Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pozwoliłeś mi wierzyć, że jestem nikim...

Z okazji, iż w najbliższym czasie nie będą pojawiać się żadne rozdziały do żadnej z książek macie krótkiego shocika inspirowanego tekstem piosenki <33

Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, bo to motywuje mnie do dolszej pracy

Miłego czytania :3

---------------------------------------

Byłem głupi i byłem ślepy na twoje czyny. Może wtedy byłem zbyt zdezorientowany, by zobaczyć co one kryją? Może byłem zbyt ociemniały, by zauważyć to co ze mną robisz...

Rozkochałeś mnie w sobie i możliwe, że wykorzystałeś. Może wciąż jestem zbyt oniemiały, by to do końca zrozumieć? Nie mogę ci tego udowodnić, bo jak? Miłość to rzecz niewytłumaczalna, ale przecież jestem tylko człowiekiem nieprawdaż? Przecież pomyślą, że kłamie, ty jesteś wyżej... Ty rządzisz, nie tylko mną, ale i tym miastem...

- Nie zrzucaj teraz winy na mnie! - wykrzyknąłeś w moja stronę. Widzę twoją złość, ale czy to rzeczywiście moja wina? A może tak naprawdę starasz się uniewinnić? - Spójrz w lustro! Jestem ciekawy co zobaczysz! - Co zobaczę? Zmęczonego życiem człowieka, który ma dość wszystkich kłamstw wokół niego. Człowieka, który został wykorzystany. Człowieka, który został zniszczony, ale ci tego nie powiem.

- A ty w swoim co widzisz? - zapytałem cię mając łzy w oczach. Nie odpowiedziałem na twoje pytanie, bo nie chcę byś wiedział. Jeszcze bardziej byś mnie zniszczył.

- Ja widzę króla tego pieprzonego miasta, z którym nikt nie ma szans! Ja widzę człowieka, który poradzi sobie ze wszystkim!

- Tak? A ja widzę przestępcę z przerośniętym ego - przerwałem na chwilę, by zaczerpnąć oddechu. - Widzę człowieka, który skrzywdzi każdą osobę, by dotrzeć do swojego celu. Zniszczy wszystko, by dostać to co chce - wysyczałem w twoją stronę. Wskazywałem palcem na ciebie, ale nie widziałem emocji, tylko zimny dupek. A czy przy mnie udawałeś tamte emocje? Tamten uśmiech i łzy? Chyba tak skoro teraz rozmawiamy w ten sposób.

- Czyli teraz widzisz? Wcześniej byłeś ślepy czy chciałeś wierzyć w moje kłamstwa? - zaśmiałeś się cicho, a po moich policzkach popłynęły łzy. Tak chciałem wierzyć, że jesteś dobry. Uwierzyłem w to, po czym od razu zniszczyłeś tą wiarę. Zniszczyłeś mnie doszczętnie.

- Jestem tylko człowiekiem - szepnąłem w twoją stronę, ale nie wiedziałem czy chciałem żebyś to usłyszał. Może lepiej, by było gdybyś nie usłyszał?

- Chcesz mnie wkopać po tym co przeżyliśmy? Chyba nie zamierzasz zwalić winy na mnie, co? - zapytałeś, zmieniając mimikę twarzy. Z zimnego drania zmieniła się w mojego Erwina, znów chciałem uwierzyć, że to ty. Że jesteś dobry i nigdy nie chciałeś tego zniszczyć...

- Erwin... Niektórzy mają większe problemy, wiesz? Niektórzy nie mają takiego szczęścia jak ty! Nie miałem rodziny! Nie miałem szczęścia ani dzieciństwa! Nie mogłem być kochany!

- Boże! Nie jestem od rozwiązywania problemów innych, a zwłaszcza twoich - warknąłeś w moją stronę. Nie jesteś? To czemu mój rozwiązałeś? Czemu pozwoliłeś być mi przez chwilę kochany? Dlaczego dałeś mi w to uwierzyć?

- To czemu dałeś mi poczuć, że tak jest? - Parsknąłeś śmiechem. - Kazałeś mi kłamać, chociaż mówiłem byś tego nie robił! Kazałeś mi wybierać gdy dobrze wiedziałeś, że nie chcę! Miałeś nie pytać mnie o zdanie, bo wiesz, że nie lubię! - Chociaż czy wiedziałeś? Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? Teraz chcesz prosić mnie o wybaczenie, chociaż to twoja wina...

- Nikt nie kazał ci wypłakiwać mi się w ramię! Nie będę cię teraz przepraszał, że wywołałem twoje łzy, bo mnie to zwyczajnie nie obchodzi!

- Nie masz uczuć?

- Mam, ale nie do ciebie. Nie będę, przecież czuł niczego do kogoś takiego! - No tak. Jestem zniszczony, jak stara zabawka, więc czemu chciałbyś mnie mieć?

- Jestem tylko człowiekiem, chyba mogę popełnić błąd!

- Nie! Nie możesz gdy na szali jest moja wolność! Jak zwykle musiałeś wszystko spierdolić, bo po co ułatwić sobie życie?!

- Nie jestem prorokiem, by wiedzieć co się stanie! To nie do mnie o coś takiego! A poza tym prosiłeś mnie o rzecz awykonalną, nie dało się przemknąć niezauważonym do zbrojowni, by zabrać broń i plany wjazdu na kasyno! Nie gdy jest się mną!

- To może nie powinno cię być?

- Jestem człowiekiem, robię co mogę... - szepnąłem w twoją stronę i podszedłem do krańca dachu.

Patrzyłeś na mnie jak na idiotę, może nim jestem? W końcu kto normalny zakochałby się w przestępcy i psychopacie? Chyba tylko ja. Po moim policzku spłynęła łza, której nie mogłeś zobaczyć. Zeskoczyłem z wysokiego dachu widząc tylko twoją twarz, która wychyla się znad krawędzi. Widziałem strach na twojej twarzy, przestraszyłeś się? A może zacząłeś coś czuć? Teraz już za późno skarbie, teraz już mnie nie możesz kochać. Ja się zakochałem i cierpiałem, więc nie wiem czy chciałbyś kochać kogoś takiego jak ja.

W co ja wierzę, przecież ty nie umiesz kochać. Niedawno tego doświadczyłem, więc czemu chciałbym cofnąć czas, stać przy tobie i sprawić byś mógł mnie pokochać? Byś mógł wyznać mi prawdziwe uczucia, te które przede mną ukrywałeś, a nie te, które pokazywałeś... Teraz stoisz na dachu, patrząc na moje martwe ciało i płaczesz. Jeżeli mnie kochałeś to czemu to zrobiłeś? Pozwoliłeś mi wierzyć, że jestem nikim...?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro