Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25. Gadająca czapka umie zaskoczyć

W Norwegii Elise i Kathleen zobaczyły graniany, które tak chciała zobaczyć magizoolożka. Przywiozły ze sobą wiele zdjęć, na których były uwiecznione te skrzydlate konie, a Elise dodatkowo zebrała notatki o nich.

— Możemy już odebrać Artemisa? — zapytała Kathleen od razu po powrocie. Na czas ich nieobecności Artemisem zajęły się jej kuzynki, a ona zdążyła się już stęsknić za swoim pupilem.

— Możemy, Katie — zgodziła się Elise. — Przy okazji odbierzemy twoją szatę...

Tak więc zaraz po tym, jak rozpakowały swoje rzeczy, przeniosły się do domu Fowlerów, a raczej w jego okolice, by mugolscy sąsiedzi nie zdziwili się widokiem pojawiających się znikąd Elise i Kathleen.

Drzwi otworzyła im Samantha, przeciągając swoje okulary do szycia z nosa na głowę.

— Jak było w Norwegii? — zainteresowała się, kiedy obie weszły do środka.

— Widziałyśmy graniany — odparła z uśmiechem Elise, podając jej zdjęcie.

Samantha obejrzała graniana ma zdjęciu i też się uśmiechnęła.

— Czyli misja zakończona sukcesem — skwitowała. — Artemis ma się dobrze, a ja skończyłam już twoją sukienkę, Katie.

— Dziękuję, ciociu — podziękowała Kathleen, na co Samantha machnęła ręką.

— To drobiazg. Tylko będziesz musiała ją jeszcze przymierzyć, tak dla pewności, że wszystko w niej pasuje.

Kathleen rzadko miała okazję robić za manekin, ale ponieważ było to konieczne, nie narzekała.

W salonie siedziała akurat Evangeline z Artemisem na kolanach. Zauważywszy swoją właścicielkę, wchodzącą do pomieszczenia, kot zeskoczył z kolan Evangeline i podbiegł do Kathleen.

— Cześć, łobuzie — zaśmiała się Puchonka, po czym wzięła go na ręce.

— Ja wiem, czy taki łobuz — parsknęła Evangeline. — Był całkiem grzeczny.

Kathleen podrapała kota za uchem, na co ten zaczął mruczeć. W tym samym momencie do salonu weszła Samantha z przewieszonym przez ramię strojem, uszytym z czerwonego materiału. Rozłożyła go, ukazując sukienkę, którą zażyczyła sobie Kathleen - niezbyt przesadnie rozkloszowana, z rękawami sięgającymi łokci, bez wymyślnych ozdób. Jedyną ozdobę stanowiły czarne wstążeczki na końcach rękawów, związane w kokardki.

— Jest piękna — zauważyła Kathleen, a jej ciotka kiwnęła głową.

— Na tobie z pewnością będzie wyglądała jeszcze lepiej — zapewniła ją, po czym podała sukienkę siostrzenicy. — Musisz koniecznie ją przymierzyć, bo muszę sprawdzić, czy nie trzeba zmniejszyć dekoltu.

Okazało się, że poprawki nie będą konieczne, bo sukienka pasowała idealnie. Na całe szczęście nie ciągnęła się po ziemi, bo Kathleen raczej nie chciałaby zamiatać podłóg szkolnych własnym ubraniem.

— To najmniej intensywna czerwień, jaką udało mi się znaleźć — powiedziała Samantha. — Mam nadzieję, że ci odpowiada.

— Bardzo, ciociu — przytaknęła Kathleen. Nie zrobiła tego z uprzejmości - sukienka szczerze jej się podobała.

— Wyglądasz ślicznie, Katie — skomplementowała ją Elise, a Kathleen tylko podziękowała cicho. Nie żeby przeszkadzała ciotce w upewnianiu się, czy wszystko pasuje, ale nie chciała za długo stać i zbierać komplementów.

Artemis zamiauczał kilka razy, jakby zgadzał się z blondynką.

— To prawda — dodała Evangeline. — Ty i Amy na pewno zrobicie furorę na balu, Kath — zachichotała.

Teraz to Kathleen była pewna, że jej twarz idealnie pasuje kolorystycznie do sukienki.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Dzień przed wyjazdem do Hogwartu czerwona szata wyjściowa Kathleen leżała już schludnie złożona w kufrze, natomiast sama Puchonka zbierała potrzebne jej w szkole drobiazgi. W tym czasie Artemis wylegiwał się na jej łóżku i przysypiał, jednak gwałtwownie uniósł głowę, kiedy nagle drzwi do pokoju Kathleen otworzyły się szerzej. Jak się okazało, to Elise zaszczyciła ich swoją obecnością, przynosząc ze sobą jakieś drewniane pudełko. Byłoby tajemnicze, gdyby Kathleen nie znała jego zawartości, jednak doskonale wiedziała, co tam jest. W środku jej mama przechowywała spinkę z różami, którą miała na ślubie.

Kathleen, która akurat siedziała na podłodze i segregowała swoje podręczniki, spojrzała z dołu pytająco na matkę. Kobieta przyklęknęła obok niej i podała jej pudełko.

— Pomyślałam, że może ci się to przydać — powiedziała z uśmiechem, a Kathleen przyjęła pudełko.

Tak jak się spodziewała, w środku ujrzała rodzinną pamiątkę - spinkę z herbacianymi różami. Dwie większe i jedna mniejsza różyczka umocowane były do spinki i prezentowały się pięknie, jak zauważyła brunetka. Nigdy nie wyobrażała sobie jednak, by to ona miała ją kiedykolwiek wpiąć sobie we włosy.

— Eee... Jesteś pewna, mamo? — zapytała nieśmiało. — To raczej twoja pamiątka...

— A teraz moja córka może ją założyć — odpowiedziała wesoło Elise. — Amy pewnie pomoże ci jakoś ładnie ułożyć włosy i spinka się przyda.

Kathleen westchnęła i uśmiechnęła się, po czym posłusznie spakowała pudełko ze spinką do kufra. Trochę potrwało, zanim pozbierała resztę swoich przyborów szkolnych. Elise wprost nie dowierzała, że jej córka w tym roku skończy piętnaście lat, ale cóż poradzić, kiedy czas biegł jak szalony?

Następnego dnia na peronie numer dziewięć i trzy czwarte jak co roku uczniowie Hogwartu byli żegnani przez swoich rodziców. Nie inaczej było też w przypadku Kathleen, tyle że tym razem zaraz po pożegnaniu się z mamą do pociągu szła razem ze swoją kuzynką, Amy.

— Pasują ci te warkoczyki, Kath — zachichotała Amy, na co Kathleen przewróciła oczami.

— Boję się tylko, że po tych warkoczykach jutro nie ujarzmię tych kudłów — odparła, obracając w palcach długi warkocz.

— Nie narzekaj, Kath, twoje loki są piękne — odparła Amy, po czym z trudem wniosła swój kufer do wagonu.

— Może wam pomogę? — dziewczyny usłyszały głos Cedrika Diggory'ego, który najwyraźniej szukał Amy po pociągu i w końcu udało mu się ją odnaleźć.

— Jeśli mógłbyś, to bardzo proszę — poprosiła Kathleen, a już po chwili z pomocą Cedrika jej kufer był już w wagonie. — Dzięki.

— Nie ma sprawy — Cedrik się uśmiechnął. — Idziesz z nami, Kathleen?

Brunetka pokręciła głową.

— Nie, dzięki. Poszukam Caleba.

Amy i Cedrik uśmiechnęli się na pożegnanie, po czym odeszli w swoją stronę, natomiast Kathleen udała się na poszukiwanie swojego przyjaciela. Nie trwało długo, zanim odnalazła przedział, w którym siedział on z siostrą. Carina w tym roku miała rozpocząć naukę w Hogwarcie.

— Jesteś, Kath — uśmiechnął się Caleb, a Kathleen nie zdążyła odpowiedzieć, bo z zaskoczenia przytuliła ją Carina.

— Też się cieszę, że jedziesz z nami do Hogwartu, Carrie — zaśmiała się Kathleen.

Jedenastolatkę praktycznie rozsadzał entuzjazm. Uśmiech nie schodził z jej ust, co również udzielało się Kathleen i Calebowi.

— Jak tam norweskie graniany, Kath? — zapytał Caleb.

— Przypomnijcie mi później, to pokażę wam zdjęcie — odparła, na co blondyn i jego siostra przytaknęli.

W pewnym momencie ich przedział odwiedzili Amy i Cedrik. Nikt nie miał nic przeciwko ich towarzystwu, więc podróż mijała im szczęśliwie.

— Jak myślisz, do jakiego domu trafisz, Carina? — zapytała ją Kathleen. Pytani o to pierwszoroczniacy albo mieli już jakieś oczekiwania, albo ich nie mieli i zdawali się na Tiarę Przydziału. Brunetka pamiętała, że ona sama nigdy by nie pomyślała, że Tiara przydzieli ją do Hufflepuffu. Jak widać, gadający kapelusz postanowił ją zaskoczyć.

— Nie mam pojęcia — Carina pokręciła głową. Nie była jakoś przygnębiona z tego powodu — ale Tiara chyba wie, co robi.

— Na pewno wie — przytaknął Cedrik. — I jesteś mile widziana w Hufflepuffie — dodał, wyszczerzając zęby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro