Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⚡Rozdział 7

Gwen westchnęła głośno, przecierając twarz ze zmęczenia. Oparła się o drzwi swojego mieszkania które wynajmowała już od ponad pół roku. Przeprowadziła się do tego dwu pokojowego mieszkania które prawnie należało do jej brata, który mieszkał w nim po skończeniu szkoły.

Nie wiedziała jakim cudem umówiła się jutro z Potter'em na kawę po pracy. Jeszcze w Hogwartcie były momenty, że nie mogła na niego patrzeć, bo irytował ją jak w sumie jak większość ludzi ale ich kłótnie można było słyszeć chyba w każdej części zamku. Później jakoś im przeszło i na szóstym roku kiedy zostali przydzieleni do siebie na eliksirach przez profesora Black'a nie mieli jakiś większych problemów żeby się dogadać.

Ale dużo się zmieniło, każdy z nich podjął jakąś złą decyzję w życiu i ich drogi miały się już nigdy nie skrzyżować.

Tego wieczoru tak jak każdego innego nie mogła zasnąć dręczona wyrzutami sumienia, wspomnieniami i ciągłym myśleniem co dalej.

Ruszyła dalej, wolnymi kroczkami, wręcz raczkując ruszyła przed siebie. Ale co z tego skoro ciągle patrzyła i roztrząsała przeszłość?

Następnego dnia w szpitalu było aż za bardzo spokojnie więc Gwen siedziała w pokoju praktykantów wypatrując tylko jakiegoś nieszczęścia.

- Widzę, że się nudzisz. Odbieram dzisiaj poród może chcesz mi towarzyszyć? - zapytał Tobias, który pojawił się w drzwiach pokoju.

- Chyba nie jestem na to jeszcze gotowa. - skrzywiła się. - Innym razem. - dodała, wstając z krzesła.

Nic nie przerażało jej w pracy magomedyka tak jak odbieranie porodu czy praca z dziećmi. I nie dlatego, że ich nie lubiła czy się ich bała. Po prostu obawiała się, że coś im zrobi, poda złe leki czy zwyczajnie nie będzie umiała mu pomóc.

Jak na początku ten dzień dłużył się w nieskończoność, tak teraz Gwen miała wrażenie, że zleciał za szybko, a stres z każdą sekundą stawał się coraz silniejszy, tak, że dziewczyna miała wrażenie, że zaraz się przewróci i sama zacznie leżeć w szpitalnym łóżku, a Potter pomyśli, że dalej jest tą samą wredną ślizgonką co w szkole.

Niemal pisnęła przerażona gdy zobaczyła Potter'a stojącego przy drzwiach wyjściowych.

- Wyglądasz jakbyś miała zaraz umrzeć Conolly. - odezwał się, uśmiechając sarkastycznie, widząc jej minę.

- Widzę, że po wojnie wyostrzył ci się humor  Potter. Brałeś jakieś dodatkowe lekcje? - zapytała ironicznie, od razu przybierając maskę obojętności, by zatuszować swoje emocje i stres z jakim wiązało się to spotkanie.

- Ta, przez sześć lat uczyłem się od pewnej rudej laski ze Slytherin'u. Nie wiem czy ją kojarzysz. - zaśmiał się, kiedy już wychodzili ze szpitala. Zimne listopadowe powietrze uderzyło w ich twarze, przez co Gwen schowała lekko twarz w szalik.

- Łap się. - mruknął, wystawiając w jej kierunku rękę. Z lekkim wachaniem złapała za nią, a świat w momencie zawirował.

Skrzywiła się, czując jak jej brzuch nieprzyjemny skurcz brzucha, kiedy już znaleźli się przed jakąś londyńską kawiarnią. Weszli do środka, siadając przy jednym ze stolików. Wnętrze było urządzone w jasno beżowych kolorach i ciemno zielonych dodatkach.

Kelnerka zebrała od nich zamówienia i odeszła zostawiając ich w dość niezręcznej ciszy.

W ciszy przyglądali się sobie, skanując swoje twarze, tak jakby szukali kolejnych zmian i szczegółów w swoich twarzach.

Gwen zawsze się dziwiała jak można mieć, aż tak zielone oczy, miała wrażenie, że patrzy na dwa szmaragdy albo na świerzo skoszoną trawę.

- Jak siostra? Zeszła się już z Lupin'em? - zapytała, opierając się plecami o oparcie krzesła.

- Wszyscy to widzieli? - zaśmiał się lekko, kiwając głową do kelnerki która postawiła przed nim filiżankę z parującą kawą, a przed rudowłosą cappuccino.

- Wszyscy. - powiedziała, również wybuchając szczerym śmiechem.

- Ciężko jest prawda? - spoważnieli oboje, a pytanie chłopaka zawisło w powietrzu, niczym ciemna chmura zwiastująca nadejściw burzy.

Gwen zastanawiała się, co ma powiedzieć. Mogła skłamać, że wszystko jest w najlepszym porządku, a on i tak prawdopodobnie by jej nie uwierzył, albo powiedzieć prawde i kontynuować temat.

Chciała spokojnego życia, ale nie mogła go mieć dopuki nie zwierzyłaby się komuś z tego co ją dręczyło w śrdku.

- Bardzo. - przyznała. - Czasem wstaje z łóżka, marząc tylko żeby z powrotem się do niego położyć. Idę tylko do pracy, poźniej odbijam się od ścian. - spuściła lekko głowę.

Harry spojrzał na nią lekko zirytowany.

- Ogarnij się Conolly. Gdzie się podziała Gwen, która miała odzywkę na każde słowo, obelgę? Gdzie dziewczyna, która odwróciła się od rodziny i wzięła przeciwną stronę? Weź się w garść. - powiedział, patrząc jej hardo prosto w oczy. Tęczówki zamigotały złowrogo, tak jak za czasów szkolnych, kiedy doprowadzał ją do szału.

- A myślisz, że co robiłam przez ostatni rok? Siedziałam i gapiłam się w ściane? Nie! Zdałam egzaminy, poszłam na staż, ściełam włosy. - syknęła, uderzając otwartą ręką w stół, przez co staruszka siedząca niedaleko nich podskoczyła na krześle.

- A gdzie w tym wszystkim są ludzie? Przyjaciele? - zapytał. Szok wpłynął na twarz dziewczyny. Zacisnęła mocno usta i pięści. Jej brat kiedyś zasługerował jej, że może by kogoś poznała ale szybko zrezygnował z tematu, a teraz koleś, który przez pół życia działał jej na nerwy mówi jej, że jest samotna.

- Nie mam przyjaciół Potter. Nigdy ich nie miałam. - szepnęła, patrząc na niego ze łzami w oczach.

- No to czas to zmienić. - westchnął, wyciągając rękę w jej kieruku. Popatrzyła najpierw na jego twarz, a potem na dłoń. - Jestem Harry, twój nowy przyjaciel. - zaśmiał się lekko z jej miny.

Popatrzyła na niego chwilę, chcąc się upewnić, czy nie żartuje, po czym uścisnęła jego dłoń.

- Nie wierzę, że to robie. - mruknęła, uśmiechając się lekko.

- Muszę się z tobą częściej umawiać. Ta kelnerka poluje na mnie od miesiąca i wreszcie dała mi swój numer. - zaśmiał się, podnosząc serwetkę na której zapisany był numer telefonu. Rudowłosa wybuchła szczerym śmiechem, po raz pierwszy od kilku miesięcy.

- Widzisz Potter, wyczuła zagrożenie. - zażartowała, odchylając się lekko na krześle.

Wtedy pękła pierwsza bariera, pierwsza ściana muru posypała się w drobny mak.

Znalazła przyjaciela w człowieku który irytował ją momentami jak nikt inny, w wybrańcu. W człowieku po którym w życiu by się tego nie spodziewała.

Hola amigos!

Szkoka dla elity to złoto, tylko przez nią nie mam jeszcze czwartego rozdziału Princess Protection Program także czeka mnie długa noc. Ale jak ktoś jeszcze nie czytł to zapraszam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro