Rozdział 31. Artemis odzyskany
Przed ucztą Kathleen została obudzona przez Amy. Szatynka stała nad nią, z uśmiechem potrząsając ją za ramię.
— Przespałam wszystko? — zapytała Kathleen, na co Amy pokręciła głową.
— Nie, tylko... Koniecznie musisz coś zobaczyć.
Wiedziona ciekawością Kathleen zwlekła się z łóżka i ruszyła za kuzynką, która poprowadziła ją do wejścia do pokoju wspólnego Hufflepuffu. Tam czekała na nią trójka Gryfonów z jej kotem, który zamiauczał z radości, widząc swoją właścicielkę.
Na twarzy Kathleen natychmiast pojawił się szeroki uśmiech. Taki, który był zarezerwowany głównie dla Caleba oraz który miała przy spotkaniu ze swoim tatą. I taki, którego bliźniacy nie mieli okazji oglądać na jej twarzy.
— Artemis! — zawołała, po czym podeszła do George'a i wzięła kota na ręce i przytuliła go do siebie. — Gdzie go znaleźliście?
— Jakaś dziewczyna z Beauxbatons go znalazła — wyjaśnił George. — Ledwo zdołaliśmy go odzyskać.
— Właśnie, gdyby nie to, że Fred wpadł jednej z nich w oko, to... — zaczął Lee, ale zarobił kopniaka w piszczel od starszego z bliźniaków.
— Taka jedna Włoszka okazała się na tyle miła, że przekonała ją do oddania Artemisa — sprostował Fred.
— Musiała być bardzo przekonująca, bo ta jej koleżanka bez gadania oddała Artemisa i odeszła obrażona — dodał Lee.
Kathleen wysłuchała historii opowiedzianej przez trójkę Gryfonów i czuła do nich nieopisaną wdzięczność. Gdyby nie oni, może nigdy nie odzyskałaby Artemisa... Przez głowę przeszła jej myśl, że może rzeczywiście naprawdę nie są oni tak źli, jak ich oceniła. Już kolejny argument o tym dowodził - najpierw nie wydali jej tajemnicy, teraz odnaleźli Artemisa. I najwyraźniej zrobili to bezinteresownie.
— Nie wiem, jak wam dziękować... — powiedziała z wdzięcznością.
— Nie oczekujemy, żebyś nas za to całowała po stopach — zażartował George. — Nie wiem, co sobie o nas myślisz, ale my chętnie służymy pomocą.
— Aż tak nisko nie będę upadać — zaśmiała się Kathleen. — To nie miało was urazić, wiecie... Żeby całować was po stopach, musiałabym paść wam aż do stóp, czyli dosyć nisko...
Gryfoni parsknęli śmiechem.
— Jak by nie patrzeć, to masz rację — zaśmiał się Fred. — Trzeba upaść naprawdę nisko, żeby całować nas po stopach.
Kathleen zmrużyła oczy i uśmiechnęła się.
— Z tym akurat się zgodzę.
— Lubię twoje poczucie humoru — stwierdził George, a Kathleen przez chwilę nie wiedziała, jak na to zareagować.
— Powinnam podziękować czy zacząć uciekać?
— Ja bym uciekał — odparł Lee.
— Słusznie, ale ja jeszcze podziękuję za odnalezienie Artemisa — stwierdziła Kathleen. — Naprawdę wam dziękuję, gdyby nie wy, to... Nieprędko bym go znalazła...
— To naprawdę żaden problem — zapewnili ją bliźniacy.
Dla niej było to jednak więcej niż zwykła drobnostka. Po tej sytuacji postanowiła spróbować spojrzeć na nich nieco przychylniej.
Zaraz potem bliźniacy udali się do siebie, a ona razem z Artemisem wróciła do pokoju wspólnego Hufflepuffu. Caleb już skończył odrabiać lekcje i uśmiechnął się, widząc szczęśliwą przyjaciółkę, niosącą w ramionach kota.
— Znalazłaś Artemisa? — zapytał, po czym wyciągnął rękę, by pogłaskać go po łebku. Kot zamruczał.
— Nie zgadniesz, kto go znalazł — powiedziała Kathleen, siadając obok Caleba.
— No nie wiem. Może Malfoy?
Brunetka spojrzała na przyjaciela ze zdegustowaniem.
— Żartujesz? Od niego to musiałabym siłą zabierać Artemisa.
— Też prawda — przytaknął blondyn. — No to nie wiem, może profesor McGonagall pod postacią kota go do ciebie przyprowadziła?
— Merlinie, Caleb, ty jesteś niemożliwy — Kathleen pokręciła głową z rozbawieniem. — Bliźniacy i Lee go znaleźli.
— Poważnie? — dopytywał, na co brunetka pokiwała głową. — A gdzie?
Puchonka opowiedziała mu całą historię.
— Widzisz, jednak nie są tacy źli, za jakich ich brałaś!
Kathleen cicho przyznała mu rację.
Wieczorem mieli dowiedzieć się, kto będzie brał udział w Turnieju Trójmagicznym, dlatego wszyscy uczniowie udali się do Wielkiej Sali. Kathleen i Caleb po drodze spotkali Kyle'a i Finlaya.
— Od was ktoś się zgłaszał go Turnieju? — spytał Caleb, na co Kyle wzruszył ramionami.
— Krążą plotki, że Warrington wstał wcześnie rano, żeby wrzucić swoje nazwisko do czary, ale ja nie wiem, czy to prawda.
— Bo pisałeś wtedy melodyjkę dla tej wili? — zażartowała Kathleen, na co Kyle obrzucił ją zdegustowanym spojrzeniem.
— Zabawne, Kath — odparł, ale mimo to uśmiechnął się. — Spałem wtedy, nie będę pilnował Warringtona, kiedy mogę spać.
To był cały Kyle i Kathleen doskonale o tym wiedziała, bo znała swojego kuzyna nie od dziś.
Dwójka Puchonów zajęła swoje miejsca przy stole. Kathleen postanowiła zacząć temat, który ciekawił ją od południa, kiedy Caleb wyznał jej swój sekret.
— Mam do ciebie pytanie — powiedziała konspiracyjnie.
Caleb spojrzał na nią z lekkim przerażeniem.
— Mam już zacząć się bać?
— To już musisz sam sobie wybrać — odparła ze śmiechem, po czym nachyliła się do niego, by nikt nie podsłuchiwał: — Którego chłopaka z całej szkoły uważasz za najprzystojniejszego?
Gdyby Caleb w tym momencie coś pił, na pewno by się zakrztusił. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło.
— Kath... — westchnął, a Kathleen uniosła dłonie w obronnym geście.
— No co? Przynajmniej masz z kim gadać o chłopakach — mrugnęła okiem do przyjaciela.
Caleb roześmiał się, po czym również nachylił się do niej, chcąc zachować dyskrecję.
— Jeśli mam być szczery, to Kyle jest całkiem przystojny.
To wyznanie bardzo zaskoczyło Kathleen. Nie tak bardzo, jak to, co usłyszała po południu, ale jednak.
— O Merlinie, a to ci dopiero — powiedziała. — Tylko nie sądzę, żeby Kyle też...
— No nie, Kath, nie zapędzaj się — roześmiał się blondyn. — Ja po prostu mówię, co widzę.
— Same fakty — zaśmiała się Kathleen. Rozmowa z Calebem na ten temat bardzo jej podpasowała i jak widać on też nie miał nic przeciwko. — A co byś powiedział o chłopakach ze starszych klas?
— O to samo mógłbym zapytać ciebie — odparł Caleb, krzyżując ręce na piersiach.
Kathleen podrapała się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Hm, większość dziewczyn mówi, że Cedrik jest najprzystojniejszy i tak po prawdzie, to nie można mu tego odmówić...
Caleb uniósł brwi z uśmiechem, a widząc jego minę, Kathleen szturchnęła go łokciem w żebra.
— Ja też tylko mówię, co widzę, nie patrz tak na mnie.
— Wiem, Kath — zaśmiał się.
Po uczcie nadszedł czas na wyłonienie uczestników. Jedynym źródłem światła były teraz świeczki w lampionach z dyni oraz blask idący od Czary Ognia. Nadawało to idealny klimat Święta Duchów.
Nikogo nie zdziwił fakt, że Wiktor Krum został reprezentantem Durmstrangu. Było to praktycznie do przewidzenia.
— Czyli już wiemy, kto to — zauważyła Kathleen, wskazując ruchem głowy na Fleur Delacour, która akurat przechodziła nieopodal nich.
Wyłonienie uczestnika z Hogwartu najwięcej radości sprawiło na pewno Puchonom - w końcu to Cedrik został wybrany przez Czarę. Z tej radości natychmiast uścisnął Amy, po czym z szerokim uśmiechem na ustach udał się do czekającego na niego dyrektora.
Jakże wielkie było zdumienie wszystkich, kiedy płomienie Czary Ognia ponownie wybuchnęły czerwienią, a na karteczce wyrzuconej przez nią widniały dwa słowa.
Harry Potter.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro