Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35. Poprzez kominek

Następnego dnia wredny Ślizgon, który miał czelność podpaść Kyle'owi Mayersowi, dostał za swoje. Bliźniacy z czystą przyjemnością wymierzyli mu sprawiedliwość.

— Wykonaliśmy swoją powinność — powiedział poważnie jeden z bliźniaków, kiedy spotkali się na korytarzu z Kathleen i Calebem, po czym gestem dali im znać, że chcą pogadać.

— Ten cały Gosling miał niezłą minę, kiedy jego kubek zaczął go gryźć w nos podczas śniadania, a potem podrzuciliśmy mu perfumy, które okropnie cuchnęły — dodał drugi z nich, chichocząc. Kathleen oczywiście nie miała pojęcia, który z nich to powiedział, ale był to George.

Brunetka uśmiechnęła się triumfująco.

— No to spisaliście się na medal — stwierdziła. — Kyle też tak uważa. Widział to poranne zajście i prawie udusił się ze śmiechu.

— Hej, nie chcemy mieć go na sumieniu — zaprotestował Fred.

— Bez obaw, był z nim jego przyjaciel. W razie czego mógł go reanimować.

— Uspokoiłaś nas — zaśmiał się George. — A tak swoją drogą, to zaczęliśmy pracować nad naszym wynalazkiem. Wymyśliliśmy go dzięki tobie.

Dziewczyna uniosła brwi. Tego się raczej nie spodziewała.

— O, poważnie? Co takiego wymyśliliście?

— Magiczną szczotkę do włosów, która sama prostuje albo kręci włosy — wyjaśnił George.

— I dążymy do tego, by była jak najbardziej skuteczna — dodał Fred.

Kathleen ze zdumieniem spojrzała na Caleba. Ten również był zaskoczony, po czym powiedział:

— Hej, to w takim razie macie już stałą klientkę — zauważył, szturchając Kathleen łokciem.

— O, nie — zaprotestowała Kathleen. — Ja chyba poczekam, aż ten wasz wynalazek przejdzie milion testów. — Wzięła do ręki ciemne pasmo włosów i bezmyślnie zaczęła się nim bawić. — Mimo wszystko nie chciałabym zostać łysa.

— Chyba czeka nas sporo roboty, Georgie — zauważył Fred.

— Jeśli nie chcemy stracić stałej klientki, to na pewno — przytaknął George.

— Jeśli uda wam się to rozprostować — powiedziała, unosząc w górę czarny lok — to możecie nazywać się cudotwórcami.

Według niej miało to sporo sensu, bo Kathleen pamiętała, że ilekroć jej mama próbowała czarami wyprostować jej włosy, te po krótkim czasie wracały do swojej naturalnej struktury. Dlatego uważała, że wyprostowanie ich musi być nie lada wyczynem.

— Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych — zapewnił ją Fred.

Kathleen posłała im uśmiech, jednocześnie unosząc brwi.

— No, zobaczymy.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Gdzieś w listopadzie Kathleen dostała list od swojego taty, który zaproponował jej rozmowę przez kominek. Dziewczyna chętnie się na to zgodziła - możliwość rozmowy z tatą była dla niej naprawdę nieoceniona. Pomimo że przecież wymieniali się listami, nie było to przecież to samo, co rozmowa z nim. Nawet ta przez kominek.

Zanim jednak nastąpił ten czas, okazało się, że pierwsze zadanie turnieju ma odbyć się dwudziestego czwartego listopada. Wszyscy byli naprawdę ciekawi, jak to się zakończy, jednak by się tego dowiedzieć, należało czekać.

Akurat w sobotę przed pierwszym zadaniem odbyło się wyjście do Hogsmeade. Tym razem Amy stwierdziła, że ona i Kathleen zrobią sobie "babski wypad", więc tym razem chodziły po sklepach we dwie. Caleb nie miał nic przeciwko temu i poszedł ze swoimi kolegami z dormitorium. Kathleen uważała, że w sumie dobrze mu to zrobi, bo praktycznie zawsze są we dwójkę, więc czasami przydawała im się zmiana towarzystwa choć na chwilę.

— Co właściwie z Roweną? — zainteresowała się brunetka.

— Zachorowała i została w dormitorium — westchnęła Amy. — Od wczoraj czuje się źle. Chciałam tam nawet z nią zostać, ale ona kazała mi iść z tobą, więc... Sama wiesz, jak Rowena potrafi postawić na swoim.

Kathleen roześmiała się. Nie żeby znała Rowenę jakoś szczególnie dobrze, ale wiedziała, że ta rzeczywiście bywała stanowcza.

— No dobra, a czego tak dokładnie szukamy w tym sklepie? — Kathleen zadała kolejne pytanie.

— Idziemy szukać ozdób do włosów — wyjaśniła Amy. — Rowena mówi, że w tradycji tego całego turnieju jest przecież Bal Bożonarodzeniowy, a Cedrik już zapowiedział, że idziemy razem, więc... Stwierdziłam, że nie zaszkodzi zacząć przygotowań już teraz.

Kathleen pokiwała głową, uśmiechając się.

— Cedrik chyba się trochę pospieszył — zaśmiała się. — Ale w sumie to mu się nie dziwię.

Amy spojrzała na swoją kuzynkę spod zmrużonych powiek.

— A co ty masz na myśli, Kath?

— No nie wiem, jeszcze jakiś natręt by się do ciebie uczepił i co wtedy?

Szatynka zaśmiała się.

— Uważaj, żeby do ciebie nie przyczepił się jakiś natręt.

Kathleen spojrzała na Amy z politowaniem.

— Proszę cię, nie ma na to szans.

Mówiła to głównie dlatego, że nie uważała się za szczególnie lubianą. Podejrzewała, że jeśli już pójdzie na bal, to jedynie z kimś, kogo zna. Nawet jeśli ostatnio polubiła Freda, George'a i Lee, nie znaczyło to, że tak od razu zaczęła ufać całemu światu.

Dwie Puchonki przeszły wzdłuż półek sklepowych, na których leżały przeróżne drobiazgi. Głównie była to biżuteria, natomiast nieco dalej znalazły błyskotki do włosów.

— Jaki kolor proponujesz? — spytała Kathleen, na co Amy wzruszyła ramionami.

— Najlepiej taki, który pasowałby do beżowej sukienki — odparła, na co Kathleen przyjrzała się ozdobom do włosów.

— Hm... Ja bym powiedziała, że czerwony — stwierdziła brunetka.

Wzrok Amy natychmiast powędrował w kierunku czerwonych ozdób. Od razu spodobała jej się spinka o podłużnym kształcie, ozdobiona błyszczącymi, czerwonymi kamieniami.

— Ta jest całkiem ładna — powiedziała, a Kathleen już wiedziała, że zakupy zostały zakończone. Amy nie potrzebowała długo zastanawiać się nad kupnem danej rzeczy.

Młodsza Puchonka nie potrzebowała kupować ozdoby do włosów - w końcu mama dała jej swoją, która w dodatku była cenną pamiątką dla nich.

Pod wieczór Kathleen długo i z niecierpliwością czekała, aż jej współlokatorki zasną. Na szczęście około północy już spały, a w pokoju wspólnym nie było żadnej żywej duszy. No, za wyjątkiem Kathleen i Artemisa.

W piżamie oraz z kotem w ramionach usiadła przy kominku, czekając, aż ujrzy w ogniu twarz taty. W czasie kiedy czekała, Artemis zamiauczał cicho, po czym poszedł przejść się po pokoju wspólnym, jakby upewniał się, czy aby na pewno nikt się nie zbliża.

Kathleen nie posiadała się z radości, kiedy w ogniu ukazała się jej twarz taty. Co prawda wyglądał teraz zupełnie inaczej, niż ostatnio. Wcześniej jego twarz była chuda i zapadnięta, a włosy splątane i pozbawione blasku. Teraz patrzył na nią mężczyzna inny niż przedtem - twarz miał nieco pełniejszą, a włosy krótsze i lśniące. Jedynie jego spojrzenie się nie zmieniło - patrzył na swoją córkę z taką samą miłością, jaką widziała w jego oczach przy ich spotkaniu w czerwcu po wielu latach rozłąki.

— Cześć, tato — przywitała się Kathleen z uśmiechem.

— Hej, Katie — odparł Syriusz. Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, dzięki czemu był jeszcze bardziej podobny do siebie ze zdjęć, które Elise zachowała.

— Cieszę się, że cię widzę i słyszę, tato — powiedziała Kathleen. — Przez listy to nie to samo...

— Rozumiem, Katie. — Roześmiał się Syriusz. — Uważam tak samo, chociaż jeszcze bardziej chciałbym spotkać cię na żywo. Ciebie i Elise. I Harry'ego.

— Wtedy przynajmniej mogłabym cię przytulić. — Kathleen pokiwała głową. — To znaczy, teraz też mogę, ale...

— Lepiej nie, przytulanie się do ognia to nie najlepszy pomysł.

Brunetka roześmiała się. Rozmawiała z tatą o szkole, gdyż ten koniecznie chciał się o tym dowiedzieć. Nawet wspomniała o Balu Bożonarodzeniowym, a Syriusz oczywiście uznał, że jego córka będzie najpiękniejszą dziewczyną na całym balu, przez co zawstydzona Kathleen ukryła twarz w dłoniach.

Nie zmieniało to jednak faktu, że rozmowa z tatą sprawiła, że przed pierwszą zasypiała naprawdę szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro