Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40. Kreatywność bliźniaków nie zna granic

W dzień Balu Bożonarodzeniowego na Kathleen i Caleba czekała pewna niespodzianka. Bowiem po śniadaniu bliźniacy jakby nigdy nic podeszli do niej i Caleba, niosąc ze sobą po jednym pakunku.

— Wszystkiego najlepszego z okazji świąt — powiedział na powitanie Fred.

— Dużo zdrowia i uśmiechu na każdy dzień — dodał George, uśmiechając się. Następnie wyciągnął swoją paczkę w kierunku Kathleen. — A to dla ciebie, Kathleen.

— I dla ciebie, Caleb — dodał Fred, podając Calebowi pakunek, który trzymał.

Kathleen z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy przyjęła pakunek.

— Dzięki... Ale my nie mamy nic dla was. Nie spodziewaliśmy się, szczerze mówiąc...

— Kto powiedział, że oczekujemy czegoś w zamian? — Fred wzruszył ramionami. — Po prostu chcieliśmy wam coś podarować.

— To wcale nie tak, że przez was mieliśmy pomysły na pewne produkty do naszego biznesu i teraz wam je sprezentowaliśmy — dodał George.

Fred spojrzał na George'a z oburzeniem.

— Miałeś tego nie mówić!

Młodszy bliźniak z przerażeniem zakrył usta.

— Na Merlina, co ja uczyniłem...

— Powinienem wywalić cię ze spółki za zdradzanie naszych sekretów, ale nie zrobię tego ze względu na to, że jesteś moim bliźniakiem — stwierdził Fred.

— Łaskawca od siedmiu boleści — mruknął George.

Kathleen zdążyła się domyślić, że żadne słowo, które padło z ich ust, nie było powiedziane na poważnie. Jako rodzeństwo uwielbiali się ze sobą przekomarzać, choć jednocześnie z siódemki rodzeństwa byli najbardziej ze sobą zżyci. Przy tym ich przekomarzanki były dosyć zabawne dla osób, które były tego świadkami oraz dla samych bliźniaków.

— Może je teraz otworzycie? — zaproponował George.

— Jesteśmy ciekawi, czy wam się spodobają — dodał Fred, uśmiechając się.

— Cóż, skoro chcecie być przy otwieraniu, to nie ma problemu — powiedział Caleb ze śmiechem. — Ale znajdźmy jakieś miejsce, zamiast stać na środku Wielkiej Sali.

Koniec końców miejsce na otwieranie paczek znaleźli przy jednym z parapetów. Kathleen czuła się lekko skrępowana, czując na sobie wzrok bliźniaków. Wiedziała jednak, że chcieli oni tylko poznać ich opinię o upominkach, więc pospieszyła się z rozpakowaniem swojego.

Pośród wypełniających pakunek kawałków kolorowej bibuły Kathleen znalazła coś, co bardzo przypominało szczotkę, którą ostatnio pokazali jej Fred i George. Ta jednak miała inny kolor - fioletowo-czarna, z jednym guziczkiem ciemnofioletowym, a drugim białym.

— To jest... Ta szczotka, którą wcześniej widzieliśmy? — zapytała Kathleen, przenosząc wzrok ze szczotki na nich.

— Dokładnie — przytaknął Fred. — Ta sama. Tylko w trochę ulepszonej wersji i w innym kolorze.

— Podoba ci się? — zapytał George.

— Praktyczny prezent — stwierdziła Kathleen. — Dziękuję, że o mnie pomyśleliście.

— A jak twój prezent, Caleb? — spytał Fred, uśmiechając się. — Jeszcze go nie otworzyłeś, a to akurat dosłownie niedawno wymyśliliśmy...

Caleb rozwinął swoją paczkę. Znalazł tam całkiem sporą figurkę smoka, w tym momencie stojącego na czterech łapach. Figurka miała zielone łuski i błoniaste skrzydła.

— Na Merlina... Walijski zielony? — zapytał Caleb.

— Tak. — George pokiwał głową. — A przynajmniej tak uważa nasz brat smokolog... Znaleźliśmy takie figurki w sklepie w Hogsmeade i nieco ją przerobiliśmy czarami...

— Mieliśmy wysłać ją Charliemu jako żartobliwy prezent, ale kupiliśmy jeszcze jedną dla ciebie — mówił dalej Fred. — Zaczarowaliśmy ją tak, by rano cię budziła, w ciągu dnia opowiadała ci jakieś dowcipy, a wieczorem śpiewała ci kołysanki i życzyła dobrej nocy.

— Nie zdziw się, jeśli w międzyczasie będzie ci robiła jakieś psikusy — dodał George. — Zanim nad tym zapanowaliśmy, te dwa smoki zeżarły mi chyba z piętnaście skarpetek. Teraz kilka nie ma pary...

Caleb roześmiał się.

— W każdym razie dziękuję. Bardzo... Kreatywny prezent.

— Tylko takie robimy — odparł Fred, mrugając okiem do niego i Kathleen.

Kathleen uśmiechnęła się. Postanowiła, że przy najbliższym wyjściu do Hogsmeade kupią coś bliźniakom. Niewinny drobiazg w podzięce za prezenty świąteczne.

• • •

— Ta szczotka działa? — zainteresowała się Amy.

Szykując się na bal, Kathleen siedziała w dormitorium swojej kuzynki, gdzie Amy pomagała jej z przygotowaniami do przyjęcia. Starsza z Puchonek akurat trzymała szczotkę od Weasleyów, patrząc na przedmiot z zainteresowaniem.

— Sprawdzałam, działa — zapewniła ją Kathleen. — Prostowałam tylko jedno pasmo, ale dosyć długo było proste. Niebywałe, jak na moje włosy.

— Skoro na twoje działa, to coś znaczy — stwierdziła Amy. — Myślisz, że na moich zrobiłaby jakieś loki?

— Myślę, że tak — przytaknęła Kathleen ze śmiechem. — Warto spróbować.

Podczas gdy Kathleen wolałaby pozbyć się swojej burzy loków, Amy chciała, aby jej włosy choć trochę się kręciły. Obydwie kuzynki różniły się od siebie - jedna uwielbiała taniec i jazdę konną, druga preferowała raczej śpiew i przebywanie w mniejszym towarzystwie. Niemniej jednak kochały się pomimo wszelkich różnic. Amy była dla Kathleen prawie jak starsza siostra - kiedy Kathleen i Kyle przybyli do Hogwartu, Amy starała się pomagać im w odnalezieniu się w szkole. Znacznie bardziej martwiła się wtedy o Kathleen, którą ludzie odrzucali, bo Kyle od razu się zaaklimatyzował. Z czasem Kathleen też radziła sobie z ogromem odrzucenia, którym poczęstowano ją w Hogwarcie ze strony uczniów.

— Dobrze to chyba wygląda — stwierdziła Amy, przeczesawszy swoje ciemnobrązowe włosy, teraz już lekko skręcone w loki.

Szczotka od Weasleyów działała bez zarzutu - a przynajmniej bez zarzutu zakręciła włosy Amy w śliczne loki. Amy miała krótkie włosy, sięgające ramion. Teraz kręciły jej się ładnie wokół twarzy. Według instrukcji owej szczotki, którą bliźniacy napisali, należało po prostu przeczesać nią włosy, nacisnąłszy wcześniej odpowiedni przycisk. Biały przycisk odpowiadał prostowaniu włosów, ciemnofioletowy zaś - kręceniu.

— To co, teraz spróbujemy na twoich? — zaproponowała Amy.

Kathleen przytaknęła. W końcu miały przygotować się do balu. Ich sukienki już na nie czekały, jednak najpierw zajmowały się fryzurami. W tym przypadku zakręceniem i wyprostowaniem włosów.

Proces prostowania włosów Kathleen trwał dłuższą chwilę - w końcu dziewczyna miała ich trochę, a czesanie loków nie było takie znowu proste. Po kilku minutach czesania Amy udało się osiągnąć pożądany efekt. Patrząc potem w lustro, Kathleen nie poznawała samej siebie. Wyglądała jak nie ona, z włosami prostymi i gładko układającymi się na ramionach. Teraz wydawały się nawet trochę dłuższe - wyprostowanie ich najwyraźniej miało w to jakiś wkład.

— Normalnie cię nie poznaję, Kathleen — zaśmiała się Amy. — Nigdy nie widziałam cię z prostymi włosami.

— Bo nigdy nie miałam okazji ich wyprostować — roześmiała się. — Mama nigdy nie chciała eksperymentować czarami, kiedyś tylko jak spróbowała, to zaklęcie utrzymało się ledwo kilka minut...

— W takim razie Weasleyowie dokonali niemożliwego.

— Chyba tak — przytaknęła Kathleen, wzruszając ramionami. — Nie wiem, jak tego dokonali, ale jeśli rozkręcą biznes, to sukces mają gwarantowany.

— Na pewno — przytaknęła Amy. — Chyba pora się przebierać, Kath. Bal nas wzywa, słyszysz?

— Och, tak, słyszę. — Kathleen roześmiała się, udając, że słyszy czyjś głos. — I mówi, że czeka nas wieczór pełen wrażeń...

— Tylko pozytywnych — stwierdziła Amy. — Zaraz przyjdzie jeszcze Rowena, będzie szykowała się razem z nami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro