Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29. Urok wili

Sporym zaskoczeniem był fakt, że jednym z uczniów Durmstrangu jest Wiktor Krum. Sprawiło to, że wiele osób zapragnęło mieć jego podpis.

— Myślisz, że podpisze mi się szminką na kapeluszu? — spytała jedna z dziewcząt swoje przyjaciółki.

Kathleen pokręciła głową, widząc to zainteresowanie Krumem.

— Nigdy nie widziałam, jak Krum gra, ale patrząc po reakcjach chyba całkiem nieźle.

— Albo po prostu dziewczyny mają słabość do sławnych chłopaków — odparł Caleb.

— Chłopcy też — zaśmiała się. — W sensie, też czają się na autografy i w ogóle...

Jej przyjaciel pokiwał głową, jednak zanim tak się stało, przez chwilę miał nieco zmartwioną minę.

Kiedy dotarli do Wielkiej Sali, delegaci z Beauxbatons siedzieli już przy stole. Większość z nich rozglądała się po zamku z ponurymi minami, jakby uważali, że Hogwart jest poniżej ich oczekiwań. Jedna z dziewcząt patrzyła na wszystko z zachwytem w oczach, co chwilę mówiąc o tym siedzącej obok towarzyszce. Mówiła po francusku, ale w jej głosie słychać było włoski akcent, co sugerowało, że właśnie stamtąd pochodziła.

Uczniowie z Durmstrangu widocznie nie mieli aż tak wygórowanych stardardów. Z wielkim zainteresowaniem oglądali zaczarowany sufit, na to którym widać było gwiazdy.

Dumbledore serdecznie powitał gości, jednocześnie wyrażając nadzieję, że będą się dobrze czuli.

Turniej miał zostać ogłoszony pod koniec uczty. Kathleen już teraz była ciekawa, kto będzie reprezentował Hogwart. Wiedziała, że Cedrik zamierza zgłosić się do turnieju i szczerze życzyła mu szczęścia.

— W sumie myślałam, że będzie ich więcej — powiedziała, mając na myśli delegatów z Beauxbatons i Durmstrangu.

Caleb pokiwał głową, jednocześnie grzebiąc widelcem w jakiejś francuskiej potrawie.

— Ja też, ale jak widać nie wszyscy mogli tu przyjechać.

Kathleen zmrużyła oczy. Caleb wydawał się jakiś zamyślony i to nie pierwszy raz od początku tego roku. Nie żeby brunetka chciała być wścibska - zwyczajnie martwiła się o swojego przyjaciela. Czyżby zapomniał, że zawsze może na nią liczyć? Miała nadzieję, że nie zapomniał o tym.

— Ta blondynka skupia na sobie sporo uwagi — zauważyła Amy.

Kathleen powiodła za wzrokiem kuzynki i musiała przyznać jej rację. Kiedy delegatka z Beauxbatons o nieprzeciętnej urodzie przemierzała Wielką Salę, obracały się za nią głowy większości chłopaków. Amy musiała aż zainterweniować, bo nie podobało jej się, że Cedrik tak długo na nią patrzy, natomiast Kathleen rzuciła okiem na Caleba. Nieco ją zdziwił fakt, że blondyn nawet nie musiał się starać, by przestać patrzeć na skupiającą uwagę dziewczynę - spojrzał na nią tylko na dłuższą chwilę, po czym wrócił do jedzenia. Nie patrzył jednak na nią z takim oczarowaniem jak pozostali chłopcy w Wielkiej Sali.

— To pewnie wila — stwierdził Cedrik.

— To by wyjaśniało, czemu wszyscy tak na nią patrzą — zauważyła Amy z przekąsem.

Cedrik tylko pocałował ją w policzek, na co ona się uśmiechnęła. Kathleen również się uśmiechnęła - jej zdaniem Amy i Cedrik idealnie do siebie pasowali.

Jednak sprawa niezwykłej umiejętności Caleba była dla niej nieco zastanawiająca. Skoro normalnie mężczyźni nie umieli oprzeć się urokowi wil, to jak udawało się to Calebowi?

Mogło też być tak, że jedynie coś się jej przywidziało. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiała poważnie porozmawiać ze swoim przyjacielem. I uczyniła to już następnego dnia.

Oboje udali się na Wieżę Astronomiczną. Normalnie Kathleen nie odważyłaby się ponownie czegoś zaśpiewać, jednak chciała jakoś rozweselić Caleba, a wiedziała, że chłopak lubił, kiedy śpiewała. Zaśpiewała nieco ciszej, aby na pewno nikt nie słyszał. Dodatkowo Caleb mógł mieć wrażenie, że piosenka jest skierowana tylko i wyłącznie do niego. I rzeczywiście tak było.

— Pięknie, Kath — powiedział i uśmiechnął się.

Brunetka skinęła głową, po czym zaczęła rozmowę, którą tego dnia układała sobie w myślach.

— Caleb, bo wiesz... Chciałabym, abyśmy byli ze sobą szczerzy — oznajmiła ostrożnie, na co Caleb lekko uniósł brwi. Dziewczynie wydawało się, że jej przyjaciel lekko się przestraszył. Tylko czego...?

— Przecież... Przecież jesteśmy, Kath — zauważył blondyn, patrząc jej w oczy.

Kathleen westchnęła, po czym położyła mu dłoń na ramieniu.

— Zawsze byliśmy, Caleb, ale... Mam wrażenie, jakbyś od września coś ukrywał — powiedziała cicho. — I... Jesteś przez to smutny, a ja nie lubię, kiedy się smucisz.

Caleb westchnął, po czym zdjął bladą dłoń Kathleen ze swojego ramienia. Uprzednio najpierw ją lekko uścisnął, po czym ją puścił. Przez chwilę nie mówił nic, a brunetka miała wrażenie, jakby słyszała jego dosyć szybkie bicie serca. Może rzeczywiście je słyszała, a to tylko potwierdzało, że coś jest na rzeczy.

— Nie chcę, żebyś zrozumiała mnie źle, Kathleen... — westchnął Caleb. Teraz ewidentnie unikał wzroku przyjaciółki.

— Może zaczniesz od początku? — zaproponowała. — Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Byłam, jestem i będę z tobą na dobre i złe...

— A ja obawiam się, że po tym, co ci powiem, to się zmieni.

— Nie pleć głupot, Caleb — odparła dziewczyna. — Na pewno będzie ci lżej, kiedy mi się wygadasz...

Blondyn ponownie westchnął. Wciąż nie był w stanie patrzeć Kathleen prosto w oczy, więc utkwił je w swoich dłoniach.

— Wiesz, to się zaczęło jakoś pod koniec zeszłego roku szkolnego — zaczął. — Jakieś dwa dni przed powrotem do domu. Kiedy się pakowaliśmy, chłopaki z mojego dormitorium uznali, że ich zdaniem Susan Bones i ja pasowalibyśmy do siebie.

Kathleen uniosła brwi. Najprawdopodobniej był to dopiero początek historii, dlatego nie przerywała mu.

— Powiedziałem, że aktualnie raczej nic by z tego nie wynikło. Potem zaczęło się poszukiwanie ideałów spośród dziewczyn w szkole i kiedy ja nie znalazłem żadnego, chłopcy rzucili żartem, że może jestem gejem...

— Dziwne mają poczucie humoru — zauważyła Kathleen.

— To prawda — przytaknął Caleb ze wzrokiem wciąż utkwionym w swoich dłoniach. — Ale... W czasie wakacji doszedłem do wniosku, że mieli rację...

Tego Kathleen definitywnie się nie spodziewała. Teraz już rozumiała, czemu Caleb tak opierał się przed powiedzeniem jej prawdy - mógł mieć obawy co do tego, jaka byłaby jej reakcja. Tyle że Kathleen nie zamierzała porzucić przyjaźni z nim z tak błahego powodu, jak odmienne orientacje.

— Przepraszam, że ci tego nie powiedziałem, Kath, ale... Nie chciałem cię stracić — wyznał, nareszcie podnosząc na nią wzrok. — Tej tajemnicy nie chcę nikomu zdradzić...

Kathleen chwyciła go za ramiona. Caleba nieco to zaskoczyło, bo zrobiła to dosyć szybko.

— Caleb, cieszę się, że mi zaufałeś — powiedziała i uśmiechnęła się. — I dla mnie nie ma znaczenia, czy będziesz kochał dziewczynę, czy chłopaka. Dla mnie wciąż jesteś moim najlepszym przyjacielem. Choćbym cały świat obleciała, to drugiego takiego jak ty nie znajdę!

Po tych słowach przytuliła się do Caleba. Chłopakowi od razu kamień spadł z serca. Tyle się martwił, a teraz, kiedy okazało się, że nie było ku temu powodów, czuł wielką radość i ulgę.

— I nie rozumiem, czemu mówisz o tym tak, jakby to było coś złego — dodała, krzyżując ręce na piersiach.

— Nie wszyscy uważają tak samo, jak ty, Kath...

— Owszem, ale nie mają podstaw, by traktować cię gorzej — odparła, po czym zmrużyła swoje bursztynowe oczy. — Zaraz, więc to dlatego ten urok wili działał na ciebie słabiej...

— Trzeba by się zagłębić w odmęty ludzkiego umysłu — odparł Caleb.

— Albo serca — skwitowała, po czym uśmiechnęła się lekko. — A, i jak już spotkasz swój ideał, to nie zapomnij mi o tym powiedzieć, dobra? Będę trzymać za was kciuki!

Kathleen... — westchnął Caleb. Zrezygnowanie w jego głosie było nieco udawane - za bardzo cieszył się z akceptacji ze strony przyjaciółki, by teraz ją za to karcić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro