Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34. Interes od panienki Black

Dwa dni później Kathleen spotkała się ze swoim kuzynem w kuchni, by porozmawiać z nim o ostatnich wydarzeniach. Z całą trójką swojego kuzynostwa Kathleen miała naprawdę dobre relacje. Kyle, podobnie jak ona, był jedynakiem, jednak niespecjalnie mu to przeszkadzało, w przeciwieństwie do Kathleen.

Kyle miał za to swój pewien zwyczaj, który zawsze drażnił Kathleen. Uwielbiał zwracać się do niej imieniem "Katherina", które było dosyć podobne do jej imienia, a dodatkowo trochę ją irytowało.

— Nie przestraszyłaś się za bardzo tych lekcji z Moodym, Katherina? — spytał swoją kuzynkę, popijając sok dyniowy przez słomkę.

Kathleen spojrzała na niego z przekąsem.

Czternaście lat się znamy, a ty dalej zapominasz, jak mam na imię — westchnęła, po czym dodała: — A faktycznie, ty jesteś trochę młodszy... Ale to niepokojące, żeby w tak młodym wieku mieć zaniki pamięci.

Dyniowy sok, który Kyle sączył, zatrzymał się w słomce w połowie drogi, po czym spłynął z powrotem do szklanki, kiedy Kyle spojrzał na swoją kuzynkę z politowaniem.

— No naprawdę, Katherina, kpisz sobie.

— Tak samo, jak ty — odgryzła się ze śmiechem dziewczyna. — I odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie przestraszyłam się na tyle, by uciekać przez okno.

— To dobrze, bo okna są wysoko, jeszcze byś sobie coś zrobiła, spadając — zauważył rozsądnie Kyle.

— Jak to dobrze, że chociaż ty myślisz rozsądnie — westchnęła Kathleen, na co Kyle wyszczerzył zęby.

— Któreś z nas musi.

Kathleen parsknęła śmiechem. W towarzystwie Kyle'a ciężko jej było być poważną.

— Malfoy ostatnio ostro przegina — rzucił Kyle, wracając do picia soku dyniowego przez słomkę.

— Ta, rzuciły mi się w oczy te jego przypinki — przytaknęła Kathleen z przekąsem. — Zastanawiam się, jaką satysfakcję daje mu ubliżanie innym.

Kyle wzruszył ramionami.

— Też się nad tym zastanawiam — odparł. — Ale powiem ci, że Malfoy nawet mnie zaproponował tę przypinkę.

— I wziąłeś? — zaciekawiła się Kathleen.

— Nie — odrzekł Kyle spokojnie. — Powiedziałem mu, że nie noszę byle czego.

Nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, brunetka aż się opluła sokiem, który akurat sączyła.

— Wyobrażam sobie, jak wtedy na ciebie spojrzał.

— Mhm, posłał mi tak wściekłe spojrzenie, że gdyby dało się mordować wzrokiem, to padłbym trupem — odparł ze śmiechem Kyle. Nie wyglądał na szczególnie przejętego tym, że jego kolega z dormitorium go nie lubi.

— Może porzućmy temat Malfoya — zaproponowała Kathleen.

— Słusznie, to niebezpieczny temat — przytaknął Kyle. — Jeszcze mi się tutaj zakrztusisz, Katherina.

Kathleen spojrzała na swojego kuzyna z przekąsem, na co on tylko się roześmiał.

— Właściwie ostatnio poznałem taką jedną dziewczynę. Przestań tak na mnie patrzeć, Kath — zaśmiał się Kyle, kiedy Kathleen uniosła brwi. — Po prostu jest przesympatyczna.

— Jak się nazywa?

— Luna Lovegood.

Kathleen kojarzyła Lunę. Nie żeby znała ją jakoś bardziej lub kiedykolwiek z nią rozmawiała - znała ją tylko z widzenia, ale młodsza od niej o troszkę więcej niż rok Krukonka sprawiała wrażenie naprawdę miłej osoby. Tyle że ludzie w Hogwarcie uważali inaczej i nazywali ją "Pomyluną" - tylko dlatego, że żyła w swoim świecie i wierzyła w istnienie zwierząt, które tak naprawdę nie istniały.

— Chciałbym, by ludzie przestali mieć ją za dziwaczkę — westchnął Kyle. — Przecież ona nie robi im nic złego...

— A w jaki sposób ją poznałeś?

— Szedłem akurat na zaklęcia i jakiś idiota ją potrącił, przez co wszystko, co niosła, się rozsypało — wyjaśnił Kyle. — Pomogłem jej to pozbierać i tak jakoś... Ale ten typ, który ją potrącił, jeszcze się potem zaśmiewał jak jakiś nienormalny — dodał, zakładając ręce na piersiach. Wyglądał teraz na niezwykle zdenerwowanego. To nie było do niego za bardzo podobne, bo Kyle przeważnie się nie denerwował, a używał sarkazmu.

Kathleen uśmiechnęła się do swojego kuzyna.

— A nie chciałbyś czasem, żeby ktoś pokazał mu, że nie powinien był tego robić?

Kyle spojrzał na swoją kuzynkę i uśmiechnął się krzywo.

— Czemu nie. A chciałabyś się tego podjąć?

— Ja nie. — Kathleen pokręciła głową. — Ale znam kogoś, kto żyje dla takich akcji. A tak dokładnie, to dwóch ktosiów.

Kyle domyślił się, o kogo chodzi i aż się uśmiechnął.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Następnego dnia Kathleen wprowadziła swój plan w życie. Między lekcjami zaczęła szukać Freda i George'a. Caleb oczywiście poszedł razem z nią, nie dowierzając, że jego przyjaciółka naprawdę ich szuka.

— Ostatnio przecież sporo się pozmieniało — zauważyła Kathleen. — A zresztą, mam dla nich robotę, której oni na pewno podejmą się z wielką chęcią.

Caleb roześmiał się. Zaraz potem odnaleźli bliźniaków Weasley i Lee Jordana nieopodal sali do transmutacji.

— Cześć — przywitali się kolejno Kathleen i Caleb.

Trójka Gryfonów patrzyła na Puchonkę w lekkim szoku. Wprawdzie relacje pomiędzy nimi a Kathleen trochę się ociepliły, ale to nie zmienia faktu, że było to zaskakujące. Zazwyczaj to oni pierwsi do niej podchodzili, teraz było na odwrót.

— Cześć. — Fred, George i Lee przywitali się z Kathleen i Calebem.

— Nie spodziewaliśmy się was tutaj o tej porze — zauważył Lee.

— Kurczę, pewnie już znacie nasz plan lekcji na pamięć? — zażartował Caleb, na co Fred pokiwał głową.

— Calutki. Łącznie z numerami sal, nauczycielami, składem klasy i znienawidzonym nauczycielem.

Caleb uśmiechnął się krzywo.

— Nigdy nie widziałem znienawidzonego nauczyciela na planie lekcji.

— To zakładamy z góry — wyjaśnił Fred. — Snape, prawda?

Blondyn udał zrezygnowanego.

— Na Merlina, niezły jest.

Gryfon parsknął śmiechem i przybił sobie piątkę z Calebem.

— Tak właściwie to przyszłam tu do was z... Eee, nazwijmy to interesem — powiedziała w końcu Kathleen.

— W takim razie radzimy zająć sobie miejsce w kolejce, panienko Black — poradził Fred. — Nasza firma ma sporo klientów...

— Co ty gadasz, Freddie, interesy od panienki Black oraz jej szanowanego przyjaciela załatwiamy od razu — stwierdził George, na co Fred uniósł ręce w obronnym geście.

— Dobra, ja tu jestem tylko współszefem, to lepiej nie będę się wypowiadał.

Kathleen przyłożyła sobie dłoń do czoła, zaśmiewając się z zachowania bliźniaków.

— Oni tak zawsze? — spytał Caleb, na co Lee pokiwał głową.

— Dwadzieścia cztery godziny na dobę.

— Zakładam, że macie wesoło w pokoju wspólnym — zaśmiała się Kathleen, na co Lee przytaknął.

— Możesz się kiedyś sama przekonać.

— Rozważę to — odparła Kathleen, po czym zwróciła się do bliźniaków: — Skończyliście już? Jeśli nie, to mogę wrócić później...

— Nie, nie, nie — zaprotestował George. — Konkurencja rośnie, Kathleen, trzeba dbać o stałych klientów.

— Jasne. — Kathleen roześmiała się. — Eee, to trochę bardziej interes od mojego kuzyna, ale mniejsza. W każdym razie chciał się odegrać na jakimś Ślizgonie...

— Żarty na Ślizgonach lubimy najbardziej — zapewnił ją Fred. — Co to za jeden?

— Nie pamiętam dokładnie jego imienia, ale nazwisko miał chyba Gosling...

— A, to znamy — zapewnił ją Lee. — Znaczy, jego młodszy brat jest w Gryffindorze.

— Ta, ale tego gościa też mieliśmy przyjemność poznać — stwierdził George. — Snape kiedyś przydzielił go do mnie na eliksirach. Debil pomylił składniki, a potem zwalił to na mnie.

— Oczywiście potem w jakiś sposób jego buty zaczęły same od niego uciekać — dodał Fred. — Do dzisiaj nikt nie wie, jak do tego doszło.

Kathleen nie mogła się nie roześmiać, słuchając opowieści bliźniaków. Ci obiecali, że Gosling ze Slytherinu przekona się, że od Luny Lovegood ma się odczepić raz na zawsze. Nie było pewne, czy tak się stanie, ale zawsze warto próbować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro