Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Dwudzisty Piąty

— Strasznie bazgrolisz. — odezwałam się, chcąc przerwać niezręczną dla mnie ciszę. Potter zerknął a mnie, po czym uśmiechnął się delikatnie i znów zamknął oczy, odwracając głowę w kierunku widoku, który rozciągał się przed nami.

Jakieś dwadzieścia minut temu dostałam liścik, zawinięty w samolocik, w którym było napisane, że mam przyjść na wieżę astronomiczną. Nie musiałam długo zastanawiać się, od kogo był ów list, bo grono moich znajomych zawężało się do Nicholasa, który w momencie, kiedy go dostałam nie, wiedział już, jak przeliterować swoje imię.

— Po co mnie tu ściągnąłeś, skoro się nawet nie odzywasz? — zapytałam w końcu zła, wlepiając zdenerwowany wzrok w jego twarz.

— Cierpliwość to rzecz, którą się ceni Gweny. — powiedział rozbawiony, nawet nie otwierając oczu. Westchnęłam zirytowana i oparłam się łokciami na metalowej barierce. — Zamknij oczy i odetchnij. — dodał po chwili.

Westchnęłam po raz kolejny i posłusznie zamknęłam oczy. Wypuściłam oddech ustami, ciepły wiatr zawiał, rozwiewając moje rozpuszczone włosy. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdzieś z dołu dobiegał śpiew jakiegoś ptaszka, wolnego i beztroskiego.

Tak właśnie poczułam się w tamtym momencie, wolna od problemów, od wojny, od zagrożenia i śmierci, która wisiała mi nad głową, beztroska jak dziecko. W głowie pojawiło mi się jedno z nielicznych wspomnień, jakie miałam z bratem. Miałam wtedy trzy lata i biegłam przez łąkę, uciekając przed bratem, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. To były dobre wspomnienia, pełne radości, której tak bardzo brakowało tej Gwen, którą byłam teraz.

— Nie wracam do szkoły w przyszłym roku. — głos gryfona sprowadził mnie za ziemię. Momentalnie otworzyłam oczy i spojrzałam w jego kierunku. Chłopak patrzył na mnie poważnie, na co jedynie westchnęłam i odwróciłam wzrok.

— Podejrzewałam, że tak będzie. — mruknęłam, wlepiając swoje spojrzenie w zachodzące za wzgórzami słońce. Znowu nastała cisza, więc po dosłownie dwóch minutach postanowiłam się odezwać. — Ja też nie wiem, czy wrócę. — dodałam cicho, odwracając się w jego kierunku. Oparłam się biodrem o barierkę i patrzyłam prosto w jego oczy.

— Czemu? — zapytał po chwili, wlepiając spojrzenie swoich niemal jaskrawo zielonych tęczówek w moją twarz. Przełknęłam ciężko ślinę i odwróciłam speszona wzrok. Nie lubiłam tego. Nienawidziłam uczucia wstydu, a on potrafił je we mnie wzbudzić, ilekroć spojrzał na mnie tymi swoimi elektryzującymi tęczówkami.

— Planuję uciec z domu przed końcem wakacji. Wiem, że będą mnie szukać, więc nie mogę tu wrócić. — mruknęłam, odwracając się tyłem do widoku rozciągającego się przede mną, który za bardzo przypominał mi wolność. Oparłam się plecami o barierkę, która dzieliła mnie od skończenia jak Dumbledore.

— Nie wracaj tam. — powiedział poważnie, ponownie wbijając swój wzrok w moją twarz. Miałam wrażenie, że przenika do mojej głowy, poznaje każde moje wspomnienie i myśl, jaka kiedykolwiek powstała w moim umyśle.

— To nie jest takie proste Harry. — westchnęłam i odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy. Widziałam, że chłopak już chce protestować, więc postanowiłam się odezwać, zanim zaczął swoje bezsensowne wykłady. — Jeśli nie wrócę, zaczną podejrzewać, że coś wiem, a wtedy zrobią wszystko by mnie znaleźć. Mój ojciec razem z ciotką nie są normalni Harry, wyciągnęliby moją matkę zza światów, by się dowiedzieć, gdzie jestem. Wiedzą też, że przyjaźnie się z Nicholasem i to tam zaczną poszukiwania, a ja nie chcę go narażać.

Mina bruneta złagodniała, a ramiona opadły. Odwrócił wzrok, wbijają go w krajobraz przed sobą. Wyglądał na kogoś kompletnie zmęczonego życiem. Nie był dzieckiem, takim, jakim powinien być. Nie miał problemów takich, jakie powinien mieć nastolatek w naszym wieku. W tym momencie powinien myśleć o wakacjach — z kim je spędzi, gdzie pojedzie. Tymczasem on myślał tylko o tym, czy zza rogu nie wyskoczy jakiś Śmierciożerca i go nie zamorduje.

— Nikt nie wie, o tym, co nas łączy. Nie będzie gorzej niż zawsze. — dodałam cicho, obejmując się ramionami, czując kolejną falę zawstydzenia, kiedy głowa chłopaka momentalnie odwróciła się w moją stronę.

— Co nas właściwie łączy Gwen? — zapytał zmęczonym głosem. Westchnęłam cicho i spuściłam wzrok — Proszę, nie mów, że nie wiesz. Chcę mieć chociaż jedną rzecz, której mogę być pewnie.

Wbiłam wzrok w jego zielone tęczówki.

— Zależy mi na tobie Potter, ale nie w taki sposób, jak na Nicholasie, czy kimkolwiek innym. — mruknęłam speszona, czując, jak na moje policzki wpływają rumieńce. Na twarz bruneta wpłyną delikatny uśmiech, a w oczach nareszcie pojawiły się wesołe iskierki.

— Czyli mogę liczyć na jakąś randkę. — zapytał rozbawiony, a na jego ustach uformował się pewny siebie uśmiech. Uniosłam brwi, gryfon może i był odważny, nie wątpiłam w to, ale jeśli chodziło o uczucia, to brunet był równie beznadziejny co ja.

— O ile Voldemort wcześniej nie urwie ci głowy. — burknęłam, nie podzielając jego nagłego humoru nawet w jednej czwartej. Brunet parsknął pod nosem i znowu wrócił wzrokiem do zachodu słońca, rozciągającego się przed nami.

— Kiedy to wszystko się skończy i przeżyjemy, to przysięgnij, że spróbujemy. — powiedział poważnie, na moment wracając wzrokiem do mojej twarzy.

— Przysięgam. — westchnęłam, czując gorycz przy wypowiadaniu tego słowa. O ile przeżyjemy. — pomyślałam, przymykając oczy. Obróciłam wzrok na krajobraz i uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie chwilę, kiedy to wszystko się skończy.

— Miałaś ostatnio urodziny. — odezwał się gryfon, po kilku minutach ciszy. Zerknęłam na niego i wywróciłam oczami, zakładając ręce na piersi.

— Prawie miesiąc temu. — prychnęłam ironicznie, na co chłopak jedynie wywrócił oczami.

— Wybacz, że postanowiłaś mnie unikać i uciekać, kiedy tylko pojawiłem się w zasięgu wzroku. — burknął, sięgając ręką do tylnej kieszeni swoich ciemnych jeansów. Momentalnie speszyłam się, słysząc jego słowa i odwróciłam wzrok. — Mam dla ciebie prezent. — dodał chłopak, a moja głowa momentalnie z powrotem odwróciła się w jego stronę. Na jego twarzy malował się delikatny uśmiech, a oczy błyszczały wesołością.

Takiego go chciałam zapamiętać, szczęśliwego, beztroskiego, z iskierkami w oczach, a nie zmęczonego i przerażonego.

Wyciągnął w moim kierunku małą książkę. Drżącymi rękami wzięłam ją od niego i zerknęłam na jego twarz, nie za bardzo wiedząc co mam zrobić. Rzadko dostawałam prezenty. Nicholas zwykle dawał mi jakieś małe upominki, którymi zwykle były jakieś słodycze. Nawet jeśli były to jakieś większe prezenty, to Nicholas był dla mnie, jak brat i nie reagowałam na niego tak jak na Pottera, który jednak był kimś ważniejszym.

— No otwórz. — pospieszył mnie, a jego uśmiech tylko się powiększał. Spuściłam wzrok na książkę i otworzyłam ją na pierwszej stronie. „Żebyś zawsze umiała się obronić. Dla Gweny na 17 urodziny, HP". Gula wzruszenia wyrosła w moim gardle. — Wiem, że jesteś dość słaba z obrony, więc spisałem ci wszystko, co najważniejsze i najpotrzebniejsze, żeby się obronić. — dodał, przeczesując swoje włosy ręką, co było jasnym sygnałem, że odrobinę się stresował.

Szeroki uśmiech wpłynął na moją twarz, a w oczach zgromadziły się łzy wzruszenia. Bez zastanowienia rzuciłam się chłopakowi na szyję, obejmując go mocno ramionami.

— To najlepszy prezent, jaki w życiu dostałam. — szepnęłam, kiedy chłopak po chwilowym szoku również mnie objął. Odchyliłam delikatnie głowę i spojrzałam na jego twarz, na której malował się śliczny uśmiech.

— Tylko nie wydłub sobie oka różdżką, wiem, że jesteś do tego zdolna. — parsknął, zerkając na moją twarz. Wywróciłam oczami.

— Zamknij się już Potter. — burknęłam, po czym bez zbędnych ceregieli objęłam jego policzki i przyciągnęłam jego twarz do siebie, łącząc nasze usta w pocałunku. Moje powieki opadły, a serce przyspieszyło swoją pracę jakieś trzy razy. Na moment znów poczułam się szczęśliwa.

To też koniecznie chciałam zapamiętać, na wypadek jakby to były moje ostatnie wspomnienia z nim.

***

Pociąg Hogwart Express zatrzymał się na stacji. Masa rodziców czekających na swoje dzieci z ekscytacją, ale i lekkim niepokojem wypatrywała swoich pociech.

— Widzimy się we wrześniu. — powiedziałam, odwracając się w kierunku Nicholasa, który uśmiechnął się w moim kierunku, po czym objął mnie mocno.

— Do września siostro. — mruknął, puszczając mnie. Posłałam mu ostatni uśmiech i odwróciłam się, ruszając w kierunku wyjścia z peronu. Przełknęłam ślinę, zauważając Pottera stojącego razem z Syriuszem Blackiem, Lucy i Lupinami. Kiedy nasze oczy się spotkały, siłą powstrzymałam się od jakiegokolwiek zareagowania i po prostu ich minęłam, cały czas wpatrując się w zielone tęczówki chłopca, na którym cholernie mi zależało.

Moment teleportacji był krótki i szybki. Dosłownie sekundę zajęło mi znalezienie się w salonie mojego rodzinnego domu. Zerknęłam na ciotkę, ojca i moją siostrę, którzy siedzieli wokół stołu, ustawionego na środku pomieszczenia.

— To jakiś komitet powitalny? — prychnęłam, patrząc na każdego z nich. Elizabeth wstała od stołu i ruszyła w moim kierunku. Szkoda, że w tamtym momencie nie zauważyłam tej różdżki, którą trzymała schowaną delikatnie za swoją nogą.

Bo ostatnim co zapamiętałam, był ruch jej warg, wypowiadających zaklęcie. Potem była ciemność.

Moja wattpadowa psiółka ma jutro urodziny więc po raz pierwszy: wszystkiego najlepszego Marta!

ps. następny rozdział za tydzień w weekend

KimKimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro