Rozdział 16. Pani minister
Hermiona wyglądała na bardzo oburzoną. Kathleen wiedziała, dlaczego - z pewnością wyciągnęła wiele pochopnych wniosków, ale to akurat jej nie dziwiło.
— To niemożliwe! Ufałam panu, a pan... A tymczasem pan w tajemnicy spiskował z mordercą! — wykrzyknęła Gryfonka.
— Z kim?! — odwrzasnęła Kathleen, tracąc cierpliwość.
— Kathleen, Hermiono, spokojnie. Zaraz wszystko wyja... — zaczął Lupin, ale przerwała mu Hermiona.
— Nie wolno mu ufać! On... On jest wilkołakiem! Pomógł Blackowi dostać się na teren Hogwartu! Tak samo jak on pragnie twojej śmierci, Harry!
Zapadła cisza. Takiego obrotu spraw zapewne nie spodziewali się Harry i Ron. Kathleen wypuściła powietrze z płuc. Teraz to się podzieje, pomyślała.
Nie zdziwiła jej wieść o tym, że Remus Lupin jest wilkołakiem, bo od wielu lat o tym wiedziała o tym i mimo tej informacji wciąż pozostawał on dla niej jedną z najbardziej wartych zaufania osób.
— Kiedy ustanowili rozporządzenie, że wilkołakom nie wolno ufać? — Caleb przerwał ciszę. — No chyba, że sama je właśnie wydałaś, to zwracam honor, pani minister.
Kathleen powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. W myślach pochwaliła swojego przyjaciela.
— Już dobrze, Caleb — powiedział Remus, kładąc dłoń na ramieniu swojego syna. Również starał się zachował powagę po usłyszeniu uwagi Caleba i udawało mu się to lepiej niż Kathleen, która musiała zagryzać policzek od środka. — Uważam, że powinnaś się wstydzić, Hermiono. Z trzech zdań, które wypowiedziałaś, tylko jedno jest prawdziwe — profesor westchnął głęboko. — Na pewno nie pomagałem Syriuszowi w dostaniu się do Hogwartu, ani nie pragnę śmierci Harry'ego. Ale... Prawdą jest, że jestem wilkołakiem.
Ponownie zapadła cisza, którą postanowiła przerwać Kathleen, bo nie byłaby sobą, gdyby nie dopowiedziała swojego zdania.
— Bez względu na to, czy Hermiona zamierza wydać rozporządzenie o zaufaniu do wilkołaków, czy nie, profesor Lupin pozostaje jednym z najbardziej godnych zaufania ludzi.
Remus i jego syn uśmiechnęli się do niej z wdzięcznością, natomiast Syriusza rozpierała duma.
Ronowi widocznie dokuczało złamanie nogi, którego nabawił się w nieznany Kathleen sposób. Kiedy jednak profesor Lupin podszedł do niego z zamiarem pomocy, głośno zaprotestował.
— Nie dotykaj mnie, wilkołaku! — wrzasnął, a mężczyzna rzeczywiście cofnął się o krok, wiedząc, że nie pomoże Gryfonowi wbrew jego woli.
— Tata chciał ci tylko pomóc — powiedział Caleb z irytacją, jaka rzadko się u niego pojawiała. Zawsze był cierpliwy, kiedy Ślizgoni go wyśmiewali, uważał, że nie ma co kłócić się o nic, za to Kathleen nadrabiała za niego słowami. Najwyraźniej teraz cierpliwość go opuściła. — A ty odstawiasz szopki jak rozwrzeszczany dzieciak.
Gryfon nie odpowiedział już nic, więc Remus wraz ze stojącym u jego boku Calebem zaczął przedstawiać Harry'emu, Hermionie i Ronowi prawdziwe zdarzenia sprzed dwunastu lat. Syriusz nie brał udziału w tej rozmowie, bo miał dużo ważniejsze sprawy na głowie - przed laty została mu odebrana możliwość kontaktu z córką, więc teraz koniecznie chciał z nią poroznawiać, zresztą tak samo, jak ona z nim.
— Elise wychowała cię na mądrą dziewczynę — westchnął i położył dłoń na ramieniu Kathleen. — Kiedy zaczęłaś tak bronić Remusa... Czułem się bardzo dumny z ciebie.
— Po prostu... Delilah i Remus zawsze byli przy nas blisko — wyjaśniła Kathleen, wzruszając lekko ramionami. — Naprawdę są dla mnie najbardziej warci zaufania na równi z rodziną. Oni, Caleb i Carina.
— Tak podejrzewałem, że charakter to moja Kathleen ma po mnie — zaśmiał się Syriusz, na co jego córka też zachichotała.
— Mama zdecydowanie też tak uważa.
Na twarzy Syriusza rozjaśniła zię w szerszym uśmiechu, kiedy Kathleen wspomniała o jego ukochanej.
— Elise... Zawsze chciała zostać magizoologiem... Pamiętam, jak w jej pierwszą dorosłą podróż wybrałem się razem z nią...
— To wtedy się jej oświadczyłeś? — zapytała, na co jej tata pokiwał głową.
W czasie gdy Harry poznawał prawdę odnośnie tego, kto zdradził jego rodziców, Kathleen z radością w oczach rozmawiała z ojcem. Dowiedziała się, w jaki sposób udało mu się wydostać z Azkabanu, a uśmiech nie schodził jej z ust przez cały ten czas.
— Będąc w Azkabanie tylko świadomość, że jestem niewinny i że gdzieś na tym świecie są dwie najważniejsze w moim życiu kobiety utrzymały mnie przed załamaniem nerwowym — dodał, zamykając Kathleen w mocniejszym uścisku.
Po jakimś czasie zaczął spacerować dookoła pomieszczenia, czekając, aż Remus skończy wyjaśnianie trójce uczniów całej historii. W końcu z powrotem przysiadł obok córki, by dalej z nią rozmawiać.
— Czyli to dlatego Snape tak pana nie lubi — powiedział Harry, połączywszy fakty.
— Tak, dlatego — rozległ się pogardliwy głos za plecami Lupina.
Syriusz zerwał się na równe nogi, a Caleb od razu znalazł się obok swojej przyjaciółki. Obydwoje przeczuwali, że z wizyty nauczyciela nie wyniknie nic dobrego. I mieli rację, bo ten zamierzał wydać ich ojców dementorom.
— Tyle razy mówiłem Dumbledore'owi, że popełnił błąd, zatrudniając cię, Lupin. Prędzej czy później pomógłbyś Blackowi dostać się na teren szkoły... — powiedział, celując w różdżką w Remusa.
— Mylisz się, Severusie... — bronił się, ale Snape go nie słuchał.
Zręcznie pozbawił go różdżki, po czym zaklęciem przewiązał jego ręce, nogi i usta cienkimi linami. Syriusz w trybie natychmiastowym pojawił się tuż obok, ale nauczyciel wycelował różdżkę prosto między jego oczy.
— W Azkabanie przybędzie dziś dwóch więźniów — zadrwił. — Podejrzewam, że dementorzy będą triumfować.
Harry najwyraźniej zaczął rozumieć, że błędnie oceniał sytuację, bo nie wpatrywał się w Syriusza z nienawiścią w oczach. Parszywek wyrywał się z uścisku Rona, czego ten nie rozumiał i nie pozwalał mu uciec. Hermiona nieśmiało wystąpiła do przodu.
— Profesorze... Nie zaszkodziłoby wysłuchać, co mają do powiedzenia...
— Granger, nie uczyli cię, żeby się nie odzywać, kiedy nie pytają? — warknął, przez co Gryfonka oblała się czerwienią. — Ty, Potter, Weasley, Black i Lupin jeszcze dziś możecie pożegnać się ze szkołą, więc radziłbym ci chociaż raz trzymać język za zębami.
Hermiona próbowała dalej argumentować, ale Severus skutecznie ją uciszył.
— Już nie mogę się doczekać, aż dementorzy złożą na tobie swój pocałunek, Black — powiedział kpiąco, wciąż celując w niego różdżką.
Kathleen nienawidziła być bezradna, a w tym momencie właśnie tak było - trudno byłoby przekonać nauczyciela do zostawienia ich w spokoju, a odrzucenie go zaklęciem nie wchodziło w grę.
Już miała tracić nadzieję na ratunek dla taty, przez otwarte drzwi wleciał niewielki skowronek. Zrobił kółko nad Snapem i Syriuszem, po czym przysiadł na wyciągniętej dłoni Blacka. Wszyscy patrzyli na to ze zdumieniem.
— Znam tego skowronka... — wyszeptał Syriusz, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Ptaszek zaćwierkał kilka razy, po czym pofrunął nieco dalej, a przy lądowaniu przybrał postać szczupłej kobiety o blond włosach. Odwróciła się do zebranych, mierząc ich spojrzeniem swoich bursztynowych oczu. Była to oczywiście Elise, która zaledwie kilka godzin temu pożegnała hipogryfa, którym niegdyś się opiekowała. Uniosła brwi, widząc, jak jej kuzyn mierzy różdżką w jej męża, a jej przyjaciel leży zakneblowany na podłodze.
— Mogłabym się po tobie spodziewać wielu rzeczy, Severusie — powiedziała wzburzona — ale tego, że zamierzasz oddać dementorom dwójkę niewinnych ludzi, to bym się nie spodziewała.
— Wybacz, Elise, ale tego wymaga sprawiedliwość — odrzekł Snape obojętnym głosem.
— Sprawiedliwość? — blondynka posłała mu spojrzenie pełne politowania. — Widzisz gdzieś sprawiedliwość na tym świecie? Bo ja dwanaście lat temu przestałam zauważać.
Jej kuzyn próbował jakoś usprawiedliwić swoje zachowanie, ale ona tylko pokręciła powoli głową i zrobiła kilka niewielkich kroków z miejsca, na którym wylądowała.
— Przepraszam za to, co teraz zrobię — powiedziała i wyjęła różdżkę, jednak nie zdążyła rzucić zaklęcia, którego początkowo zamierzała użyć, bo Snape cisnął w nią niewerbalnym zaklęciem. Zdołała jednak w porę je odbić, przez co urok trafił w jej kuzyna, który stracił przytomność przez uderzenie w ścianę.
Blondynka spojrzała na niego ze zmartwieniem, po czym wzruszyła ramionami.
— Jednak nie czuję skruchy.
Machnęła różdżką i uwolniła z więzów Remusa, któremu następnie podała dłoń. Zaraz potem spojrzała na swojego męża i uśmiechnęła się.
— Dwanaście lat musiałam czekać, żeby znów cię zobaczyć.
Na twarzy Syriusza, który dotychczas patrzył na nią z miłością, rozkwitł jeszcze szerszy uśmiech.
— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem, Elise.
Rozpromieniona twarz blondynki wyrażała takie emocje, że Kathleen czuła ciepło na sercu. A kiedy jej rodzice padli sobie w ramiona, miała wrażenie, jakby jej serce zamieniło się w słońce. Podobało jej się to uczucie, dające dużo nadziei na to, że jej rodzina w końcu będzie razem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro