtka zaskrzypiała głośno, aż miałam ochotę się wzdrygnąć, lecz byłam w stanie odrętwienia. Zaraz czekała mnie jedna z najtrudniejszych rozmów w moim życiu. Wszystko zależało od mojej samokontroli. 

Widziałam w ciemności jego sylwetkę, kiedy kierował się w moją stronę stąpając cicho po kamiennej ścieżce. Kiedy był w odległości niecałych trzech metrów ujrzałam jego twarz oświetloną światłem księżyca. Był nieogolony. Ten fakt, pierwszy rzucił mi się w oczy. Następnie ujrzałam jego udręczony wzrok. Szybko policzyłam do 5, aby się nie rozpłakać. 

-Jestem. -odezwał się w końcu, nadal stojąc trzy metry ode mnie. Wsunął ręce w kieszenie jeansów i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. Wyczekiwaniem zabarwionym wielkim smutkiem. Wyglądał źle. Jego oczy wyrażały tak wielką udrękę, że nie potrafiłam prosto na niego patrzeć. Bolało mnie serce, więc wbiłam wzrok w gałąź drzewa nad nim. 

-Usiądź. - powiedziałam cicho głosem wypranym z emocji. Musiałam być silna i nie dać się swoim uczuciom. 

Kiwnął głową  i spełnił moją prośbę. Usiadł po drugiej stronie huśtawki, z dala ode mnie.

-Przeczytałaś list? - zapytał zwracając głowę w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam zalążek jakby iskierek. Zamrugałam. Już ich nie było. 

-Tak. - odparłam zwięźle wbijając sobie przy tym paznokcie w rękę. Musiałam rozegrać to wszystko na chłodno. Nie wolno mi było się emocjonować. Chciałam się tylko od niego uwolnić.

Ruggero przegryzł wargę jakby starając się zdusić w sobie jakieś słowa. Przymknął oczy i powiedział z westchnieniem:

-Chyba dobrze, że go napisałem. 

Zmarszczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc jego toku myślenia. 

-Znaczy wiesz... - zaczął ponownie wbijając we mnie swe błagalne oczy. Szybko odwróciłam wzrok zaciskając dłonie w pięści. - ... W końcu tutaj jestem. Z Tobą.

Dobrze, że ukryta była w półmroku, bo inaczej ujrzałby falę bólu, która przetoczyła się po mojej twarzy. Wszystkie moje części ciała krzyczały, aby uciekać. Aby zostawić go tutaj na werandzie i schować się w  bezpiecznym łóżku. Z drugie zaś strony, serce biło mi szybciej i to nie tylko ze zdenerwowania, lecz głosik w mojej głowie błagał bym się rzuciła w jego ramiona. Żeby choć raz jeszcze znalazła się w tej znajomej świątyni. 

-Wiem o Tobie i Cande. - rzuciłam szybko, nerwowym głosem. Musiałam przypomnieć sobie dlaczego nie mogę nawiązać z nim kontaktu fizycznego, o który tak moje zmysły błagały. Musiałam wbić sobie szpilę jako przypomnienie, że on jest kłamcą. 

-O mnie i Cande? - powtórzył z bardzo słyszalnym zdziwieniem w głosie. Nie patrzyłam mu w twarz, więc nie mogłam być pewna czy to nie jest gra. - Chodzi o to, że z nią zerwałem?

Prychnęłam cicho na jego pytanie. Jak śmiał nadal brnąć w to okropne kłamstwo. Nie potrafił się przyznać do tego, że mnie zdradził? Zdradził mnie, w momencie kiedy oddałam mu całe swoje serce, a przede wszystkim zaufałam. Bezgranicznie. 

-Chyba nieskutecznie. - odparłam po chwili, aby uspokoić się i nie wykrzyknąć mu prosto w twarz, co o nim myślę. 

Poczułam jak przybliża się do mnie. Nasze ramiona stykały się. Odsunęłam się, walcząc z chęcią, aby zatopić się w jego ramionach. Wyciągnął dłoń i chwycił mój podbródek. Kiedy poczułam jego dotyk na swojej skórze myślałam, że przepadłam. Jedyne co miałam w głowie to wspomnienie nacisku jego warg na moich ustach, policzkach, szyi, dekolcie i niżej...

-Spójrz na mnie. - jego słowa mnie otrzeźwiły. Przestałam wyobrażać sobie nasze intymne chwile. 

Kiedy trzymał mój podbródek nie mogłam odwrócić twarzy choć pragnęłam to zrobić. Trzymał mnie mocno, więc spojrzałam mu hardo w oczy. W jego brązowe tak bardzo znane oczy.

Mimowolnie pojawiły się łzy w kącikach moich oczu. Tego było za wiele. Był za blisko.

-Słon.. Karol... - powiedział cicho wycierając kciukiem łzę spływającą po moim policzku. Patrzył na mnie z taką troską, że pragnęłam tylko uwierzyć w jego dobre intencje. Ale prawda była inna. Był graczem, bawiącym się moimi uczuciami. 

-Przestań. - postawiłam się schrypniętym od emocji głosem. Wyrwałam się z jego uścisku, uwalniając swoją głowę. Spojrzałam mu prosto w oczy i wyrzuciłam w końcu z siebie te słowa, które wszystko zniszczyły:

-Zdradziłeś mnie z Cande po powrocie z trasy.

Bum. W końcu wyznałam mu, że znam prawdę. Nareszcie go zdemaskowałam. Pragnęłam, żeby teraz się wił, aby poczuł się tak samo okropnie jak ja się czułam, kiedy przeczytałam tego sms'a. 

Jego twarz wyrażała szok. Coś nie grało. Ruggero nie potrafił tak grać. 

-Co? - zapytał podnosząc lekko głos ze zdziwienia. - Skąd taki pomysł?

Chyba jednak jest bardzo dobrym aktorem. Właśnie teraz daje popis swoim umiejętnością. 

-Kiedy byliśmy we Włoszech przeczytałam sms'a od niej, który przyszedł na twój telefon. Wspomniała o zbliżeniu między wami, do którego doszło po trasie...- urwałam, ponieważ głos załamał mi się. Cała ta sytuacja tak okropnie bolała. 

-Jak to? - tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Wstał z huśtawki dość gwałtownie i stanął przede mną. - Karol, to brednie wymyślone przez Cande...

Urwał, kiedy ujrzał mój cyniczny uśmiech na twarzy. Miałam ochotę się śmiać. Po tym wszystkim, co pokonaliśmy, aby być razem, on myśli, że tak łatwo mi zamydli oczy jakąś historyjką, że to intryga Cande? Dobre sobie. Jestem już dużą dziewczynką i nie popełniam tych samych błędów. A szczególnie, nie ufam tym samym osobą, które  zawiodły moje zaufanie. 

-Możesz już iść. - powiedziałam również wstając. - Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wcale nie miałam pretensji o sytuacje z prasą. W tamtym momencie liczyła się dla mnie tylko nasza miłość. - mogłam darować sobie to ostatnie zdanie, ponieważ znowu serce ogromnie mnie zabolało. 

-Nie uciekaj. - odparł szybko, przytrzymując mnie za ramię, kiedy skierowałam się w stronę drzwi wejściowych do domu. - Pozwól mi wytłumaczyć, Karol. 

Strząsnęłam jego rękę nie ukrywając obrzydzenia na mojej twarzy. 

-Zostaw mnie. Nie będę słuchać kolejnych kłamstw. - dobitnie zakończyłam rozmowę otwierając przy tym drzwi. - I nie nachodź mnie więcej. - dodałam wchodząc do domu. 

Nie obróciłam się. Nawet nie zaszczyciłam go, ani jednym spojrzeniem. Miałam go dość. Miałam dość wszystkiego, a szczególnie siebie. 

Ponieważ, gdzieś w głębi serca chciałam wierzyć w jego wersję. 

Pragnęłam nadal szczęścia z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro