Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Siódmy

Nienawidziłam listopada, nienawidziłam śniegu, nienawidziłam ludzi, nienawidziłam Weasleyów, nienawidziłam... cóż wielu rzeczy. Otrzepałam swoją kurtkę ze śniegu i przewiesiłam ją na oparciu mojego krzesła, na którym następnie usiadłam. Wyjście do Hogsmead miało być przyjemną odskocznią od ciągłego siedzenia w zamku z tymi samymi osobami, jednak już na samym początku przestała to być przyjemna wycieczka. Przestało mi się chcieć iść od momentu, kiedy zobaczyłam, że wszędzie jest biało. Nie było jeszcze nawet listopada, a śniegu już było po kolana. Zdecydowanie nienawidziłam jeszcze Szkocji i pogody, jaka w niej panowała.

Przesunęłam wzrokiem po wszystkich czarodziejach zebranych w karczmie. Było tu pełno ludzi, zresztą jak zawsze, kiedy tylko była wycieczka. Całe grupy znajomych albo pary na randki przychodziły do Trzech Mioteł, Gospody pod Świńskim Łbem, a ci bardziej romantyczni szli do herbaciarni Pani Puddifoot, żeby wypić za słodką herbatę.

Nicholas postawił przede mną kufel z piwem kremowym i usiadł przy stoliku naprzeciwko mnie. To nie tak, że nie zadawaliśmy się z resztą ślizgonów, bo potrafiłam porozmawiać z Dafne Greengrass, czy Millicentą i Pansy, ale ta ostatnia momentami tak działała mi na nerwy, że nie potrafiłam usiedzieć z nią w jednym pomieszczeniu. Z chłopakami takimi jak Draco, Theo czy Blais też lubiłam przebywać, ale na dłuższą metę byli oni po prostu męczący. Nicholas też był męczący, zwłaszcza z tą swoją upartością, ale mimo wszystko rozumiał więcej rzeczy i zgadzał się ze mną w większości kwestii, w przeciwieństwie do reszty ślizgonów.

— Jesteś tu jeszcze, czy w ogóle odpłynęłaś? — odezwał się, upijając łyk piwa, a wąs z piany uformował się pod jego nosem.

— Trochę się nie wyspałam. — mruknęłam, opierając się plecami na oparciu drewnianego krzesła i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

— Czemu? — zapytał, opierając ręce na stole. Wzruszyłam ramionami i przymykając na dosłownie sekundę oczy.

— Śnił mi się jakiś koszmar, ale nie pamiętam, o co w nim chodziło. — powiedziałam, odchylając głowę do tyłu. Nicholas pokiwał głową, na znak, że rozumie i nie będzie ciągnął tematu.

Zdławiłam w sobie wyrzuty sumienia, że go okłamałam i upiłam łyk mojego piwa. Właściwie odkąd Trawelyn prawie miesiąc temu przewidziała mi, że jestem tak zła, jak moja ciotka, śniły mi się koszmary, jak pod opieką Elizabeth zabijam kolejnych mugoli i mugolaków. Budziłam się w środku u nocy i do rana przewracałam się z boku na bok, próbując się, ponownie uśpić. Nigdy się nie udawało, więc od jakiś trzech tygodni spałam po trzy albo cztery godziny.

— O panno Conolly, szukałem cię! — uniosłam wzrok na profesora Slugorna, który zmierzał w naszym kierunku, więc podniosłam się z krzesła, tak jak nakazywała kultura. Mój ojciec chyba by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że rozmawiałam z kimś starszym, a tym bardziej z jego byłym profesorem siedząc, kiedy on stał.

— Dzień dobry profesorze. — powiedziałam, kiedy stanął przede mną. — Czemu pan mnie szukał? — zapytałam, a uśmiech poszerzył się na jego twarzy. Widziałam, że był już lekko pijany, ale postanowiłam przemilczeć tę kwestię.

— W dawnych czasach organizowałem u siebie takie małe przyjęcia, dla kilku wybranych uczniów dasz się zaprosić panienko? — zapytał. Uśmiechnęłam się sztucznie, bo nie miałam nawet najmniejszej ochoty uczestniczyć w tych głupich spotkaniach, ale wiedziałam, że rodzice zamordowaliby mnie na miejscu, gdybym się nie zgodziła.

— Och to będzie dla mnie zaszczyt profesorze. — zachichotałam jak ostatnia idiotka.

— To wspaniale! Panie Black niech pan też wpadnie, chętnie posłucham co słychać u rodziców. — krzyknął, spoglądając na Blacka, który niemrawo pokiwał głową. — Wyczekujcie mojej sowy kochani! — dodał jeszcze i odszedł z powrotem w kierunku baru. Usiadłam na swoim miejscu i upiłam duży łyk piwa.

— To będzie katorga. — mruknęłam, patrząc na skrzywioną twarz Nicholasa, który widocznie podzielał mój brak jakiegokolwiek entuzjazmu. Jednak jego spojrzenie zatrzymało się gdzieś ponad moim ramieniem i uśmiechnął się złośliwie. Obróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam Ginny Weasley siedzącą za rączki z Deanem Thomasem.

— Ale dziewice. — parsknął Black, zanosząc się gromkim śmiechem, czym zaraził również mnie.

— Myślisz, że się pocałują, czy to za wcześnie. — wydusiłam między kolejną falą śmiechu. Właściwie nie wiem, czemu się z nich śmieliśmy. Może po prostu ich nie lubiliśmy albo zwyczajnie zachowywali się jak dzieciaki w przedszkolu.

— Chyba za wcześnie. — sarknął brunet, ścierając łzę rozbawienia, która spływała mu po policzku. W takich momentach nie dziwiłam się, że większość uczniów Hogwartu za nami nie przepadała — zwłaszcza gryfoni.

— Wasza dwójka powinna założyć jakąś lożę szyderców. — syknął jakiś głos koło nas. Oboje podnieśliśmy swoje dalej rozbawione spojrzenia na dwie dziewczyny, które zatrzymały się przy naszym stoliku. Rachel delikatnie schowała się za plecami Lucy, jakby przygotowywała się na atak słowny ze strony Nicholasa.

— Potter proszę cię, ta loża istnieje już od ponad pięciu lat. — mruknął brunet, posyłając im swój popisowy uśmiech, od którego podobno dziewczyną miękły kolana, ale jak dla mnie to wyglądał on, jakby nawdychał się gazu rozweselającego. Na twarz Rachel wpłynął delikatny rumieniec i schowała się jeszcze bardziej za Lucy, która patrzyła to na mnie to na chłopaka sceptycznym wzrokiem.

— Robisz się sztywna Potter, rzuć tego nudziarza Clarka. — parsknął. Wiedziałam, że chce ją wkurzyć i patrząc na to, że jej twarz była prawie koloru jej włosów to chyba mu się udało.

— Przestań się w trącać w nieswoje sprawy Black. — syknęła tak jadowitym tonem, że zdecydowanie przewyższyła nie jedną żmiję i wszystkich ślizgonów. Nicholas jednak nic sobie nie zrobił z jej tonu, a jego uśmiech tylko się powiększył.

— To gdzie masz teraz tę swoją miłość? — zapytał prowokacyjnie. Odsunęłam krzesło od stolika i podniosłam się na równe nogi, widząc, jak puchonka otwiera buzię, żeby znów zacząć coś krzyczeć.

— Kłóćcie się, ja wracam do zamku. — mruknęłam, zakładając na siebie kurtkę i szalik. Wyszłam z gospody, z której dalej dobiegały wrzaski Nicholasa i Lucy, ale postanowiłam się tym nie przejmować.

Jak go zabije, to przynajmniej będzie cisza i spokój.

Poczułam, że zderzam się z czyimś ciałem, a pod moimi nogami rozsypały się jakieś artykuły spożywcze. Spojrzałam na kobietę, która schyliła się, żeby pozbierać zakupy i machinalnie zrobiłam to samo.

— Przepraszam, nie widziałam pani. — odezwałam się, podając kobiecie jej zakupy, które szybkim ruchem zgarnęła, wsadzając z powrotem do swojej torby.

— Nic się nie stało. — powiedziała cicho pod nosem. Przyjrzałam się jej uważniej, co chyba zauważyła, bo natychmiast odwróciła twarz w przeciwną stronę i ruszyła w głąb wioski. Uniosłam brwi, spoglądając na oddalającą się sylwetkę kobiety. Była dziwnie znajoma, ale nie wiedziałam, skąd ją mogę znać.

Wzruszyłam ramionami sama do siebie, odrzucając od siebie myśli o dziwnej kobiecie i ruszyłam w kierunku zamku.

Przeklęłam pod nosem po raz kolejny, kiedy śnieg wpadł do środka moich botków, mocząc zarówno buty, jak i skarpetki. Za moimi plecami słyszałam jakieś rozmowy, ale nie skupiałam się na nich, liczyło się dla mnie tylko to by jak najszybciej dostać się do ciepłego zamku i przebrać mokre skarpetki.
Obróciłam się przestraszona, kiedy usłyszałam czyjś głośny pisk i zauważyłam ciało jakieś dziewczyny leżące na śniegu i drugą która stała nad nią.

— Ostrzegałam ją, mówiłam, żeby nie ruszała. — krzyknęła, odwrócona do mnie plecami, nie wiedziałam, kto stał za małą górką, ale widocznie był to ktoś znajomy tej dziewczynie.

Pobiegłam w tamtym kierunku, kompletnie zapominając o mokrych skarpetkach i zobaczyłam tylko jak ciało dziewczyny, która jeszcze niedawno leżała, zaczyna się miotać na boki, po czym unosi się do góry. Szybko wyciągnęłam z tylnej kieszeni moich spodni różdżkę i wycelowałam w dziewczynę.

— Finite Incantatem. — mruknęłam pod nosem, wykonując odpowiedni ruch różdżką, a ciało nastolatki opadło z powrotem na ziemię, podeszłam bliżej, widząc, jak jej głowa dalej się telepie. Wiedziałam, że to jakaś klątwa, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie sobie przypomnieć, jak się nazywała i jakie zaklęcie mogłoby jej pomóc.

— Odsuńcie się! — krzyknął Hagrid, idący od strony wioski. Spojrzałam w tamtym kierunku i dopiero w tamtym momencie zauważyłam Pottera, Lupina, Granger i Weasleya, którzy patrzyli na dziewczynę ze strachem i zmartwieniem. Pół olbrzym wziął nastolatkę na ręce.

Harry wyrwał się w kierunku naszyjnika, który leżał na śniegu, ale powstrzymał go głos gajowego, który ponownie się odezwał.

— Nie dotykajcie tego, no, chyba że przez coś. Zrozumieliście? — powiedział. Brunet pokiwał głową i wziął szmatkę, która leżała obok łańcuszka i wziął biżuterię przez nią.

Westchnęłam przeciągle. Trzeba było siedzieć dalej w karczmie i wysłuchiwać wrzasków Nicholasa i Lucy, zamiast zgrywać bohaterkę i ratować jakąś dziewczynę, która została opętana przez naszyjnik.

Zapomniałabym dodać do listy: nienawidzę życia.

Hejka,

Rozdział przejściowy, następny będzie ciekawszy!

Z kwestii rozdziałowych jeszcze: nie wiem jak będzie z rozdziałami w marcu. Idę na praktyki do restauracji i nie będę już mogła pisać w trakcie lekcji rozdziałów więc nie wiem jak będzie z rozdziałmi i czy te będą się pojawiać co tydzień tak jak teraz. Postaram się by były ale nie obiecuję.

I NAJWAŻNIEJSZE czy widzicie tą najpiękniejszą na świecie okładkę? Zachwycam się nią od wtorku. Wykonała ją dla mnie helpfulkatherine za co jeszcze raz jej bardzo dziękuję!

Mam nadzieję, że wszystko u was w porządku!

KimKimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro