Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

『O』『N』『E』

Przedstawione treści nie mają na celu nikogo urazić. Przedstawione wydarzenia nie są autentyczne. Proszone jest o zachowanie kultury podczas komentowania.

x

Otacza mnie zimno, a z ust wypada mroźny dym. Kroczę powoli, a śnieg pod podeszwami skrzypi. Brakuje mi Twojego ciepła, otaczających ramion. Jednak najbardziej odczuwam niedosyt Twojej obecności; tych słów, słodkich pocałunków, wspólnych wieczorów.

Myślałem, że nasza miłość jest silna. Myliłem się. Najgorsze jest to, iż wciąż żywię do Ciebie uczucia. Rozerwałeś moje serce i nawet nie raczyłeś zapytać co ja o tym sądzę. Odepchnąłeś mnie i zamknąłeś drzwi przed nosem. Wiem, że nie chciałeś patrzeć na moje łzy. Zostawiłeś bez wyjaśnień.

To tak nie działa.

Nie znikniesz z moje głowy tak nagle.

Jesteś dupkiem, Marcel.

Jednak wciąż Cię kocham.

I gdybyś chciał wrócić...

Jak debil pozwoliłbym Ci się mną bawić, po raz kolejny.

Otwieram drzwi od mieszkania, które wydaje się tak bardzo puste. Wchodzę do niego i ściągam kurtkę wraz z butami. Idę do sypialni i rzucam na łóżko. Wtulam w poduszkę i odwracam głowę na bok. Mój wzrok pada na puste miejsce obok. Ostrożnie wyciągam dłoń i delikatnie gładzę palcami pościel. W moich oczach mimowolnie zbierają się łzy. Nie potrafię dopuścić do siebie prawdy. Tego, że już Cię nie będzie.

Potrzebuję bliskości.

Błagam, wróć.

Chociaż na chwilę.

Ułamek sekundy.

Zmiażdż mnie do końca.

Odwracam się na plecy, a przed oczami mam sufit. Błądzę po nim czując jak kłuje mnie serce. Nigdy nie sądziłbym, że miłość jest tak zdradziecka. Zawsze postrzegana jako coś pięknego. Jednak teraz już wiem. Kiedy się obrócisz ona wbije Ci nóż w plecy. I od nas zależy, czy uda się go wyciągnąć.

Próbuję, ale nie mogę.

Moje ciało ogarnia zmęczenie, chcę oddać się w objęcia Morfeusza. Pragnę zasnąć i choć na chwilę nie myśleć o ostatnich zdarzeniach. Nie jestem w stanie, bowiem po mojej głowie wciąż krążą myśli, a ciału brak czyjejś obecności.

Nie czyjejś, tylko jego.

Wciąż Cię kocham. Nie jestem w stanie odrzucić. Zostawiłeś mnie bez żadnych wyjaśnień. Jestem zagubiony. Obwiniam się, że zrobiłem coś nie tak. Nigdy taki nie byłeś. Gdzie odszedł mój opiekuńczy Marcel? Bohater, który pędził przez pół miasta, w środku nocy, kiedy miałem koszmary? Przyjaciel, który znał każdy sekret? Chłopak tak zimny i wredny, a jednak kochany i pocieszny?

Pokochałem skrytego mężczyznę.

Starałem się jak mogłem.

𝚡

Kolejny ponury dzień. Następne godziny tępego patrzenia przed siebie, odczuwania bólu. Jestem zmęczony. Nie potrafię spać, ciężko mi przestać myśleć i oddać się chwili odpoczynku. Nie pomagają nawet leki. Takie zero jak ja, nie zasługuje na cokolwiek. Jestem nikim.

Niechętnie zwlekam się z łóżka i podchodzę do okna. Opieram się o parapet, a czoło stykam z chłodną szybą. Przez moment spoglądam na prószący śnieg tuż przede mną. Wzdycham cicho i odwracam się. Idę do przedpokoju, ówcześnie zabierając telefon. Zakładam buty oraz kurtkę. Przez ciało przepływa impuls, któremu się poddaje. Wychodzę z pomieszczenia, a mróz uderza w twarz.

Kroczę powoli, aczkolwiek chowające się już słońce oraz wpadające do oczu białe płatki, wcale w tym nie pomagają. Dobrze wiem gdzie chcę się udać. Do naszego ulubionego miejsca. Piękna polana, która za każdym razem pięknie zakwita. Tym razem zasypana i zlodowaciała.

Tak samo jak nasza relacja.

Wciąż pamiętam te spacery oraz pikniki. Nigdy nie zapomnę kiedy uplotłem wianek, a Ty zgodziłeś się go założyć. Wyglądałeś tak uroczo. Może i uciekaliśmy później przed pszczołami, aczkolwiek śmiechom nie było końca.

Tuż przy działce umiejscowione jest jezioro. Cudowna woda, nad którą chodziliśmy w upalne dni. Siadaliśmy na molo i moczyliśmy stopy. Za każdym razem opierałem się o Twoje ramię, aż w końcu nie zrzucałeś mnie z desek.

Tak pięknie.

Teraz odlegle.

Co poszło nie tak?

𝚡

Z moich ust wypada dym, a wzrok błądzi po wodzie pokrytej lodem. Przechodzę przez pomost i siadam na jego krańcu. Z kieszeni wyciągam telefon i odblokowuje go. Serce podchodzi mi do gardła, a palce szukają odpowiedniego numeru.

Do; Magiś <3

Nie wiem co poszło między nami nie tak. Chociaż chciałbym wiedzieć. Mimo tego wszystkiego, wciąż Cię kocham. Niszczy mnie to, iż nie pozwalasz mi tego robić. Jednak jeszcze bardziej fakt, iż czuje się jakbym był dla Ciebie nikim. Brakuje mi Twojej obecności. Nie żałuje, że nasze drogi się spotkały, ale teraz muszę zasnąć. Już na zawsze.

Przepraszam.

Chowam komórkę z powrotem i spoglądam na księżyc odbijający się w lodowej pokrywie. Zaczynam się trząść od bijącego w moją stronę zimna. Ignoruję przychodzące wiadomości, aż w końcu wyłączam powiadomienia. Pod nosem nucę piosenkę, a oczy przymykam. Uśmiecham się mimowolnie.

Ból.

Uczucie, która ma tak wiele charakterów. Nie raz go pragniemy. Sprawia nam przyjemność. Jednak nie zawsze tak jest, przynosi nam cierpienie. Zwłaszcza kiedy swoje palące kolce skupi na sercu. Rozrywać je będzie kawałek, po kawałku. Będzie to robić do póki się nie poddamy.

Ja to właśnie zrobiłem.

𝚡

Tracę poczucie czasu. Nie mam pojęcia ile minut właśnie straciłem, aczkolwiek czuje, że to już. Natura jest spokojna, a otaczają mnie jedynie świszczące podmuchy wiatru. Ostatni raz spoglądam na swoje jedyne źródło światła. Dalej siedząc stawiam stopy na lodzie, a ten od razu zaczyna pękać, rysy ciągną się coraz dalej. Wstaje, a moje nogi są jak z waty. Biorę głęboki oddech, aczkolwiek moje ciało zamiera. Ogarnia mnie lęk, a w oczach pojawiają łzy strachu i bólu.

Zaciskam zęby i robię krok do przodu. Od wejścia na niestabilną powierzchnie dzielą mnie milimetry. Zaciskam dłonie w pięści i zmuszam się do przecięcia tej bariery. Wchodzę na częściowo zamarzniętą ciecz. Ta niemal natychmiast się pode mną ugina.

Wpadam do wody, która od razu mnie obleka. Czuje się ciężki oraz zlodowaciały. Nie mam siły się odratować. Do mojej głowy dociera, iż to moje ostatnie chwile. Ogarnia mnie lekka panika, aczkolwiek już nic nie mogę z tym zrobić. Śmierć wyciąga dłoń w moją stronę.

Nagle czuje gwałtowne pociągnięcie do góry. Do moich płuc wkrada się świeże, mroźne powietrze, którym się zaciągam. Przy okazji kaszląc, wypluwam wodę, która zdążyła nalecieć do moich nozdrzy oraz ust. Uchylam lekko powieki, ale wszystko mi się rozmywa.

Ktoś złącza swoje palce z moimi. Czuje bijące ciepło, a do uszu dociera zdeformowany głos. Dopiero po chwili wyłapuje pojedyncze słowa, które dają mi pewność. To Magister.

Chłopak podciąga mnie do góry, a ja ledwo mogąc ustać, opieram się o niego. Ten od razu mnie przytula. Czuje się lepiej mając go przy sobie. Drżąc, również owijam go rękoma. Wtulam twarz w jego klatkę piersiową, a do mnie dociera coraz więcej faktów.

Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Chciałem się zabić i prawie mi się to udało. Nie potrafiąc się opanować, łkam cicho jeszcze bardziej wtulając w wyższego. Ten trzyma mnie mocno, a jedną ręką jeździ po plecach. Nie jestem w stanie opanować swoich uczuć. Do moich uszu w końcu dociera jego głos. I teraz wiem, że czeka nas długa rozmowa. Pełna nerwów i niepewności, aczkolwiek prowadząca do porozumienia. I to przez jedno słowo, które nic nie znaczy, ale dla mnie wystarczy, by zacząć naprawiać nasze błędy.

— Przepraszam.

_____
1121

„Zaha prawie umarł, ale jednak żyje"
— Patrycja i Livka na vc 2k20

Mam  nadzieję, ze shocik wyszedł ciekawie. Kc was. Do następnego UwU

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro