Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Dwudzisty Pierwszy

Weszłam do klasy od wróżbiarstwa i momentalnie skrzywiłam się, kiedy do moich nozdrzy uderzyła mieszanka różnorodnych kadzidełek. Od początku roku bywałam sporadycznie na tej lekcji, ale dziś wyjątkowo nie chciałam słuchać wywodów Nicholasa, które z dnia na dzień drażniły mnie coraz bardziej, więc ostatecznie zdecydowałam się przyjść na lekcje profesor Trelawney.

Obróciłam się w kierunku miejsca, gdzie zawsze siedziałam i uniosłam brwi, widząc zgromadzenie wokół małego stolika. Wywróciłam oczami i ruszyłam w tamtym kierunku, pchającą się prosto w środek dramy jakiś krukonek. Tak, zdecydowanie za dużo czasu spędzam z Nicholasem.

— Wiemy, że nie jest za urodziwa Hariss, ale mogłabyś się wykazać chociaż inteligencją, jak na krukonkę przystało. — usłyszałam głos Corneli Khan, która razem z Cho stała nad Merlinowi ducha winną Rachel, która była chyba na krawędzi łez.

Zacisnęłam szczękę i wyminęłam Khan, szturchając ją mocno ramieniem, po czym położyłam swoją torbę na małym stoliku, spokojnie wyjmując z niej książkę do wróżbiarstwa.

— Siemka Hariss. — rzuciłam w kierunku blondynki, która delikatnie trzęsła się z nerwów. — Jakiś problem? — zapytałam, odwracając się w kierunku dwóch brunetek stojących koło nas. Khan skrzywiła się i zjechała mnie swoim wymądrzałym spojrzeniem.

— Od kiedy to kumplujesz się ze szlamami Conolly? Co bezmózgi Black ci już nie wystarcza? — syknęła brunetka, robiąc krok w przód, tak że nasze nosy prawie się stykały.

Wściekłość zapłonęła w całym moim ciele. Uśmiechnęłam się cynicznie i bez zastanowienia uniosłam rękę, po czym uderzyłam krukonkę w twarz, tak że jej głowa obróciła się na bok.

— Nie obchodzi mnie, co mówisz na mój temat Khan, możesz sobie mówić, co chcesz, ale nigdy więcej, powtarzam, żeby dotarło do twojej tępej głowy. Nigdy więcej nie obrażaj Nicholasa, bo obiecuję ci, że przekonasz się jaka okrutna potrafię być. — warknęłam, cały czas patrząc w oczy dziewczyny, która złapała się za policzek, na którym pojawił się ślad mojej ręki. — A teraz stąd zjeżdżaj, zanim wkurwisz mnie jeszcze bardziej. — dodałam, siadając na swoim miejscu, po czym otworzyłam książkę na temacie, na którym podobno skończyli ostatnim razem i zaczęłam go czytać.

Czułam na sobie wzrok większości uczniów, znajdujących się w Sali, w której panowała głucha cisza, ale nie przejmowałam się tym. Większość tych ludzi mnie nie obchodziła. Mogli mnie mieć za podłą sukę, która jest identyczna, jak jej psychopatyczna ciotka, a ja miałam to w dupie. Dla mnie liczyło się zdanie tylko osób, na których mi zależało i były dla mnie ważne, takie jak Nicholas.

— Pożałujesz tego Conolly. — powiedziała Cho, obejmując płaczącą Cornelie ramieniem. Podniosłam na nią wzrok i uśmiechnęłam się cynicznie.

— Nie mogę się doczekać. — parsknęłam, wracając wzorkiem do tekstu.

— Nie powinnaś tego robić. — szepnęła Rachel, kiedy Sybilla zaczęła już prowadzić lekcje. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się pewnie, unosząc wysoko podbródek. — Ona zrobi wszystko by zrobić ci piekło z życia. — dodała, pocierając nerwowo ręce.

— Więc niech lepiej uważa, bo zadziera z samym diabłem. — burknęłam i wróciłam wzrokiem do nauczycielki i jej dziwnych ruchów, które odprawiała nad kryształową kulą. Omawiała temat i zastosowanie kul przez prawie całą lekcję, aż wreszcie krzyknęła:

— Otwórzcie wewnętrzne oko, zajrzyjcie w kule, zobaczcie przeznaczenie.

Wywróciłam oczami i wlepiłam wzrok w kulę znajdującą się na stoliku. Biała mgła roznosiła się po całym krysztale.

Jak miałam otworzyć trzecie oko, jak miałam ich tylko dwa?

Przymknęłam oczy, uśmiechając się rozbawiona swoją głupotę i ponownie spojrzałam na kulę. Odskoczyłam, prawie spadając z krzesła, kiedy zobaczyłam w niej jakąś blondynkę z zielono niebieskimi oczami.

— Coś zobaczyłaś dziecko? — zapytała nauczycielka, momentalnie znajdując się koło mnie. Zerknęłam jeszcze raz na kule, w której znowu zobaczyłam tylko dym.

— Nie. — mruknęłam, nawet nie zerkając na nauczycielkę. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, oznajmiający zakończenie zajęć, więc zerwałam się ze swojego miejsca i ruszyłam w kierunku Sali od eliksirów, które miałam jako następne.

***

— Conolly za mną, już. — obróciłam głowę w kierunku Snape, który już sunął w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Zerknęłam na Nicholasa, siedzącego naprzeciwko mnie, który zajadał się makaronem, który zaserwowały skrzaty na obiad. Brunet wzruszył ramionami, bezgłośnie mówiąc mi, że on nie ma pojęcia, czego chce ode mnie opiekun naszego domu.

Westchnęłam cicho i ruszyłam za byłym nauczycielem od eliksirów. Zapukałam w ciemne, drewniane drzwi prowadzące do jego gabinetu i bez usłyszenia zgody, weszłam do środka. Nietoperz siedział za swoim mahoniowy biurkiem i wbijał we mnie zirytowane spojrzenie. Ruchem głowy nakazał mi usiąść na krześle naprzeciwko niego.

— Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz Conolly? — zapytał zimnym tonem, wlepiając swój wzrok w moje oczy.

— Może pan sprecyzować, co dokładnie wyrabiam? — prychnęłam lekceważąco, doskonale zdając sobie sprawę, z jakiego powodu tu siedzę. Cóż najwidoczniej ta idiotka Khan chce mi zrobić z życia piekło, donosząc na mnie opiekunowi mojego domu.

— Dowiedziałem się, że groziłaś i uderzyłaś pannę Khan. — warknął, łapiąc się za nasadę nosa, widocznie załamany moim zachowaniem. Uśmiechnęłam się kpiąco i oparłam się wygodniej plecami na oparciu mojego krzesła.

— Nie żałuję, chętnie bym to powtórzyła. — zaśmiałam się, splatając ręce na klatce piersiowej. Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią wywrócił oczami i przetarł ręką twarz.

— Widzę cię dzisiaj o szóstej, poczyścisz sobie kociołki. — syknął i machnął na mnie ręką, co było jasnym sygnałem, że ma mnie dość i mam spadać.

Wiedziałam, że nawet jeśli Cornelia pójdzie poskarżyć się Snapowi to on i tak z tym nic nie zrobi, poza wlepieniem mi jednego szlabanu. Prędzej pewnie dałby go tej idiotce, że zawraca mu dupę, ale pewnie przyszła z Flitwickiem, więc nie miał, jak tego zrobić.

Czas do szóstej wieczorem dłużył mi się niemiłosiernie, zdążyłam odrobić wszystkie lekcje, zagrać z Nicholasem w karty, pokłócić się, które z nas oszukuje, być obrażonym przez piętnaście minut i się pogodzić, po czym powtórzyć to jeszcze ze trzy razy.

Tak na marginesie to na pewno Nicholas oszukiwał.

Zapukałam po raz kolejny tego dnia w ciemne drzwi gabinetu należącego do Snape i tym razem po usłyszeniu cichego „proszę" weszłam do środka, stając przed biurkiem. Założyłam ręce na piersi, unosząc jedną brew w geście zapytania, czemu jeszcze nie zaprowadził mnie do składziku z kociołkami.

— Czekamy jeszcze na kogoś. — burknął, po czym wrócił wzrokiem do przeglądania papierów, leżących na jego biurku. Westchnęłam i zaczęłam z nudów wystukiwać jakiś rytm, zastanawiając się, z kim spędzę te fascynujące dwie godziny.

W głowie stworzyłam nawet listę osób, z którymi NIE chciałabym spędzić tego szlabanu. Oczywiście znaleźli się na niej: Ron Weasley, Ginny Weasley, Cornelia Khan, Cho Chang i oczywiście na samym szczycie Harry Potter.

Dźwięk pukania do drzwi rozniósł się po całym gabinecie.

— Włazić. — krzyknął Snape, a drzwi do pomieszczenia, uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. Odwróciłam się w kierunku nowo przybyłej osoby, a panika rozlała się po całym moim ciele, kiedy mój wzrok spotkał się z zielonymi tęczówkami Harry'ego Pottera.

— No nareszcie Potter, na ciebie to zawsze trzeba czekać. — warknął nauczyciel, na co gryfon jedynie wywrócił oczami i stanął obok mnie, wlepiając we mnie swoje spojrzenie. Uporczywie patrzyłam na opiekuna mojego domu, który podniósł się ze swojego krzesła. — Za mną. — dodał, po czym ruszył w kierunku drzwi znajdujących się na drugim końcu gabinetu. Przeszliśmy przez klasę od eliksirów, żeby przejść do kolejnego, już znacznie mniejszego pomieszczenia, gdzie stały wszystkie brudne i czyste kociołki oraz składniki do eliksirów.

— Dwie godziny i wszystko to ma błyszczeć. Oddawać różdżki. — powiedział nauczyciel, uśmiechając się złośliwie. Wywróciłam oczami i wyjęłam moją różdżkę z tylnej kieszeni moich jasnoniebieskich jeansów. Potter uczynił to samo, oddając Severusowi swoją. — Miłej pracy. — rzucił jeszcze ironicznym tonem po czym, wyszedł z małego pomieszczenia, trzaskając drzwiami, po czym zablokował je czarami, tak że zostałam w tym małym pokoju sam na sam z Harrym Pottrem.

W pomieszczeniu zapanowała ciężka cisza. Zacisnęłam szczękę, po czym bez słowa złapałam za jedno z przygotowanych wiaderek z wodą i odeszłam w kierunku jednego ze stosów kociołków.

— Zajmij się startą. — rzuciłam tylko, kiwając głową w kierunku góry tych przeklętych garnków, stojącą po przeciwnej stronie pomieszczenia.

— Możesz ze mną normalnie porozmawiać? — warknął, łapiąc mnie za łokieć. Wywróciłam oczami i odwróciłam się w jego kierunku, patrząc prosto w jego zielone oczy, w których migotały iskierki ostrego zdenerwowania moją osobą.

— Nie. — parsknęłam, wyrywając rękę z jego uścisku. Brunet zacisnął mocniej szczękę, co było jasnym znakiem, że jest o krok od zamordowania mnie.

— Irytujesz mnie Conolly. Możesz powiedzieć, o co ci chodzi? — syknął. Zacisnęłam mocno wargi. Jedyną rzeczą, jaką mogłam zrobić to go od siebie odepchnąć i oszczędzić i sobie i jemu problemów, jakie wynikłyby z tej znajomości.

— Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę. — powiedziałam w końcu, patrząc pewnie, prosto w jego zielone oczy, w których nie zobaczyłam ani grama zranienia moimi słowami. Widziałam tylko determinację i złość.

— Fajnie, a ja cię kocham — wrzasnął brunet, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Patrzyłam zszokowana wprost w jego zielone oczy, w których z sekundy na sekundę złość zmieniała się w zmieszanie.

Zmusiłam swoje szokowane ciało do ruchu i bez zastanowienia chwyciłam twarz bruneta w dłonie i przyciągnęłam ją lekko do siebie, przyciskając swoje usta do jego.

Chłopak w pierwszej chwili nie oddał pocałunku zbyt zaskoczony, ale ułamek sekundy później jego ręce objęły moją talię, przyciągając mnie blisko do siebie. Jego usta były ciepłe i miękkie, dokładnie takie, jakie sobie wyobrażałam. Takie, od jakich nie chciałam się odrywać. Ciepło jego ciała było wręcz odurzające i momentalnie zapragnęłam czuć je do końca życia.

I przysięgam, nigdy w życiu nie czułam się tak dobrze, jak w tamtym momencie. W momencie, kiedy byłam obejmowana i całowana przez Harry'ego Pottera.

Nie umiem pisac pocałunków okej?
Najbardziej stresujący rozdział od prologu.

No cóż miłego dnia/wieczoru

KimKimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro