Rozdział Pierwszy
Zachęcam do komentowania, bo zawsze jednak jest to motywacja! Miłego czytania!
POV. Harry
Zacisnąłem ręce w pięści, patrząc, jak ręka krukona oplata talię mojej siostry i już byłem o krok od ruszenia w tamtym kierunku, by powyrywać temu frajerowi wszystkie kończyny i prawdopodobnie bym to zrobił, gdyby nie ręka Thomasa która w ostatnim momencie złapała mnie za łokieć, zatrzymując w miejscu. Spojrzałem na blondyna i wręcz zamordowałem go wzrokiem, czym on oczywiście nie przejął się w nawet najmniejszym stopniu. Czasami nienawidziłem tego, jak spokojny i rozsądny był mój przyjaciel.
— Cześć Reg, gdzie masz młodego? — odezwał się Syriusz, stojący z po mojej lewej stronie, kiedy zauważył zbliżającego się brata. Również spojrzałem na mężczyznę, do którego no cóż, każdy czuł pewnego rodzaju respekt. Ciemne, chłodne spojrzenie, mocno zarysowana, zaciśnięta szczęka, wysoki wzrost. Raczej nikt o zdrowych zmysłach nie chciał z nim zadzierać. Jednak kiedy poznało się go bliżej, był spoko facetem, który, został sam z dwójką lekko problematycznych dzieci.
— Już ze znajomymi. Zasłużyłem na, „do świąt albo nie tato" i poszedł. — mruknął z wyraźną irytacją, stając obok Hermiony, która na chwilę podniosła wzrok z książki, którą zawzięcie czytała.
— Aż tak źle było przez wakacje? — zapytał Remus, stojący koło swojego syna. Brunet westchnął ciężko i przejechał dłonią po twarzy.
— Była tragedia, ja starałem się tłumaczyć, Celestia też próbowała, ale jak grochem o ścianę do niego. Ma swoje zdanie i nawet to, że zabili mu matkę, nie jest w stanie go przekonać, żeby je zmienił. — powiedział zmęczonym tonem.
— To zapewne przez to, że zadaje się z Conolly. — prychnął Ron i skrzywił się, jakby właśnie zjadł bardzo kwaśną cytrynę. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć na ten temat, kiedy szyję rudowłosego oplotło damskie ramię.
— Uważaj Weasley, właśnie zarażam cię swoim złem. — krzyknęła dramatycznym tonem ślizgonka, po czym puściła chłopaka, który zaczął się wyrywać. Gwen otrzepała rękaw swojego swetra, jakby miała na nim jakiś brud po dotknięciu Rona i wyprostowała się.
Wtedy nasze oczy się spotkały. W oczach rudowłosej błysnęły złośliwe ogniki, które znałem aż za dobrze. Prychnąłem, kiedy ironiczny uśmiech rozjaśnił jej twarz.
— Cześć Potter. — mruknęła. Wywróciłem oczami, słysząc ton jej głosu. Conolly była osobą, po której nigdy nie wiadomo, czego można się było spodziewać. Więc nawet jak mówiła coś niby miłym tonem, to jednak gdzieś z tyłu głowy miało się, że szykuje jakiś podstęp.
— Cześć Conolly. — sarknąłem, zakładając ręce na klatce piersiowej. Dziewczyna wywróciła oczami, widząc, że nie sprowokuje mnie do kolejnej kłótni i odeszła w kierunku grupy ślizgonów z naszego roku stojących kawałek dalej. Wlepiłem wzrok w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała dziewczyna.
— Nienawidzę jej. — odezwał się Ron, a wzrok całej naszej grupy skierował się na jego zaczerwienioną twarz wykrzywioną w grymasie. Conolly może i często bywała złośliwa, ale mimo wszystko była jedną z nielicznych ślizgonów, z którymi dało się normalnie współpracować bez usłyszenia, że jest się zdrajcą krwi czy szlamą. Nie mówię, że w ogóle nie stosowała żadnych wyzwisk, bo nie zliczę ile razy, usłyszałem od niej, że jestem idiotą.
Westchnąłem ciężko, znowu spoglądając w kierunku siostry, która opierała głowę na ramieniu swojego chłopaka. Skrzywiłem się i w tym momencie napotkałem wzrok orzechowych tęczówek mojej bliźniaczki. Twarz Lucy również spochmurniała i zaraz odwróciła głowę w drugą stronę. Zacisnąłem mocno pięści. Kiedyś, jako dzieciaki byliśmy nierozłączni, tam, gdzie była Lucy, był tam też Harry. W Hogwarcie się to trochę zmieniło, trafiliśmy do różnych domów i spędzaliśmy ze sobą coraz mniej czasu, ale nawet to nie było w stanie nas rozdzielić całkowicie, tak, że nie odzywaliśmy się do siebie praktycznie w ogóle. Potem to „nic" zmieniło się w Daniela Clarka. Chłopak z niewiadomych mi przyczyn nigdy mnie nie lubił i wystarczyło tylko, że zauroczył w sobie moją siostrę, by nastawić ją przeciwko mnie. W jednej z kłótni dowiedziałem się, że niby mu groziłem, że go zabije, jeśli nie zostawi jej w spokoju.
A jedyną osobą, której groziłem śmiercią, była Conolly, kiedy na piątym roku prawie wysadziła nasz wspólny kociołek na eliksirach. Później również zdarzało nam się to zdarzało, kiedy hobbistycznie wymienialiśmy się wyzwiskami podczas kłótni.
POV. Gwen
Przecisnęłam się między jakimiś trzęsącymi się pierwszakami i weszłam do pociągu, targając za sobą wielki kufer ze swoimi rzeczami. Miałam wielką ochotę pokłócić się z kimś, bo brakowało mi tego przez te dwa miesiące wakacji,a już największą ochotę miałam żeby powrzeszczeć na Pottera, ale nie dał się niestety sprowokować. Zawsze jakoś poprawiał mi się humor, kiedy wrzeszczał, że ma ochotę mnie zamordować.
— Proszę, proszę któż, zaszczycił nas swoją obecnością. — odwróciłam się do tyłu, słysząc za sobą ironiczny głos. Nicholas Black stał oparty o ścianę korytarza pociągu, z rękami włożonymi do kieszeni swoich czarnych spodni.
— Zamiast stać i wszystkich denerwować Black to lepiej wziąłbyś mi ten ciężki kufer. — prychnęłam, odstawiając walizkę na ziemię. Brunet wywrócił oczami, ale posłusznie wziął mój bagaż i kiwnął głową w przeciwnym kierunku, do którego szłam.
— Tam siedzi reszta, chodź. — mruknął pod nosem. Skrzywiłam się pod nosem, ale posłusznie ruszyłam razem z nim w kierunku przedziału, gdzie siedzieli nasi znajomi. Szczerze nie lubiłam przebywać z całą tą zgrają, bo jedyny temat, jaki wałkowaliśmy nieprzerwanie od pięciu lat to czystość krwi, Voldemort i zdrajcy krwi. Kiedyś może było to ciekawe i zabawne, kiedy wyzywali Weasleyów, ale po kilku razach zrobiło się to nudne. Ileż można wałkować jedno i to samo.
— Spakowałaś tu cały dom? — zapytał, przepychając się między grupą gryfonów z piątego roku, czym zasłużył sobie na krzywe spojrzenie Ginny Weasley. Black oczywiście nie przejął się tym w ogóle i pruł dalej do przodu, taranując kolejne osoby.
— Tak. Nie wracam już do domu. — mruknęłam, idąc za nim. Chłopak momentalnie zatrzymał się na środku przejścia i odwrócił się w moim kierunku z poważną miną.
— Nie żartuj sobie głąbie. — warknął, patrząc mi prosto w oczy. Moja mina była poważna, co chyba uświadomiło chłopaka, że nie żartuję. — Jak to nie wracasz? — zapytał, zdenerwowanym tonem. Zacisnęłam szczękę i wyminęłam go, jednak ten złapał mnie za ramię, wymuszając na mnie ponowne spojrzenie na niego. Staliśmy teraz naprzeciwko siebie, a w jego twarzy widziałam jedno — rozkaz. Tego w nim nienawidziłam, bo jak się na coś uparł, to nie było zmiłuj, musiał wtedy wiedzieć wszystko, czego chciał.
— Normalnie. Nie mam zamiaru brać w tym cyrku udziału. — syknęłam, wyrywając mu swoje ramię. Poprawiłam sweter, który przekrzywił się podczas tej małej szarpaniny. — Nie dołączę do niego, a jeśli bym tam wróciła, to mnie do tego zmuszą. — dodałam znacznie ciszej, tak by nikt oprócz niego nie usłyszał. Spojrzałam na niego ostatni raz po czym ponownie odwróciłam się w drugą stronę i ruszyłam w kierunku naszego przedziału.
Bez jakiegokolwiek słowa usiadłam na wolnym miejscu obok okna, naprzeciwko Blaisa i Pansy, a zaraz koło mnie pojawił się Draco i zajął miejsce obok. Nicholas, który odłożył mój kufer na półkę nad nami, stanął obok Blaisa i spojrzał na niego wyczekująco, jakby czekał, aż czarnoskóry łaskawie się przesunie, by on mógł sobie usiąść.
— Suń tą tłustą dupę Parkinson, bo chce usiąść. — mruknął, na co dziewczyna poczerwieniała ze wściekłości, ale posłusznie przesunęła się bliżej ściany, tak by Black też mógł usiąść. Czułam, jak wypala mi w twarzy dziurę, ale nawet na sekundę nie przeniosłam na niego wzroku, cały czas wlepiając go w obraz migający za szybą.
— Mam tą książkę co chciałaś Gwen. — odezwał się Malfoy i wyciągnął, ze swojej czarnej torby książkę, o której mówiłam mu w zeszłym roku. Zdziwiłam się, że zapamiętał, ale mimo to uśmiechnęłam się lekko w podzięce i położyłam ją na blacie.
— Magomedycyna dla zaawansowanych? — zapytał zdziwiony Zambini, patrząc na okładkę. Pansy podniosła kpiąco brwi.
— Chcesz zostać śmierciożercą lekarzem? — spytała kpiąco. Uniosłam ironicznie kąciki ust i nachyliłam się nad stołem, dzielącym nas.
— Chce zostać magomedykiem, bo jestem ambitna i nie mam zamiaru żyć na rachunek męża tak jak ty Parkinson. — powiedziałam, a kiedy zauważyłam, że wygrałam, wyprostowałam się i otworzyłam książkę na pierwszej stronie, zaczynając czytać. Odcięłam się od jakichkolwiek dźwięków, skupiając się tylko i wyłącznie na nowej lekturze, starając się zapamiętać jak najwięcej.
Pansy nie była pierwszą, którą zarzuciła mi, że jako ślizgonka i „przyszła" śmierciożerczyni nie nadaję się na lekarza, zdążyłam do tego przywyknąć i zwyczajnie się tym nie przejmowałam. Dla mnie liczyło się, to co wiedziałam ja i co myśleli na ten temat moi najbliżsi przyjaciele, a właściwie przyjaciel, bo miałam tylko jednego i był nim Nicholas Black.
I chociaż na większości lekcji profesora Snapa zamiast jakiś prawdziwych eliksirów ważyliśmy we dwójkę jakieś bimbry, to nie nikt nie mógł mi zarzucić, że nic nie umiałam z tego przedmiotu. Może Lucy Potter, mistrzynią eliksirów nie byłam, ale coś tam potrafiłam.
A już szczególnie wybitne wychodziły mi bimbry, które nieźle kopały.
Cała zabawa skończyła się na piątym roku, kiedy Snape się na nas ostro zdenerwował i przesadził mnie do Pottera, a Nicka do Thomasa Lupina. Wezwał wtedy naszych rodziców. Moi oczywiście zrobili awanturę roku, a ojciec Nicka najpierw trochę pokrzyczał, po czym kazał nam dać do spróbowania tego alkoholu i stwierdził, że nie jest najgorszy.
Cóż, więc jeśli mi nie wyjdzie w medycynie, a Nicholasowi w byciu aurorem to założymy własną firmę produkującą alkohol i wygryziemy ognistą whisky z rynku.
Z własnych myśli wyrwał mnie czarny dym, który rozniósł się po całym przedziale, podniosłam głowę znad książki i rozejrzałam się po pomieszczeniu, kiedy już dziwne ciemne opary opadły. Zerknęłam na Malfoya stojącego na środku przejścia.
— Co to było? — zapytał, rozglądając się po wszystkich zebranych w przedziale.
— Spokojnie, to pewnie pierwszoroczniacy się wygłupiają. Siadaj, zaraz Hogwart. — mruknęła, zbyt milusim tonem Pansy. Przewróciłam oczami, wiedząc, że znowu chce się przylizać Draco. Irytowała mnie od pierwszego roku ta swoją obsesją na jego punkcie. Blondyn usiadł z powrotem koło mnie i wbił wzrok w trójkę siedzącą przed nami.
— Hogwart to żałosna imitacja szkoły. Rzuciłbym się, z wierzy astronomicznej, jakbym miał tu siedzieć jeszcze dwa lata. — warknął blondyn, zaciskając mocno szczękę. Pansy podniosła zdziwiona brwi.
— Ale co to ma znaczyć? — wyjąkała, patrząc na Malfoya w szoku. Przewróciłam oczami na jej głupotę. Odpowiedź była wręcz podana na tacy, ale ona oczywiście była za tępa, żeby wyszukać ją między wierszami i najwyraźniej potrzebowała, żeby ktoś powiedział jej to wprost.
Zapewne zrobiłby to Nicholas, ale dzisiaj chyba nie był w humorze na jakiekolwiek rozmowy, bo cały czas wlepiał swoje spojrzenie albo w przestrzeń przed sobą, albo w podłogę, co było trochę niepokojące, patrząc na to, że brunet nigdy nie tracił okazji, by wtrącić się do jakieś rozmowy i utrzeć komuś nosa, wyzywając tą osobę od głupich.
— Na razie tyle, że nie będę marnował cennego czasu na siedzenie na zajęciach. — mruknął Draco, odwracając głowę w moi kierunku. Uniosłam brwi w geście zapytania, ale chłopak zaraz po kierował swój wzrok na śmiejącego się Blaisa i skrzywił się nieznacznie. — Bawi cię to Blaise? Wyjdę na tym lepiej niż ty. — syknął, a czarnoskóry momentalnie się uspokoił.
— Ty też powinnaś się nad tym zastanowić. — dodał jeszcze, z powrotem patrząc na mnie. Nicholas poderwał głowę do góry, a nasz wzrok się zderzył. Oboje wiedzieliśmy, co to znaczyło i jak miało się to skończyć.
— Ta, zastanowię się. — mruknęłam cicho pod nosem, by wreszcie się odczepił. Spojrzałam na niego, ale ten zacięcie wpatrywał się w półkę nad nami, gdzie leżała jego torba, którą położył tam po tym, jak dał mi nową książkę. Również spojrzałam w tamtą stronę, ale nie zauważyłam nic dziwnego, więc tylko ponownie przewróciłam oczami na jego kolejne schizy, do których chyba powinnam się już przyzwyczaić.
Chwilę później pociąg się zatrzymał na stacji w Hogsmeade . Wreszcie byłam w domu.
Cześć,
Nie mogłam się powstrzymać, więc już dziś wlatujw pierwszy!
Zapraszam na instagrama, kimkimkolwiek.watt
Miłej niedzieli
KimKimkolwiek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro