⚡Rozdział 2
Maj zawsze oznaczała wiosnę, piękna pogoda, dużo ślubów, radość.
Ale ten maj taki nie był. W powietrzu wisiała wojna, czarodzieje nie wychylali nosa spoza swoich domów, uczniowie Hogwartu chodzili jakby już wiedzieli co się zbliża.
I pośrodku tego wszystkiego znalazła się pewna rudowłosa dziewczyna która od ostatniego dnia lutego miała ochotę przyłożyć sobie różdżkę do głowy i wypowiedzieć zaklęcie uśmiercające.
W sumie dalej zastawiała się czemu jeszcze tego nie zrobiła. Może była zbyt wielkim tchórzem, a może miała jeszcze coś do zrobienia na tym świecie. Rodzice już planowali jej ślub z Marcus'em Flint'em ale ona wiedziała, że do tego nigdy nie dojdzie. Bo jeśli Potter przegra to ona sama popełni samobójstwo, jeśli wygra to istnieje szansa, że mogłaby uciec od rodziny, wyjechać gdzieś za granicę i żyć w miarę spokojnym życiem.
- Snape wzywa wszystkich do Wielkiej Sali. Zbierać się. - krzyknęła Pansy, odkąd została prefektem naczelnym Gwen miała jej jeszcze bardziej dość. Dzieciaki zaczęły ustawiać się w rzędach i wychodzić z pokoju wspólnego na korytarz. - Conolly specjalne zaproszenie ci wysłać? - warknęła brunetka do dalej siedzącej na krześle w rogu dziewczyny.
Rudowłosa wywróciła tylko oczami i stanęła w ostatnim rzędzie z samego brzegu. Miała złe przeczucia tego dnia. Tak jakby od rana już czuła wojnę.
Stanęła na sali, czując na swoich plecach czyjś uporczywy wzrok ale nauczona już po wszystkich latach spędzonych w tej szkole nawet się nie obejrzała kto to może być.
Snape wszedł do sali stając na środku by wygłosić nie interesującą Gwen przemowę.
- Wielu zapewne się dziwi, dlatego was tu zebrałem o tej porze. Dowiedziałem się, że dzisiejszego wieczora, Harry Potter pojawił się w Hogsmeade. - przemówił, po sali rozeszły się szepty, ale Gwen nawet nie obejrzała się dookoła. Mała iskra nadziei rozpaliła się w jej głowie ale zaraz przypomniała sobie po której stronie musiała stanąć i zdławiła ona myśl, że mogłaby ona ułożyć sobie spokojnie życie.
-Jeśli - odezwał się ponownie Severus, a szmery ucichły. - ktokolwiek z obecnych tutaj uczniów czy nauczycieli zapragnie wesprzeć pana Potter'a, za to wykroczenie zostanie ukarany z największą surowością, a co więcej jeśli ktokolwiek powiada wiedzę o takich zdarzeniach, a wiedzy tej nie zechce ujawnić, będzie uznany za równie winnego. - na sali pozostała martwa cisza, nikt się nie odezwał.
- Słucham. - przemówił schodząc kilka schodów niżej i zaczął wolnym krokiem iść środkiem. - Jeśli ktoś z tu obecnych wie coś na temat, gdzie tu się teraz podziewa pan Potter, niech łaskawie wystąpi z szeregu. - stanął. Serce Gwen biło trzy razy szybciej niż zawsze. Wiedziała, że jeśli Harry tu jest to zaraz rozpęta się tu wojna jakiej nikt nigdy nie widział na oczy.
- Teraz. - dodał z naciskiem. Wszyscy krukoni spuścili głowy, gdy spojrzał na nich podejrzliwie jakby chciał odkryć czy czegoś przypadkiem nie wiedzą.
Z szeregu wyszedł Potter, a cała zebrana młodzież odwróciła sie w jego stronę zaskoczona.
- Zdaje mi się, że mimo zastosowania obronnych strategii, jednak ma pan kłopot z ochroną panie dyrektorze. - powiedział, drzwi otworzyły się i przez nie wszedł cały Zakon Feniksa. - I to dość poważne. - dodał.
- Jak śmiałeś zająć jego miejsce? Powiedz im co się wtedy stało! Powiedz jak patrzyłeś mu w oczy, temu który ci ufał, a ty go zdradziłeś. - warknął brunet. Gwen spojrzała na zakon, a jej oczy zobaczyły mężczyznę po dwudziestce. I mimo że nie widziała go tyle lat to poznałaby go nawet jakby był siwy i stary.
Tobias Conolly stał razem z resztą Zakonu Feniksa i patrzył się na Snape'a. Wielki ból rozdarł głowę dziewczyny. Miała walczyć przeciwko niemu. Przeciwko osobie którą niegdyś kochała tak bardzo, która była dla niej wzorem.
Odsunęła się razem z pozostałymi uczniami, gdy Snape wycelował w Potter'a różdżką, a przed chłopakiem stanęła nauczyciela transformacji. Minerwa zaatakowała kilka razy Severusa, a ten broniąc się w końcu uciekł rozbijając okno.
- Tchórz! - wrzasnęła za nim. Gryfoni, Puchoni i Krukoni wybuchli okrzykami radości. Niestety chwila szczęścia nie trwała długo bo zaraz odezwał się głos Voldemorta powtarzającego imię Wybrańca. Z rogu sali wydobył się głośny pisk jakieś dziewczynki prawdopodobnie z drugiego albo trzeciego roku.
- Wiem, że wielu z was podejmie walę, wielu nawet będzie sądzić, że ta walka jest słuszna ale to szaleństwo. Wydajcie Harry'ego Potter'a, a wtedy nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie Harry'ego Potter'a, a oszczędzę budynki Hogwartu. Wydajcie Harry'ego Potter'a, a zostaniecie nagrodzeni. Daje wam godzinę. - przemówił głos Voldemorta. Wszyscy wpatrywali się w chłopaka który martwo patrzył przed siebie, jakby zastanawiała się co robić.
- No na co czekacie niech ktoś go złapie. - syknęła Pansy. Wzrok Gwen wylądował na niej i zaczęła się zastanawiać czy ona w ogóle ma mózg. Stoją w sali pełnej członków Zakonu Feniksa, a ona drze się, żeby go złapali.
Rudowłosa wywróciła oczami, gdy Ginny Weasley stanęła przed Potter'em jakby chciała obronić go własnym ciałem.
Gwen spojrzała na Harry'ego który uporczywie się w nią wpatrywał i miała pewność, że chłopak już wiedział po której stronie musiała stanąć.
Zaraz po Ginny stanął przed nim cały zakon i jego przyjaciele.
- Uczniowie nie są w łóżkach, uczniowie są na korytarzach. - krzycząc, do sali wbiegł Filch ze swoją kotką na rękach.
- I są dokładnie tam, gdzie powinni zapyziały kretynie. - warknęła Mcgonagall.
- O, nie wiedziałem. - chrząknął zmieszany woźny. Profesorka ruszyła ku niemu.
- Tak się składa panie Filch, że zjawia się pan w odpowiedniej chwili, jeśli mogę to chciałabym prosić o zabranie panny Parkinson i pozostałych ślizgonów z tej sali. - zarządziła. Gwen skrzywiła się, mimo że wiedziała, że kobieta ma racje. Nie każdy ślizgon był taki sam ale zdecydowana większość jednak odpowiadała się po stronie Voldemorta.
- A konkretnie to gdzie miałby ich zabrać prze Pani? - zapytał naburmuszony woźny.
- To chyba jasne, że do lochów. - powiedziała, a wszyscy uczniowie zaczeli bić brawo i wiwatować.
Jak ona nienawidziła tych ludzi.
Ślizgoni zaczęli wychodzić z sali, kierując się za woźnym. Gwen skrzyżowała swoje spojrzenie z Potter'em gdy się mijali, a on zaczął rozmawiać z profesor Mcgonagall.
Zaraz po nim zmierzyła wzrokiem swojego brata który chyba chciał coś do niej powiedzieć. Ale wtedy było już za późno bo ból był zbyt wielki.
Wojna zaczęła się na dobre.
Trochę nudny ale od następnego będzie się mam nadzieję działo.
Bazuję na filmie bo niestety nie posiadam jeszcze książki, a czytałam ją dawno i już nic nie pamiętam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro