Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42. Niefortunna pomyłka

— Właściwie czemu nie. — Kathleen ujęła wyciągniętą w jej kierunku dłoń George'a.

Gryfon uśmiechnął się. Porwał Kathleen do dosyć żywiołowego tańca, a zrobił to na tyle gwałtownie, że zaskoczona Puchonka prawie potknęła się o własne nogi. Gratulacje, Black, pomyślała. Najlepiej wywal się na środku Wielkiej Sali. Będzie niezłe widowisko.

Kathleen zauważyła, że George był całkiem niezłym tancerzem - zręcznie obracał ją w tańcu, a przy tym miał wyczucie rytmu. Sama Kathleen nie była jakoś szczególnie uzdolniona w kwestii tańca. Bardziej to jej kuzynki miały fioła na tym punkcie. Kathleen preferowała śpiew. W ich rodzinie muzyka była nieodłączną częścią - Amy i Evangeline wspaniale tańczyły, Kyle grał na pianinie, a Kathleen śpiewała. Puchonka uważała, że jest to doprawdy niesamowite. Łączyła ich muzyka.

— Ładnie wyglądasz — stwierdził George, kiedy muzyka na chwilę przycichła po zakończeniu piosenki.

Kathleen poczuła, jak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu policzki zaczynają jej płonąć żywym ogniem. Miała tylko nadzieję, że nie upodobniły się kolorem do sukienki. Wtedy czułaby się jak pomidor.

— Och... Dziękuję — odparła. Nieczęsto otrzymywała komplementy - jeśli mówiąc o osobach innych niż chociażby Caleb. Blondyn lubił traktować Kathleen jak swoją młodszą siostrę i często mówił jej miłe rzeczy. W ten sposób chciał pokazać jej, że jest dla niego ważna. Kathleen pokazywała mu to inaczej - najczęściej troską o niego i dopiekaniem Draconowi, kiedy to Ślizgon zapragnął obrać sobie za cel Caleba.

— Nie musisz dziękować. Przecież ja tylko stwierdzam fakt — zauważył George.

Kathleen zmrużyła oczy.

— O, doprawdy? — zapytała. Miała dodać coś więcej, ale nie zdążyła, bo zauważyła szukającego ją Finlaya. — O, wybacz. Finlay mnie szuka. Muszę iść.

— Jasne — przytaknął George. Odprowadził ją wzrokiem i poszedł na poszukiwania Alicji.

Tylko dlaczego miał jakieś dziwne uczucie w sercu? Jakby ukłucie żalu...

• • •

— Widziałem się z Kathleen — powiedział George bratu.

— O, poważnie? — Fred aż się uśmiechnął. — Gdzie? Ja jej nigdzie nie widzę...

George podejrzewał, że Fred, tak jak on na początku, szukał burzy czarnych loków Kathleen, jednak tym razem to ich zmyliło - tego wieczoru Kathleen była nie do poznania.

— Najwidoczniej nie potrafisz szukać, braciszku — stwierdził George.

— No wiesz co? Ranisz moje uczucia, Georgie.

— To szczera prawda, Freddie. Swoją drogą, wypatrzyłeś ją już?

— No nie, ale ty coś wiesz — stwierdził Fred. — I nie chcesz mi tego powiedzieć.

— Sam znajdź Kathleen — odparł George, pokazując bratu język.

— Drań z ciebie, Georgie.

George wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Dobra, dobra, od razu drań... A gdzie zgubiłeś Marcellę?

— Chciała pogadać ze swoją przyjaciółką — odparł Fred, wzruszając ramionami. — Czemu miałbym ją zatrzymywać?

George pokiwał głową. Kto powiedział, że bale trzeba spędzać jedynie w towarzystwie partnerki bądź partnera? Zawsze można było też bawić się również z przyjaciółmi.

Gryfon już miał się zastanawiać, gdzie podziewa się jego partnerka, kiedy Alicja podeszła do niego i pociągnęła go na parkiet. Fred uśmiechnął się i poszedł szukać znajomych, jednak w pewnym momencie ktoś zwrócił jego uwagę. Caleba poznał od razu, jednak dziewczyny, która z nim tańczyła, nie potrafił początkowo zidentyfikować. Dopiero po chwili zrozumiał, że była to Kathleen. To wyjaśniało, czemu jej od razu nie widział - wypatrywał dziewczyny z lokami, a ona miała teraz proste włosy. Fred jakby nigdy nic podszedł do nich, aby z nimi porozmawiać.

— Cześć, dobrze się bawicie?

— O, George, to znowu ty — powiedziała Kathleen, z rozpędu myląc Freda z jego bliźniakiem.

Rudzielec roześmiał się.

— Fred, nie George.

Kathleen, która teraz poruszała się w rytm muzyki, uderzyła się w czoło, kiedy zdała sobie sprawę, że niechcący pomyliła bliźniaków.

— Och, taaak... Fred. Wybacz.

Caleb starał się nie śmiać z wpadki jego przyjaciółki, co akurat marnie mu wychodziło, za co Kathleen obdarzyła go morderczym spojrzeniem. Blondyn wiedział jednak, że akurat on nie musi brać do siebie groźby w spojrzeniu Kathleen.

— Nie szkodzi, Kathleen — zapewnił ją Fred, machając ręką lekceważąco. — Fred, George, przecież to żadna różnica.

Kathleen roześmiała.

— Skoro tak mówisz, George — powiedziała przekornie, na co Fred uśmiechnął się, mrużąc oczy.

— Udam, że tego nie słyszałem — oznajmił. — Swoją drogą nie poznałbym cię, gdyby nie Caleb. Chodziłbym jak idiota i cię szukał...

— A nie robisz tego tak czy inaczej? — zapytał Lee, który akurat zbliżył się do nich. Uśmiechnął się do Kathleen i Caleba. — Cześć. Dobrze się bawicie?

Kathleen przez chwilę zastanawiała się, jak to możliwe, że w ciągu roku tyle się zmieniło. Przecież jeszcze w zeszłym roku trzymała bliźniaków na dystans, nie pozwalając im się do niej zbliżyć. Wciąż nie miała zaufania do ludzi, jednak w stosunku do Lee i bliźniaków się to zmieniło. Teraz Kathleen czuła się... Lubiana.

— Bardzo dobrze — zapewnił go Caleb. — A wy gdzie zgubiliście swoje partnerki? I George'a — dodał, zwracając się do Freda i Lee.

— George wypił za dużo Ognistej i teraz śpi gdzieś pod stołem — odparł ironicznie Fred. — A Marcella chciała się pobawić też ze swoją przyjaciółką...

— Angelina się do nich przyłączyła — odparł Lee. — Mówi, że Marcella jest przemiła i zatwierdziła ją jako kandydatkę na twoją dzie... AŁA!

Nie dokończył, bo Fred kopnął go w piszczel.

— Wybacz, Lee, to niechcący. Może teraz zapamiętasz, że Marcella to tylko moja koleżanka...

Lee spojrzał konspiracyjnie na Kathleen i Caleba.

— On kłamie — wyszeptał do nich. — Nie słuchajcie go...

— To ciebie nie powinni słuchać, Lee. Głupoty pleciecie razem z Georgem — odparł Fred. W pewnym momencie zauważył Marcellę, która uśmiechnęła się do niego i pomachała mu dłonią. — No dobra, miłej zabawy, młodzieży — powiedział, zdając sobie sprawę, jak komicznie zabrzmiało to, jak ich nazwał.

— Nawzajem, starszyzno — odpowiedziała Kathleen.

Zaraz potem ulotnił się również Lee, a Caleb poszedł zatańczyć z Susan. Jednak Kathleen nie została sama - wrócił do niej Finlay. Dziewczyna musiała przyznać, że zgodzenie się na pójście na bal razem z nim wyszło jej na dobre - dobrze czuła się w jego towarzystwie na balu, chociaż początkowo miała wrażenie, że Finlay jest w jakiś sposób onieśmielony przebywaniem z nią. Jednak wrażenie to minęło równie szybko, jak się pojawiło - po tańcach z Kathleen i spędzeniu z nią większości balu Finlay czuł się przy niej pewniej. Ich ulubionym zajęciem podczas balu stało się przypominanie wszelkich wpadek Kyle'a, kiedy on mógł to doskonale słyszeć.

— Raz przewrócił się własne buty, które zostawił na środku dormitorium — powiedział Finlay, zdając sobie sprawę, że Kyle doskonale go słyszy. W tamtym momencie głowa blondyna zaczynała powoli obracać się w kierunku Finlaya.

— Poważnie? Najwyraźniej pewne rzeczy się nie zmieniają — stwierdziła ze śmiechem Kathleen. — Kiedyś Kyle zabrał różdżkę wujkowi Andrewowi i niechcący zrobił w domu taki bałagan, że później musieli to sprzątać przez cały dzień.

— O, to wyjaśnia, dlaczego teraz tak bardzo lubi bałagan — powiedział Finlay wesoło.

— To jest artystyczny nieład, Fin — odrzekł Kyle z udawanym urażeniem. — Nie zrozumiesz tego, bo tylko chodzisz i sprzątasz.

— No widzisz, Kathleen, co ja się z nim mam? — Finlay westchnął z udawanym zrezygnowanien.

— Order Merlina ci się należy, Finlay — odparła Kathleen. — Albo chociaż kolejny taniec.

Finlay uśmiechnął się, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Kathleen, która od razu ją ujęła.

— Chętnie, Kathleen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro