Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⚡Rozdział 13

Święta. Każdy z nas na nie czeka. Wyczekuje pierwszej gwiazdki zwiastującej ich początek, przygotowuje najlepsze potrawy, kupuje prezenty by obdarować swoich najbliższych, wyciąga najpiękniejsze dekoracyjne by obwiesić nimi cały dom.

A na końcu żeby zasiąść z rodziną i przyjaciółmi do stołu, śmiać się, wspominać dawne czasy i patrzeć z uśmiechem na przyszłość.

Zwykle takie wspomnienia z rodzinnego domu.

Jednak Gwendolyn Conolly nie czekała na święta, nie miała z nimi dobrych wspomnień. Zwykle te własnie dni były tak sztuczne jak cycki jej matki.

Dom nie był udekorowany, atmosfera sztywna, a jedynym tematem jaki był poruszany to status krwi i ewentualne planowanie małżeństw dzieci.

Dlatego Gwen nie czekała na święta i nie chciała ich obchodzić.

- Wpadniesz jutro do mnie na święta po kolacji z bratem? - zapytał Harry, kiedy dzień przed wigilią siedzieli w jej mieszkaniu jedząc pizzę i oglądając jakieś mugolskie filmy.

Gwen przygryzła lekko dolą wargę i spuściła wzrok na talerz leżący na jej skrzyżowanych nogach, które przykryte były szarym kocem.

- Em tak jakby to wzięłam sobie nocną zmianę w wigilię. - mruknęła cicho licząc, że może jej nie usłyszy. Przymknęła oczy kiedy poczuła palący wzrok zielonych tęczówek na swojej twarzy.

- Powiedz mi, że się przesłyszałem i wcale nie powiedziałaś tego co powiedziałaś. - powiedział zdenerwowanym głosem. Rudowłosa przełknęła głośno ślinę.

- Nie przesłyszałeś się, a ja powiedziałam to co powiedziałam, ale... - krzyknęła, widząc jak otwiera buzię żeby zacząć prawić jej wywód, że nie będzie spędzała świąt w szpitalu. - musiałam to zrobić, dla siebie. Tobias pojedzie do rodziców Alice zaraz po kolacji, a ja zostanę sama i ja.. tak będzie lepiej, po prostu.

Potter westchnął ciężko, a jego wzrok złagodniał. Jedyny powód dlaczego był zły to po prostu zdenerwowanie na Gwen, że po raz kolejny ucieka przed świętami. Wiedział jaką miała sytuację w domu ale był zdania, że teraz po prostu uciekała przed poznaniem innego sposobu spędzania świąt, bardziej rodzinnego. Albo uciekała przed zaznaniem ciepła przyjaciół i rodzinny, panicznie bojąc się, że w przyszłości to straci.

- Okej ale w przyszłym roku już ci nie odpuszczę. - mruknął. Rudowłosa podniosła na niego czekoladowe tęczówki i uśmiechnęła się lekko, kiwając głową na znak, że zrozumiała.

Cieszyła się, że zrozumiał i naciskał na nią, bo mimo wszystko Potter był gryfonem, a oni mieli tendencje do bycia upartymi i stawiania na swoim.

Ale Gwen też taka była, miała w sobie tą cząstkę gryfona którą wyczuła w niej tiara przydziału kilka lat temu. Była uparta i chodź by musiała przenieść góry to postawiłaby na swoim, jeśli tylko uważała, że druga strona kompletnie nie ma racji.

- Zresztą wątpię żeby twoja rodzina i przyjaciele byli zachwyceni moim przybyciem. Raczej nie pałają do mnie wielką sympatią. - westchnęła pod nosem, patrząc na twarz bruneta. Harry przewrócił oczami, wzdychając ciężko.

- To nie tak, że cię nie lubią tylko... - starał się wymyślić jakiś sensowny argumenty jednak w tamtym momencie nic nie przychodziło mu do głowy. - po prostu są uprzedzeni do ślizgonów, wiesz jak to gryfoni. - mruknął pierwsze co przyszło mu na myśl. Conolly prychnęła pod nosem na głupią wymówkę którą nie raz już od niego słyszała, kiedy próbował ją przekonać do tego, że jego rodzina wcale jej nie nienawidzi.

- Albo uprzedzeni do śmierciożerców. - mruknęła ponuro, odrzucając koc na bok, po czym podniosła się z kanapy.

- Mówiłem ci już coś Gweny na ten temat. - warknął zdenerwowany tym, że znów nazywała się śmierciożercą, mimo że dla niego nigdy nim nie była. Jasne miała znak na ręce ale był on już przykryty, a sama rudowłosa nigdy nikogo nie zabiła, mało tego w czasie bitwy odwróciła się przeciwko wszysktim swoim znajomym i rodzinie by podążyć za ty w co tak naprawdę wierzyła.

Bo Gwendolyn Veronica Conolly była dobrym człowiekiem, który w swojej drodze lekko się pogubił. Ale każdy kiedyś błądzi i najważniejsze jest by wśród tego mroku znaleźć siebie, tą prawdziwą siebie. Wybrać dla siebie drogę którą chce się podążać, znaleźć swoje światełko w tunelu.

Dla Harry'ego Pottera światłem w tunelu była Gwen, bo kiedy po wojnie wpadł w rutynę i nie wiedział za bardzo jaką drogą dalej chce iść, ona pomogła mu wyjść na tą właściwą, znaleźć swoje miejsce. Przy niej.

- Mówiłeś ale jak zawsze nie słuchałam. - sarknęła sarkastycznie, wyjmując z komody ognistą whisky i dwie szklanki, do których nalała trunku. - Pijemy Potter.

Brunet po raz kolejny wywrócił oczami ale bez sprzeciwu wziął swoją szklankę i wypił ciągiem cały alkohol, krzywiąc się kiedy poczuł nieprzyjemne pieczenie w gardle.

- Idziemy jutro do pracy. - powiedział, patrząc na nią sceptycznie kiedy nalewała następne porcje alkoholu do szklanek.

- Mam ochotę się upić jak świnia więc tak też zrobimy. Siedź cicho i pij. - syknęła, wypijając trunek.

Potter już więcej się nie sprzeciwiał, może nie miał siły się już z nią kłócić, może zwyczajnie sam chciał się upić. Ale tylko może, bo prawda była taka, że chłopak zwyczajnie nie chciał jej zostawiać samej i chodź wiedział, że oboje będą mieć jutro kaca stulecia to nie sprzeciwiał się, bo jeśli Gwen chciała się upić to on upije się razem z nią.

Godzinę, kilkanaście szklanek, dwie butelki whisky później oboje byli już w tak dobrych humorach, że śmieszyło ich dosłownie wszystko, nawet mucha latająca po pokoju, wydawała się zabawna.

- Koniec tych śmiechów, chichów. Idę spać. - zachichotała Gwen podnosząc się z kanapy. Jednak w stanie jakim była nie dało się chodzić, więc przy pierwszym kroku runęła prosto na ciało Potter'a który siedział na drugim brzegu kanapy.

Podniosła głowę patrząc prosto w jego zielone tęczówki i zachichotała cicho, niezdarnie odgarniając mu parę czarnych kosmyków z czoła.

- Ups - palnęła, uśmiechając się szeroko. Jak zahipnotyzowani wpatrywali się w swoje oczy, a ich uśmiechy powoli malały, przez napiętą atmosferę która zapanowała w pokoju. Jakby ktoś czegoś oczekiwał, czegoś co miało się stać już dawno.

- Będziemy żałować? - zapytała cicho Gwen, widząc jak wzrok Potter'a co chwilę zjeżdża z jej tęczówek na wargi. Oboje nie czuli już jakichkolwiek procentów które mieli we krwi, tak jakby wszystkie wyparowały w jedną sekundę.

- Bardzo - usłyszała jeszcze i zaraz po tym poczuła ciepłe i miękkie usta Harry'ego na swoich. Ciepły i przyjemny dreszcz przebiegł po plecach rudowłosej i po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła się naprawdę szczęśliwa. Machinalnie wplotła swoje palce w ciemne włosy byłego gryfona i pociągnęła za końcówki, przez co ten mocnej zacisnął swoje ręce na biodrach dziewczyny, czym spowodował jej cichy jęk.

Ich języki przeplatały się ze sobą, a dłonie błądziły po spragnionych czułości ciałach. I wtedy pierwsze warstwy ubrań zaczęły lądować na jasnych panelach mieszkania, bo dla nich w tamtym momencie były jedynie przeszkodą do bycia bliżej.

Świadkiem tego był tylko księżyc wpadający przez okno i oni, zamknięci w bańce swoich uczuć i tajemnicy jaką miała pozostać ta noc.

Czy będziemy żałować? Nie Gwen, będziecie cierpieć.

Hejo! Wreszcie to skończyłam, właściwie to ja wracam i robie rozróbe i znów na chwilę znikam.

Co tam u was? Jak wakacje? Jakieś wyjazdy? Ja siedze w domu.

Może macie jakieś pytania do mnie czy do bohaterów? Możecie śmiało zadawać.

Kimkimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro