Epilog
3 lata później
— Czekajcie, bo chyba się zgubiłam. — krzyknęła Destiny, uderzając ręką w drewniany stół, który niebezpiecznie się zatrząsł, a wraz z nim wszystkie talerze, półmiski, szklanki i kieliszki, które na nim stały. — Wyjechaliście na wakacje na drugi koniec świata, zaręczyliście się, wzięliście ślub i odbyliście podróż poślubną po kilku krajach. — wrzasnęła, wszyscy przy stole siedzieli cicho skakając wzrokiem z kobiety na nas, którzy niewzruszeni siedzieli na końcu stołu, z rozbawieniem wpatrując się w blondynkę, która trzęsła się ze złości.
— No, ale to tak w wielkim skrócie. — mruknął Potter, uśmiechając się szeroko. Zdusiłam w sobie śmiech, trącając go łokciem w żebra, żeby się uspokoił i nie pogarszał naszej sytuacji. Kobieta poczerwieniała ze złości, a jej oczy wręcz mordowały naszą dwójkę wzrokiem.
— I nic nam nie raczyliście, powiedzieć? — warknęła, skacząc między naszą dwójką wzrokiem.
— No przecież mówimy. — powiedział Harry, który ewidentnie chciał rozwścieczyć kobietę jeszcze bardziej. Bałam się tylko, że zaraz dojdzie do rękoczynów, a ja zostanę wdową po dwóch tygodniach bycia żoną.
— A wcześniej? — syknęła, ciskając piorunami w kierunku chłopaka.
— Wszystko to wyszło trochę spontanicznie. — odezwałam się, zanim Potter zdążył otworzyć usta i wbić nam ostatni gwóźdź do trumny.
— Spontanicznie. — zakpiła blondynka i usiadła na swoim poprzednim miejscu. Wzrok wszystkich zebranych dalej spoczywał na nas.
— Weźcie się, tak nie patrzcie, nie chcieliśmy robić z tego sensacji, bo wiecie, że ktoś z proroka na pewno by się wpieprzył. Możemy zorganizować małe wesele, jeśli wam tak bardzo zależy. — westchnął Harry, prostując się na swoim krześle. Wzrok wszystkich momentalnie złagodniał i pokiwali głowami, że możemy tak zrobić.
— Dawaj Nicholas moje sto galeonów. — odezwał się spokojnym głosem Thomas. Nicholas zacisnął usta w wąską linię i rzucił w kierunku Lupina sakiewkę z monetami.
— Nienawidzę cię Gwen. — warknął w moim kierunku i włożył sobie widelec z sałatką do buzi. Parsknęłam głośnym śmiechem.
— Mówiłam ci idioto, że z nim się nie zakłada, który wyskoczył z tą propozycją? — zapytałam, patrząc, jak na twarz Lupina wpływa zadowolony uśmiech. Wtedy i Nicholas wiedział, dlaczego pytałam. Brunet poderwał się ze swojego miejsca i wycelował w nas oskarżająco palcem.
— Wy żmije, ja was tu swatam, wspieram cię od dzieciaka, a ty mówisz jemu — w tym momencie jego palec skierował się w stronę rozbawionego Lupina — że zaraz się chajtasz? — wrzasnął, dramatyzując jak zwykle aż za bardzo. Przewróciłam oczami i wzruszyłam ramionami.
— Napatoczył się. — mruknęłam, a Nicholas zatrząsł się ze złości.
— Napatoczyć to ci się zaraz szklanka na głowę może. — syknął, a Rachel złapał swojego chłopaka za rękę i pociągnęła w dół, zmuszając, by usiadł z powrotem na swoim miejscu.
— Dajże spokój królowo dramatu, wszyscy wiemy, że Thomas wie wszystko. — powiedziała, uśmiechając się do niego lekko. Nicholas odetchnął i wrócił wzrokiem do nas.
— I tak was wszystkich nienawidzę. — burknął, zakładając ręce na piersi. Wszyscy poza obrażonym brunetem parsknęliśmy głośnym śmiechem, a ten wywrócił tylko oczami i wymamrotał coś pod nosem, ale nikt z nas tego nie usłyszał, przez głośne śmiechy roznoszące się po pokoju.
***
— Myślę, że jest w porządku. — westchnęłam, rozglądając się po pustej działce. Reka Pottera oplotło moją talię jak bluszcz, więc oparłam głowę o jego ramię, czując, jak składa delikatny pocałunek na czubku mojej głowy. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele, a wraz z nim napłynął spokój i bezpieczeństwo.
Tak byłam tego pewna. To tu chcę postawić swój dom. Z nim.
— Na pewno chcesz, żeby to była Dolina Godryka? Zawsze możemy poszukać czegoś bliżej Londynu. — odezwał się cicho, opierając swój policzek o moją głowę.
— Na pewno. — mruknęłam i czułam, jak kiwa głową, dalej opierając ją na mojej.
— Możemy podpisywać? — podniosłam wzrok na dewelopera i z uśmiechem kiwnęłam głową. Potter wypuścił mnie ze swoich objęć i chwycił długopis, który podawał mu mężczyzna, po czym po przeczytaniu całej umowy złożył swój podpis w lewym dolnym rogu kartki. Brunet podał mi pióro i uśmiechnął się do mnie szeroko.
Wypuściłam powietrze ustami i zrobiłam jeden krok do przodu, wpatrując się w nabazgrane ładnym pismem mojego męża: Harry Potter.
Uśmiechnęłam się delikatnie i tuż obok jego podpisu naskrobałam najstaranniej, jak tylko potrafiłam:
Gwendolyn Potter
Oddałam mężczyźnie długopis, a ten zamknął teczkę i uśmiechnął się do nas szeroko.
— Oby wam się dobrze tu żyło. — powiedział, a my uśmiechnęliśmy się do niego w podzięce.
Chwilę później mężczyzna zostawił nas samych i wrócił do swojej pracy, a my zostaliśmy na naszej nowej działce, przyglądając się jej z zadowoleniem. Okolica była spokojna, jak to w takich małych miasteczkach bywało, w sąsiedztwie mieliśmy kilka domów, ale żadnego obok nas nie było.
— Będziemy mogli grać w quidditcha, jak rzucimy odpowiednie zaklęcia. — odezwał się brunet, patrząc na szkic naszej działki, gdzie rozrysowaliśmy mniej więcej, gdzie co będzie. Spojrzałam na niego spod byka.
— Wybij sobie z głowy, że zrobisz z mojego ogródka boisko. — warknęłam, wyrywając mu kartkę z ręki.
— Masz ogródek z przodu. - prychnął, zakładając ręce na piersi. — Zresztą dzieci na pewno będą chciały grać. — dodał, a ja zmierzyłam go kpiącym wzrokiem.
— To razem z nimi będziesz spał w MOIM ogródku. — zagroziłam, odwracając się do niego plecami. Brunet parsknął głośnym śmiechem i obiął mnie ramionami od tyłu.
— I tak wiem, że tego nie zrobisz. — parsknął tuż przy moim uchu, owiewając go swoim ciepłym oddechem. Wywróciłam oczami i oparłam się plecami o jego klatkę piersiową.
Stałam tam wtedy, objęta przez chłopaka, którego kochałam, patrzyłam na miejsce, gdzie niedługo stanie nasz nowy dom i chyba po raz pierwszy w życiu poczułam się aż taka spokojna. Poczułam, że jutro nie obudzę się w zimnym pokoju albo lochach, a w ramionach kogoś, kto kochał mnie za to, jaka byłam.
— Kocham cię Potter. — szepnęłam, odwracając lekko głowę, by spojrzeć na jego twarz, na której wykwitł mały uśmiech. Brunet przycisnął swoje usta do mojej skroni, przez co przymknęłam delikatnie oczy.
— Ja ciebie też kocham Potter. — parsknął, a ja zaśmiałam się cicho.
Wreszcie byłam szczęśliwa.
***
14 lat później
— James Syriusz Potter, jeśli zaraz nie wstaniesz z łóżka, to obiecuję, że ogolę cię na łyso! — wrzasnęłam z kuchni, chcąc przywołać najstarsze i najbardziej nieposłuszne dziecko. Lily siedząca przy stole wzdrygnęła się.
— Mamo... - odezwał się Chase, siedzący obok młodszej siostry. Od początku śniadania wpatrywał się w swój talerz i mimo moich próźb nie zjadł jeszcze niczego. Mruknęłam pod nosem, dając mu znak, że go słucham i nie oderwałam wzroku od patelni, na której smażyłam tosty. — A co jeśli trafię do Slytherinu?
— To będzie chwała Merlinowi, nie zniose kolejnego gryfonika w domu. — powiedziałam, przekładając chlebek z patelni na talerz, by następnie postawić go przed dwójką moich najmłodszych dzieci.
Bliźniaków i starego oczywiście się nie dowoła no ale cóż jaki pan taki kram.
— Czuję się obrażony droga mamo, myślałem, że jestem twoim ulubionym dzieckiem. — odezwał się James, wchodząc do kuchni i jak zwykle za bardzo dramatyzując. Co mi strzeliło do głowy, by dać mu za ojca chrzestnego Nicholasa?
— Jedz, królowo dramatu. — warknęłam, a brunet tylko uśmiechnął się huncwocko i usiadł na swoim miejscu przy stole. — Jak dostanę w tym roku chociaż jeden list albo nie daj Merlinie wezwanie do szkoły, to daje ci słowo James, że całe wakacje śpisz na wycieraczce. — dodałam, patrząc na pierworodnego poważnym wzrokiem.
— Po pierwsze wiesz, że dostaniesz i to oba i po drugie wiem mamo, że masz do mnie słabość, więc nie będę spał na żadnej wycieraczce. — powiedział pewnym siebie głosem. Zamknęłam oczy, odliczając w głowie do siedmiu, by uspokoić się i nie urwać swojemu synowi przypadkiem głowy.
— James, jak chcesz dożyć wyjścia z domu, to proszę cię bądź już cicho. — odezwała się Adelaine, wchodząc do kuchni, przy okazji poprawiając swoje ciemne włosy.
James wywrócił oczami na słowa bliźniaczki i zajął się jedzeniem, przy okazji zerkając na proroka, którego trzymał Chase, próbujący zająć myśli czymkolwiek tylko nie szkołą.
Dosłownie dwie minuty po tym, jak nastała rzadko spotykana w tym domu błogosławiona cisza, do kuchni wszedł Harry ubrany już w świeżo uprasowaną błękitną koszulę i czarne spodnie.
— Zakneblowaliśmy Jamesa, że taka cisza tu jest? — zapytał, a wszyscy oprócz wspomnianego trzynastolatka wybuchliśmy głośnym śmiechem. Przeczesałam rozczochrane włosy obrażonego syna i pocałowałam go w czubek w głowy.
— Nie obrażaj się Jamie, w końcu jesteś moim ulubionym dzieckiem. — parsknęłam, a trzynastolatek wywrócił oczami, mimo wszystko uśmiechając się delikatnie.
Szybkie śniadanie, trzy kłótnie, masa wrzasków potem szliśmy wszyscy przez dworzec Kings Cross. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy cała moja rodzina zniknęła za ścianą między peronem dziewiątym a dziesiątym.
Thomas i Lucy z dwójką synów już stali na peronie, a rudowłosa nerwowo poprawiała sweter młodszego z chłopców.
— Prościej nie będzie. — mruknął Harry, posyłając siostrze złośliwe spojrzenie. Rudowłosa prychnęła, ale zostawiła w spokoju małego Jake'a, który był z roku Lily, więc tak jak moja najmłodsza córka zaczął marudzić, że on też chce do Hogwartu.
— Gdzie Nicholas? — zapytałam Thomasa, który wzruszył ramionami, uśmiechając się w do mnie tym swoim miłym, spokojnym uśmiechem.
W Hogwarcie nie mieliśmy jakiegoś wybitnego kontaktu, coś tam pogadaliśmy, ale nie można nas było nazwać nas nawet znajomymi. Po wojnie Thomas stał się jedną z bliższych mi osób. Nicholas był dla mnie jak młodszy brat, zawsze musiałam go pilnować i to ja dawałam mu rady. Thomas był dla mnie tym starszym bratem i to do niego mogłam przyjść z każdym problemem, zawsze otrzymując pomoc.
— Jak zawsze się spóźnią. — mruknął Lupin, posyłając mi spokojny uśmiech.
Wcale się nie mylił. Rodzina Black przyszła dosłownie przed odjazdem pociągu, krótko żegnając się z córką, która już od połowy peronu krzyczała do swojej przyjaciółki Josie, że dawno się nie widziały.
Pomachałam delikatnie do Jamesa, Adelaide i Chase'a, którzy siedzieli już przedziale i wtedy pociąg ruszył.
Westchnęłam cicho i oparłam się o ramię Harry'ego, patrząc tęsknie na oddalający się pociąg.
— Wiesz, że cię kocham Potter? — mruknęłam tak cicho, by tylko on usłyszał i podniosłam na niego wzrok.
Wtedy nasze oczy się spotkały i znowu wszystko było na swoim miejscu.
— Ja ciebie też kocham Potter.
Koniec
Bardzo ciężko mi się to pisze. Kocham tą historię, kocham tych bohaterów i nie mogę uwierzyć, że to naprawdę koniec.
Z tego miejsca chciałam podziękować wam wszystkim, za każdą gwiazdkę, komentarze, słowa wsparcia i obserwacje.
W szczególności chce podziękować mojej przyjaciółce Marcie afflation , za to jak bardzo mi pomogła. Poznałyśmy się dzięki tej historii, przez co jeszcze bardziej ją kocham.
Nie mówię nie, może jeszcze kiedyś pojawi się jakaś historia z nimi, jakaś alternatywna, zobaczymy.
Teraz chciałabym was zaprosić do Dzieci Burzy, na profil przed chwilą wleciał prolog książki o synu Gwen i Harrego, Jamesie więc też byłby mi miło jakbyście tam wpadli. W planach też mam książkę o Fredzie ale zobaczymy kiedy ujrzy ona światło dzienne.
Jeszcze raz wam dziękuje, ta przygoda trwała ponad 2 lata, przeszła chwile zwątpienia i załamania ale cieszę się, że doprowadziłam ją do końca.
Pozory mylą mają 135 stron w Wordzie i 62254 słowa.
1 stycznia 2021 — 15 października 2023.
Do zobaczenia.
Kimkimkolwiek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro